Po niespodziewanej wizycie w Kijowie Borys Johnson opublikował na łamach The Sunday Times artykuł poświęcony strategii Zachodu w związku z wojną na Ukrainie.
Jego przesłanie streścić można w kilku punktach. Po pierwsze wojna nie zakończy się szybko, trzeba przygotować się na konflikt, który może przeciągnąć się nawet na lata. To zaś oznacza, że o ostatecznym wyniku zdecyduje siła sektora przemysłowego, pracującego na rzecz wojny, państw walczących i ich sojuszników. Ci, którzy będą szybciej i w większych ilościach w stanie dostarczać sprzęt, amunicję, części zamienne, w ostatecznym rachunku wygrają. Putin, w opinii Johnsona, myśli, że „czas pracuje na jego rzecz”, jest zdania, iż wsparcie Zachodu dla Ukrainy wkrótce osłabnie albo znacząco się zmniejszy. I to jest, w opinii brytyjskiego premiera słaby punkt rosyjskiej strategii, bo w swych kalkulacjach Kreml nie bierze on pod uwagę scenariusza odmiennego, polegającego na tym, że wraz z upływem czasu Zachód zwiększy a nie zmniejszy wsparcie dla Kijowa i potoki zaopatrzenia będą coraz większe. Do tego rodzaju działania wzywa Zachód Borys Johnson proponując, co jest zgodne z mechaniką działania systemów sojuszniczych, zwiększenie, już teraz, zaangażowania Wielkiej Brytanii. Siły zbrojne Zjednoczonego Królestwa będą szkolić Ukraińców w liczbie 10 tys. żołnierzy i oficerów w trwających 4 miesiące „turach”. Po drugie, państwo ukraińskie musi normalnie funkcjonować, co oznacza zarówno stałą pomoc finansową Zachodu, w tym oczywiście Unii Europejskiej, która ma z oczywistych względów większe możliwości, jak i zbudowanie nowych łańcuchów zaopatrzeniowych. Jest to niezbędne po to, aby unieszkodliwić plan Moskwy, która blokując ukraińskie porty chce „zadusić” jak argumentuje Johnson ukraińską gospodarkę. Wreszcie na porządku dziennym stanąć musi kwestia odblokowania przez społeczność międzynarodową, ze względu na sytuację żywnościową w krajach Afryki Płn. i Bliskiego Wschodu, ukraińskich szlaków eksportowych z portów południa kraju. Brytyjski premier składa w związku z tym ważną deklarację, zapowiadając zarówno inicjatywy dyplomatyczne, które Londyn będzie galwanizował, zmierzające do odblokowania ukraińskich portów, jak i, co wydaje się nawet w obecnej sytuacji ważniejsze deklarując, że „będziemy dostarczać broń potrzebną do ich ochrony.”
Również Jens Stoltenberg, Sekretarz Generalny NATO, jest, podobnie jak Johnson, przekonany, że wojna na Ukrainie będzie trwała zapewne dłużej niźli do tej pory przypuszczali politycy Zachodu.
Musimy przygotować się na to, że może to potrwać lata. Nie możemy odpuszczać we wspieraniu Ukrainy
— relacjonuje słowa Stoltenberga dla dziennika Bild am Sonntag Reuters.
Przygotowanie Zachodu do konfliktu
Jeśli zatem zgodzić się z tymi poglądami, to trzeba postawić pytanie czy Zachód jest przygotowany do długiego, intensywnego konfliktu zbrojnego na Ukrainie oraz, jeśli nie, jakie zmiany musi w najbliższym czasie przedsięwziąć. Kwestiom tym poświęcił swą uwagę Alex Vershinin, ekspert amerykański, który dla think tanku strategicznego RUSI, przygotował artykuł na ten temat. Jego główną tezą jest twierdzenie o „powrocie wojny przemysłowej” do Europy, co oznacza konieczność wyposażenia i stałego uzupełniania strat walczących, bardzo licznych, po obu stronach, armii. Wyciągając wnioski z dotychczasowego przebiegu wojny na Ukrainie, Vershinin formułuje pod adresem Zachodu ważne przesłanie. Otóż, jego zdaniem, rzeczywistość wojny toczonej przez atakującą Rosję „powinna być konkretnym ostrzeżeniem dla krajów zachodnich, które ograniczyły swój militarny potencjał przemysłowy i poświęciły skalę i skuteczność na rzecz wydajności. Strategia ta opiera się na błędnych założeniach dotyczących przyszłej wojny i była formułowana zarówno pod wpływem biurokratycznej kultury rządów zachodnich, jak i spuścizny konfliktów o niskiej intensywności. Obecnie Zachód może nie mieć zdolności przemysłowych do prowadzenia wojny na dużą skalę.” Jak to wygląda w praktyce? Opierając się na oficjalnych danych rosyjskiego ministerstwa obrony, które wszakże nie obejmują informacji na temat działalności formacji wojskowych tzw. republik ludowych Donbasu, Vershinin obliczył, że w obecnej fazie wojny (między 19 a 31 maja) Rosjanie wystrzeliwali średnio 7176 pocisków artyleryjskich dziennie, co jest dużym wyzwaniem, zarówno logistycznym, jak i dla bazy przemysłowej walczącego państwa, która musi być w stanie uzupełniać na bieżąco amunicję.
