Rosyjska inwazja na Ukrainę, a także odmienna reakcja Polski i Niemiec na to wydarzenie przyniosły poważne przewartościowania w naszym regionie. W Europie Środkowej coraz mniejsze jest przekonanie, że należy w swej polityce międzynarodowej opierać się na Berlinie, a coraz większe, że warto orientować się na Warszawę. Przykładem takiej zmiany może być Słowacja, gdzie niedawno na opiniotwórczym portalu konserwatywnym postoj.sk ukazał się ważny tekst dwóch autorów: Martina Hanusa (redaktora naczelnego portalu) oraz Jozefa Majchráka (głównego publicysty politycznego wspomnianego medium) pod znamiennym tytułem „Zmiana słowackiej doktryny. Dlaczego w nowej epoce powinniśmy trzymać się Polski”.
„Trzymaj się Niemiec”, czyli „trzymaj gębę na kłódkę”
Autorzy przypominają, że dominujący przez ostatnią dekadę kurs Bratysławy na arenie unijnej ukształtował się po kryzysie strefy euro, kiedy tylko jeden kraj wydawał się prezentowa jako solidny gwarant stabilności europejskiej, zdolny uporządkować rozchwianą sytuację. Były to silne gospodarczo i odpowiedzialne fiskalnie Niemcy. To wówczas miał miejsce słynny „hołd berliński” Radosława Sikorskiego. Wówczas też słowacki establishment polityczny postanowił postawić na Niemcy. Nową doktrynę państwową po raz pierwszy sformułował w 2011 roku ówczesny sekretarz stanu w ministerstwie finansów Vladimír Tvaroška, który pytany, czy Słowacja nie powinna wystąpić ze strefy euro i powrócić do korony, odpowiedział:
Dla Słowacji bardzo ważne jest, abyśmy trzymali się Niemiec. To kraj, który swą odpowiedzialną polityką gospodarczą utorował drogę w przeszłości.
Ta strategia obowiązywała zarówno podczas rządów Ivety Radičovej, jak i Roberta Fico. Kolejni ministrowie finansów potwierdzali, że „trzymanie się Niemiec” leży w najlepiej rozumianym i żywotnym interesie Słowacji. Jeden z nich, Peter Kažimír, okazał się najżarliwszym pomocnikiem Wolfganga Schäuble w trakcie negocjacji z Grekami, gdy unijny establishment bezwzględnie „grillował” rząd w Atenach. Ówczesny minister finansów Grecji Yanis Varoufakis w swej głośnej książce „Dorośli w pokoju” nazwał Kažimíra najgorliwszą cheerleaderką Wolfganga Schäuble.
Jedynym politykiem mainstreamowym w Bratysławie, który sprzeciwiał się otwarcie temu kierunkowi, był przewodniczący partii Wolność i Solidarność (SaS) Richard Sulík. Mówił z przekąsem, że w takiej sytuacji Słowacja powinna zlikwidować ministerstwo spraw zagranicznych i zamiast tego zatrudnić w rządzie osobę odpowiedzialną za kontakty z Berlinem, zaś dewiza „trzymaj się Niemiec” powinna zostać zastąpiona hasłem „trzymaj gębę na kłódkę”.
Nawet kryzys imigracyjny w 2015 roku, gdy Bratysława wraz z innymi stolicami Grupy Wyszehradzkiej sprzeciwiła się Berlinowi i Brukseli, nie pociągnął za sobą zmiany kierunku słowackiej polityki. Dopiero pełnoskalowa agresja Rosji przeciwko Ukrainie przyniosła nową sytuację geopolityczną, która każe zastanowić się nad dalszym kursem dyplomacji naszych południowych sąsiadów.
Czy dwaj sąsiedzi muszą być odwróceni do siebie plecami?
Po 24 lutego krajobraz polityczny na naszym kontynencie uległ przekształceniom. Jak piszą Martin Hanus i Jozef Majchrák:
Od pierwszych dni znaleźliśmy się w zachodniosłowiańskim skrzydle UE (Polska, Czechy, Słowacja), które nadało moralny i polityczny ton debacie w Europie.
