Pół roku pełnoskalowego konfliktu na Ukrainie pokazało, że mieliśmy problem z właściwym oszacowaniem realnego potencjału sił zbrojnych Rosji i był on przeceniany – oceniła w wypowiedzi dla PAP Anna Maria Dyner z PISM. Ekspertka przestrzegła jednak przed „lekceważeniem Rosji”.
CZYTAJ TAKŻE:
Jeszcze przed rokiem wydawało się, że ten potencjał jest o wiele większy, zarówno jeśli chodzi o sprzęt, którym Rosjanie dysponują, jak i zdolności do prowadzenia pełnoskalowej operacji wojskowej
— mówi PAP Anna Maria Dyner, analityczka Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Jak ocenia, władze Rosji nie planowały długotrwałej, pełnoskalowej kampanii, a liczyły na szybką operację i, najwyraźniej, posługiwały się błędnymi, lub na jakimś etapie zafałszowanymi danymi wywiadowczymi.
Coraz bardziej można dojść do wniosku, że władze rosyjskie liczyły na szybkie polityczne zwycięstwo, co sprawiło, że de facto armia nie była przygotowana do działań na dużą skalę. Potem to już była kwestia „zarządzania chaosem”
— skonstatowała Dyner.
Drugi element, który nas mimo wszystko zaskoczył, to skala korupcji w rosyjskiej armii. Od czasu tzw. reformy Sierdiukowa (ówczesnego ministra obrony Anatolija Sierdiukowa), czyli od 2009 r. bardzo dużo mówiono o tym, że siły zbrojne zostały oczyszczone z korupcji, w wojsku nie ma fali; że poborowi są dobrze traktowani. Być może częściowo była to prawda, ale jak przyszło do prowadzenia długofalowej operacji zbrojnej, wszystkie grzechy związane z korupcją wyszły na jaw. I dotyczy to zarówno wyposażenia pojedynczego żołnierza, jak i zaawansowanego sprzętu wojskowego. Nikt np. nie wie, gdzie zniknął trotyl z pancerzy reaktywnych części rosyjskich czołgów
— wyjaśnia ekspertka.
Oglądaliśmy wcześniej duże manewry wojskowe w Rosji i słyszeliśmy relacje o modernizacjach i reformach. Na ich podstawie wnioskowaliśmy o stanie armii. Część tych wniosków okazała się błędna
— zaznacza rozmówczyni PAP.
Jak ocenia, program ćwiczeń poborowych nie jest dostosowany do wymagań współczesnego pola walki – nie zapewnia odpowiedniej umiejętności obsługi sprzętu, zgrania w oddziale, itd. Widoczna jest też przepaść między jednostkami elitarnymi a regularnymi.
Na przykład, elitarne rosyjskie jednostki na Ukrainie nie poradziły sobie. Desant w Hostomlu przeprowadziły poprawnie, ale potem spadochroniarze bez wsparcia regularnych jednostek stali się „kaczkami na polowaniu”. W innych przypadkach widzieliśmy wykorzystanie oddziałów specjalnych jako zwykłej piechoty
— dodaje Dyner.
Pomimo reform i znacznego zwiększenia wydatków na armię w ostatniej dekadzie, jak mówi, armia rosyjska nie pozbawiła się tych słabości, z którymi zmagała się jeszcze pod koniec ubiegłego wieku, np. poważnego niedoboru podoficerów, co świadczy o problemach szkolnictwa wojskowego.
Stąd tak duże straty na froncie oficerów w randze od pułkownika wzwyż. Rosja ma dość dobrze rozwinięty korpus szeregowych i wyższy oficerski. Stąd też na Ukrainie musiała zastosować system dowodzenia: „za mną”, a nie - „naprzód”
— mówi analityczka PISM.
