Foreign Affairs, prestiżowy amerykański periodyk zajmujący się kwestiami polityki międzynarodowej, opublikował dwa artykuły, które warte są aby zwrócić na nie uwagę. Przedmiotem refleksji ich Autorów jest bowiem kwestia wyzwań, przed którymi stanie świat Zachodu, jeśli wojna na Ukrainie, a wszystko na to wskazuje, wejdzie w fazę przedłużającego się konfliktu o mniejszej skali intensywności.
Dwa spojrzenia
Nathalie Tocci interesuje perspektywa Unii Europejskiej, a z kolei Alina Polyakova i Ilya Timtchenko analizują kwestie wojskowe pisząc o wsparciu dla walczącej Ukrainy i przyszłych posunięciach NATO. Dyskusja na temat rysujących się zagrożeń jest potrzebna, zwłaszcza teraz, kiedy po stronie kolektywnego Zachodu zaczynają narastać napięcia i pojawiają się niebezpieczne podziały. Z polskiej perspektywy opis sytuacji jest tym ważniejszy, że często kontentujemy się twierdzeniem, iż „Zachód jest zjednoczony jak nigdy”. Jest to prawda, ale nie zauważamy jednocześnie, że osiągnięta po agresji i w jej wyniku jedność, nie jest stanem, który trwał będzie po wsze czasy, ale pewnym konsensusem, którego utrzymanie wymaga kultywowania i podejmowania kroków o charakterze politycznym wyprzedzającym rozwój wydarzeń i powstrzymujących niekorzystne tendencje. Tym zajmują się Autorzy artykułów, o których piszę, dlatego warto poświęcić ich przemyśleniom nieco uwagi.
Najpierw kilka słów o tym kim są Autorzy. Nathalie Tocci, w przeszłości doradczyni Federici Mogherini, jest obecnie profesorem Uniwersytetu w Tübingen, dyrektorem włoskiego Istituto Affari Internazionali i stałą publicystką Politico. Trzeba o jej aktywności napisać jeszcze kilka słów, bo Tocci, była częstym gościem na corocznych zjazdach Klubu Wałdajskiego, pisała dla tego środowiska artykuły i generalnie oskarżana była, zgodnie zresztą z prawdą, o prorosyjskość. Obecnie prezentuje zupełnie inne stanowisko, co warto zauważyć, bo jej przemiana, pytanie czy trwała, jest świadectwem, przełomu jaki w świadomości części zachodnioeuropejskich lewicowych elit, wywołała rosyjska agresja. Alina Polyakova kieruje think tankiem CEPA i jest profesorem Uniwersytetu Johna Hopkinsa, specjalizuje się w kwestiach strategicznych zaś Ilya Timczenko jest pochodzącym z Ukrainy jej współpracownikiem. Musimy pamiętać, że zarówno Polyakova jak i CEPA są zdecydowanymi zwolennikami wzmocnienia więzi atlantyckich i utrzymania przez Stany Zjednoczone wiodącej roli w świecie Zachodu. Nie bez przyczyny w radzie dyrektorów tego think tanku zasiada Wess A. Mitchel. Jeśli zatem pisze ona o potrzebie zwiększenia roli NATO we wspieraniu wojskowym Ukrainy w sytuacji, kiedy główny ciężar tej pomocy dźwigają dziś Stany Zjednoczone, to głos ten należy postrzegać przez pryzmat poglądów najbardziej proatlantyckich kręgów amerykańskiego establishmentu strategicznego, co czyni diagnozy i tezy Polyakovej oraz Timczenki jeszcze ciekawszymi i wartymi uwagi.