Z drugiej strony ujawniła się kompromitacja Niemiec – najpierw za rządów Angeli Merkel, która pozwoliła reżimowi Putina uzależnić energetycznie Europę oraz sfinansować rosyjskie zbrojenia; później zaś za rządów Olafa Scholza, którego pomoc dla zaatakowanej i krwawiącej Ukrainy jest śmiesznie mała w porównaniu z możliwościami Berlina.
W tej sytuacji obaj publicyści zadają sobie pytanie, czy po 24 lutego rozsądne jest dalsze trzymanie się Niemiec i czy nie lepiej w większym stopniu orientować się na Polskę. Dają na to następującą odpowiedź:
Socjolog Oľga Gyárfášová napisała kiedyś, że Słowacja i Polska są jak dwaj sąsiedzi odwróceni plecami. Chciała tym zilustrować, że chociaż jesteśmy blisko geograficznie, nie jesteśmy sobą zbytnio zainteresowani.
Istnieje już jednak zbyt wiele dobrych powodów, dla których, przynajmniej z naszej strony, powinniśmy zmienić obecne nastawienie i bardziej przyjrzeć się naszemu północnemu sąsiadowi, zamiast kurczowo trzymać się Niemiec. Oczywiście Berlin nadal będzie dla nas ważny – ale w tym przełomowym roku okazało się, że lepszy kompas mają w Warszawie.
O wyższości „polskich romantyków” nad „niemieckimi realistami”
Według Martina Hanusa i Jozefa Majchráka Polacy trafniej rozpoznali sytuację i prowadzili lepszą (a także korzystniejszą dla Słowaków) politykę niż Niemcy w kilku kluczowych obszarach.
Po pierwsze: „polscy romantycy” wykazali się lepszą oceną strategiczną rosyjskiego imperializmu niż „niemieccy realiści”. Życie zweryfikowało negatywnie złudzenia Berlina, iż da się ucywilizować Rosję metodą „Wandel durch Handel” (Zmiana poprzez handel). W tym kontekście słowaccy publicyści cytują głośne słowa Lecha Kaczyńskiego wypowiedziane w 2008 roku podczas wiecu w Tbilisi. Przypominają też, że jeszcze w 2021 roku Niemcy próbowały zorganizować szczyt UE-Rosja, który de facto zrehabilitowałby Putina jako pełnoprawnego partnera Unii, jednak pomysł ten został zablokowany przez weto Mateusza Morawieckiego.
Po drugie: w przeciwieństwie do Niemiec Polska prowadziła bardziej przemyślaną politykę energetyczną, zmniejszając systematycznie swoją zależność od Moskwy, np. budując gazociąg Baltic Pipe czy terminale w Świnoujściu i Kłajpedzie, podczas gdy Berlin w tym czasie stale swą zależność od Rosji zwiększał. W efekcie Warszawa okazała się lepiej przygotowana na szantaż energetyczny Kremla niż Niemcy. Z tej zapobiegliwości Polaków korzystają dziś również Słowacy, o czym świadczy niedawne oddanie do użytku interkonektora gazowego na naszej wspólnej granicy.
Po trzecie: Polska ma trzeźwiejsze podejście do europejskiej polityki klimatycznej niż jej zachodni sąsiad, wskazując, że zbyt szybkie odejście od paliw kopalnych i ograniczanie energetyki atomowej musi doprowadzić do większej podatności energetycznej UE na różnorakie wstrząsy. Rozwój sytuacji przyznał rację Warszawie a nie Berlinowi.
Po czwarte: Polacy w odróżnieniu od Niemców byli świadomi, iż w obliczu rosyjskiego zagrożenia należy więcej inwestować w budowanie swych zdolności obronnych, przeznaczając (jako jeden z niewielu krajów w NATO) 2 proc. PKB na armię i zbrojenia. W efekcie – jak piszą autorzy, powołując się na ekspertów – Wojsko Polskie jest dziś w znacznie lepszej kondycji niż Bundeswehra.
