Niemal każdego dnia w amerykańskiej prasie wojskowej i specjalistycznych portalach ukazują się eksperckie wystąpienia na temat lekcji, jakie należy wyciągnąć z trwającej na Ukrainie wojny. Warto byłoby, abyśmy te wystąpienia śledzili, nie dlatego, że ze wszystkim co piszą Amerykanie trzeba się zgadzać, ale co najmniej z dwóch powodów. Po pierwsze, mamy do czynienia zarówno z ocenami przebiegu wojny na Ukrainie, co pozwala ocenić zarówno sytuację, jak i zrozumieć co Rosjanom się udało, w czym zawiedli i czy nadal są groźni, ale również, co wydaje się nawet istotniejsze pisząc na temat „lekcji Ukrainy” amerykańscy eksperci zawsze swoje spostrzeżenia odnoszą do sytuacji, umiejętności i zdolności własnych sił zbrojnych. Interesuje ich nie tyle wiedza dla wiedzy, ale to jak poprawić sytuację, jak lepiej przygotować się na ewentualność przyszłego konfliktu. Ta kultura uczenia się, ciągłej analizy sytuacji strategicznej, oceny przydatności wdrażanych rozwiązań i otwartej dyskusji warta jest implementowania szczególnie w Polsce, gdzie często wymianę poglądów w kwestiach obronności blokuje zupełnie niepotrzebne powoływanie się na tajność lub poufność poruszanych problemów, a dyskusję ogranicza podejście hierarchiczne, w którym rację często przypisuje się wojskowej lub politycznej randze.
Trzy wnioski
Moim zdaniem warto zwrócić uwagę na opublikowaną ostatnio analizę konfliktu na Ukrainie autorstwa Jamesa K. Greera, emerytowanego pułkownika a obecnie wykładowcy w US Army School of Advanced Military Studies, która mieści się w Fort Leavenworth w Kansas. Artykuł opublikowany został na stronie Modern War Institute, ośrodka działającego w ramach akademii West Point. W opinii Greera, a swoją uwagę koncentruje on przede wszystkim na działaniach sił lądowych, z wojny na Ukrainie Amerykanie winni wyciągnąć trzy podstawowe wnioski. Po pierwsze, przyszła i ewentualna wojna oznaczała będzie konieczność prowadzenie operacji o dużej skali i intensywności walki przez dłuższy czas (w terminologii wojskowej określanej mianem LSCO). Po drugie, armia musi mieć możliwość walki w sytuacji, kiedy ma do czynienia przede wszystkim z nielinearnymi i nieciągłymi operacjami. Innymi słowy musi skutecznie działać w realiach, kiedy nie ma frontu, albo jest on fragmentaryczny, przerywany, nieciągły i szybko się zmieniający, bo tak w opinii Greera będzie wyglądała przyszła wojna. Wreszcie trzecim wnioskiem, który narzuca się po obserwacji wojny na Ukrainie, to konieczność „nauczenia się” walki we współdziałaniu z partnerami hybrydowymi i przeciw siłom o tym samym charakterze. Chodzi w tym wypadku o uczestniczenie w wojnie wielu różnorodnych formacji o różnej kulturze walki i odmiennym podejściu taktycznym, od sojuszniczych sił specjalnych począwszy po formacje ochotnicze, nieregularne, najemników, czy obronę terytorialną. Sztuka dowodzenia takim „zbiorowiskiem” jest osobnym, analizowanym przez Greera, zadaniem.
