Rosjanie rozpoczęli przygotowania do zakończenia wojny na Ukrainie. Oczywiście na własnych warunkach. Najpierw minister Szojgu w toku inspekcji uczestniczących w walkach zgrupowań Południe, Centrum i Zachód zapowiedział kolejną wielką ofensywę Rosjan.
CZYTAJ TAKŻE: Trzy przykłady na to, że Rosję można pokonać. „Moskwa zawsze negocjuje z silnych pozycji, co nie oznacza, że wygrywa”
Na Kremlu podjęto decyzję o odtworzeniu ZSRR?
Media spekulują, że chodzić może o atak na Awdiejewkę w Donieckiej tzw. „republice ludowej”, ale również można spodziewać się natarcia na Zaporoże, w okolicach Krymu czy otwarcia nowych frontów, nie wyłączając ponownego uderzenia na Kijów. Równolegle wdrażany jest plan polityczny. W zasadniczych rysach przypomina on scenariusz znany z Krymu z 2014 roku.
W ostatnich dniach na zajęte przez Rosjan obszary płd. Ukrainy, nazywane w propagandowej nomenklaturze Moskwy Północną Taurydą, co jest czytelnym nawiązaniem do Guberni Taurydzkiej, która istniała w Imperium Rosyjskim od roku 1802 do 1921, zaczęli przybywać urzędnicy z Rosji.
I tak na Zaporoże przybył Anton Kolcow, z obwodu wołogodzkiego, gdzie kierował miejscową administracją, będąc wicegubernatorem. Wypowiadając się publicznie, określił swoje główne zadania – są nimi „przygotowanie miejscowych szkół do przejścia na rosyjskie standardy edukacyjne” a także „wywóz ziarna i przygotowanie do siewu ozimin”.
Zdaniem rosyjskich mediów, tego rodzaju deklaracje świadczą o tym, iż na Kremlu podjęto decyzję o zerwaniu z tymczasowością na zajętych przez Rosjan obszarach południowej Ukrainy, gdzie do tej pory rządziła przede wszystkim administracja wojskowa. Teraz mają być przygotowywane trwałe, mające funkcjonować dłużej rozwiązania, co w konsekwencji będzie oznaczać próbę inkorporacji do Federacji Rosyjskiej.
Spekuluje się nawet, że na Kremlu podjęto decyzję o odtworzeniu ZSRR, tym razem w mniejszym kształcie, ale twór ten prócz Federacji i Białorusi, mógłby skupić „republiki ludowe” Donbasu, Chersońszczyznę i Zaporoże, a także zapomniane przez świat twory w rodzaju Abchazji czy Osetii, o Naddniestrzu nie zapominając.
Większość ostatnich decyzji personalnych na zajętych przez Moskali ukraińskich terytoriach wskazuje - jak argumentują dziennikarze Niezawisimej Gaziety - że podejmowane są one przez zastępcę szefa administracji Putina, Sergieja Kirijenko, który jakiś czas temu przejął od Dmitrija Kozaka nadzór nad Ukrainą i innymi nieuznawanymi przez świat „republikami” w przestrzeni postsowieckiej.
Nieco więcej na temat rosyjskich planów powiedział Agencji TASS Władimir Konstantinow, przewodniczący krymskiego parlamentu. Otóż jego zdaniem Morze Azowskie już obecnie „de facto” jest wewnętrznym, rosyjskim akwenem, a reprezentanci Krymu mogą pojawić się na Zaporożu i Chersońszczyźnie w charakterze obserwatorów w trakcie referendum, które tam się odbędzie, a którego przedmiotem miałoby być przyłączenie tych obszarów do Federacji Rosyjskiej.
W tym samym czasie koncern Gazprom, powołując się na „siłę wyższą” poinformował odbiorców rosyjskiego gazu, że może nie być w stanie wywiązać się z warunków kontraktów. Tego rodzaju decyzje nie zapadają (zwłaszcza w Rosji) „ot tak sobie”, a traktować je należy w kategoriach większego planu o znaczeniu strategicznym. Podobnie jak zawarcie porozumienia, do czego już ponoć niedługo, jak argumentuje The Financial Times w kwestii otwarcia korytarzy umożliwiających eksport ukraińskiego zboża.
