Dziennik The New York Times poinformował, że strona ukraińska przygotowując się do natarcia na kierunku iziumskim stale korzystała z amerykańskich danych wywiadowczych.
Nie chodzi tylko o przepływ informacji, bo i wcześniej miał on miejsce, ale o pewne novum, jak argumentują dziennikarze. Otóż o ile wcześniej Amerykanie nie byli wprowadzeni w szczegółowe ukraińskie plany operacyjne, o tyle teraz konsultacje związane z przygotowywanym kontruderzeniem były prowadzone „stale”, jak powiedział jeden z anonimowych rozmówców dziennika. Trudno zatem przypuszczać, aby Amerykanie, w tym oczywiście politycy najwyższych szczebli w Waszyngtonie, nie wiedzieli, że będzie kontruderzenie i kiedy ono może się rozpocząć, a być może są nawet współautorami planu natarcia.
Przygotowania do kontrofensywy
Dziś, po kilku dniach jego trwania, jesteśmy już w nowej sytuacji - zarówno strategicznej, jak i politycznej, ale warto nieco uwagi poświęcić temu, jak przygotowano operację i dlaczego okazała się ona skuteczną. Julia Łatynina, opozycyjna rosyjska dziennikarka, na podstawie rozmów z ukraińskimi wojskowymi zrekonstruowała zarówno to, co się wydarzyło, jak i starała się znaleźć odpowiedź na pytanie dlaczego operacja zaczepna strony ukraińskiej była możliwa i okazała się skuteczna. Po ukraińskiej stronie linii frontu, jak powiedział Łatyninie Roman Switan, pułkownik rezerwy, biegnie dużo dróg rokadowych, równoległych do linii frontu, które pozwalają szybko zmieniać pozycję broniących się wojsk. Odmienna sytuacja ma miejsce „po rosyjskiej stronie”, gdzie dużo jest rzeczek, potoków, bagien, co z kolei utrudnia manewr i powoduje, że rosyjskie siły były bardziej statyczne. Takie warunki terenowe wpłynęły też na to, jak ukształtowana była ukraińska obrona. Nie miała ona charakteru ciągłego, a raczej była tzw. aktywną obroną. Cóż to oznacza? Jak wyjaśnia Switan, „wojska - w pewnym uproszczeniu - dzieliła rzeka Północny Doniec, a Siły Zbrojne Ukrainy nie miały w tym miejscu stałych fortyfikacji, ale istniała aktywna obrona – złożona z czołgów. Było to jedno z tych nielicznych miejsc, w których posiadali oni pojazdy opancerzone (których zwykle nie mają). Były to polskie czołgi T-72 z różnego rodzaju zachodnimi ulepszeniami - termowizorami, celownikami laserowymi, które umożliwiły przekształcenie tego kawałka żelaza w dość zaawansowany gadżet”. Jeśli słowa Switana się potwierdzą, to prócz amerykańskich HIMARS-ów i antyradarowych rakiet HARM, które „oślepiły Rosjan” i uziemiły ich lotnictwo, ofensywa była możliwa również, a może przede wszystkim, dzięki dostawom z Polski, bo one dawały stronie ukraińskiej potencjał przełamaniowy. Jak argumentuje Switan, aktywna obrona polega na tym, że w pewnym oddaleniu od linii frontu znajdują się niewielkie, złożone z kilku – kilkunastu jednostek, zgrupowania pancerne, które są mobilne i mogą szybko reagować, jeśli zachodzi taka potrzeba. Mobilność jest tu kluczem do sukcesu, bo rosyjska artyleria zwykle „wstrzeliwuje” się w dany obszar i zanim namierzy cel oddziały te mogą zmienić swoje położenie - tym bardziej, że lesisty teren umożliwia skrycie się przed dronami, które mają namierzyć cel. Oznacza to również, iż nie mieliśmy do czynienia z jakąś wielką mobilizacją i dyslokacją sił ukraińskich na tym kierunku. Rosjanie wiedzieli, że wojska są wzmacniane, ale skala tego, co się działo nie wydawała im się niepokojącą, lub