Wojna na Ukrainie toczy się na dwóch poziomach – militarnym i ekonomicznym. Temu pierwszemu obszarowi poświęcamy dużo uwagi, a w kwestiach polityki sankcyjnej nasza refleksja jest, jak się wydaje, dość powierzchowna.
Panuje u nas przekonanie, że nałożone na Moskali ograniczenia mają na celu skłonienie ich do zaprzestania agresji i zakończenia wojny „na naszych warunkach”. Pogląd ten, grzeszący naiwnością, prowadzi do przeświadczenia, iż sankcje należy maksymalnie zaostrzyć, po to aby doprowadzić do oczekiwanego rezultatu. Opowiadanie się przez państwa Europy Środkowej za tego rodzaju polityką, co zresztą uważam za słuszne, nie jest jednak wynikiem wiary, iż sankcje doprowadzą do zakończenia wojny, ale raczej traktować je należy w kategoriach narzędzia presji politycznej na naszych zachodnich sojuszników. A zatem w kwestiach sankcji nie powinniśmy być purystami, ale zawsze należy rozważyć ich długotrwałe efekty i konsekwencje. Nie chodzi bowiem o to, aby nie kupować niczego co pochodzi z Rosji, ale aby kupować to możliwie tanio, bo w ten sposób „odcinamy tlen” rosyjskiej gospodarce. Równie ważne jest, aby ograniczenia trwały możliwie długo, najlepiej przez dziesięciolecia, wówczas bowiem Moskale dostaną to na co zasłużyli – biedę i rozsypujące się państwo.
Dobrym przykładem, że warto jest planować i egzekwować sankcje jest ostatnia rozgrywka wokół rosyjskich węglowodorów. Obradujący w Berlinie ministrowie finansów państw Grupy G-7 porozumieli się w miniony piątek w sprawie wprowadzenia pułapu cen maksymalnych na rosyjską ropę naftową. Z komunikatu opublikowanego po spotkaniu wynika, że nie będą akceptowane usługi związane z eksportem rosyjskiej ropy (fracht, ubezpieczenia etc.) jeśli cena surowca przekroczy określony, póki co jeszcze nie ustalony, poziom. Aleksandr Nowak, rosyjski wicepremier odpowiedzialny za sektor paliwowy powiedział, że w takiej sytuacji Moskwa nie będzie realizowała dostaw do krajów, które podporządkują się tego rodzaju ustaleniom. Już wiadomo, że Chiny tego nie zrobią, ale nie o to w gruncie rzeczy tu chodzi. Dziś około połowa rosyjskiego eksportu ropy naftowej przewożona jest przez tankowce będące własnością greckich armatorów, a to oznacza, że wyegzekwowanie ograniczeń nie będzie rzeczą trudną. Jeśli zatem Rosja wstrzyma eksport do „wrogich krajów”, to jej ropy na międzynarodowych rynkach będzie więcej, cena spadnie i efekt, o którym myśleli w Berlinie ministrowie z G-7 i tak zostanie osiągnięty. Oczywiście Moskwa stosować będzie różne „schematy” obchodzenia sankcji, zresztą już to robi, ale w tym wypadku nie chodzi o stuprocentową szczelność, bo to nie komponenty i podzespoły dla przemysłu zbrojeniowego, ale o znaczne zmniejszenie skali eksportu, a co za tym idzie również dochodów do budżetu Rosji, bo obecnie w 55 proc. zależy on od eksportu węglowodorów. Pamiętajmy, że na niekorzyść Moskwy działają dwa dodatkowe czynniki – otóż od nowego roku wchodzi w życie embargo Unii Europejskiej na rosyjską ropę, a dodatkowo osłabienie tempa wzrostu gospodarczego w świecie powoduje kurczenie się popytu.