Czytelny plan strategiczny Moskwy
Plan strategiczny Moskwy jest w tym wypadku (mówił też o tym niedawno John Kirby rzecznik Narodowej Rady Bezpieczeństwa) dość czytelny. Razem z kolejną ofensywą przeciw Ukrainie, miałyby nastąpić „referenda” na zajętych przez Rosję terytoriach Ukrainy, a postawa Zachodu, przede wszystkim Europy, miałaby zostać odpowiednio zmiękczona perspektywą głębokiego kryzysu energetycznego i trudnej zimy.
Otworzenie kanałów eksportu zboża z Ukrainy miałoby przede wszystkim na celu poprawę pozycji Rosji w państwach Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej uzależnionych od importu ziarna.
Analitycy Institute for the Study of War są też zdania, że częścią tego planu może być odwołanie się Moskali do argumentu nuklearnego, groźby użycia taktycznych ładunków jądrowych lub nawet ich zastosowania, jeśliby strona ukraińska nie chciała pogodzić się z tak zakreśloną przez Moskwę ideą zakończenia wojny.
Plany Kijowa w kwestii południowych terenów
Swój plan wobec południowych terenów ma też oczywiście Kijów. Ukraińskie media pisały niedawno o poleceniu, które miał siłom zbrojnym wydać prezydent Zełenski, a w którym mowa jest o wyzwoleniu Chersońszczyzny.
Gdyby nastąpiła ukraińska ofensywa na tym kierunku i Rosjanie zostali wyparci za Dniepr, to mielibyśmy do czynienia zarówno z istotnym sukcesem wpływającym na morale walczących, jak i istotną zmianą o charakterze strategicznym.
Dlaczego? Otóż w trakcie dzisiejszej konferencji państw wspierających wojskowo Ukrainę, mają zapaść, jak powiedział niedawno minister Reznikow, „bardzo dobre” dla Kijowa decyzje. Spekuluje się o tym, że Kijów może dostać zarówno więcej systemów rakietowych HIMARS, jak i amunicję zdolną do precyzyjnego rażenia celów na większych odległościach.
Jeszcze w maju Władimir Konstantinow mówił w wywiadzie o tym, że Krym jest bezpieczny, bo po zajęciu Chersonia, Ukraina nie jest w stanie razić celów znajdujących się na Półwyspie. Teraz to może się zmienić, a w ukraińskich mediach podkreśla się, że zobowiązanie się Kijowa do nieatakowania celów znajdujących się w Federacji Rosyjskiej nie obejmuje Krymu.
A zatem pojawia się kwestia ewentualnej ofensywy Ukrainy na Chersoń i pytanie czym na tym kierunku dysponują Rosjanie. Kirył Michajłow, analityk Conflict Intelligence Team opisuje rosyjskie siły znajdujące się na Chersońszczyźnie, na prawym brzegu Dniepru. Otóż jest to obecnie potencjał na poziomie 15 tys. żołnierzy i oficerów, głównie z 49. Armii, 20. Dywizji Zmechanizowanej i 11. Brygady powietrzno – desantowej, które uzupełniane są przez bliżej nieustaloną, ale niewielką, liczbę ochotników z tzw. „republik ludowych” Donbasu. Jak na potrzeby związane z obroną 200 kilometrowego odcinka frontu, to zbyt mały, w jego opinii, potencjał, co oznacza, że Rosjanie będą w stanie, w razie ukraińskiej ofensywy na tym kierunku, bronić jedynie niektórych miejsc, punktów oporu a nie całego obszaru.
Precyzyjnie ewentualne plany strony ukraińskiej opisuje na łamach The Kiev Independent Ilia Ponomarienko, znany dziennikarz specjalizujący się w kwestiach wojskowych.