Operacja o większej sali
W opinii amerykańskiego eksperta jednym z narzucających się i oczywistych wniosków po obserwacji pierwszej fazy wojny jest ten, że Rosjanie nie dają sobie rady z prowadzeniem przez dłuższy czas dużych operacji, które wymagają znacznego wysiłku zarówno w utrzymaniu zdolności bojowej własnych oddziałów, skomplikowanej koordynacji działań w różnych domenach czy ochrony wydłużonych i atakowanych linii zaopatrzenia, a także, co nie mniej ważne obrony zlokalizowanych na tyłach punktów dowodzenia. Ale czy, i tu amerykański ekspert stawia prowokujące pytanie, amerykańskie siły zbrojne poradziłyby sobie lepiej z podobnym, co do skali i stopnia złożoności, zadaniem? Nie jest to wcale takie pewne, bo jak przypomina, ostatnią operacją o zbliżonej skali była prowadzona przez Stany Zjednoczone w 2003 roku Pustynna Burza. A i wówczas amerykański system logistyczny, zarówno jeśli chodzi o dostawy części zamiennych (przede wszystkim dla czołgów i transporterów opancerzonych) jak i paliwa, zawodził i po trzech dniach intensywnych działań amerykańskie kolumny pancerne po prostu stanęły. Teraz, w opinii Greera, może być jeszcze gorzej bo system szkolenia jaki funkcjonuje w siłach lądowych nie jest przystosowany do trenowania operacji o podobnej skali i intensywności jak obecna wojna na Ukrainie. Regularnie prowadzone manewry trwają zwyczajowo dwa tygodnie, dlatego że w świetle nadal obowiązujących założeń operacyjnych, które w oczywisty sposób już się zdezaktualizowały, tyle maksymalnie miał trwać czas intensywnych walk (tzw. battle period). Poza tym ćwiczą niewielkie formacje, maksymalnie brygady, a należałoby prowadzić manewry korpusów, przynajmniej dywizji. Ograniczona skala ćwiczeń powoduje, zdaniem Greera, że system logistyczny, który również podlega w takich sytuacjach sprawdzeniu, „nigdy nie był naprawdę obciążony” a żołnierze mogą po 2 tygodniach odpocząć, co w realiach wojny na Ukrainie nie ma miejsca. Wreszcie, jak zauważa, największy amerykański poligon ma 60 km długości, a Rosjanie na Ukrainie działali na głębokości dochodzącej do 400 km. Osobnym problemem jest kwestia integracji w jeden spójny system dowodzenia lawinowo rosnącej liczby sensorów, przy pomocy których zbiera się i przetwarza, najlepiej w czasie rzeczywistym, rosnące w postępie geometrycznym strumienie informacji na temat sytuacji na polu walki, położenia sił wroga i kierunku jego ewentualnych ruchów. Tę część swoich rozważań James K. Greer kończy konkluzją, którą również powinniśmy przeanalizować. Pisze:
„Armia amerykańska ma po prostu niewystarczające doświadczenie w prowadzeniu operacji o większej skali, w dłuższym czasie (LSCO), aby móc spodziewać się znacznie lepszych wyników niż Rosjanie na Ukrainie”.
Warto zastanowić się, dostrzegając niepowodzenia Moskali, ich błędy i podkreślając, że źle przygotowali i przeprowadzili operację ataku na Kijów, czy my mając do czynienia z podobnym, co do skali i stopnia skomplikowania, działaniem, zrobilibyśmy to lepiej.
Nieliniowy charakter konfliktu
Druga obserwacja Jamesa K. Greera dotycząca nieliniowego charakteru współczesnego konfliktu zbrojnego jest nie mniej istotna. Otóż jak przypomina on, że zarówno amerykańska doktryna prowadzenia wojny, jak i szkolenie prowadzone jest w oparciu o przesłankę, iż walka będzie miała charakter ciągły i liniowy. Innymi słowy będziemy mieć do czynienia z jasno określoną linią frontu, a jednostki działające na zapleczu, przede wszystkim artyleria, ale również służby pomocnicze, logistyka i wsparcie, są w takich sytuacjach relatywnie bezpieczne, bo oddalone od linii walk. Tylko, że przebieg wojny na Ukrainie niczego takiego nie potwierdza. Poza częścią frontu w Donbasie, gdzie rzeczywiście możemy mówić o liniowych i ciągłych starciach, pozostałe obszary są teatrem walki o zupełnie innym charakterze, gdzie decyduje