Niższa cena ropy
W przypadku Rosji, jak obliczyli to tamtejsi specjaliści, już obecnie ropa Urals sprzedawana jest z dyskontem cenowym na poziomie 20 – 25 dolarów za baryłkę, co oznacza, że „cena realizacji” wynosi 75 – 80 dolarów. Gdyby ustalono „limit” na poziomie 40 – 45 dolarów, bo o takim parametrze się mówi, to przychód rosyjskich producentów spadłby o połowę. Rosyjscy propagandyści mówią najczęściej w takiej sytuacji, że Moskwa przekieruje sprzedaż na perspektywiczne rynki Indii i Chin, ale zostawiając z boku kwestie logistyczne, trudno oczekiwać aby nabywcy w tych krajach rezygnowali ze swych premii cenowych, co będzie musiało odbić się na dochodach rosyjskiego budżetu. Najlepszym przykładem jak działają rynki międzynarodowe i jak w praktyce wygląda „przyjaźń” chińsko – rosyjska pokazuje to, co dzieje się na rynku węgla kamiennego. Anna Cywiliewa kierująca firmą wydobywczą Kolmar powiedziała dziennikowi ekonomicznemu RBK, że po tym jak Japonia i Korea Płd. zrezygnowały z importu rosyjskiego węgla obecnie 90 proc. eksportu trafia do Chin, które w związku z tym kupują ten surowiec w cenie od 30 do 40 proc. niższej od notowań na światowych rynkach. Docelowo, jej zdaniem, perspektywicznym odbiorcą są Indie, ale obecnie eksport jest niewielki w związku z problemami logistycznymi. Wracając do kwestii rosyjskiej ropy naftowej warto pamiętać, że embargo Unii Europejskiej i utrudnienia logistyczne (tankowce) będą dodatkowym impulsem zmniejszającym rosyjską produkcję i eksport. Wypowiadający się w mediach eksperci są zdania, że europejskie embargo i ograniczenia logistyczne mogą w końcu roku spowodować, że dzienny eksport rosyjskiej ropy dziś wynoszący ok. 3,2 mln baryłek spadnie co najmniej o milion baryłek, czyli o 1/3 obecnego poziomu, a być może nawet należałoby mówić o redukcji eksportu na poziomie 2 mln baryłek. Dodatkowym czynnikiem, którego skutki trudno przewidzieć jest odcięcie Rosji od najnowszych technologii w zakresie wydobycia. Zdaniem specjalistów wycofanie się z rosyjskiego rynku wszystkich firm odpowiadających za przygotowanie wydobycia, analizę złóż etc. powodować będzie, że tamtejsze firmy mają możliwość utrzymania wydobycia na przedwojennym poziomie, ale kiedy następuje jego spadek, to powrót do starych wydajności będzie niemożliwy. A to oznacza, albo konieczność zamykania złóż, albo sprzedawanie ropy nawet poniżej kosztów wydobycia, bo rosyjskie zdolności magazynowania produkcji też są ograniczone.
Jak to może odbić się na sytuacji rosyjskiego budżetu? Z ostatniego sprawozdania tamtejszego Ministerstwa Finansów, które zostało opublikowane tego samego dnia, kiedy ministrowie finansów państw G-7 obradowali w Berlinie wynika, że już obecnie dochody budżetu Rosji z eksportu węglowodorów są na najniższym poziomie od lata 2021 roku, mimo utrzymujących się wysokich cen. Mamy do czynienia z trzecim, kolejnym miesiącem spadków, przy czym porównując sierpień do kwietnia, który był rekordowym miesiącem, dochody rosyjskiego budżetu z tego tytułu były 2,6 razy niższe. Kwiecień nie jest do końca miarodajnym punktem odniesienia, bo w tym miesiącu rosyjskie firmy sektora paliwowego regulowały swoje zobowiązania podatkowe za dobry ubiegły rok i wypłacały dywidendy, tym niemniej mamy oczywiste potwierdzanie kurczenia się dochodów. Co jest jednak istotnym w sprawozdaniu rosyjskiego Ministerstwa Finansów? Otóż odnotowany spadek wynika głównie ze zmniejszenia przez Gazprom eksportu gazu, który spadł w sierpniu o 59 proc., podczas gdy wydobycie zmniejszyło się o 34 proc. W efekcie z tytułu podatków związanych z eksportem gazu ziemnego rosyjski budżet dostał w sierpniu tylko 33,7 mld rubli, co jest najniższym poziomem od trudnych miesięcy roku 2020, kiedy to eksport ulegał zmniejszeniu w związku z pandemią. Dla porównania dochody budżetowe z eksportu gazu w kwietniu i maju wyniosły one 70 mld rubli.
A zatem decyzja państw G-7 odebrana została w Moskwie w kategoriach próby uderzenia w najbardziej „wrażliwy” punkt Rosji i co zrozumiałe, wywołała nerwową reakcję. Moskale w typowy dla siebie sposób postanowili zwiększyć presję i nie wznowili dostaw za pośrednictwem gazociągu Nord Stream 1, który przechodził właśnie kilkudniową konserwację. Odkryto wyciek oleju w jednej ze stacji sprężania gazu, ale w oczywisty sposób był to pretekst, co zresztą potwierdził rzecznik Kremla Pieskow mówiąc, że dostawy nie zostaną wznowione jeśli wobec Rosji nadal będą stosowane sankcje. Jego słowa są najlepszym dowodem na to, że zachodnie ograniczenia, wbrew hurraoptymistycznym deklaracjom rosyjskiej propagandy, działają, choć nie w taki sposób, jak zwykło się w Polsce myśleć na ten temat. Istotą sankcji nie jest bowiem natychmiastowe złamanie woli kontynuowania wojny przez Moskwę na Ukrainie. Na tak pozytywny scenariusz, mimo publicznych deklaracji wielu polityków Zachodu, w tym Joe Bidena, trudno było bowiem liczyć. Chodzi tu raczej o stopniowe „odcinanie tlenu” rosyjskiej gospodarce i państwowości.