Prowadzenie działań wojennych o tej intensywności przez Zachód byłoby nie lada wyzwaniem, bowiem, jak szacuje Vershinin obecny stan zapasów pocisków artyleryjskich w amerykańskich magazynach zużyłby się w ciągu 10 dni, a w najbardziej optymistycznym scenariuszu, który mówi o tym, że rosyjskie informacje na temat intensywności ostrzałów są o 50 % zawyżone, istniejący zapas pozwoliłby Amerykanom walczyć trzy tygodnie. Jest to efekt cięć budżetów przeznaczonych na zakup pocisków (kalibru 155 mm) w ostatnich latach. W 2020 roku cięcia w budżecie Pentagonu w tej pozycji wyniosły 36 % i zamknęły się kwotą 425 mln dolarów, propozycje na ten rok przewidują dalszą redukcję funduszy, tym razem do poziomu 174 mln dolarów. Nie jest to zresztą problem odczuwany jedynie przez armię amerykańską. Jeśli chodzi o Europę, to sytuacja jest jeszcze gorsza. Vershinin przypomina, że w jednej z niedawno przeprowadzonych gier wojennych, w których po stronie umownego Zachodu zmagały się armie Stanów Zjednoczonych, Francji i Wielkiej Brytanii, Brytyjczykom zabrakło amunicji już po 8 dniach intensywnych walk.
Problemy dotyczą nie tylko amunicji artyleryjskiej. Jeśli chodzi o słynne Javeliny, to warto pamiętać, że siły zbrojne Ukrainy zużywają ich nawet 500 dziennie. Jak to się ma do zdolności produkcyjnych koncernu Lockheed Martin? Obecne jest on w stanie rocznie zbudować 2100 tych wyrzutni, docelowo może zwiększyć produkcję do 4 tys., ale zajmie to nawet kilka lat. W praktyce oznacza to, że obecnie Ukraina może nadal otrzymywać wsparcie w tym zakresie, ale tylko dlatego, że Ameryka dysponowała znaczącym zapasem magazynowym tych wyrzutni, który wszakże szybko się już wyczerpuje.
W przypadku rakiet manewrujących i balistycznych sytuacja wygląda podobnie, bo jak argumentuje Vershinin, Rosjanie wystrzeliwszy od początku wojny od 1100 do 2100 rakiet, w zależności od szacunków, zużyli zasób, który, gdyby to chodziło o Amerykanów, przy obecnym poziomie zakupów byłby odnawiany 4 lata. Amerykański ekspert (Vershinin jest bowiem pułkownikiem rezerwy US Army) szacuje, że pierwotny zapas rakiet różnych typów, którzy Rosjanie zgromadzili mógł wynosić nawet 4 tys. sztuk, co oznacza, że utrzymali nadal znaczący w tym zakresie potencjał. Międzynarodowe sankcje mogą utrudnić rosyjskim firmom budowę nowych pocisków, ale z napływających informacji (np. firma ODK Saturn produkująca rakiety Kalibr ogłosiła przyjęcie w kwietniu dodatkowych 500 robotników) wynika, że Kreml dąży do znaczącego zwiększenia możliwości produkcyjnych rosyjskiego sektora przemysłowego pracującego na rzecz armii.
