Komisja Europejska stoi na stanowisku, że zapowiedzi Gazpromu dotyczące wstrzymania dostaw gazu świadczą o potrzebie przyjęcia jej propozycji redukcji zużycia błękitnego paliwa przez państwa Unii Europejskiej. Jednocześnie wyraża nadzieję, że we wtorek zostanie ona przyjęta przez ministrów ds. energii UE. Problem w tym, że przyjęcie tej niemieckiej w rzeczywistości propozycji stanowi pułapkę dla gospodarek krajów członkowskich oraz - paradoksalnie - na ich suwerenność.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Żeby udzielić pomocy dotkniętym kryzysem gazowym Niemcom wcale nie potrzeba zobowiązywać się do redukcji zużycia gazu. Wystarczy mieć jego nadwyżkę i chęć jej sprzedaży. Regulują to zwykłe mechanizmy rynkowe, zatem propozycja Komisji Europejskiej nie stanowi żadnego panaceum na obecną sytuację Niemiec. Jest jednak bardzo istotna przyczyna, dla której Bruksela z uporem maniaka forsuje ten projekt, a w zasadzie cały wachlarz przyczyn.
Przede wszystkim nałożenie gazowego kagańca i rozłożenie kosztów wywołanego przez Niemcy kryzysu na wszystkie kraje wspólnoty ma na celu niedopuszczenie do sytuacji, w której jakakolwiek gospodarka będzie chciała wybić się na konkurencyjność względem Niemiec, korzystając z tego, że mają one kłopoty ze sprowadzeniem błękitnego paliwa. Pozwoli to zachować Niemcom ekonomiczną przewagę i zminimalizuje utratę przez ten kraj znaczenia.
Po drugie, Niemcy nadal nie zrezygnowały z zielonej polityki, w której gaz jest paliwem przejściowym do osiągnięcia pełnej zeroemisyjności. Oznacza to, że dzięki porozumieniu - o ile w ogóle dojdzie do jego zawarcia - Niemcy będą mogły realizować jeden z filarów owej zielonej agendy, nie nazywając tego rzecz jasna po imieniu.
Po trzecie, zobowiązanie się krajów UE do ograniczania zużycia gazu z pewnością będzie przez Komisję Europejską w przyszłości nadużywane i wykorzystywane do narzucania krajom wyśrubowanych żądań ograniczenia konsumpcji gazu w celu zdławienia gospodarki i zapewnienia Niemcom hegemonii. Co więcej, jak pokazały wcześniejsze praktyki ultra vires, KE bardzo szybko wykorzysta porozumienie do przypisania sobie prawa do decydowania o miksie energetycznym państw członkowskich. Niemożliwe? A co zrobiła z mechanizmem praworządności? Zgodnie z unijnym prawem praworządność to właściwe wykorzystywanie unijnych funduszy, w czym Polska niewątpliwie przoduje. Tymczasem Komisja Europejska wywiodła z tego „prawo” do decydowania o polskim sądownictwie, wyrokach polskich sądów i trybunałów oraz wyszarpała sobie przemocą wiele innych kompetencji których absolutnie nie posiada.
Po czwarte, decyzja w sprawie ograniczenia zużycia gazu oznaczałaby dalszą centralizację UE w ramach jednego superpaństwa, jako że w kluczowym, newralgicznym obszarze państwa, jakim jest energetyka, decydowałaby Bruksela. Propozycja KE to nic innego, jak wykorzystywanie kryzysu do dalszego podporządkowywania sobie poszczególnych państw członkowskich w kolejnych obszarach.
Nie możemy dać się podzielić, nie możemy pozwolić zniszczyć wielkiego dzieła zjednoczonej Europy, które tak obiecująco rozpoczęliśmy
— apelował prezydent Niemiec Frank-Walter Steinmeier w przeddzień szczytu w Brukseli, na którym ma być dyskutowana niemiecka propozycja wysunięta przez Komisję Europejską. Ta niemiecka „solidarność” tak mocno oplata Europę, że naprawdę trudno wyrwać się z tego „bratniego”, morderczego uścisku.
Projekt Komisji Europejskiej w sprawie redukcji zużycia gazu powinien zostać odrzucony bez żadnego kompromisu. Warto zdać sobie sprawę, że KE wcale nie chodzi o ten pułap 15 proc., ale o sam fakt zobowiązania się państw do redukcji zużycia gazu. Jeżeli uda się jej to osiągnąć, to później będzie mogła narzucać dowolne ograniczenia, jak robi to w przypadku innych obszarów (patrz: LULUCF, gdzie narzucono nam ilość pochłanianego CO2 bez żadnych wyliczeń i nie licząc się z możliwościami polskiej gospodarki leśnej), nie oglądając się na to, czy jest kryzys, czy go nie ma, i czy dana gospodarka wytrzyma ten eksperyment.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/608085-pulapka-niemieckiej-solidarnosci