„W Wielkiej Brytanii zaczyna się mówić o wpływie rosyjskich służb specjalnych w lobbowaniu, bo oni mają przecież swoich ludzi i w parlamencie i w mediach, i jeśli idzie o koła naukowe, akademickie” – mówi portalowi wPolityce.pl Elżbieta Królikowska-Avis, publicystka obserwująca wydarzenia polityczne w Wielkiej Brytanii, w kontekście zmiany na stanowisku szefa Partii Konserwatywnej oraz premiera.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Myśleliśmy, że będzie startował Dominic Raab, który jest wicepremierem. On się wycofał. Myśleliśmy, że będzie startował Michael Gove, ale dzień przedtem, kiedy po raz pierwszy wystąpił – on był przecież szefem kampanii parlamentarnej w 2019 roku, bardzo dobry konserwatysta – wycofał się. Myśleliśmy, że będzie startował minister obrony Ben Wallace. Przecież on z Borisem Johnsonem był tutaj w Warszawie, był w Kijowie i bardzo pięknie kontynuowali pomoc Ukrainie. Wycofał się dwa dni temu i powiedział, że chce dopilnować zwiększenia sił zbrojnych Wielkiej Brytanii, że w tej chwili to jest ważne
— mówi Elżbieta Królikowska-Avis, publicystka obserwująca wydarzenia na brytyjskiej scenie politycznej. Zauważa, że „pośród tych czternaściorga kandydatów jest duża grupa Brytyjczyków pochodzenia azjatyckiego”.
Jest Rishi Sunak, który z pochodzenia jest Hindusem. Jego rodzice czy dziadkowie przybyli z Imperium Brytyjskiego i on zaszedł tak daleko, że był ministrem skarbu i finansów. Bardzo ważna funkcja. Rishi Sunak wciąż jest w konkurencji. Jest również pierwsza prokurator generalna, która się nazywa Suella Braverman, która z pochodzenia też jest Azjatką. Jest jeszcze były minister zdrowia Sajid Javid, który też startuje. Czyli jest duża grupa Brytyjczyków pochodzenia azjatyckiego, którzy w tej chwili sięgają po najwyższą władzę
— wylicza.
Lawina dymisji
Królikowska-Avis przypomina, że Rishi Sunak był pierwszym z ministrów, który złożył dymisję.
Potem potoczyła się lawina dymisji do liczby 51.
— zaznacza.
Oglądałam konferencję Borisa Johnsona, kiedy on mówił na Downing Street: „Będziecie musieli umoczyć sobie ręce w mojej krwi, żeby doprowadzić do mojego odejścia”. Następnego dnia na konferencji prasowej już zaanonsował swoje odejście. Bardzo przypomina mi to klasyczny przewrót gabinetowy, dosyć podobny do tego z 1990 roku, którego dokonali ministrowie gabinetu Margaret Thatcher, tyle że tam rzecz polegała na tym, że Michael Heseltine albo Norman Lamont złożyli najpierw wotum nieufności i po pierwszym wewnątrzpartyjnym balotażu pani Margaret Thatcher stwierdziła, że ma nikłe szanse na wygranie drugiego balotażu wewnątrzpartyjnego i sama zrezygnowała i odeszła. Tutaj natomiast tym elementem rozpoczynającym całą akcję była dymisja Rishiego Sunaka, po której nastąpiła dymisja Sajida Javida i innych Brytyjczyków pochodzenia azjatyckiego
— relacjonuje.
Jednym słowem jest to gabinetowy zamach stanu, spisek gabinetowy – tak to można nazwać
— ocenia Królikowska-Avis.
Najzabawniejsze jest to, że argumentacja była podobna. Zarówno w przypadku Margaret Thatcher, jak i w przypadku Borisa Johnsona argumentacja była dosyć ogólnikowa, to znaczy powoływano się na czynniki charakterologiczne, że on rządzi „single-handed”, to znaczy bez konsultacji, czy też z niedostatecznym konsultowaniem ze swoim gabinetem, nie mówiąc o rządzie. Wskazywali więc na cechy charakterologiczne, na cechy, które wskazywałyby, że Boris Johnson nie potrafi pracować w grupie. Przecież jeżeli weźmiemy pod uwagę grudzień 2019 roku, kiedy w Wielkiej Brytanii nastąpiły wybory parlamentarne, to przecież Boris Johnson jeszcze niedawno był tym mężem opatrznościowym, który zwyciężył większością 80 mandatów. Konserwatyści mieli ponad laburzystów 80 mandatów. Całkiem nieźle dał sobie radę ze sprawami brexitowymi. Przecież pani premier Theresa May przez cztery lata nie potrafiła załatwić tego, co on załatwił w ciągu trzech miesięcy. Poza tym – prócz tego pierwszego, niefortunnego wystąpienia, które stylizował na wojenne przemówienie Churchilla – całkiem nieźle poradził sobie z Covidem. Prowadził świetną politykę zagraniczną, dlatego że umocnił więzy transatlantyckie i Wielka Brytania jest drugim po Stanach Zjednoczonych krajem, który pomaga Ukrainie jeśli idzie o finanse, sprawy humanitarne i militarne, pomoc wojskową
— zauważa publicystka.
Także był to klasyczny gabinetowy zamach stanu
— podkreśla.
Zamach gabinetowy z rosyjskimi służbami w tle?
Jeszcze powiem coś, o czym się już w Londynie mówi. Mówi się już o tej inwazji Brytyjczyków pochodzenia azjatyckiego na Downing Street – chodzi o fotel premiera. Mówi się też o ewentualnym udziale w tym przewrocie lobby prorosyjskiego. Proszę wziąć pod uwagę, że w Wielkiej Brytanii znajduje się największa liczba oligarchów, bardzo bogatych ludzi, proputinowców. Oni tam właśnie osiedli, mają mnóstwo luksusowych nieruchomości – zresztą zdestabilizowali cały brytyjski rynek nieruchomości płacąc tyle, ile sobie życzył sprzedający. Oni są jednymi z najlepszych konsumentów dóbr luksusowych. Tam są tak ogromne pieniądze, tak ogromne wpływy. Przecież Wielką Brytanię nazywa się „KGB playground” czyli „placem zabaw KGB”, oczywiście symbolicznie (sprawa Litwinienki, Bieriezowskiego, Skripala). W Wielkiej Brytanii zaczyna się mówić o wpływie rosyjskich służb specjalnych w lobbowaniu, bo oni mają przecież swoich ludzi i w parlamencie i w mediach, i jeśli idzie o koła naukowe, akademickie
— mówi Elżbieta Królikowska-Avis.
Dopytywana, czy Wielka Brytania pod rządami nowego premiera utrzyma swoje stanowisko wobec wojny na Ukrainie, odpowiada:
Nikt nie wie. Właściwie jedyną kandydatką spośród obecnych, która z pewnością utrzymałaby ten sam kurs jest była minister spraw zagranicznych Liz Truss, którą gościliśmy w Warszawie, która była razem z Borisem Johnsonem w Kijowie. Ona jedyna jest w stanie kontynuować tę politykę. Co do innych niestety nie mam dobrych przeczuć.
aw
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/606287-tylko-u-nas-krolikowska-avis-to-byl-przewrot-gabinetowy