Zacznijmy od wystąpienia Tocci. Zastanawia się ona „czy Putin jest w stanie podzielić Europę” zauważając, że sześć miesięcy po rozpoczęciu wojny Unia Europejska ma coraz większe problemy z utrzymaniem jednolitej linii wobec Moskwy. Jak argumentuje, pięć pierwszych pakietów sankcyjnych, najdalej idących w historii Wspólnoty, zostało przyjętych szybko, czego nie można powiedzieć o szóstym, niedawno przegłosowanym, który zresztą jest znacznie łagodniejszy niźli zakładano. Na dodatek, na tle ostatniej propozycji Komisji Europejskiej o konieczności redukcji zużycia gazu o 15 % ujawnił się, szczególnie w przypadku państw południa Europy, jednolity front sprzeciwu wobec tego rodzaju ograniczeń. Nie wnikając w naturę i przyczyny takiego stanowiska, Tocci jest zdania, że „są oznaki, że Europa walczy o utrzymanie kursu w coraz bardziej kosztownej wojnie. Wraz z rosnącą inflacją, eskalującym kryzysem energetycznym i rosnącym zagrożeniem recesją przywódcy europejscy coraz głośniej mówią o społeczno-gospodarczych skutkach konfliktu oraz jego politycznych i geopolitycznych następstwach.” Państwa takie jak Włochy, Węgry, Czechy czy Słowacja, zagrożone w tym roku, w świetle ostatnich szacunków IMF nawet 5 % recesją, co może być następstwem wstrzymania dostaw rosyjskiego gazu są potencjalnie „słabym ogniwem”, bo mogą okazać się najbardziej podatnymi na gazowy szantaż Putina. Tocci najbardziej zaniepokojona jest sytuacją we Włoszech, gdzie mamy z jednej strony do czynienia z perspektywą recesji i rosnącymi kosztami obsługi gigantycznego długu publicznego a z drugiej strony nastąpiła konsolidacja prawicowych, i prorosyjskich jej zdaniem, formacji politycznych, które idą po zwycięstwo w zbliżających się wyborach parlamentarnych. Podobne trendy ujawniły się już we Francji pozbawiając formację obecnego prezydenta większości parlamentarnej i znacznie wzmacniając przedstawicielstwo sił skrajnych, zarówno z lewicy jak i z prawicy, przy okazji również prorosyjskich.
Ujawniające się w państwach europejskich trendy skłaniają Tocci do postawienia głównego pytania, a mianowicie, „jak długo uda się Europie utrzymać jedność w kwestii wojny i co może spowodować jej upadek”? Podchodząc do sprawy praktycznie włoska ekspert zastanawia się kiedy Rosja będzie w stanie „wyciągać” poszczególne państwa z bloku Zachodu skłaniając je do wywierania presji na Kijów aby ten zrezygnował z części swoich terytoriów za cenę pokoju i zażegnania kryzysu energetycznego. Rysujące się podziały, między Polską, Państwami Bałtyckimi i Europą Środkową, które opowiadają się, za „sprawiedliwym” jak to ujmuje Tocci zakończeniem wojny na Ukrainie, co oznacza przywrócenie przynajmniej status quo ante a Zachodem, przede wszystkim Francją i Niemcami, który przychyla się do rozwiązania „realistycznego” oznaczającego ustępstwa na rzecz agresywnej Rosji, są niezwykle groźne, bo trudne a nawet niemożliwe do przezwyciężenia. W sprawach tak fundamentalnych w gruncie rzeczy nie ma płaszczyzny kompromisu. Drugie pęknięcie jest podobnie głebokie. Kryzys finansów publicznych w związku z gigantycznym długiem publicznym w takich krajach jak Włochy, Hiszpania i Francja skłania te państwa aby apelować o pomoc Brukseli. Ale te dążenia spotykają się z rezerwą państw będących w lepszej sytuacji makroekonomicznej, nie tylko należących do „skąpej czwórki” ale również chodzi w tym wypadku o Niemcy. To kolejna linia podziału. Z kolei południe Europy z ledwie tylko skrywaną radością patrzy na bankructwo niemieckiej polityki energetycznej której krach postrzega w kategoriach „rekompensaty” za upokorzenia kryzysu finansowego 2008 roku. Te wszystkie podziały ma zamiar wykorzystywać, wcale zresztą tego nie skrywając, Władimir Putin, aktywnie działając zarówno na rzecz destabilizacji sytuacji w poszczególnych państwach jak i wzmacniając podziały między państwami – członkami Wspólnoty. Jak argumentuje Nathalie Tocci „według Kremla podziały i słabości Europy zapobiegną długoterminowemu scenariuszowi, w którym Rosja poniesie strategiczne, gospodarcze i polityczne koszty inwazji”. To jak zachowa się w najbliższych miesiącach Europa zależeć będzie przede wszystkim od Putina. I tu włoska ekspert stawia ciekawą i wartą zauważenia tezę. Otóż jej zdaniem jeśli Kreml kontynuował będzie wojnę o dużym stopniu intensywności, atakował cele cywilne, stosował niedozwolone rodzaje broni i zgadzał się na bestialstwo rosyjskich żołdaków, czyli z grubsza kontynuował to Rosja robiła w ostatnich tygodniach, to Zachód utrzyma swoja dotychczasowa linię polityczną, zapewne dlatego, że jej rewizja mogłaby okazać się zbyt kosztowną w związku z nastawieniem opinii publicznej. Gorszym scenariuszem jest zmiana charakteru wojny. Otóż w opinii Tocci rysy w jednolitym bloku państw Zachodu zaczną pojawiać się wówczas kiedy spadnie intensywność działań na froncie i do tego scenariusza, trzeba się zacząć już dziś przygotowywać. Jest on tym groźniejszy, że równolegle może się okazać, że Kreml wykorzystuje opcję „zamrożenia” wojny nie po to aby prowadzić do jej zakończenia i deeskalacji ale po to aby przegrupować siły, odpocząć i w dogodnym momencie wznowić walki. Tak zatem z jednej strony Zachód demobilizowałby się, a Rosja prowadziła skrytą mobilizację i przygotowania do nowej fazy konfliktu.