Zwraca on uwagę na fakt, że na dużych obszarach prawobrzeżnego Dniepru Rosjanie dysponują relatywnie niewielkimi siłami a dodatkowo ich linie zaopatrzeniowe są znacząco dłuższe niźli w Donbasie. Strona ukraińska przy użyciu systemów HIMARS zniszczyła w ostatnich dniach ponad 50 rosyjskich magazynów amunicji i paliwa, w tym wielkie zapasy znajdujące się w Nowej Kachowce, miejscowości, która ma strategiczne znaczenie. Wynika ono z faktu, że strona rosyjska jest w stanie zaopatrywać swe siły wyłącznie wykorzystując dwa mosty przez Dniepr, jeden drogowy i drugi kolejowy, znajdujące się w miejscowości Antonivka na przedmieściach Chersonia. Jeśliby Ukraińcom udało się zniszczyć te dwie przeprawy, to ostatnią linią zaopatrzeniową jest droga M14/P47 prowadząca do Nowej Kachowki, gdzie znajduje się tama będąca również przeprawą przez Dniepr.
A zatem, głównym celem prawdopodobnego uderzenia sił ukraińskich będą - w opinii Ponomarienki - przeprawy przez Dniepr w Antonivce oraz próba izolowania Nowej Kachowki, choćby zdobywając kontrolę nad drogą M14/P47.
Gdyby to się udało, to wówczas siły rosyjskie znalazłyby się w kotle, bo zbudowanie pontonowej przeprawy przez Dniepr mający pod Chersoniem 350 metrów szerokości jest pod ogniem ukraińskiej artylerii mało prawdopodobne, i - pozbawione zaopatrzenia - musiałyby albo się poddać, albo stopniowo byłyby eliminowane. Ostatnie małe ofensywy o charakterze taktycznym (a trzeba pamiętać, że strona ukraińska wyzwoliła 44 wsie i miejscowości na tym obszarze) należy traktować w kategoriach sprawdzania rosyjskich możliwości obronnych.
Czego obawiają się Rosjanie?
Kontrolując tereny do Dniepru i dysponując mobilnymi systemami rakietowymi dalekiego zasięgu, Kijów znacząco wpłynąć może nie tylko na sytuację na Krymie i zajętych przez Rosjan obszarach południowej Ukrainy, ale również będzie w stanie atakować prestiżowe z rosyjskiego punktu widzenia cele w rodzaju Mostu Krymskiego i oczywiście cały Krym.
Rosjanie najwyraźniej obawiają się tego scenariusza o czym świadczy zarówno wycofanie większej części ich marynarki wojennej z Sewastopola jak i próby wojskowego wzmocnienia Chersonia.
Na tej samej konferencji prasowej na której padły słowa o przygotowaniach Rosji do aneksji ukraińskich terytoriów John Kirby, zauważając, że są to plany bezcelowe, zapowiedział również dostarczenie Kijowowi uzupełniających systemów HIMARS, co oznacza (po tym jak zostaną dostarczone), iż możliwości Ukrainy wzrosną.
A zatem mamy do czynienia z dwoma konkurencyjnymi wojskowo – politycznymi planami zakończenia wojny na Ukrainie: rosyjskim i ukraińskim. Pytaniem oczywistym jest kwestia, kto będzie w stanie szybciej uruchomić i przeprowadzić swe zamiary.
To zapewne okaże się już niedługo i potwierdzi formułowane przez analityków wojennych od kilku tygodni tezy w świetle których w sierpniu mogą mieć miejsce decydujące wydarzenia tej wojny.
Pozostaje mieć nadzieję, że sierpień, który w Rosji uważany jest za najgorszy i najniebezpieczniejszy miesiąc w roku, bo w tym miesiącu miał miejsce pucz Janajewa, zatonął Kursk, państwo zbankrutowało i wydarzyła się rekordowa liczba wypadków i katastrof, potwierdzi w 2022 roku swą reputację.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/607379-sierpien-miesiac-ktory-moze-przesadzic-losy-wojny