Generał Ben Hodges, były dowódca sił NATO w Europie mówi w rozmowie z ukraińskim portalem NV, że jego zdaniem Rosja w obecnej wojnie osiągnęła już „punkt kulminacyjny”.
Tym terminem, zaczerpniętym zresztą od Clausewitza, określa się w strategii sytuację, kiedy uczestniczące w wojnie państwo nie jest już w stanie, w związku z wyczerpującymi się możliwościami, zwiększyć swego zaangażowania w konflikcie, innymi słowy nie jest w stanie atakować z większą siłą. Zaczyna brakować wszystkiego, zaczynając od ludzi, po sprzęt, amunicję i paliwo. W efekcie intensywność działań na froncie spada i prędzej czy później w takiej sytuacji, w kręgach przywódczych, pojawia się pytanie czy kontynuowanie konfliktu jest celowe. Tym bardziej, że osiągnięcie strategicznych celów wojennych zaczyna być coraz trudniejsze, a nie łatwiejsze. W opinii Hodgesa Rosja już stoi przed dylematem strategicznym czy eskalować wojnę odwołując się do innych środków, przede wszystkim ewentualnego uderzenia jądrowego, czy dążyć do negocjacyjnego rozstrzygnięcia. W opcję uderzenia nuklearnego, nawet na poziomie taktycznym amerykański generał nie wierzy sądząc, że spotkałoby się to ze zdecydowaną odpowiedzią Stanów Zjednoczonych i całej społeczności międzynarodowej, co pogorszyłoby pozycję Moskwy, a nie przyczyniło się do osiągnięcia jakichkolwiek celów. Rosja, w jego opinii, ma jeszcze jedną opcję – doprowadzić do podziałów w spoistym do tej pory bloku państw Zachodu zaangażowanych we wspieranie Ukrainy. Może to osiągnąć proponując zawieszenie broni czy rozpoczęcie rozmów pokojowych po to, aby „kupić sobie czas”, doprowadzić do pauzy strategicznej w wojnie, przegrupować siły, wzmocnić się i rozpocząć za kilka tygodni a może miesięcy kolejną fazę konfliktu.
O tym, że rosyjskie możliwości intensyfikowania wojny wydają się wyczerpywać świadczą też niedawne doniesienia dziennika The New York Times, który poinformował powołując się na odtajnione raporty wywiadu, że Rosja planuje zakup „milionów” sztuk pocisków artyleryjskich i rakiet od Korei Płn. To kolejna informacja, po doniesieniach o kontrakcie na irańskie drony bojowe, która potwierdza zarówno to, że Moskale mają na froncie duże straty oraz fakt, iż możliwości ich sektora zbrojeniowego pracującego na rzecz sił zbrojnych są ograniczone. Informacja o kontrakcie opiewającym na miliony sztuk amunicji wydaje się chyba nieco przesadzona, tym nie mniej doniesienia te mają jeszcze inną wartość. Otóż po pierwsze dowodzą, że sankcje związane z dostawami zachodnich komponentów dla rosyjskiego sektora zbrojeniowego działają, bo Rosjanie najwyraźniej nie są w stanie wyprodukować wszystkiego czego potrzebują. Drugi wniosek jest natury politycznej. Kilka tygodni temu w zachodnich mediach i w środowisku analityków dyskutowano perspektywę dostaw chińskiej broni i amunicji dla Rosji. Póki co nic takiego nie miało miejsca, co potwierdzałoby głoszoną przez wielu sinologów tezę, że „sojusz chińsko – rosyjski” jest bardziej konstrukcją medialną niźli realną, a Pekin przede wszystkim kieruje się własnymi interesami i rachunkiem strategicznym. Jeśli może tanio kupować rosyjskie surowce to chętnie to czyni, jeśli natomiast zaangażowanie chińskich firm we wspieranie Moskwy mogłoby grozić wtórnymi sankcjami, to w tym wypadku Chińczycy są znacznie bardziej ostrożni.
