„Koncepcji jest wiele. Jedna z nich mówi, że jest to rodzaj rozgrywki na Kremlu lub wokół Kremla. Inna mówi, że jest to specjalna prowokacja, która miała na celu utwardzić opinię publiczną i rosyjskie elity” - mówi dyrektor Biełsat TV Agnieszka Romaszewska, pytana o śmierć córki Aleksandra Dugina i o to, kto mógł stać za zamachem.
wPolityce.pl: Za dwa dni Ukraińcy będą obchodzić Dzień Niepodległości. Władze ostrzegają, że Rosjanie mogą właśnie wtedy nasilić swoje ataki. Prezydent Wołodymyr Zełenski powiedział, że Rosja może w tym czasie „zrobić coś wyjątkowo brutalnego”. Czy rzeczywiście Rosjanie mogą wtedy uderzyć ze zdwojoną siłą? Co Pani zdaniem może się stać?
Agnieszka Romaszewska-Guzy: Obawy Ukraińców są oczywiste. Wiemy przecież, że Rosjanie mają tendencję do wykorzystywania różnych symboli do swoich działań, a Dzień Niepodległości jest dobrą okazją dla Kremla, aby boleśnie uderzyć w Ukrainę. Trudno jednak przewidywać, co może się wydarzyć. Bez wątpienia wszelkie zbiorowe imprezy są łatwym celem. Wystarczy jedna bomba, by było wiele ofiar, a Rosjanom na gwałt potrzebny jest taki „sukces”, bo brakuje ich im na froncie, gdzie sytuacja jest dla nich bardzo niekorzystna. Na linii frontu jest impas. Dodatkowo Rosjanie w paru miejscach są ewidentnie zagrożeni okrążeniem przez ukraińskie siły. W końcu w ostatnim czasie mieliśmy ataki na cele wojskowe na Krymie, które skutecznie podkopały poczucie bezpieczeństwa wśród Rosjan.
W końcu wojna przyszła do Rosjan.
Powiedziałabym, że te ataki były bardzo ważnym propagandowo krokiem. Pokazały bowiem, że Krym, który jest rosyjskim zapleczem, wcale nie jest taki bezpieczny. Dochodzą do tego kolejne wybuchy w rosyjskim obwodzie białogrodzkim, który graniczy z Ukrainą w okolicach Charkowa. Amerykanie - jak czytałam - mieli wycofać swoje zastrzeżenie, że Ukraińcy nie mogą atakować terytorium Rosji i myślę, że w tym przypadku ukraińska armia nie będzie się powstrzymywać, bo to bardzo ważne strategicznie miejsce. Sytuacja wojenna jest więc dla Rosji bardzo niekorzystna. Oczywiście nie jest tak, że Kreml już tę wojnę przegrywa. Do tego bardzo długa droga, to jeszcze nie ten etap. Widać jednak, że karta się odwraca.
Jest jeszcze jeden czynnik, o którym warto wspomnieć, a który wydaje się być przez przyjaciół i wrogów Rosji w naszym kraju lekceważony.
O czym mowa?
To powszechne w Rosji „dziadostwo”. To nie jest bowiem tak, że część rzeczy w Rosji jest spod tego „dziadostwa” wyłączona. Jeżeli coś w tym kraju nie wychodzi, to należy założyć, że wszystko tam nie wychodzi. Czasem widzimy na zdjęciach jakieś syberyjskie miasto, które wygląda jak po bombardowaniu, ale nie zastanawiamy się nad tym, że również inne sektory w Rosji wyglądają podobnie. Również armia. Bo dlaczego miałoby to wyglądać inaczej? Rosja jednak nadal jest duża, co daje jej ogromne możliwość przetrwania. Ukraina z kolei jest mała, co jest jej słabością. Trzeba sobie zdawać sprawę z tego, jakim strasznym kosztem dla życia tego kraju jest wojna. Na Ukrainie panuje teraz wielkie bezrobocie. Ludzi zaczynają żyć w nędzy. I to jest zasadnicze pytanie, jak długo Ukraińcom uda się wytrzymać.
W niedzielę media poinformowały, że w zamachu zginęła córka Aleksandra Dugina. Mnożą się teorię na temat tego, kto mógł za tym stać i efektem czego był ten zamach. Rosjanie z automatu oskarżyli Ukraińców, wśród komentatorów panuje zaś opinia, że to efekt „gier na górze”. Jaka jest Pani opinia?
Przede wszystkim musimy sobie jasno powiedzieć, że nie wiemy, co się rzeczywiście stało. Możemy jedynie zastanowić się nad najbardziej prawdopodobnymi scenariuszami. Moim zdaniem niemal na pewno nie zrobili tego Ukraińcy.
Skąd to przekonanie?