Kolejne bardzo ważne pytanie dotyczy przygotowania pod kątem wywiadowczo-psychologicznym. Trudo uwierzyć, że wywiad aż tak zawiódł, przekazując dane, na podstawie których została podjęta decyzja o rozpoczęciu tej inwazji
— mówi analityczka
Można odnieść wrażenie, że właściwe informacje albo gdzieś zaginęły po drodze, albo zostały całkowicie przeinaczone. Tzn. obraz prawdopodobnego zachowania społeczeństwa ukraińskiego i władz ukraińskich w głowach rosyjskich decydentów był bardzo odległy od tego, co miało miejsce w rzeczywistości
— podsumowuje Dyner.
Rosja nie przyznaje się do błędów i niepowodzeń na froncie, a władz? wojskowe i polityczne od lutego przekonują, że „wszystko idzie zgodnie z planem”.
W komunikowaniu politycznym strony rosyjskiej od początku wszystko było „idealnie”. Jeśli spojrzymy na obraz pola walki to i tak już Rosjanie wyciągnęli pewnie wnioski, wyznaczając jednego dowódcę całej operacji, skracając linie frontu, zwiększając wykorzystanie artylerii, itd. Moim zdaniem jednak nie mają potencjału, by naprawić nawet nie tyle wszystkie, co najważniejsze błędy w krótkim czasie
— ocenia Dyner.
Podkreśla, że ważne jest, „jak to będzie wyglądało w długiej perspektywie”.
Nikt nie ma wątpliwości, że ta wojna będzie trwała długo, prawdopodobnie latami. Bardzo ważne będzie, czy i jak szybko Rosjanie będą w stanie odtworzyć swój potencjał bojowy i zmienić chociażby system dowodzenia
-– zaznacza.
Przypomina, że na możliwość produkcji i odnawiania najbardziej zaawansowanej broni posiadanej przez Rosję wpływają m.in. zachodnie sankcje sektorowe.
Według ekspertki, podobnie jak po pięciodniowej wojnie w Gruzji w 2008 r., „jakaś refleksja i reforma także nastąpi”.
To jest wyzwanie dla państw zachodnich. Rosji nie można lekceważyć, uznając, że oto nie poradziła sobie na Ukrainie, więc nie poradzi sobie również w potencjalnym konflikcie z państwami NATO
— ostrzega Dyner.
Przypomina, że z punktu widzenia Rosji obecna wojna jest „operacją czasu pokoju” i, w założeniu, miała być konfliktem o ograniczonej skali.
Każdy ewentualny konflikt z NATO nie będzie operacją czasu pokoju, będzie inaczej przygotowany, także pod kątem wojskowym. Teraz główne wyzwanie dla Zachodu, to nie zlekceważyć Rosji. Zadaniem państw NATO na chwilę obecną jest takie dozbrojenie wschodniej flanki, zbudowanie takiego przysłowiowego firewallu, którego osłabiona Rosja nie będzie w stanie przebić w ciągu najbliższych dekad
— podkreśla analityczka.
Śmierć dziesiątek tysięcy osób po pół roku rosyjskiej inwazji
Rozpoczęta 24 lutego rosyjska inwazja na Ukrainę doprowadziła dotąd do śmierci dziesiątek tysięcy osób, ucieczki milionów mieszkańców kraju oraz wzniecenia ekonomicznego kryzysu na skalę globalną - podaje agencja Reutera, podsumowując pół roku wojny.
Według udokumentowanych danych od 24 lutego na Ukrainie zginęło co najmniej 5587 cywilów, a 7890 zostało rannych, rzeczywiste straty są jednak znacznie wyższe - poinformowało w poniedziałek Biuro Wysokiego Komisarza Narodów Zjednoczonych ds. Praw Człowieka (OHCHR). Większość zabitych lub rannych to ofiary broni wybuchowej, takiej jak artyleria czy rakiety.
Naczelny dowódca sił zbrojnych Ukrainy gen. Wałerij Załużny powiedział w poniedziałek, że od początku inwazji zginęło prawie 9 tys. ukraińskich żołnierzy. Strona rosyjska nie opublikowała dotąd danych o stratach w szeregach swojej armii, amerykański wywiad, na którego ustalenia powołuje się Reuters, szacuje jednak, że na Ukrainie zginęło dotąd ok. 15 tys. rosyjskich żołnierzy, a trzy razy więcej zostało rannych. Dane te odpowiadają całkowitej liczbie ofiar sowieckich podczas okupacji Afganistanu w latach 1979-89.
