CNN przytacza intrygującą opinię nieujawnionego z nazwiska francuskiego dyplomaty, który miał powiedzieć dziennikarzom towarzyszącym Macronowi w jego podróży do Kijowa, że „opowiadamy się za pełnym zwycięstwem (Ukrainy) i przywróceniem integralności terytorialnej na wszystkich terytoriach podbitych przez Rosjan, w tym na Krymie”.
Jednocześnie ukraińskie media cytują słowa Emmanuela Macrona i Mario Draghi ze wspólnej ich z Wołodymirem Zełenskim konferencji prasowej, w toku której mieli powiedzieć, że ewentualny pokój winien być zbudowany „na warunkach Ukrainy”, która musi w jego rezultacie odzyskać suwerenność nad terenami zajętymi przez Rosję, w tym nad Krymem. W tym samym czasie, zarówno niemiecki Die Welt, jak i niektóre ukraińskie media powołujące się na źródła w administracji prezydenta Zełenskiego informują, że w nieoficjalnej części rozmów w Kijowie przybyli na Ukrainę europejscy politycy wywierali presję, aby strona ukraińska czym prędzej usiadła do stołu rokowań z Rosją. Pozornie mamy do czynienia z paradoksem, albo pewną niezgodnością stanowisk.
Scholz, Macron, Draghi i Johannis w Kijowie
Jeśli chodzi o wizytę Scholza, Macrona, Draghi i Johannisa w Kijowie to warto przytoczyć jedną z wielu pojawiających się w ukraińskich mediach opinii wypowiedzianą przez szefa komitetu ds. zagranicznych Rady Najwyższej Aleksandra Mereżko, który powiedział, że wizyta ta przebiegała w „suchej i ceremonialnej” atmosferze, co ten ukraiński polityk przeciwstawił niedawnej wizycie Andrzeja Dudy w Kijowie. W jego opinii można zauważyć zmianę retoryki przywódców Francji, Niemiec i Włoch, ale Ukraina winna prowadzić w tej materii roztropną politykę i nie zadowalać się nawet najdalej idącymi deklaracjami. Olga Stefaniszyna, ukraińska wicepremier odpowiadająca za europejską integrację swego kraju, powiedziała mediom, że niemal do końca Kijów nie był pewien czy uda mu się przełamać opory Berlina w kwestii przyznania Ukrainie statusu państwa kandydata do UE. To z tego względu, jak argumentuje Sergiej Sidorienko, redaktor Europejskiej Prawdy, Kijów najpierw nie chciał zgodzić się na wizytę Franka-Waltera Steinmeiera, a następnie mówił o tym, że przyjazd Scholza nie może być wyłącznie pretekstem do zrobienia sobie kilku fotografii i wreszcie pracował na rzecz wspólnej wizyty liderów Włoch, Francji i Niemiec. Po pierwsze, chodziło o to, aby do Kijowa przyjechał polityk rzeczywiście podejmujący decyzje, a po drugie, aby stworzyć sytuację, w której Scholz i Macron, bo Rzym już wcześniej pozytywnie się w tej kwestii wypowiedział, musieliby publicznie przyznać, że popierają kandydacki status Kijowa. Francuski prezydent w trakcie konferencji prasowej wspomniał co prawda o warunkach, które Ukraina będzie musiała jeszcze spełnić, ale jako że Kijów musi w obecnej sytuacji „odnieść dyplomatyczny sukces”, o spełnieniu tych kryteriów będzie mowa później, już po 23 czerwca, kiedy Ukraina stanie się kandydatem do UE. Piszę o tym, bo w Polsce spotkać się można z tezami, wypowiadanymi głównie przez polityków opozycji, w świetle których wizyta w Kijowie liderów Francji, Niemiec i Włoch jest klęską naszej dyplomacji. Gdyby tego rodzaju pogląd upowszechnił się, to liderzy państw europejskich winni składać wyłącznie kolektywne wizyty, bo zawsze ktoś będzie pierwszym, a ktoś nie zostanie uwzględniony. Ale z perspektywy, zarówno strony ukraińskiej, jak też mediów europejskich, mamy do czynienia z zupełnie inną recepcją tego, co się stało wczoraj w Kijowie. Na Ukrainie przyjmuje się, może trochę na wyrost, że to dyplomacja tego kraju stworzyła sytuację, kiedy liderzy państw europejskiego Zachodu chcąc nadrobić straty reputacyjne w oczach własnej opinii publicznej i polityczne wobec anglosaskich i środkowoeuropejskich sojuszników, znaleźli się w sytuacji, kiedy nawet mimo zastrzeżeń musieli zgodzić się na status kandydacki Kijowa. Politico zwraca uwagę na jeszcze jedną deklarację, która padła publicznie. W jej świetle „UE i jej sojusznicy nie zmuszą Ukrainy do poddania się lub kompromisu terytorialnego w celu zakończenia wojny”. Jeśli kolejne dni potwierdzą trwałość tego stanowiska, to mielibyśmy również do czynienia z istotną zmianą, jeśli chodzi o warunki zakończenia wojny z Rosją i kto będzie miał w tej kwestii decydujący głos. Mario Draghi otwarcie powiedział, że „Ukraina musi mieć możliwość obrony” i w związku z tym musi otrzymać od Zachodu adekwatną pomoc wojskową, a warunki