Ukraina ze swoim ciężarem gatunkowym po prostu ostatecznie zmieni Unię Europejską, przesunie jej punkt ciężkości na wschód. W krajach takich jak Francja i Niemcy zauważono już, że przestanie działać jednoznaczny blok decyzyjny Paryża i Berlina – mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl ekspert ds. międzynarodowych, Jarosław Guzy.
CZYTAJ TAKŻE:
wPolityce.pl: Jak ocenia Pan decyzję Rady Europejskiej o przyznaniu statusu kandydata do UE Ukrainie? Co ona oznacza?
Jarosław Guzy: Sama decyzja (oczywiście trudno nie oceniać jej pozytywnie) ma charakter formalny - istotny z punktu widzenia przyszłego członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej - i symboliczny. Oznacza ogromne wsparcie dla Ukraińców, których dążenia do Zachodu, UE i innych struktur zachodnich, są oczywiste. Co więcej, płacą za to ogromną cenę. Natomiast to nie oznacza jakiegoś zwycięstwa, jeśli chodzi o tę drogę Ukrainy na Zachód. Poza samą wojną jest jeszcze mnóstwo barier do pokonania i to nie tylko tych, o których zwyczajowo się mówi w postaci samych trudności negocjacji akcesyjnych, dostosowania struktur państwowych, gospodarczych Ukrainy już po odbudowie do wymogów stawianych przez UE. Będą jeszcze przeszkody i różne scenariusze. Trzeba się będzie bardzo postarać, żeby wyeliminować te negatywne.
Co do przeszkód, pojawia się wiele głosów, że Francja i Niemcy będą hamulcowymi integracji europejskiej Ukrainy. Czy są to uzasadnione obawy w obliczu faktu, że wejście naszych sąsiadów do UE może oznaczać wzmocnienie roli Polski i innych państw Europy Środkowo-Wschodniej?
Potencjalne członkostwo Ukrainy w UE zmienia geopolityczny układ w ramach Unii i na samym kontynencie europejskim, więc to budzi rzeczywiście niepokój na zachodzie Europy, zwłaszcza w Berlinie i Paryżu. Ale generalnie rzecz biorąc w tym wąskim klubie starych członków Unii Europejskiej ciągle nieprzyzwyczajonych, (mimo rozszerzenia UE już wiele lat temu o kraje na wschodzie Europy) że Unia jest teraz czymś zupełnie innym. W momencie, kiedy dołączyłaby Ukraina, byłaby już kompletnie innym i to jest perspektywa, która rzeczywiście te kraje niepokoiła. Było to widać, gdy ostatecznie te kraje począwszy od trójki (Macron, Scholz, Draghi – red.) wspólnie z prezydentem Rumunii odwiedzili Kijów i zadeklarowali tam poparcie dla statusu kandydata Ukrainy w negocjacjach z UE. To było oczywiście kluczowe, ale niewątpliwie zostało uczynione pod presją. Zresztą podobnie, jak w przypadku kraju tak opornego na perspektywę członkostwa Ukrainy w Unii, jak Holandia. Europa Środkowo-Wschodnia miała w tej kwestii bardzo jednoznaczne zdanie. To wyrażono już na samym początku, kiedy te aspiracje do statusu kandydata zostały wyrażone przez Ukraińców. Dziewiątka Bukaresztańska, czyli kraje wschodniej flanki NATO, a jednocześnie członkowie Unii Europejskiej, nawet z Węgrami, które spóźniły się tylko o jeden dzień, jednoznacznie poparły tę decyzję.
Tu jest pytanie, czy czyniąc to pod presją, czyli akceptując jednogłośnie (bo tego wymagała zresztą procedura) status kandydata dla Ukrainy, w Unii Europejskiej wszyscy myślą o tym jako czymś realnym, co powinno zdarzyć się jak najszybciej, uwzględniając wszystkie techniczne przeszkody, czy to jest (i tutaj myślę o negatywnym scenariuszu) pomysł na to, że ustawi się Ukrainę w poczekalni na wieczne czasy, dziesięciolecia, jak to w swoim czasie wspominał prezydent Macron. To nie jest na pewno to, czego Ukraińcy oczekują. Zresztą sondaże wskazują, że Ukraińcy mają nawet przesadnie optymistyczne oceny możliwości, jeśli chodzi o terminy uzyskania pełnego statusu członkowskiego. Spora grupa uważa, że może się to stać w ciągu roku, dwóch lat, a to rzeczywiście jest niemożliwe. Natomiast podstawowym pytaniem jest, czy będzie zgoda na taką przemianę Unii Europejskiej. Ukraina ze swoim ciężarem gatunkowym po prostu tę Unię ostatecznie zmieni, przesunie jej punkt ciężkości na wschód. W krajach takich jak Francja i Niemcy zauważono już, że przestanie działać jednoznaczny blok decyzyjny Paryża i Berlina. W obecnej sytuacji, kiedy Francja i Niemcy nie chcą się na coś zgodzić w ramach systemu większościowego, jeśli chodzi o decyzję Unii Europejskiej, to w zasadzie jest przesądzone. Po wejściu Ukrainy do UE taką konstrukcję większości te kraje stracą.