„Konsumpcja” pocisków na polu walki
Vershinin zwraca też uwagę na to, że dotychczasowe założenie, w świetle których na współczesnym polu walki, w związku ze wzrostem możliwości w zakresie precyzyjnego rażenia celów, zmaleje „konsumpcja” pocisków, nie potwierdzają się w czasie wojny ukraińsko – rosyjskiej. Nawet jeśli weźmiemy, argumentuje, że obie strony odwołują się głównie do tradycyjnych, nieprecyzyjnych, systemów artyleryjskich, to jednak w związku ze znacznym postępem w zakresie systemów komputerowych (geolokacja, modelowanie pola walki) i rozpoznania (drony) trzeba mówić o znacznym, skokowym wzroście celności ostrzału systemów tradycyjnych. Ale mimo to, nie obserwujemy znaczącego zmniejszenia „konsumpcji” pocisków artyleryjskich co nakazuje ostrożność w kwestii oceny wpływu systemów o zwiększonej precyzji rażenia na charakter współczesnej wojny.
Drugie założenie, które wymaga pilnej weryfikacji, jest oparte na przekonaniu, że produkcja przemysłowa na masową skalę na potrzeby sił zbrojnych może być uruchomiona w krótkim czasie. W opinii Vershinina to zapożyczone z realiów produkcji cywilnej przeświadczenie może okazać się błędne, bo odmiennie niż na normalnych rynkach, gdzie produkcja może mieć charakter zmienny, ale popyt nigdy nie spada poniżej poziomu groźnego dla utrzymania potencjału wytwórczego, w przypadku produkcji dla wojska sytuacja jest zupełnie inna. Długoletnie cięcie zamówień, wobec braku alternatywnych nabywców, doprowadziło, zwłaszcza w przypadku starszych wymagających większego zaangażowania pracy systemów, do utraty zdolności produkcyjnych, przede wszystkim wysokowykwalifikowanej siły roboczej. A te zdolności najtrudniej odzyskać, co oznacza, że szybkie przestawienie przemysłu na produkcję dla wojska może okazać się zadaniem trudniejszym niźli się potocznie sądzi. Do tego dochodzą problemy z kontrolowaniem przez potencjalnych przeciwników, np. Chiny, jeśli chodzi o metale ziem rzadkich, dostaw kluczowych komponentów. W przypadku rakiet Stinger, wszystkie te ograniczenia powodują, że uzupełnienie stanu magazynowego do poziomu sprzed 24 lutego zajmie, jak się szacuje, Amerykanom czas do 2026 roku. Jeśli chodzi o amunicję strzelecką sytuacja jest również w Stanach Zjednoczonych, nieprosta, zwłaszcza, że od czasów wojny w Wietnamie liczba fabryk ją produkujących spadła z 5 do jednej. Jak trzeźwo zauważa Vershinin „amerykańska kultura dostępu do broni palnej” ratuje nieco sytuację, bo nadal jest niemało firm produkujących na potrzeby nabywcy cywilnego. Jednak w przypadku Europy i ten czynnik ma mniejsze znaczenie.
Zaawansowana technicznie przemysłowa zdolność produkcyjna
W konkluzji swego artykułu amerykański ekspert stwierdza, że „wojna na Ukrainie pokazuje, że konflikt między równorzędnymi lub będącymi na podobnym poziomie przeciwnikami wymaga istnienia zaawansowanej technicznie, masowej, przemysłowej zdolności produkcyjnej.” Warto tę naukę wziąć sobie do serca, tym bardziej, że formułuje ją ekspert który w listopadzie ubiegłego roku jako jeden z pierwszych zwracał uwagę na to, że logistyka jest słabą stroną rosyjskiej armii, co późniejszy przebieg wojny na Ukrainie potwierdził. Mamy zatem do czynienia z przenikliwym analitykiem, którego przewidywania już raz okazały się trafnymi. A to oznacza, że społeczeństwa Zachodu, Polski z tej listy nie wyłączając, jeszcze chyba nie zdają sobie sprawy z faktu, jak głęboko wojna zmieni nasz dotychczasowy model rozwoju. Jeśli mamy przygotować się do konfliktu trwającego latami, to musimy odbudować potencjał przemysłowy pracujący na rzecz armii. To zaś wymaga długofalowej polityki przemysłowej, której istotą będzie zwiększenie rodzimych możliwości produkcyjnych bo ani „niewidzialna ręka rynku” ani zwiększone zakupy za granicą tych zadań nie rozwiążą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/603350-o-potrzebie-odbudowy-polskiego-przemyslu-na-rzecz-armii
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.