„Czas jest istotny”
Czas tutaj jest istotny. Zawsze bowiem państwo objęte międzynarodowymi restrykcjami reaguje na dolegliwości w sposób podobny – dokonuje realokacji posiadanych zasobów i przeznacza je na podtrzymanie swoich możliwości w najważniejszych dla niego sferach. W przypadku Rosji chodzi o kontynuowanie wojny. W efekcie niedofinansowane są inne obszary – inwestycyjne, społeczne czy związane z postępem naukowo technicznym. Im dłużej sankcje są utrzymywane, nawet jeśli nie do końca są szczelne, tym większe spustoszenia mają miejsce w organizmie gospodarczym i społecznym objętego przez nie państwa. Przy czym nie bezpośrednio w wyniku ograniczeń, ale przede wszystkim błędnych decyzji makroekonomicznych, które objęte ograniczeniami państwo zmuszone jest podejmować. Tak może być również w przypadku Rosji. Dziennikarze Bloomberga ujawnili właśnie poufny raport przygotowany na potrzeby rosyjskiego rządu przez grupę ekspertów. Fakt istnienia dokumentu o którym piszą dziennikarze Bloomberga potwierdził Maksym Reszetnikow, rosyjski minister przemysłu. Rozmawiając z mediami przy okazji odbywającego się we Władywostoku forum ekonomicznego, powiedział, że jest to „normalny raport analityczny”, który musi przewidywać również najgorszy scenariusz i rosyjski rząd planując swoje działania zawsze bierze pod uwagę negatywne warianty rozwoju sytuacji.
Jakie są główne wnioski zaprezentowane w tym dokumencie? Otóż dwa z trzech analizowanych scenariuszy rozwoju rosyjskiej gospodarki przewidują, że recesja w roku przyszłym wyniesie 8,3 proc., a w kolejnym roku, w wariancie pesymistycznym 11,4 proc. i dopiero w okolicach roku 2030 uda się „odrobić” straty w PKB wywołane sankcjami. Skala spadku jest w tym wypadku mniej istotna, bo większe znaczenie ma to, że Rosję czeka co najmniej kilka lat nie tylko zaciskania pasa, ale również odcięcia od importu technologicznego i emigracji najlepiej wykształconych kadr. Nie chodzi o spodziewany spadek poziomu życia, choć to też jest ważne, ale o makroekonomiczne skutki tego niemal dziesięcioletniego zastoju. Z analiz przeprowadzonych przez rosyjskich specjalistów wynika bowiem, że „świat ucieknie Rosji”, co ma związek z kolejną rewolucja technologiczną mającą właśnie miejsce. Odcięcie od dostępu do nowoczesnych, zachodnich technologii, a Chińczycy też nie są skłonni dzielić się z Moskwą swoimi dokonaniami, czego dowodem jest choćby wycofanie się koncernu Huawei z tamtejszego rynku, spowoduje, że strukturalnie rosyjska gospodarka „zestarzeje się”, co oznaczać będzie, iż w dziesięcioleciu po roku 2030 potencjał wzrostu PKB spadnie do poziomu 0,5 – 1 proc. rocznie, a w kolejnym oscylował będzie w okolicach zera. Każdy kto pamięta Polskę czasów zastoju, kiedy rządził Jaruzelski, doskonale zdaje sobie sprawę w jak negatywnym stopniu takie stopniowe „odcinanie powietrza” wpływa na sytuację, również perspektywy kolejnych wchodzących w dorosłość pokoleń. My w 1989 roku skończyliśmy z PKB na głowę mieszkańca poniżej poziomu Turcji i byliśmy zdecydowanie biedniejsi niż nasi partnerzy Europy Środkowej.
A zatem, jeśli chodzi o sankcje wobec Rosji, nie powinno nam zależeć aby niczego od Moskali nie kupować. Jeśli Europie udałoby się wymusić zakupy surowców energetycznych w cenach zbliżonych do rosyjskich kosztów wydobycia i transportu, to w ten sposób wzmocnilibyśmy się ich kosztem. Oczywiście jest to scenariusz teoretyczny, bo Kreml doskonale zdaje sobie sprawę o co toczy się w tym wypadku gra i nie dobrowolnie nie pójdzie na żadne ustępstwa. Mamy zatem wojnę w której obie strony wywierają na siebie presję, chcąc doprowadzić do „pęknięć” we własnych obozach. I to, kwestia jedności wspólnej polityki wobec Rosji, jest głównym problemem. Sankcje są w tym wypadku narzędziem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/613293-o-istocie-antyrosyjskich-sankcji