Wielu komentatorów protestuje przeciw twierdzeniom Olafa Scholza, jakoby atak na Ukrainę był „wojną Putina”. Zwracają oni uwagę, że to nie Putin rozstrzeliwał bezbronnych cywilów w Irpieniu, Borodiance i Buczy, nie on bombardował teatr w Mariupolu czy centrum handlowe w Krzemieńczuku, nie on mordował ukraińskie dzieci i torturował jeńców wojennych. Robili to rosyjscy żołnierze. Trudna do utrzymania jest też teza o „wojnie Putina”, skoro agresję na Ukrainę popiera zdecydowana większość Rosjan. Mimo to kanclerz Niemiec brnie uparcie w tę retorykę, kurczowo trzymając się swojego zdania.
Ukraiński filozof Ołeksij Panycz zwrócił uwagę na Facebooku, że w tej postawie Scholza jest metoda – i to metoda wypróbowana wcześniej na przykładzie Niemiec. Jej mechanizm opisał znakomicie brytyjsko-amerykański historyk żydowskiego pochodzenia Tony Judt w swej książce „Powojnie. Historia Europy od roku 1945”. Otóż zauważał on, że Niemcy za rządów Konrada Adenauera wykreowały we własnym społeczeństwie swój obraz nie jako agresora, ale jako potrójnej wręcz ofiary II wojny światowej: po pierwsze – jako ofiary Hitlera (w rozpowszechnieniu takiego wyobrażenia dopomógł m.in. wielki sukces filmów w rodzaju „Ostatni most” z 1954 czy „Canaris” z 1955 roku, które spopularyzowały przekonanie, jakoby większość dobrych Niemców stawiała podczas wojny opór Hitlerowi); po drugie – jako ofiary swoich wrogów (bombardowanie Drezna, zatopienie „Wilhelma Gustloffa”, wypędzenia ze Śląska, Prus Wschodnich i Sudetów etc.); po trzecie wreszcie – jako ofiary powojennej propagandy zwycięzców, która rzekomo złośliwie przekręcała fakty, by wyolbrzymić „zbrodnie” Niemców.
Takie wyobrażenie mieli o sobie Niemcy przez ponad dwie dekady po zakończeniu II wojny światowej – dopóki nie dorosło pokolenie dzieci i wnuków, które zaczęło pytać o przeszłość swoich ojców i dziadków. Nieprzypadkowo – jak zauważa Panycz – na kolana w Warszawie padł dopiero czwarty kanclerz RFN w roku 1970, a i to wielu nad Łabą i Renem przyjęło ze zdziwieniem. Na dłuższą metę ta polityka historyczna odniosła jednak skutek, skoro za głównych sprawców zbrodni wojennych uchodzą dziś „naziści”, których pierwszą ofiarą był właśnie naród niemiecki.
Swą retoryką Olaf Scholz przygotowuje grunt pod sytuację, w której Putin zostanie odsunięty od władzy lub Rosja przegra wojnę. Wtedy będzie można powtórzyć po raz kolejny, że to nie była wojna Rosjan, lecz Putina i putinistów – tak jak II wojna światowa nie była wojną Niemców, lecz Hitlera i nazistów. Rosjanie zostaną więc zrehabilitowani jako ofiary Putina, a cała odpowiedzialność za zbrodnie przerzucona na wąski krąg ludzi prezydenta. Mało tego, może okazać się wówczas, że naród rosyjski padł ofiarą nie tylko kremlowskiej kamaryli, lecz także rusofobicznej propagandy Ukraińców, Polaków, Bałtów i Anglosasów. Takiego właśnie scenariusza, według wspomnianego Ołeksija Panycza, możemy spodziewać się po zakończeniu wojny. Olaf Scholz już nad tym pracuje.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/610583-wedlug-scholza-to-wojna-putina-a-nie-rosjan
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.