Szwedzka lewica do końca wierzyła, że uda jej się zachować władzę, że może głosy, które oddano za granicą przechylą bardzo chybotliwą szalę zwycięstwa na jej stronę, ale ostatecznie okazało się, że koalicja ugrupowań prawicowych zdobyła znikomą, ale jednak większość mandatów w szwedzkim parlamencie. W Rigsdagu zasiądzie 176 posłów prawicy i 173 z lewicy. Pierwsza w historii premier Szwecji, Magdalena Andersson z Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej, podała się do dymisji. Nowy rząd formować ma Ulf Kristersson z Umiarkowanej Partii Koalicyjnej.
Wyniki wyborów i ich konsekwencje pokazują w jakie sprzeczności, na pograniczu schizofrenii, popadła polityka w Szwecji, ale są też symbolem wielkich zmian jakie zachodzą nie tylko w tym skandynawskim kraju, ale całej Europie. Wybory wygrali socjaldemokraci zdobywając 30,4 proc. głosów, ale tracą władzę. Sprawowali ją w rozlicznych kombinacjach, z pewnymi przerwami (najdłuższą pomiędzy 2006 a 2014 rokiem) od niemal 100 lat. Tym razem nie udało się sklecić odpowiednio dużej grupy koalicjantów, choć była premier wciąż liczy, że Kristerssonowi noga się powinie i jakieś ugrupowanie wyłamie się z prawicowej koalicji.
Prawdziwym zwycięzcą wyborów są Szwedzcy Demokraci, którzy zajęli w nich 2. miejsce zdobywając 20,6 proc. głosów i 73 mandaty w parlamencie. Ich wynik jest imponujący, jeśli brać pod uwagę z jak wielką medialną i instytucjonalną, budowaną od stu lat, machiną socjaldemokratów do zdobywania i utrzymywania władzy musieli się zmierzyć. Do rządu jednak nie wejdą, ba prawdopodobnie nawet nie obejmą wyższych stanowisk w samym Rigsdagu, bo to ugrupowanie wyklęte, jeszcze niedawno skazano na pobyt w getcie. Szwedzcy Demokraci to partia narodowa, broniąca tradycyjnych szwedzkich wartości, dawnego stylu życia i porządku, która chce zakończenia obłąkańczej polityki imigracyjnej, zdecydowanej walki z wielką plagą przestępczości, którą wywołały gangi przybyszy. Jeszcze niedawno opowiadała się za jak najszybszym wyjściem Szwecji z Unii, ale jej lider Jimmie Akesson złagodził kurs, by nie zrażać co poniektórych wyborców prawicy. Tym niemniej są zdecydowanie przeciwni oddawaniu większego władztwa brukselskiej eurokracji i federalizacji – koncepcji stworzenia Stanów Zjednoczonych Europy. W ich oficjalnych deklaracjach czytamy:
Przez długi czas byliśmy jedynymi, którzy ostrzegali przed problemami stwarzanymi przez inne partie. Ostrzegaliśmy przed powstawaniem dzielnic segregacji, wzrostem przestępstw na tle seksualnym, przestępczością zorganizowaną, handlem ludźmi, przestępstwami „honorowymi”, ekstremizmem religijnym i galopującym wydatkami na migrację i niszczeniem społecznego dobrobytu.
A więc Szwedzcy Demokraci to partia nieprawidłowa, w zasadzie faszystowska, taka, dla której nie powinno być miejsca w kolorowym, bezzębnie uśmiechniętym postępowym świecie postępującego postępu i jeszcze równiejszej równości. Takich jak Szwedzcy Demokraci się izoluje, spycha do getta. Prawica (o ile to pojęcie ma w Szwecji jeszcze jakiś sens) mogła rządzić już w poprzedniej kadencji, ale trzeba byłoby prosić o poparcie gorszych politycznie Szwedzkich Demokratów, którzy w poprzednim rozdaniu mieli trzecie miejsce, więc oddano władze mniejszościowemu rządowi lewicy. Tym razem Szwedzkich Demokratów nie da się zupełnie zignorować, w getcie ławkowym w Rigstagu posadzić, w końcu to drugie ugrupowanie na politycznej scenie i chcąc nie chcąc trzeba było się jakoś dogadywać. Oczywiście Demokraci są nadal urzędów i stanowisk niegodni. Wiadomo jaki wrzask by się w mediach całej Europy podniósł: Szwecją rządzą faszyści. Zresztą już się niesie. Europosłanka Malin Bjork bredziła w Strasburgu opowiadając, że w jej kraju – Szwecji, powstaje rząd z partią rasistowską i domagała się, by Unia „zjednoczyła się” i powstrzymała ekstremalna prawicę w Europie.
Jak się skończy formowanie rządu w Szwecji, czy ostatecznie zakończona zostanie izolacja „nieprawidłowej” partii, nie wiadomo ale opowieści takiej jak Bjork pokazują, że cała zjednoczona Europa wchodzi w nową fazę swego politycznego żywota. Przez cały kontynent, na wskroś pojawiają się ruchy łamiące dotychczasowe stare układy, rozbijające skorupy, wybijające okna w zatęchłych komnatach władców Europy. Wszystko wskazuje na to, że już za dwa tygodnie prawica będzie obejmować rządy we Włoszech, a na jej czele stanie eurosceptyczna partia Bracia Włosi ze swą charyzmatyczną liderką Giorgią Meloni. To może być bardzo dobra wiadomość dla nas, bo prawdopodobna przyszła premier Włoch w czasie telewizyjnej debaty wyborczej oznajmiła, że nie można więcej pozwalać na to, by Bruksela tak źle traktowała Polskę i Węgry. To naturalny sojusznik dla nas. Niech się kto tam chce wydziera, że we Włoszech rządzić będą faszyści, swoje trzeba robić. Oddzielną kwestią jest oczywiście przekonywanie Włochów także przez nas o potrzebie twardego kursu wobec zbrodniczej Rosji.
W czerwcu we Francji historyczny wynik osiągnęło Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen stając się trzecią siła polityczną nad Sekwaną. W Zgromadzeniu Narodowym ma teraz 89 deputowanych, w porównaniu z 8 w poprzedniej kadencji, co oznacza, że swój stan powiększyło aż jedenastokrotnie. Francja ma rząd mniejszościowy. Podobnie jak Hiszpania, którą czekają wybory w przyszłym roku, i w której coraz silniejsza pozycję ma eurosceptyczny VOX. W Europie idzie nowe, idą zmiany a jednym z symboli tego jest wielki sukces Szwedzkich Demokratów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/614553-wybory-w-szwecji-zwyciezcy-eurosceptycy-wychodza-z-getta