W trakcie trwającej od sześciu miesięcy inwazji jedna trzecia z ponad 41 mln obywateli Ukrainy została zmuszona do opuszczenia swoich domów. Jest to największy obecnie kryzys przesiedleńczy na świecie - zaznacza OHCHR. Według danych tej agendy ONZ dotychczas w Europie zarejestrowano ponad 6,6 mln uchodźców z Ukrainy, w tym najwięcej w Polsce, Rosji i Niemczech.
Według szacunków Banku Światowego i Międzynarodowego Funduszu Walutowego w 2022 r. ukraińska gospodarka skurczy się o 45 proc. Premier Denys Shmyhal powiedział w lipcu, że całkowita odbudowa kraju po wojnie będzie kosztowała około 750 mld dol., jednak - jak ocenia Reuters - koszt ten może być znacznie wyższy. Nie jest też jasne, ile Ukraina wydała dotąd na walkę zbrojną.
Znaczące koszty wojny ponosi również Rosja, która w następstwie swojej inwazji została objęta szeregiem sankcji przez kraje zachodnie - wskazuje agencja. Rosyjski bank centralny prognozuje, że rosyjska gospodarka skurczy się w 2022 r. o 4-6 proc. Wpływ wojny na rosyjską gospodarkę jest poważny, chociaż nie jest jeszcze do końca jasny. Kraj został wykluczony z zachodnich rynków finansowych, większość jego oligarchów podlega sankcjom, a w państwie istnieją problemy z pozyskiwaniem pewnych kluczowych towarów, takich jak mikroczipy.
W lipcu Rosja nie wywiązała się ze spłaty zagranicznego długu po raz pierwszy od katastrofalnych miesięcy po rewolucji bolszewickiej z 1917 r. - przypomina Reuters.
Inwazja i zachodnie sankcje doprowadziły do gwałtownego wzrostu cen nawozów, pszenicy, metali i energii, przyczyniając się zarówno do kryzysu żywnościowego, jak i fali inflacyjnej, która uderzyła w światową gospodarkę. Krótko po inwazji Rosji - drugiego co do wielkości eksportera ropy naftowej na świecie - ceny tego surowca wzrosły do najwyższych poziomów od 2008 r.
Próby zmniejszenia zależności od rosyjskiej ropy, gazu i produktów naftowych – lub nawet ograniczenia ich cen – zaostrzyły i tak już najpoważniejszy kryzys energetyczny od czasu arabskiego embarga na ropę w latach 70. XX wieku. Po tym, jak Rosja zmniejszyła przepływy gazociągiem Nord Stream 1 do Niemiec, hurtowe ceny gazu w Europie poszybowały w górę. Według Goldman Sachs całkowite odcięcie dostaw doprowadziłoby strefę euro do recesji, z poważnymi konsekwencjami zarówno w Niemczech, jak i we Włoszech.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy przewiduje obecnie, że światowa gospodarka wzrośnie w tym roku o 3,2 proc., w porównaniu z 6,1 proc. w roku ubiegłym, i jest to prognoza znacznie niższa niż prognozowany jeszcze w kwietniu wzrost o 3,6 proc.
Według uważnego za wiarygodny alternatywnego scenariusza, zakładającego całkowite odcięcie dostaw rosyjskiego gazu do Europy do końca roku i dalszy spadek o 30 proc. eksportu rosyjskiej ropy, MFW ocenił, że globalny wzrost spadnie do 2,6 proc. w 2022 r. i 2 proc. w roku 2023. W Europie i Stanach Zjednoczonych wzrost w roku 2023 byłby bliski zeru.
tkwl/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/611663-pol-roku-od-inwazji-potencjal-armii-rosji-byl-przeceniony