po prostu zlekceważyli napływające informacje. Strona ukraińska, zanim rozpoczęła kontruderzenie, zaczęła ostrzeliwać pozycje rosyjskie przy użyciu otrzymanych od Amerykanów systemów artylerii rakietowej HIMARS i pocisków M-26. Jest to niekierowany pocisk z głowicą kasetową zawierającą 644 podpocisków M77 o zasięgu 32 km, co w efekcie pozwoliło osiągnąć efekt „wału ogniowego” i w pewnym stopniu zdezorientować Moskali. Również dlatego, że strona ukraińska nie koncentrowała ognia na jednym odcinku, tam gdzie nastąpiło w rezultacie przełamanie. Jak argumentuje Switan, plan operacyjny generała Syrskiego najprawdopodobniej dopuszczał co najmniej 4 kierunki ataku, który miał osiągnąć Kupiańsk. Dopuszczano możliwość uderzenie na jednym z czterech kierunków od Iziumu, Bałakłaji, Czugajewa i Starego Sałtowa. Oczywiście wszystko zależało od tego, gdzie rosyjska obrona pęknie. Stało się to na tym drugim kierunku uderzenia, a precyzyjnie rzecz ujmując, na północ od miasta, którego jednak siły ukraińskie nie planowały zdobywać. W pierwszym rzucie w wyrwę weszły lżejsze jednostki, w tym brygada sił specjalnych, które ominęły Bałakłaję, nie napotykając oporu pierwszej linii i „zajęły się” drugą i trzecią linią Moskali, które zresztą były bardzo słabe. Dlaczego nie napotkali oporu? Bo Rosjanie z pierwszej linii po prostu, jak argumentuje Switan, uciekli. Za pierwszym rzutem wojsk ukraińskich, który szybko kierował się na Kupiańsk, weszły silniejsze jednostki pancerne, ale opór rosyjski był relatywnie słaby, bo tym, o czym warto pamiętać, charakteryzuje się front w Donbasie i w obwodzie charkowskim. Nie ma wielkich sił, które wypełniałyby i kontrolowały cały zajęty teren po tym, jak przejdzie się trzy linie oporu, dalej już ma się do czynienia z punktowym rozmieszczeniem wojsk – posterunki na drogach, niektóre skrzyżowania czy ważniejsze obiekty. A to oznacza, i tak się stało, że mobilne siły mogą przemieszczać się szybko, bo tyły nie są dobrze bronione. Jeśli nie działa lotnictwo, a rosyjskie zostało uziemione i oślepione, to „droga jest otwarta”. To dlatego stronie ukraińskiej dość łatwo udało się zdobyć Kupiańsk i zacząć marsz na południe. Drugim czynnikiem zwycięstwa była panika w szeregach Moskali, bo mamy do czynienia z wieloma doniesieniami o ucieczce dowódców, którzy porzucili na pastwę losu swych zdezorientowanych podwładnych. W jednostkach liniowych zwyciężyła postawa „ratuj się kto może”, co jeszcze dodatkowo utrudniło Rosjanom obronę zgrupowania w Iziumie. Kluczowym momentem było zdobycie Kupiańska, ważnego węzła kolejowego, bo to oznaczało, że Moskale pozbawieni zostali możliwości dowiezienia zaopatrzenia i posiłków. Pamiętajmy, że logistyka rosyjska opiera się niemal wyłącznie na transporcie kolejowym. Jedna z grup wojsk ukraińskich po opanowaniu tego węzła kolejowego zaczęły przemieszczać się wzdłuż rzeki Oskil na południe, czemu towarzyszyło rozpoczęcie aktywnych działań od południa, na Łyman. Dowództwo rosyjskiego zgrupowania w Iziumie w obliczu tempa przesuwania się ukraińskiego natarcia musiało podjąć kluczową decyzję – albo bronić się „w kotle”, co w związku z zajęciem Kupiańska i odcięciem perspektywy dostaw byłoby zajęciem samobójczym, czy nie czekając na okrążenie wycofać się. Wybrano to drugie, ale za cenę pozostawienia znacznych ilości sprzętu i amunicji. Nie wiadomo też ilu żołnierzy udało się wycofać.