Jaką rolę odegrała Polska w zgodzie państw unijnych na nadanie statusu kandydata do UE Ukrainie? W jaki sposób powinniśmy rozwijać współpracę z Ukrainą już teraz, w trakcie negocjacji akcesyjnych naszych sąsiadów?
Polska była jednym z głównych krajów, które mobilizowały również inne państwa – przede wszystkim naszego regionu, ale nie tylko – do poparcia perspektywy członkostwa w formie kandydatury dla Ukrainy. Należy zauważyć ofensywę dyplomatyczną przede wszystkim zorientowaną na państwa południa, które są mniej obeznane w krajach wschodniej Europy, a często traktowane przez państwa dominujące, jako peryferyjne. Zwrócę uwagę, że prezydent Duda będąc we Włoszech z wizytą, jeszcze przed wyjazdem trójki (Macron, Scholz, Draghi – red.) do Kijowa, uzyskał od premiera Draghiego poparcie dla perspektywy kandydackiej dla Ukrainy. Efekty niewątpliwie były. Wywierano cały czas presję. Tak jak zresztą w innych sprawach wiążących się z poparciem politycznym, militarnym, ekonomicznym dla Ukrainy. To jest oczywiste, bo mamy w tym niezwykle istotny interes.
Natomiast teraz po przebrnięciu tego progu, moim zdaniem oprócz normalnych mechanizmów unijnych, gdzie Polska musi odgrywać podobnie istotną rolę, jeśli chodzi o przepychanie pewnych spraw, żeby te procedury nie stanęły w miejscu, nie były blokowane, zwróciłbym jeszcze uwagę na dwa instrumenty, które Polska ma i może wykorzystać wspólnie ze swoimi sąsiadami. Mam na myśli mechanizm Trójmorza, bo pamiętajmy o tym, że odbył się szczyt Trójmorza i Ukraina otrzymała status partnera uczestniczącego w tej instytucji, czyli de facto uczestnika, który jest poza strukturami unijnymi. W związku z tym stwarza to pewną różnicę proceduralną, natomiast może uczestniczyć w rozmaitych projektach. I tutaj ten mechanizm Trójmorza może być zdecydowanie wykorzystany dla realnego zbliżenia, związania Ukrainy już w okresie akcesyjnym, negocjacji z Unią Europejską. W oczywisty sposób kraje graniczące z Ukrainą czy bliskie jej geograficznie, ale również historycznie, kulturowo, to państwa, które są predysponowane do tego, żeby te realne więzy tworzyć i rozwijać stawiając w gruncie rzeczy całość Unii przed faktem dokonanym. To znaczy, że Ukraina jest związana z UE tak bardzo, że nie sposób jej odmówić negocjacji. Drugi element, który dotyczy bezpośrednio Polski, to pamiętajmy o zupełnie wyjątkowym spotkaniu, które odbyło się w Kijowie – konsultacjach międzyrządowych. Zawarto szereg porozumień i wyklarowała się perspektywa bardzo bliskiej dwustronnej współpracy. To są też możliwości, które pozwolą Ukrainie wiązać się z Unią Europejską, przekraczać te granice UE w sensie realnych powiązań gospodarczych i wszelkich innych. Polska ma tutaj bogatą ofertę, Ukraina chce z niej skorzystać i to jest coś, co może służyć nie tylko dobrym - w interesie obu krajów – związkom, ale również może przyspieszyć realną integrację Ukrainy z Unią. A jednocześnie pozwolić na bezkonfliktowe wkraczanie Ukrainy na rynek europejski, bo najlepszym sposobem na uniknięcie rywalizacji, która mogła być wykorzystywana przez przeciwników, zarówno Polski, jak i członkostwa Ukrainy w Unii Europejskiej, po prostu najlepsza jest współpraca. Tam, gdzie mielibyśmy rywalizować, powinniśmy współpracować.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/604037-nasz-wywiad-guzy-o-konsekwencjach-wejscia-ukrainy-do-ue