Wywiad Henry Kissingera dla The Wall Street Journal potwierdza, jest świadectwem tego, że w amerykańskich elitach strategicznych następują istotne przewartościowania i zmiana spojrzenia, jeśli chodzi o polityczne skutki wojny na Ukrainie.
Obok wielu ciekawych myśli na temat przywództwa politycznego we współczesnym świecie, szczególnie w bloku państw Zachody, autor Dyplomacji, sformułował też pogląd, iż „teraz uważam, że w taki czy inny sposób, formalnie lub nie, Ukrainę należy w następstwie tego traktować jako członka NATO”. W oczywisty sposób Kissinger zrewidował swój wcześniejszy sąd, wygłaszany jeszcze kilka tygodni temu, że należy szybko doprowadzić, nawet kosztem ustępstw terytorialnych Kijowa wobec Moskwy, do zakończenia wojny. Czy oznacza to, że nestor amerykańskich geostrategów przyznał się w ten sposób do błędu? W Polsce jego wypowiedź będzie zapewne traktowana w ten sposób, bo my mamy generalnie skłonność do ujmowania wszystkiego w kategoriach statycznych, tak jakby przebieg wydarzeń nie wpływał na formułowane oceny. A, jak się wydaje, zmiana stanowiska Kissingera wynika po prostu z rozumienia, że każdy dzień przedłużającej się walki ukraińskich sił zbrojnych udowadnia, iż Kijów może być liczącym się sojusznikiem, co należy, w interesie Stanów Zjednoczonych, uwzględnić w ogólnym rachunku sił, który też przecież się zmienia w związku z zaostrzeniem sytuacji wokół Tajwanu. Gotowość do zmiany linii politycznej jest po prostu wynikiem analizy sytuacji, bo ta, zwłaszcza w czasie wojny, podlega szybkiej zmianie. I my w Polsce musimy to zrozumieć, zwłaszcza jeśli chodzi o relacje warszawy z Kijowem, tym bardziej z Moskwą. O ile na początku wojny Kissinger był zdania, co zresztą w tym wywiadzie potwierdza, że Ukraina winna być państwem niepodległym, ale spełniać rolę czegoś w rodzaju buforu, między Zachodem a Rosją, trochę na wzór statusu Finlandii w czasach zimnej wojny, to teraz, właśnie pod wpływem wydarzeń, zrewidował ten pogląd. Praktyczna implementacja tego podejścia jest jeszcze, w jego opinii, kwestią otwartą. Ukraina mogłaby formalnie wejść do NATO, albo uczestniczyć w systemie sojuszy, co dawałoby jej podobne gwarancje bezpieczeństwa jakimi cieszą się państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego. Inna opcja, czyli podporządkowanie w jakiejkolwiek formie Kijowa Moskwie, a nawet uczynienie z niej obszaru buforowego, w którym krzyżowałyby się wpływy Rosji i Zachodu, jest już obecnie niemożliwa. Powód jest oczywisty i należy go dostrzec. Po tym jak okazało się jakiego rodzaju wojnę Rosjanie prowadzą przeciw Ukrainie i ludności cywilnej, ten obszar musi zostać całkowicie „wyjęty” ze sfery wpływów i penetracji Moskwy.