Zdolność do adaptacji
Co należy zrobić? Nathalie Tocci nie daje odpowiedzi na postawione pytanie. Pisze jedynie, że o przewadze demokracji europejskich nad rosyjskim autorytaryzmem zdecydować może nie tyle „akceptowalny próg społecznego bólu”, który na Zachodzie jest zapewne niższy niźli w Rosji i na co Putin w swej strategii zdaje się liczyć, ale przede wszystkim zdolność do adaptacji, elastycznego reagowania na nowe okoliczności i warunki. Tocci wzywa do poszukiwania lekarstwa na już widoczne pierwsze symptomy choroby, jeśli chodzi o jedność Europy w zakresie polityki wobec Rosji. Z naszej perspektywy ważne jest nie tylko silnie przez nią akcentowane przekonanie, że „złe czasy dopiero przed nami” ale również to, iż nie formułuje ona, prócz wezwań do utrzymania sankcji żadnego planu jak zablokować rysujące się i pogłębiające podziały. Czyli ujmując obecną sytuację w pewnym skrócie – wiemy, że zbliża się katastrofa, ale nie mamy żadnego planu.
Alina Polyakova i Ilya Timtchenko analizują inny obszar, koncentrując swoją uwagę na kwestiach wojskowej pomocy dla Ukrainy, i również postulują zmiany. Chcą odejścia od dotychczasowej formuły jej udzielania, „zluzowanie” Stanów Zjednoczonych i przyjęcie większej odpowiedzialności w tym zakresie przez NATO. Ich zdaniem w dłuższej perspektywie utrzymanie obecnej nierównowagi w zakresie skali pomocy wojskowej dla Ukrainy jest potencjalnie zjawiskiem groźnym bo nie będzie akceptowane a to oznacza, że może przyczynić się do podziałów w obrębie NATO. Przez 5 miesięcy wojny Stany Zjednoczone wyasygnowały na rzecz Ukrainy 8 mld dolarów, a Francja jedynie 150 mln, czyli 0,008 % swego PKB. W porównaniu ze wsparciem Paryża, zaangażowanie Estonii, liczone w relacji do PKB jest 100 razy większe a Polski 30 razy większe. Na to nakłada się i to, że wojna na Ukrainie zmienia swój charakter przekształcając się w długi konflikt na wyniszczenie. To zaś oznacza, że Kijów będzie musiał otrzymywać w najbliższym czasie najnowocześniejsze NATO-wskie uzbrojenie, co wymaga zarówno uruchomienia przemysłu pracującego na rzecz armii, jak i intensywnych oraz prowadzonych na wielka skalę szkoleń. Opróżnianie arsenałów z postsowieckiego sprzętu jest już niemożliwe bo powoli stają się one puste, a na dodatek pojawia się kolejna niebezpieczna tendencja – państwa Europy Środkowej oczekują uzupełnienia przez sojuszników swych braków, w związku z pomocą dla Ukrainy, w sprzęcie. Brak tych dostaw powoduje rozczarowanie i pogłębia podział na linii Zachód Europy – flanka wschodnia. Biorąc wszystkie te czynniki pod uwagę, Polyakowa i Timczenko, są zdania, że w dłuższej perspektywie kontynuowanie pomocy dla Ukrainy w obecnej formie nie będzie możliwe, a co gorsze, kontynuowanie obecnego modelu doprowadzi również do pęknięć politycznych w Sojuszu Północnoatlantyckim.