Po piąte: Polacy przez całe lata byli najbardziej aktywnymi ambasadorami Kijowa na arenie międzynarodowej, forsując plany integracji Ukrainy ze strukturami unijnymi i transatlantyckimi. Osiągnięcie sukcesu w tym obszarze oznaczałby znaczący impuls rozwojowy dla wschodnich regionów Polski. Zdaniem publicystów portalu, władze w Bratysławie powinny brać przykład z Warszawy, ponieważ podobny proces może mieć miejsce także na wschodzie Słowacji.
Po szóste: Polacy – wbrew Niemcom i najbardziej wpływowym graczom w Unii Europejskiej – bronią prawa weta państw narodowych, czyli zachowania zasady jednomyślności w kluczowych obszarach funkcjonowania. Według Hanusa i Majchráka stanowisko Warszawy jest w tym względzie zgodne zarówno z interesem europejskim, rozumianym w kategoriach spoistości i trwałości UE, jak również ze słowackim interesem narodowym. Z tego powodu, ich zdaniem, Bratysława powinna wspierać w tych kwestiach Polaków na forum unijnym.
Grupa V3 – Polska, Czechy, Słowacja?
Słowaccy autorzy konkludują:
Oczywiście zasady „trzymania się Polski” nie trzeba stosować z naiwnością i tworzeniem nowych złudzeń. Jak każde państwo z ambicjami mocarstwa regionalnego, Polacy realizują głównie swoje interesy geopolityczne, które nie zawsze muszą pokrywać się z naszymi. Co więcej, dla samych Polaków nie jesteśmy europejskim graczem, na który będą zwracać szczególną uwagę.
Stosunki polsko-słowackie mogą mieć jednak inną jakość niż nasze związki z Niemcami. Powodem jest nie tylko położenie geograficzne w Europie Środkowej, bliskość kulturowa i językowa czy wspólne doświadczenie historyczne z komunizmem.
My i Polacy mamy do dyspozycji sprawdzony od lat model współpracy regionalnej w postaci Grupy Wyszehradzkiej, na którym zależy również Warszawie. Grupa V4 przechodzi trudny okres z powodu stosunku Węgier do wojny na Ukrainie, który w dającej się przewidzieć przyszłości nie zmieni się ze względu na izolacjonistyczną politykę Orbána. Jednak to stanowisko Budapesztu wzmacnia naszą pozycję, dlatego ważne jest, aby rząd, który powstanie po rządzie Hegera w przedterminowych lub terminowych wyborach, nie zmienił swego podstawowego kursu proukraińskiego.
Swój tekst o charakterze programowym Hanus i Majchrák kończą następującym stwierdzeniem:
Rosnące znaczenie Polski w polityce europejskiej jest dla nas dobrym powodem do zrobienia wszystkiego, co w naszej mocy, aby nie tylko utrzymać środkowoeuropejski model bliższej współpracy, ale i dalej go rozwijać. Grupa V3, czyli zachodniosłowiański sojusz Warszawy, Pragi i Bratysławy, ma wielkie znaczenie dla Słowacji, Europy Środkowej i całej UE w nowej erze.
Powyższy tekst jest symptomatycznym przykładem zmiany postrzegania Polski w naszym regionie. Budując niezależność energetyczną i silną armię, stajemy się jeszcze ważniejszym niż do tej pory czynnikiem stabilizacji, a nawet głównym dystrybutorem bezpieczeństwa i siły w Europie Środkowej. Dostrzegają to nasi sąsiedzi i wyciągają z tego wnioski.
Tekst Martina Hanusa i Jozefa Majchráka to ważny głos w dyskusji, którą wywołała zmiana sytuacji w Europie. Konserwatywny portal, na którym ukazał się wspomniany materiał, jest chętnie czytany zwłaszcza w środowiskach centroprawicowych, stanowiących zaplecze intelektualne obecnej koalicji rządzącej. Odzwierciedla także punkt widzenia coraz liczniejszej części tej formacji ideowej i politycznej. Na stole leży więc nowa opcja, której do tej pory nie było.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/614067-czy-slowacja-porzuci-orientacje-proniemiecka