Mimo kończących się zapasów Rosjanie są zdeterminowani kontynuować wojnę
Wróćmy jednak do kwestii wojskowych, bo generał Pat Ryder sekretarz prasowy Pentagonu powiedział mediom, że w świetle posiadanych informacji jeszcze żadne dostawy z Korei Płn. do Rosji nie dotarły, ale już samo rozpoczęcie rozmów jest dowodem na potwierdzenie dwóch tez – Rosjanom kończą się zapasy i po drugie, zdają się być zdeterminowani, aby kontynuować wojnę. Kwestia rosyjskich zasobów jest interesująca, tym bardziej, że możemy, dzięki analizom Pawła Luzina, niezależnego rosyjskiego eksperta wojskowego ocenić sytuację Rosjan. Luzin opublikował poświęcony temu zagadnieniu długi i dobrze udokumentowany artykuł, którego główną tezą jest to, iż Moskalom do końca roku i tak skończą się, niezależnie od problemów z logistyką i coraz bardziej skutecznymi uderzeniami strony ukraińskiej, zgromadzone na potrzeby wojny zasoby w zakresie amunicji i sprzętu. Niszczenie przez siły zbrojne Ukrainy magazynów i linii komunikacyjnych tylko przyspiesza ten moment. Luzin zaczyna opis sytuacji od oceny tempa w jakim zużywa się rosyjski zasób amunicji, przede wszystkim artyleryjskiej, różnych kalibrów. W najbardziej intensywnej fazie wojny Rosjanie zużywali dziennie ok. 60 tys. pocisków, teraz w związku ze spadkiem intensywności działań i problemami z logistyką, jest to ok. 24 tys. Jak to ma się do posiadanych zapasów i możliwości przemysłu? Jeśli chodzi o zdolności produkcyjne, to Luzin ocenia, na podstawie ubiegłych lat, że rosyjskie fabryki amunicji są w stanie produkować rocznie ok. 1,14 mln sztuk amunicji i dodatkowo „modernizować” średnio 570 tys. sztuk pochodzących ze starych, jeszcze postsowieckich zasobów, które są duże, ale przecież nie nieograniczone. Oznacza to, w jego opinii, że Rosja może w skali roku wyprodukować ok. 1,6 – 1,7 mln sztuk pocisków, co wystarczy na miesiąc najbardziej intensywnej wojny, takiej jaką obserwowaliśmy kilka tygodni temu w Donbasie. Biorąc pod uwagę również zgromadzone zapasy rosyjski ekspert dochodzi do wniosku, że „przez pół roku agresji na Ukrainę Rosja powinna była zużyć co najmniej 7 mln pocisków, nie licząc strat magazynów frontowych w wyniku ukraińskich uderzeń. Innymi słowy, utrzymując intensywność wojny na obecnym poziomie, Moskwa do końca 2022 roku stanie w obliczu realnego niedoboru pocisków i będzie zmuszona ograniczyć użycie artylerii”. Rosyjskie firmy, niezależnie od zapowiedzi władz nie są w stanie skokowo zwiększyć produkcji. Przede wszystkim dlatego, że przeszły one, jak udowadnia w swym artykule Luzin, techniczną modernizację po roku 2010 w oparciu o sprzęt (linie technologiczne) zakupione na Zachodzie, w Szwajcarii, Niemczech i Austrii. A w związku z sankcjami dziś nie ma perspektyw budowy nowych linii a i stare, z czasem, w związku z normalnym zużywaniem się i awariami (brak dostaw części zamiennych) raczej będą zmniejszały swą wydajność.
Ograniczenia dotyczą nie tylko zasobów w zakresie amunicji. Znacznie poważniejsza sytuacja jest jeśli chodzi o zdolności systemów artyleryjskich, które są na wyposażeniu rosyjskiej armii. Zużywają się bowiem, w zależności od liczby salw, lufy. „Na przykład – argumentuje Paweł Luzin - lufy rosyjskich czołgów mają żywotność od 210 wystrzelonych pocisków przeciwpancernych podkalibrowych do 840 pocisków odłamkowo-burzących i kumulacyjnych”. W przypadku systemów artylerii lufowej rozpowszechniony jest pogląd, że Rosjanie mogą wystrzelić 2 do 3 tys. razy, zanim trzeba będzie remontować działa i haubice. Te szacunki wydają się zawyżone, bo jeszcze przed wojną przedstawiciele rosyjskie armii skarżyli się na szybsze niż przewidują to techniczne charakterystyki zużywanie się sprzętu. Te dwa czynniki razem wzięte skłaniają Luzina do sformułowania wniosku, że do końca roku rosyjski potencjał artyleryjski ulegnie znacznemu zmniejszeniu, nie będzie ani czym strzelać ani przy użyciu czego. Deficyt rakiet już jest odczuwalny, czego zdaniem rosyjskiego eksperta dowodzi stosowanie przez Rosjan drogich rakiet przeznaczonych do zwalczania celów powietrznych (systemy S-300 i S-400) po to, aby razić obiekty na ziemi. Ale to nie jedyne problemy czekające rosyjskie siły zbrojne. I tak, silniki w czołgach, będących podstawą rosyjskiego potencjału uderzeniowego, obliczone są na 1000 motogodzin pracy. „Potem silniki muszą zostać wymienione a są one obecnie produkowane na importowanym sprzęcie”. Podobna sytuacja jest jeśli chodzi o silniki rosyjskich transporterów opancerzonych różnych typów. Oczywiście, jak trzeźwo zauważą Luzin, „nie pracują one przez cała dobę”, ale nawet zakładając, że średnio jest to 2 do 3 godziny, to i tak mamy już obecnie przepracowanych średnio od 370 do 560 motogodzin, co oznacza, że zarówno zmniejsza się ich wydajność, zwiększa awaryjność i należy przygotować się do wymiany. Tylko, że nie ma na co wymienić, bo straty Rosjan w sprzęcie są niemałe. Ostrożny w swych szacunkach portal Oryx obliczył, że do tej pory Rosjanie stracili 1012 czołgów, co ma znaczenie, bo jak wylicza Luzin zdolności wszystkich rosyjskich fabryk remontujących czołgi pozwalają na wypuszczenie rocznie maksymalnie ok. 220 sztuk sprzętu (z czego ¾ po remoncie). Niedawne zapowiedzi o uruchomieniu przez Rosje dwóch nowych zakładów remontowych mogą mieć znaczenie, ale raczej w dłuższej perspektywie.