manewr, szybko przemieszczające się i zmieniające swe położenie mobilne oddziały, podział na front i tyły ulega zatarciu, obie strony dokonują głębokich wypadów na tyły wroga, w pierwszej fazie wojna wręcz toczyła się o przerwanie rosyjskich linii zaopatrzeniowych, co zresztą było jednym ze źródeł sukcesu strony ukraińskiej. Takiemu prowadzeniu wojny sprzyjało zarówno wyniesione przez Rosjan z walk w Gruzji, w Czeczenii, także z Syrii doświadczenia, ale również to, że obecnie armie wszystkich państw, amerykańskiej i rosyjskiej z tej listy nie wyłączając, są po prostu zbyt małe, aby obsadzić i utrzymać ciągnący się tysiące kilometrów front. Jak zauważa Greer obecnie ani armia Stanów Zjednoczonych, ani nawet wspólne siły państw NATO, nie są w stanie „prowadzić liniowej, ciągłej obrony lub ataku” na całej długości ewentualnego frontu. To oznacza, że choćby z powodów geograficznych, a po wejściu Finlandii do NATO długość ewentualnej linii starcia z Rosją jeszcze się rozszerzy przyszła wojna z Moskalami będzie starciem manewrowym, nieliniowym, nawet jeśli na niektórych odcinkach będziemy mieli do czynienia z zarysowanym frontem, to z pewnością nie na całości. A to oznacza, że odpowiednio elastyczne muszą być systemy dowodzenia, nie mówiąc już o ruchliwości i zdolności do manewru walczących oddziałów. Obecnie, jak zauważa Greer doktryna prowadzenia walki, zasady prowadzenia operacji czy tzw. Field Manuals, w amerykańskiej armii, zupełnie nie są przystosowane do prowadzenia wojny manewrowej na wielkich obszarach Eurazji. Aby to zmienić trzeba przede wszystkim, i to jest szczególnie ważne i godne wdrożenia również w naszych siłach zbrojnych, „wykształcić liderów”, oficerów nowego pokolenia, umiejących samodzielnie podejmować decyzje w szybko zmieniającej się sytuacji. Ta kulturowa zmiana, odejście od sztywnych systemów dowodzenia, większa inicjatywność na poziomie taktycznym, innymi słowy kulturowa zmiana jest w opinii amerykańskiego eksperta najistotniejsza, będąc wręcz kluczem zarówno do reformy amerykańskich sił zbrojnych jak i przygotowania ich do prowadzenia wojny nowej generacji.
Działania w warunkach hybrydowych
I wreszcie trzecia lekcja – konieczność nauczenia się działania przez siły zbrojne w warunkach hybrydowych, kiedy na froncie walczy wiele rozmaitych formacji, od sił specjalnych, po milicje, oddziały ochotnicze i najemnicze. Obecnie w amerykańskich siłach lądowych nie ma żadnego cyklu szkolenia w jaki sposób organizować walkę tak złożonych struktur, a doświadczenia wojny z Iraku, czy interwencji w Afganistanie pokazują, że koordynacja tych formacji konsumowała gros czasu dowódców, zarówno na poziomie sztabów jak i taktycznym. Tylko, że teraz, o czym warto pamiętać, mamy do czynienia z lawinowym wzrostem ilości informacji, które dowódcy muszą przetworzyć i skokowym wzrostem liczby zaangażowanych w wojnę platform bojowych, co zwiększa jej manewrowość. Jeśli armia nie nauczy się działać w tych nowych warunkach, to będzie w swych reakcjach spóźniona, co jest zapowiedzią klęski. Jak zauważa Greer „analizowanie tych trzech lekcji z wojny na Ukrainie powinno być katalizatorem ważnego, toczącego się dyskursu”. Powinien być on skoncentrowany na „myśleniu o konsekwencjach operacji na dużą skalę i prowadzonych na wielkich odległościach w dłuższym czasie (LSCO), nieciągłych i nieliniowych działaniach oraz na operowaniu z hybrydowymi połączeniami sił”.
„W wymiarze bardziej praktycznym – apeluje - dyskurs taki powinien być prowadzony w aulach szkół wojskowych, w salach konferencyjnych jednostek oraz na poligonach”.
W Polsce taka debata też jest potrzebna, nie tylko w siłach zbrojnych, ale z racji wysiłku, który czeka nasze społeczeństwo, musi mieć ona charakter powszechny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/604810-inna-wojna-inne-sily-zbrojne-inna-kultura-organizacyjna