Kissinger wypowiedział w tym kontekście jeszcze jedną istotną myśl. Otóż jego zdaniem, równowaga, w wymiarze globalnym, budowana jest w oparciu o dwa podstawowe kryteria. Prymarnym jest relacja sił, czyli tradycyjnych atrybutów siły państwowej, do których szkoła realistyczna w myśleniu o geostrategii przywiązuje tak duże znaczenie, ale równocześnie, działa też drugi obszar, który umiejscowiony jest w świecie wartości. Stan równowagi w relacjach między mocarstwami musi być zbudowany przy uwzględnieniu czynnika siły, i relacji potencjałów rywalizujących państw, ale też układające się strony, muszą uznawać, że porozumienie nie gwałci ich przekonań i jest akceptowalne również z tego punktu widzenia. Negocjacje z Hitlerem nie miały, właśnie z tego ostatniego powodu, sensu – argumentuje Henry Kissinger. Wprowadzenie tego elementu wartości do myślenia o relacjach międzynarodowych jest ważne i z tego względu, że zdaniem byłego Sekretarza Stanu, wymusza to pewną powściągliwość w zakresie używania siły, którą się dysponuje, przez liderów mocarstw. Oczywiście nie zawsze to działa, ale właśnie taka „wojna nieograniczona” rachubami natury moralnej powoduje, że porozumienie oddala się a sama myśl, aby usiąść do stołu rokowań z wrogiem stosującym podłe, nieakceptowalne środki prowadzenia wojny, wydaję się wstrętną. Czy Putin w oczach liderów Zachodu przekształcił się w taką właśnie figurę jest kwestią otwartą, ale jesteśmy już blisko tego, co powoduje, i Kissinger kilkakrotnie podkreśla istnienie tego ryzyka, zbliżającego się starcia globalnego. Wypowiada się też na temat warunków zakończenia wojny, mówiąc, że Donbas i Krym zapewne pozostaną w rosyjskich rękach, ale kwestia przyszłości innych obszarów okupowanych jest sprawą otwartą. W tej kwestii to nie tyle określone przez Kissingera warunki zakończenia wojny są istotne, ale fakt, że ich definicja ulega zmianie. Bo taka jest natura rzeczy, przebieg działań na froncie, to czy walczące strony są w stanie osiągnąć swoje cele strategiczne, wpływa na definicję zwycięstwa i kształt warunków zakończenia działań. Dzisiaj są one już zupełnie inne niźli 3 miesiące temu. Tym bardziej, że w ocenach brytyjskiego wywiadu dalszy bieg wydarzeń, do pewnego stopnia losy wojny, zależą od sytuacji na prawym brzegu Dniepru i wokół Chersonia, które z kolei związane są z możliwościami logistycznymi rosyjskich sił zbrojnych. Obecnie, po niedawnym ataku, i uszkodzeniu przeprawy w Nowej Kachowce (w tym wypadku mieliśmy do czynienie z „jubilerską” robotą ukraińskiej artylerii, która nie chciała zniszczenia znajdującego się na tamie przejścia na tyle poważnie je uszkodziła, że nie jest możliwy transport ciężkiego sprzętu), a także obydwu mostów pod Chersoniem (kolejowego i drogowego) mamy do czynienia z jakościowo nowa sytuacją. W opinii brytyjskich ekspertów zaopatrzenie całego rosyjskiego korpusu znajdującego się na prawym brzegu Dniepru uzależnione jest od dwóch przepraw promowych, co oznacza, że strumienie zaopatrzenia nie będą wystarczające, ani po to aby się długo bronić, ani tym bardziej do przygotowania operacji zaczepnych. Strona ukraińska zniszczyła też most na rzece Ingulec, co oznacza, że Moskale będą mieli utrudniony manewr i zaopatrzenie nawet w obrębię kontrolowanych przez siebie obszarów. Zdaniem dziennikarzy The New York Times powołujących się na analityków wojskowych możemy mówić nawet o tym, że strona ukraińska zmieniła swą strategię i w obecnej fazie wojny mamy do czynienia już z odmienną „metodą walki” i nowymi celami politycznymi, które Kijów chciałby osiągnąć. Punktem wyjścia jest ocena sytuacji w jakiej znalazł się Kijów pod koniec szóstego miesiąca intensywnej wojny. Po pierwsze nie ma perspektyw otrzymania znacząco większej pomocy wojskowej ze strony Zachodu, po drugie strona ukraińska również zaczyna odczuwać straty w ludziach, zwłaszcza po tym jak Rosjanie zmienili swą taktykę w Donbasie i odwołując się do własnej przewagi ogniowej, metodycznie niszczyli przy użyciu artylerii ukraińskie pozycje. To oznacza, że Ukraina nie ma możliwości