akceptowalnego pokoju określone zostaną w Kijowie. Frankfurter Allgemeine Zeitung przytacza słowa Scholza, który nie tylko krzyknął w pewnym momencie „Sława Ukrainie”, ale również zapowiedział dostawy dla Kijowa ciężkiego sprzętu pancernego, w tym czołgów. W przypadku niemieckich deklaracji roztropność nakazuje zachować zdrowy sceptycyzm, co do ich wiarygodności, jednak również francuska prasa jest zdania, że wizyta w Kijowie umożliwiła „odwrócenie karty” w relacjach między Francją a Ukrainą. Przy czym Le Figaro napisał, iż to Zełenski, polityk którego europejska i światowa pozycja znacznie wzrosła w czasie wojny, „uzyskał czego chciał” od odwiedzających go liderów Zachodu, którzy byli zainteresowani tym, aby stępić ostrze krytyki jakie ich działania wzbudzały w opinii publicznej własnych krajów. W przypadku Macrona tego rodzaju motywacje, w przeddzień drugiej tury wyborów parlamentarnych, są oczywiste, ale i pozostali politycy muszą liczyć się z recepcją ich kroków. Przy czym warto pamiętać, że zdecydowana większość społeczeństw Europy, o czym świadczą ostatnie sondaże opinii publicznej (Polska jest tu wyjątkiem), z coraz większym niepokojem patrzy na przedłużający się konflikt na Ukrainie i pozytywnie przyjęłoby jego zakończenie. To zaś powoduje, że pole manewru liderów europejskiego Zachodu jest ograniczone – z jednej strony, nastawieniem własnej opinii publicznej i interesami gospodarczymi, z drugiej, postawą Kijowa i wielkiego w tej wizycie „nieobecnego”, czyli Stanów Zjednoczonych, których prezydent w przeddzień eskapady Macrona, Scholza i Draghi zapowiedział kolejną, wartą 1 mld dolarów, transzę pomocy dla Ukrainy, głownie o charakterze wojskowym. Sprawczość Paryża, Berlina i Rzymu jest w tej sytuacji dość mocno ograniczona, nie ma tu zupełnie miejsca na jakikolwiek „dyktat”, a potencjalne straty polityczne, głównie w państwach leżących na wschodzie Europy (stąd obecność Johannisa, aby pokazać, że nie wszystkie stolice regionu kontestują politykę Paryża i Berlina), są potencjalnie znaczne.
Zwycięscy wizyty na Ukrainie
Jeśli zatem mówić o ewentualnych „zwycięzcach” wizyty liderów europejskiego Zachodu na Ukrainie, to osobiście przypisywałbym ten tytuł Zełenskiemu i jego ekipie. Kijów ma wszelkie widoki na uzyskanie w tempie ekspresowym statusu kandydackiego w Unii Europejskiej i uzyskał zapewnienia, że ewentualny pokój z Rosją zostanie zawarty na jego warunkach. Gdyby patrzeć na to, co się stało w kategoriach rywalizacji, jak to zdają się czynić politycy naszej opozycji, to ewentualny udział przedstawicieli Polski w tej wizycie byłby równoznaczny z zapisaniem się do drużyny, która - obiektywnie rzecz biorąc - przegrała. Niedostrzeganie tego świadczy być może o starych mapach mentalnych, przekonaniu, że polska polityka może być skuteczna wyłącznie wtedy, kiedy afiliowana jest - i to raczej w kategoriach pasywnego obserwatora, a nie aktywnego gracza - przy niemieckiej lub francuskiej. Jednak czwarty miesiąc wojny zmienił i tę sytuację. Dziś, z oczywistych względów, Kijów może więcej i to Berlin z Paryżem muszą nadrabiać utracone pozycje. Nie oznacza to oczywiście, że mamy do czynienia z jakąś definitywną degradacją możliwości państw uważających się za liderów Europy, raczej mowa jest o chwilowym zawężeniu ich pola manewru, które jest wynikiem złej oceny sytuacji, zarówno po wybuchu wojny, jak i przede wszystkim w kwestii polityki wobec Rosji przed jej rozpoczęciem. Jednak nawet w takiej sytuacji nie można poważnie lansować poglądu, iż świadectwem dojrzałości naszej polityki zagranicznej winno być dołączenie do bloku państw, które muszą obecnie korygować swe błędne oceny w kwestii Ukrainy i pospiesznie niwelować polityczne straty. Lepiej współkształtować politykę państw chcących wspierać wysiłek wojenny Kijowa, bo to na polu walki w Donbasie i na Chersońszczyznie zakreślone zostaną stanowiska negocjacyjne przed ewentualnymi rozmowami pokojowymi. Wojna zmieniła układ sił, hierarchie znaczenia w Europie Środkowej i oceny w Kijowie kto jest rzeczywistym przyjacielem Ukrainy. Doskonale rozumiał sytuację swego kraju niemiecki prezydent, który chciał z liderami Państw Bałtyckich i Polski odwiedzić przed kilkoma tygodniami Kijów, przyłączając się do wyprawy liderów naszego regionu, szkoda, że nie dostrzegają tego liderzy naszej opozycji.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/603100-wizyta-liderow-panstw-zachodu-w-kijowie-kto-kogo-przekonal