Podobnie sytuacja wygląda jeśli chodzi o rosyjskie lotnictwo, które traci swe możliwości, zarówno z tego względu, że ukraińska obrona jest lepiej zorganizowana, jak i z powodu zużywania się sprzętu, którego nie ma czym zastąpić. Luzin przypomina, że silniki myśliwców Su-25 mają żywotność 500 godzin, co oznacza, że jeśli czas trwania jednej misji wynosi średnio 1,5 do dwóch godzin, to spora ich część zbliża się do granicy swej technicznej wydolności. Jak konkluduje rosyjski ekspert „dzisiaj, biorąc pod uwagę straty i awarie, Rosja nadal jest w stanie utrzymać w pobliżu granic Ukrainy ok. 400 samolotów bojowych różnych typów i ok. 360 śmigłowców (nie wszystkie to śmigłowce szturmowe). Niemniej jednak Rosja nie była zdolna do prowadzenia kampanii powietrznej na pełną skalę od samego początku wojny, a teraz jej zdolności do takiej kampanii zostały jeszcze ograniczone”.
Wyczerpują się zasoby nie tylko Rosji
Z tego opisu wyłania się obraz wyczerpujących się zasobów Rosji, warto jednak pamiętać, że jeśli chodzi o szeroko rozumiany Zachód tu też sytuacja nie jest różowa, co może skutkować ograniczeniami, niezależnie od politycznych decyzji, skali dostaw na Ukrainę. Pisze o tym otwarcie specjalistyczny portal wojskowy Task and Purpose postulując, aby na potrzeby kolejnej wojny Ameryka lepiej się przygotowała. Oczywiście amunicja stosowana przez siły NATO-wskie ma nad rosyjską przewagę precyzji, podobnie zresztą jeśli mowa o systemach artyleryjskich, nie mówiąc już o jakości materiałów, z których są wykonane, ale tym nie mniej liczby też mają swoje znaczenie. Jak wygląda pod względem zasobów amunicji sytuacja Stanów Zjednoczonych, najsilniejszego, z wojskowego punktu widzenia państwa NATO? Od początku wojny Ameryka dostarczyła na Ukrainę, według danych Departamentu Obrony, 806 tys. pocisków kalibru 155 mm oraz 108 tys. kalibru 105 mm. Warto to porównać z rocznymi zakupami armii. W 2018 kupiła ona od przemysłu 150 tys. pocisków do haubic kalibru 155 mm, a i tak był to wzrost o 825 proc. w porównaniu z zamówieniami z poprzedniego roku. W latach wcześniejszych nie było wcale lepiej, bo amerykańskie siły zbrojne, podobnie zresztą jak to było w przypadku innych państw Sojuszu Północnoatlantyckiego, nie przygotowywały się na wojnę o takim stopniu intensywności i tak długo trwającą. Oznacza to, że zasobność amerykańskich arsenałów jest również ograniczona i kurczą się możliwości wysyłania amunicji i sprzętu na Ukrainę. Oczywiście państwa Zachodu szukają amunicji na całym świecie, o czym świadczą informacje, które niedawno się pojawiły w mediach, iż Brytyjczycy znaleźli w Pakistanie duże ilości, pocisków pochodzących jeszcze z czasów sowieckich, kupili je i teraz jadą one na Ukrainę Dziennik The Wall Street Journal pisał niedawno, że magazyny amerykańskiej armii, jeśli brać pod uwagę zasób amunicji artyleryjskiej, są „na niebezpiecznie niskim poziomie” a dziennikarz portalu Task and Purpose przypomina, iż w amerykańskiej doktrynie zakłada się, po to, aby móc skutecznie przeprowadzić operację zaczepną, że nacierające siły muszą mieć przewagę ogniową przynajmniej 3 do 1. Bez amunicji, a dotyczy to również strony ukraińskiej, tego się nie osiągnie.
Z tego też powodu zachód traktowany kolektywnie stoi przed równie trudnymi co Rosja decyzjami. Stany Zjednoczone po uruchomienie programu Lend – Lease muszą skokowo zwiększyć zakupy amunicji i zdolności własnego przemysłu, aby ją produkować. Osobnym zagadnieniem jest przełamanie blokad politycznych, głównie jeśli chodzi o Niemcy, w zakresie zwiększenia produkcji broni i uruchomienia dostaw dla Ukrainy. Trzecia nauką, najistotniejszą z naszej perspektywy, jest ta, która wskazuje na potrzebę rozbudowy własnych zdolności przemysłowych, co najmniej jeśli chodzi o produkcję amunicji. Arsenały sojusznicze mogą w czasie wojny okazać się niewystarczająco zasobne, a nasi przyjaciele, z różnych względów, mogą nie chcieć dostarczyć nam tego czego potrzebujemy, tak jak dzisiaj Kijów ma problemy z Berlinem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/613424-rosja-osiagnela-w-obecnej-wojnie-punkt-kulminacyjny