przeprowadzenia frontalnego kontruderzenia, nie dysponując ani adekwatną ilością sprzętu ani tym bardziej odpowiednio liczną armią. To wymusiło zmianę taktyki. Wykorzystując nowoczesne systemy dostarczone przez Zachód, w tym HIMARS-y, strona ukraińska uderzyła w rosyjską logistykę, niszcząc mosty, przeprawy, linie kolejowe, magazyny oraz atakując centra dowodzenia. Celem jest izolowanie rosyjskiego zgrupowania na prawym brzegu Dniepru, pozbawienie go niezbędnego zaopatrzenia i ograniczenie możliwości manewru. Jednocześnie coraz aktywniejsze są siły specjalne i lokalna partyzantka. Kijów chciałby w ten sposób skłonić Rosjan do podjęcia decyzji, o skróceniu frontu, co musiałoby oznaczać wycofanie się za Dniepr. „Oczywiste jest, że Ukraińcy nie mogą przeciwstawić się Rosjanom oddział na odział, żołnierz na żołnierza. A Ukrainie, podobnie jak Rosjanom, kończą się żołnierze” – powiedział dziennikarzom Samuel Bendett, analityk w center for Naval Analysis - więc Ukraina musi być działać bardzo rozważnie aby wyprzeć siły rosyjskie”. Mamy do czynienia z klasyczną sytuacja konfliktu asymetrycznego, gdzie strona słabsza, w tym wypadku Ukraina, nie mogąc zrównoważyć przewagi wroga musi szukać jego słabych punktów, którym w tym wypadku jest logistyka, aby osiągając sukces w polu i w ten sposób poprawiać również swą pozycję polityczną, zarówno w oczach sojuszników, jak i docelowo być może również przy stole rokowań z Moskwą.
Wojskowa logistyka, dziedzina do niedawna lekceważona, bo przecież świat przygotowywał się do krótkich wojen, w toku których miano dążyć do szybkich rozstrzygnięć, a nikt nie myślał o przedłużającym się wielomiesięcznym konflikcie przemysłowym na wyniszczenie, przeżywa obecnie swe wielkie chwile. Analitycy skupiają swoją uwagę na kwestiach łańcuchów zaopatrzenia, wydolności sił zbrojnych w tym obszarze i strategicznych ograniczeń, które są narzucone stanem zaplecza logistycznego, którym dysponuje walcząca armia. Dobrym przykładem tego nowego myślenia jest ciekawy raport grupy naukowców i praktyków cywilnych opublikowany w specjalistycznym portalu Modern War Institute. Jest to bardzo ciekawe i warte uwagi wystąpienie, choćby dlatego, że Autorzy formułują fundamentalną z punktu widzenia polityki obronnej tezę. Ich zdaniem, i tak zatytułowali swój artykuł „Logistyka określi nasz los” zastanawiając się „czego uczą nas rosyjskie doświadczenia w zakresie logistyki na kontestowanym terytorium”. Chodzi oczywiście o transport w czasie wojny, kiedy przeciwnik atakuje nasze cele, co dodatkowo powoduje jeszcze zwiększenie skali trudności. Z perspektywy Polski rozważania te są ważne co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze Autorzy, na podstawie analizy możliwości logistycznych rosyjskich sił zbrojnych oraz warunków transportu (gęstość i przebieg linii kolejowych, porty, mosty, wiadukty, długość i przebieg dróg etc.) zbudowali i ocenili wiarygodność czterech podstawowych scenariuszy operacyjnych. Ich zdaniem rosyjskie zamiary wobec Ukrainy, ale przede wszystkim szansę na ich urzeczywistnienie, można było ocenić jeszcze przed rozpoczęciem wojny na podstawie oceny potencjału logistycznego Rosji i warunków w których swą misję będą jej siły zbrojne realizowały. To zaś pozwala ocenić słabe punkty całego planu wojny, odpowiednio przygotować obronę i skoncentrować siły, ale tez skonstruować ją w odpowiedni sposób. Drugi wniosek, który wyciągnąć można z analiz ekspertów amerykańskich jest szerszej natury. Otóż długość i drożność linii zaopatrzeniowych, zwłaszcza w realiach wojny, kiedy trasy komunikacyjne są atakowane przez przeciwnika, jest istotnym czynnikiem zwiększającym lub osłabiającym możliwości walczących. Z perspektywy Polski, kraju który większość potencjału wojskowego skoncentrował (Żelazna Dywizja ma zmienić ten stan) na prawym brzegu Wisły, a ewentualne posiłki amerykańskich sojuszników aby dotrzeć na wschodnią flankę będą musiały w linii prostej „po lądzie” przebyć drogę 860 km zanim dotrą do Przesmyku Suwalskiego, oceny logistyków winny być uważnie analizowane.