I tu pojawia się główny, choć nie do końca wyartykułowany, przez Polyakową i Timczenko argument. Otóż piszą oni, że dotychczasowy model wspierania wysiłku wojskowego Ukrainy, pod egidą Stanów Zjednoczonych w ramach formatu Ramstein, wywołany był po prostu względami praktycznymi. Działanie w ramach „koalicji chętnych” było szybsze i w związku z tym skuteczniejsze. NATO przed Madrytem, gdzie przyjęto nową koncepcję strategiczną, nie miało też wyrażonego w oficjalnym dokumencie wspólnego poglądu na politykę wobec Rosji. Ale teraz sytuacja się zmieniła i to Sojusz Północnoatlantycki ma „mandat polityczny” aby organizować, nadzorować i planować pomoc wojskową dla Ukrainy. Jak argumentują „w najbliższym czasie NATO powinno przejąć wiodącą rolę w szkoleniu wojsk ukraińskich; priorytetowo traktować bezpieczeństwo Morza Czarnego, które Rosja chce w pełni kontrolować i zmilitaryzować; oraz wzmocnić współpracę cybernetyczną z Ukrainą. W dłuższej perspektywie to NATO, a nie Stany Zjednoczone czy inne państwa członkowskie, powinno koordynować dostawy broni na Ukrainę i dystrybucję dostaw do sojuszników w ramach całego sojuszu.” Ciekawe jest uzasadnienie tego postulatu. Otóż zdaniem amerykańskich ekspertów takie „przejęcie obowiązków” byłoby odebrane przez Rosję w kategoriach „długoterminowego zobowiązanie” NATO na rzecz Ukrainy, co wzmocniłoby pozycje Kijowa. Argument jest istotny, bo jego wysunięcie świadczy, że niektórzy przedstawiciele amerykańskiego establishmentu strategicznego najwyraźniej są zdania, że dziś to nie Sojusz Północnoatlantycki a państwa członkowskie, Paktu, działając w ramach doraźnej koalicji pomagają Ukrainie. Innymi słowy dzisiaj, odmiennie niźli uważa się w polskich kręgach eksperckich, NATO wysyła obecnie raczej sygnał braku zaangażowania „w sprawy ukraińskie” i ten stan rzeczy należy w najbliższym czasie pilnie zmienić.
Obecność wojskowa NATO na Morzu Czarnym i Bałkanach
Polyakowa i Timczenko postulują przekształcenie Polski w „NATO-wski hub szkoleniowy” dla sił ukraińskich, znaczne wzmocnienie obecności wojskowej Sojuszu na Morzu Czarnym i na Bałkanach, rozpoczęcie przygotowań (uruchomienie produkcji niezbędnych komponentów, szkolenia w zakresie obsługi etc.) do wysyłki na Ukrainę najbardziej zaawansowanych systemów broni i uzbrojenia, również oficjalne włączenie Kijowa do Cooperative Cyber Defense Center of Excellence (CCDCOE). To wszystko są ważne i potrzebne inicjatywy, ale polityczna konkluzja wystąpienia Polyakowej i Timczenki jest najistotniejsza. Piszą oni:
Stany Zjednoczone nadal postrzegają Chiny jako największe długofalowe wyzwanie, co oznacza, że większy ciężar zabezpieczenia Europy spadnie ostatecznie na 29 europejskich krajów należących do NATO (wkrótce będzie ich 31 wraz ze Szwecją i Finlandią). Obecna administracja USA jest zaangażowana we wspieranie Ukrainy i inwestowanie w szersze bezpieczeństwo europejskie. Ale okno na zmianę trajektorii wojny się zamyka. Im szybciej NATO podejmie swój mandat polityczny, by wesprzeć Ukrainę, tym większa szansa na zapewnienie jemu przyszłości jako najskuteczniejszego i najpotężniejszego sojuszu bezpieczeństwa.
Dwa wystąpienia, dwie perspektywy, dwa obszary sytuacja w których podlega diagnozie. Tym nie mniej, wystąpienia te łączy w gruncie rzeczy jedna myśl – najtrudniejsze decyzje, największa praca i najpoważniejsze zagrożenia, dopiero przed nami. Kolektywny Zachód, zjednoczony pod wpływem emocji po agresji Putina, będzie musiał w najbliższych tygodniach zbudować i potwierdzić swą jedność w oparciu o twardsze argumenty i poważniejsze decyzje. Radość z historycznej jedności może okazać się przedwczesną. Nie ma też powodu aby twierdzić, że Zachód podzieli się i pęknie, ale największa praca przed nami a do sukcesu jeszcze daleka droga.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/609452-jednosc-zachodu-najgorsze-przed-nami
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.