Załamanie się rosyjskiego systemu
Po tym, jak strona ukraińska zdobyła Kupiańsk, rosyjski system obrony na północnej flance zaczął się załamywać w sposób kaskadowy, czyli niekontrolowany. Wiadomo o zdobyciu Wielkiego Burłuku i ewakuowaniu się prorosyjskiej administracji z nadgranicznego Wołczańska, który jest obecnie celem ukraińskiego ataku. Nota bene rosyjskie kanały informacyjne na platformie Telegram pełne są zdjęć przedstawiających długie kolejki samochodów, które nie są wpuszczane do Federacji Rosyjskiej mimo, że uciekający mają rosyjskie paszporty. Moskale dążą do ustabilizowania sytuacji, ale nie mają, szczerze mówiąc, gdzie tego zrobić, perspektywa zorganizowania jakiegoś systemu dostaw też nie wygląda z ich punktu widzenia różowo. Kiedy piszę te słowa pojawiają się informacje rosyjskie o wycofywaniu się ich wojsk z północnych obszarów Obwodu Charkowskiego, co oznacza, że Ukraińcy dojdą najprawdopodobniej do granicy, a także o próbach stabilizowania oporu na rzece Oskil. Najbliższe 72 godziny mogą okazać się z tej perspektywy kluczowe. Jeśli Rosjanom uda powstrzymać się impet uderzeniowy strony ukraińskiej, to możemy mieć do czynienia z zatrzymaniem kontruderzenia, jeśli natomiast nie, co wydaje się chyba bardziej prawdopodobne, to celem wojsk ukraińskich może być nawet Ługańsk. Niedawno mówił o tym otwarcie Mychajło Podolak argumentując, że punktem przełomowym w wojnie – takim, po którym w samej Rosji mogą nastąpić zmiany i rozmowy pokojowe będą prowadzone poważnie - jest zdobycie przez Ukraińców jednego z dwóch miast – Doniecka lub Ługańska.
Punkt przełomowy?
Jurij Butusow, znany ukraiński dziennikarz i korespondent wojenny, a w przeszłości doradca ministra obrony, przestrzega przed hurraoptymizmem. Rosjanie, argumentuje, mają nadal znaczną przewagę w sprzęcie i sile żywej i raczej możemy mówić o ważnym, ale tylko kroku w stronę zwycięstwa. „Wszystko, co się wydarzyło – argumentuje - nie jest dowodem na to, że armia rosyjska postanowiła uciec do domu. Nie. To armia ukraińska, dowództwo ukraińskie przygotowało operację, określiło optymalne miejsce, czas i potajemnie skoncentrowało nasze najlepsze, silnie zmotywowane jednostki, które otrzymały zadanie, dowódcy byli gotowi do uderzenia. W toku tej operacji źródłem sukcesu była przewaga w manewrowaniu, w myśleniu. Ukraina przegoniła wojska Federacji Rosyjskiej przede wszystkim dzięki inteligencji dowództwa i motywacji żołnierzy”. Jednym z głównych czynników zwycięstwa, jak argumentuje Butusow, było uzyskanie efektu zaskoczenia, co jeszcze wzmocnione zostało szybkością manewru. Rosyjskie dowództwo po prostu nie wiedziało, co się dzieje, w ciągu 4 dni operacji popełniło w związku z tym wiele błędów, źle odczytując cele uderzeń ukraińskiej operacji. Butusow zwraca też uwagę na znaczenie momentu, w którym rozpoczęło się natarcie. Otóż, jak mówi, Rosjanie tradycyjnie walcząc przeprowadzają rotację swych sił uderzeniowych – wycofują część z nich na drugą linię i w to miejsce wchodzą nowe jednostki. Celem jest nie tylko przegrupowanie, ale również konieczność przeprowadzenia napraw i remontów, oraz danie możliwości odpoczynku. Tak też walczyli w rejonie Iziumu tylko, że po kilku miesiącach ich straty, zwłaszcza jeśli chodzi o oficerów, były tak duże, iż pełna rotacja nie była możliwa i „zmiany” musiały mieć miejsce częściej. I właśnie w trakcie jednej z takich zmian strona ukraińska uderzyła.
Butusow jest zdania, że to, co się stało pod Iziumem, jest punktem przełomowym w tej wojnie. Strona ukraińska przechwyciła inicjatywę strategiczną, którą do tej pory, od początku konfliktu mieli Rosjanie, a na dodatek udowodniła, że z wojskowego punktu widzenia jej uderzenie jest znacznie bardziej efektywne niźli rosyjskie, bo Moskale na pokonanie odcinka długości 20 – 25 km potrzebowali pół roku, a Ukraińcom udało się znacznie więcej w 4 dni. Zwycięstwo strony ukraińskiej najprawdopodobniej doprowadzi do tego, że Rosjanie po raz kolejny zmienią w tej wojnie taktykę, tym razem skracając linię frontu (mówi on o Donbasie) i organizując szczelniejsze linie obrony. Z kolei siły zbrojne Ukrainy uzyskają swobodę manewru, bo znika zagrożenie ze strony rosyjskiego zgrupowania w Iziumie i wejdziemy w nową fazę wojny.
Gdzie będzie się ona toczyć, tego jeszcze nie wiemy. Czy celem ukraińskiego dowództwa będzie Ługańsk, czy może Donieck albo Chersoń, a może zupełnie inny kierunek uzyska znaczenie? Dowiemy się tego zapewne już niedługo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/613905-anatomia-kleski-rosjan