Powiedzmy to otwarcie: partyjni koledzy panów Tuska i Schetyny z Europejskiej Partii Ludowej grali na inne scenariusze. Pierwszy: Kijów miał paść po trzech dniach. Drugi: Ukraina miała nie dostać żadnego ciężkiego sprzętu. Trzeci: Putin miał „zachować twarz”.
Od 24 lutego wielka polityczna gra toczyła się właśnie o to, by te ponure warianty oddalić. Temu służyły wizyty w Kijowie prezydenta Andrzeja Dudy, wojenna wyprawa premierów Kaczyńskiego, Morawieckiego i innych, stała aktywność polskiej dyplomacji, na początku w osamotnieniu, przy ciągłej konieczności przełamywania strachów i obaw, pokonywaniu ukrytej obstrukcji niemieckiej.
Ten cel - zatrzymanie powtórki roku 1938 - była i pozostaje polską racją stanu. Żadne zastrzeżenie, żadna wątpliwość, nie znoszą tej podstawowej prawdy, że Ukraina bije się dziś z barbarzyńskim napastnikiem, który po jej pokonaniu zamierza ruszyć na nas. Dlatego należało zrobić wszystko, by Ukrainę wesprzeć.
Polskie fronty są w tej wojnie trzy. Bezpośrednia pomoc, wojskowa, humanitarna, systemowa. Opieka nad uchodźcami, bliskimi żołnierzy walczących na froncie. Uczynienie wszystkiego, by zmobilizować wolny świat, zahamować tendencje kapitulanckie, umożliwić przerzut pomocy.
Na żadnym z nich Polska nie mogła niestety liczyć na ludzi opozycji. Wykorzystują każdy skutek wojny do ataku na rząd, próbują szczuć i straszyć Polaków każdą konsekwencją. Cynicznie grają na podwójną premię: żądają radykalnych sankcji, a chwilę potem kpią z będących ich skutkiem wysokich cen węgla.
Nie wydobył się z ich ust żaden poważniejszy apel do niemieckich i francuskich przyjaciół, by skończyli z bezczynnością, by dali Ukrainie ciężki sprzęt i odpowiednie do skali wyzwań wojennych pieniądze.
Przykro to mówić, ale wielkie zadanie pomocy walczącemu sąsiadowi i alarmowania świata musiało być udźwignięte przez rządzących przy zimnej, cynicznej obojętności Platformy Obywatelskiej.
A jednak, udało się. Rzekomo nie licząca się Polska była w stanie zbudować koalicję regionalną, pośredniczyć w amerykańskiej pomocy dla Ukrainy, nie pozwolić potężnym Niemcom, Włochom i Francji na zdradę wolnego narodu. Raz prośbą, raz twardym słowem, najczęściej własnym czynem, udało się to zrealizować.
Wizyta Scholza, Macrona i Draghiego w Kijowie jest przyznaniem Polsce i Ukrainie racji. Jest - miejmy nadzieję, że na zawsze - porzuceniem linii szukania kompromisu z moskiewskim tyranem.
Presja ma sens! Zadanie wykonane, Ukrainy nie sprzedali Putinowi. Wielki jest wkład Rzeczypospolitej Polskiej w ten pozytywny sygnał z Kijowa.
Jak ktoś rozumie, co tam się zdarzyło i z czego to wynika, nie będzie pytał, dlaczego nie było tam Dudy i Morawieckiego. Wie, że być ich tam nie mogło.
CZYTAJ TEŻ KOMENTARZ MARCINA WIKŁO: A mnie prezydenta Dudy w tym gronie wcale nie brakuje. To Scholz i Macron muszą się starać zmyć swoją hańbę
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/603040-presja-ma-sens-zadanie-wykonane-ukrainy-nie-sprzedali