To byłoby całkowicie nielogiczne. Wiem, że podobałoby się to niektórym naszym dzielnym i wojowniczym antyrosyjskim kibicom, ale moim zdaniem - i jak podkreślam, nie jestem w stanie tego w 100 proc. wykluczyć - trzeba byłoby w to włożyć bardzo dużo wysiłku, a efekt byłby mały. Bo zadajmy sobie pytanie, kim jest Dugin? Ideologiem, który nie piastuje żadnej funkcji. Zabicie go dałoby efekt jedynie propagandowy i wcale nie jest powiedziane, że dobry dla Ukraińców. Bo z jednej strony z pewnością udałoby się przestraszyć część rosyjskiej elity, ale z drugiej strony Ukraina zostałaby oskarżona o terroryzm. Na taką akcję z pewnością wyrazić zgodę musiałby prezydent Zelenski, a nie wydaje mi się, żeby nie zdawał on sobie sprawy z tego, jakie mogą być tego ew. propagandowe następstwa.
Jakie więc możliwości pozostają?
Koncepcji jest wiele. Jedna z nich mówi, że jest to rodzaj rozgrywki na Kremlu lub wokół Kremla. Inna mówi, że jest to specjalna prowokacja, która miała na celu utwardzić opinię publiczną i rosyjskie elity. Jeszcze inna mówi, że jest to rozgrywka między grupą reprezentującą struktury siłowe a ideologami, co nie jest do końca wykluczone. Pojawiają się również teorie, że to rzeczywiście był zamach na córkę Dugina, a nie na niego samego. Jedna z prostszych koncepcji mówi o tym, że mamy do czynienia po prostu z porachunkami o pieniądze. Moim zdaniem wszelkie koncepcje mówiące, że są to kwestie wewnątrzrosyjskie są najbardziej prawdopodobne. Czy powiedziałabym, że to może być rozgrywka o pieniądze? Tak, Rosja bowiem widziała już wiele podobnych incydentów. Jedno jest pewne, ktokolwiek by za tym nie stał, to zamach ten świadczy o słabnięciu struktury władzy, bo co jest ważne, miał on miejsce w bezpośrednim otoczeniu Moskwy. To z pewnością bardzo niewygodne dla władzy na Kremlu.
Mówiliśmy o tym, że po ukraińskich atakach na Krym, wojna przyszła również do Rosjan, którzy w przerażeniu zaczęli uciekać z półwyspu. W ostatnich dniach rozgorzała dyskusja na temat tego, czy należy zakazać wydawania wiz turystycznych obywatelom Rosji, aby uniemożliwić im wjazd do Unii Europejskiej. Były szef MSZ Radosław Sikorski uważa, że to zły pomysł, m.in. dlatego, że w Rosji wciąż są ludzie, którzy sprzeciwiają się Putinowi i nie możemy ich „uwięzić” w Rosji. I trzeba przyznać, że ma tutaj sporo racji. Trudno tu o dobre rozwiązanie. Jakie jest Pani zdanie w tej sprawie?
To z pewnością bardzo trudny problem. Prawda jest taka, że jakkolwiek bardzo krytyczni nie bylibyśmy wobec Rosji jako kraju, nie tylko jako panującemu tam systemu, to trzeba mieć świadomość, że zachodzą tam różne procesy, które możemy mniej lub bardziej wspierać.
A co z wizami humanitarnymi?
Problem z nimi jest taki, że często nie jest tak prosto je dostać. Niektórzy przekonują, że należy uprościć ich wydawanie, bo z Rosji uciekają ludzie i chodzi o to, żeby tych ludzi nie więzić w kraju. Też nie wszyscy chcą wiz humanitarnych, wolą zwykłe, aby nie rzucać się w oczy. Problem nie jest prosty.
Czy widzi Pani jakiś sposób na jego rozwiązanie?
Przede wszystkim zgadzam się z tym, że jest jakimś nieporozumieniem to, że ludzie pokroju żony Pieskowa jeżdżą po Europie i cieszą się różnymi korzyściami. Nie rozumiem również dlaczego ci ludzie, którzy tak bardzo nienawidzą Europy, którzy nazywają ją „okropną” czy „zgniłą” wysyłają tutaj swoje dzieci? Mają swój duży kraj, niech sobie po nim podróżują, skoro Europa im się tak bardzo niepodoba. Myślę, że jakimś wyjściem jest wprowadzenie zakazu wydawania wiz turystycznym przy jednoczesnym rozszerzeniu pojęcia wizy humanitarnej. Inną możliwością jest to, co zaproponował Sikorski, czyli zasadnicze zaostrzenie kryteriów wizowych.
Rozmawiał Kamil Kwiatek
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/611433-wywiad-romaszewska-guzy-w-rosji-slabnie-struktura-wladzy