„Oczekuję, że mają ostatnią szansę, żeby w trakcie tej wizyty jednoznacznie wesprzeć Ukrainę i wypowiedzieć się zdecydowanie przeciwko Putinowi jako zbrodniarzowi - nie agresorowi, tylko jako odpowiedzialnemu za ludobójstwo zbrodniarzowi - co w dyplomacji byłoby jednoznacznym sygnałem” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Michał Jach, przewodniczący sejmowej komisji obrony komentując wizytę przywódców Niemiec, Francji i Włoch w Kijowie.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Ze strony Niemiec padają kolejne obietnice wysłania broni na Ukrainę. Tymczasem Stany Zjednoczone wysłały tej broni o wiele więcej niż prosił Kijów i ukraińskie władze wyraźnie powiedziały, że samej tej amerykańskiej broni wystarczy, żeby wyprzeć Rosję z terytorium Ukrainy. w jakiej sytuacji stawia to Niemcy właśnie w dniu wizyty kanclerza Olafa Scholza w Kijowie?
Michał Jach: Dla Niemiec, które poczuwają się do odpowiedzialności za Europę - oni przecież ciągle powtarzają, jak to są wzorcem demokracji - tu w kontekście Ukrainy jest to całkowita klapa. Te ich obietnice, następnie znajdowanie sztucznych problemów: dadzą, nie dadzą, dadzą ale przez pośrednika, a później okazuje się, że dla pośrednika nie mają, są bardzo przykre. Dla mnie szczególnie, bo wydawało mi się, że wobec tej niemieckiej polityki od upadku komunizmu, która doprowadziła do restytucji, do odbudowy tego posowieckiego państwa Federacji Rosyjskiej, że powinni się przynajmniej poczuć współodpowiedzialni za tę sytuację, żeby oprócz mówienia coś zadziałali. Wyliczają w euro, ile pomogli, ale to nic w porównaniu do potencjału, do tych sukcesów gospodarczych, które osiągnęli dzięki ścisłej współpracy gospodarczej z Rosją. To oni przecież również utuczyli tego barbarzyńcę, ten zbrodniczy system w Rosji, który poważył się na kolejną agresywną politykę.
Mają jeszcze szansę, chociaż patrząc na te działania, nawet na te dzisiejsze wypowiedzi, gdzie zarówno Scholzowi, jak i Macronowi trudno przez gardło przechodzi słowo „ludobójstwo”. Najpierw mówili o „zabójstwach”, teraz po Irpieniu mówią o „zbrodniach wojennych”, a to przecież nie zbrodnia wojenna, tylko klasyczne ludobójstwo. To jest mordowanie cywili za to, że są Ukraińcami. Tylko z tego powodu. Niewinne kobiety i dzieci.
Ciężko mi uwierzyć, że Niemcy jeszcze zdobędą się na jakąś spektakularną akcję, którą wzmocnią Ukrainę.
Rzeczywiście trudno w to uwierzyć. W końcu ta wizyta ma miejsce trzy miesiące po słynnej wizycie premierów Morawieckiego, Fiali i Janšy w Kijowie. Wtedy przecież premier Morawiecki apelował o to, żeby inni europejscy przywódcy zjawili się w stolicy Ukrainy. Wówczas ten apel w Berlinie i Paryżu pozostał bez echa. Teraz nagle sobie przypomnieli, że Kijów istnieje i że Ukraina walczy. Pytanie, czy te spóźnione działania mają jeszcze jakiekolwiek znaczenie, podobnie jak i ewentualna niemiecka czy francuska pomoc?
Właśnie. Wtedy wizyta jednego czy obydwu polityków najważniejszych państw Unii Europejskiej byłaby niezwykle istotnym jednoznacznym symbolem europejskiej solidarności i potępienia agresji na Ukrainę. Tymczasem oni, chcąc pomóc Ukrainie, wydzwaniali co kilka dni do Putina, nie wiadomo w ogóle o czym rozmawiając z odpowiedzialnym za zbrodnie przeciwko ludzkości. Teraz trudno mi powiedzieć, jaki jest cel ich wizyty. Mam nadzieję, że nie pojechali tam próbować namawiać prezydenta Zełenskiego do podjęcia negocjacji z Rosją.
Oczekuję, że mają ostatnią szansę, żeby w trakcie tej wizyty jednoznacznie wesprzeć Ukrainę i wypowiedzieć się zdecydowanie przeciwko Putinowi jako zbrodniarzowi - nie agresorowi, tylko jako odpowiedzialnemu za ludobójstwo zbrodniarzowi - co w dyplomacji byłoby jednoznacznym sygnałem. Sygnałem, który na przyszłość dawałby szansę, że Unia Europejska również wystąpi zgodnie z prawem międzynarodowym do międzynarodowych trybunałów o ściganie Putina i jego współpracowników jako odpowiedzialnych za zbrodnie wojenne i zbrodnie ludobójstwa.
Gdyby Niemcy rzeczywiście planowały zwrot w swojej polityce wobec Moskwy, a zarazem wobec Ukrainy, to mielibyśmy tego przesłanki w postaci chociażby uruchomienia elektrowni atomowych, czy jakiekolwiek innych działań mających na celu odcięcie się od rosyjskich surowców, tymczasem w sferze gospodarczej ewidentnie widać oczekiwanie, co raczej nie wróży dobrze rezultatom tej wizyty.
Na początku powiedziałem jasno, że jestem raczej sceptyczny co do gotowości do intensywnego wsparcia Ukrainy, Ukraińców w tym ich bohaterstwie, ale wiem, że jeszcze mają szansę. Co prawda żadne sygnały płynące czy to z Niemiec, czy z Francji, z różnych forów nie wspierają tej mojej nadziei, Natomiast chciałbym wierzyć, że jednak Europa i Unia Europejska ma sens funkcjonowania. Chociaż było wiele dowodów na to, że powinienem myśleć wprost przeciwnie, ale tutaj jest to tak ważna sprawa dla bezpieczeństwa Europy. że po prostu nie potrafię tego skomentować.
Jeśli trzy czy cztery miesiące temu ktoś mógł mieć jakiekolwiek złudzenia co do intencji Putina i nie tylko jego, bo wszystkich Rosjan - Putin to jest wytwór rosyjskiej mentalności, kultury politycznej w tym negatywnym pojęciu - to w tej chwili już nikt nie może mieć najmniejszych wątpliwości, o co mu chodzi. W tej chwili jest dobry czas, ażeby tę hydrę pokonać - żeby ten system poniósł sromotną klęskę. Ale do tego niewątpliwie, oprócz zaangażowania Polski, USA również potrzebne jest jednoznaczne stanowisko Francji i Niemiec, ażeby Putin nie miał żadnych nadziei, żadnych wątpliwości, jakie jest stanowisko. Tymczasem oni przyjeżdżają, rozpatrują, współczują, ale o jakiejkolwiek deklaracji na razie jest cicho. To źle wróży. Niemcy - nadal aspirując do roli „sternika Europy”, co niektórzy im tam suflują, do roli państwa, które ma ambicje bycia najważniejszym państwem w Europie - powinni jednoznacznie się wypowiedzieć, tym bardziej, że potężny obszar Europy, a więc cała Europa Środkowo-Wschodnia, członkowie NATO z tego regionu oczekują, że w końcu Niemcy wypowiedzą się w tonie takim, jak tutaj mówią wszyscy przywódcy naszych państw.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/603014-francja-i-niemcy-wespra-ukraine-jach-jestem-sceptyczny