Autorzy opracowania poddali analizie, biorąc pod uwagę kwestie rosyjskiej logistyki, kilka możliwych scenariuszy uderzenia Moskali – zajęcie Kijowa, opanowanie południa Ukrainy i utworzenie „mostu lądowego” łączącego Krym z Rosją, opanowanie całego południa, do Naddniestrza i odcięcie w ten sposób Ukrainy od Morza Czarnego i wreszcie opanowanie całej wschodniej, do Dniepru, części kraju. Z punktu widzenia wyzwań logistycznych – biorąc pod uwagę długość linii zaopatrzenia, gęstość sieci kolejowej i drogowej, ilość środków transportowych, którymi dysponują Rosjanie, dochodzą do wniosku, że tylko jeden z tych wariantów – utworzenie „mostu lądowego” jest w zakresie możliwości Moskali. Nie są w stanie, bo nie będą w stanie dostarczyć odpowiedniej ilości paliwa, amunicji, żywności etc. swym w dużym stopniu zmechanizowanym oddziałom, ani opanować Kijowa, ani tym bardziej Odessy i całego wybrzeża czarnomorskiego, nie mówiąc już o wschodzie kraju. Wariant „mostu lądowego” jest realny z kilku powodów – po pierwsze Moskale kontrolują Morze Azowskie, co oznacza, że mogą drogą morską, która jest znacznie bardziej efektywna niźli lądowa, dostarczyć znaczne ilości zaopatrzenia i wsparcie w rejony de facto przyfrontowe. Na ich korzyść, w tym wariancie działa też relatywnie gęsta sieć kolejowa w Donbasie, a tego atutu, w związku z faktem kontroli przez stronę ukraińską miast, nie byli w stanie wykorzystać ani pod Charkowem, ani w rejonie Czernichowa ani też atakując Kijów. W Donbasie linie zaopatrzenia są też najkrótsze, co oznacza, że transport kołowy Rosjan, może wykonać każdego dnia większą liczbę kursów.
Autorzy raportu są, jak się wydaje przekonani, że tego rodzaju analiza, ocena zdolności logistycznych obydwu stron, pozwoliłaby ocenić czy rozpoczęte operacje strategiczne skończą się powodzeniem, tym bardziej, jeśli druga strona nie ma zamiaru złożyć broni. Jeśli nie stało się to czego w pierwszej fazie wojny oczekiwali najwyraźniej Rosjanie, tzn. Ukraińcy nie przywitali ich kwiatami, to na podstawie analizy logistyki jasnym było to, że będą mieć oni pod Kijowem wielkie kłopoty. Tę ich słabą stronę dobrze wykorzystali Ukraińcy. W Donbasie sytuacja jest już inna, stąd wojna ma też inny przebieg. Na Chersońszczyźnie, patrząc na ten teatr działań wojennych, mamy znów odmienną sytuację –kwestie logistyczne wyglądają inaczej niż w Donbasie i zaopatrzenie jest piętą achillesową Moskali. Kijów stara się te okoliczności wykorzystać. Jeśli odniesie sukces będziemy mieli potwierdzenie skuteczności strategii asymetrycznej, której istotą jest poszukiwanie słabych punktów przeciwnika. Ale również odpowiednie znaczenie, jeśli chodzi o sztukę wojenną, zyska wojskowa logistyka – analiza linii komunikacji, możliwości zaopatrzenia walczących stron i potencjału którym w tym zakresie się dysponuje. Będzie to kolejna ważna lekcja, którą i my powinniśmy przyswoić obserwując wojnę na Ukrainie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/610513-ukrainska-wojna-asymetryczna-z-logistyka-w-tle