W ciągu ostatnich dziewięciu tygodni rząd Niemiec najwyraźniej ograniczył do minimum swoje wsparcie wojskowe dla Ukrainy; nie tylko nie ma dostaw broni ciężkiej, ale - jak wynika z dokumentów udostępnionych gazecie „Welt am Sonntag” - od końca marca Niemcy nie wysłały też prawie żadnej znaczącej broni lekkiej.
CZYTAJ TAKŻE:
Tylko dwie dostawy broni od Niemców dla Ukrainy
Według dokumentów, które poznała gazeta, w okresie od 30 marca do 26 maja na Ukrainę dotarły tylko dwie dostawy broni od rządu niemieckiego. W obu znajdowało się tylko bardzo niewielkie wyposażenie.
W połowie maja Niemcy wysłali 3000 min przeciwpancernych i 1600 specjalistycznych min przeciwpancernych.
Miesiąc wcześniej na Ukrainę dotarła inna niemiecka dostawa. Zawierała on jednak tylko m.in. części zamienne do karabinów maszynowych, granaty ręczne, ładunki wybuchowe i miny
— informuje „Welt am Sonntag”.
Według Ukrainy, ostatnia dostawa broni przeciwlotniczej i przeciwpancernej miała miejsce 25 marca, czyli ponad dwa miesiące temu - podaje gazeta.
Snyder: Putin wykorzystuje niemieckie poczucie winy za II wojnę światową
Niemcy pomyliły historyczną odpowiedzialność za swą faszystowską przeszłość z poczuciem winy wobec Rosji, co doskonale potrafił wykorzystywać Putin – przekonuje na łamach „Spiegla” amerykański historyk Timothy Snyder, specjalizujący się w problematyce Europy Środkowo-Wschodniej.
Mylenie przez Niemcy odpowiedzialności za własną faszystowską przeszłość z poczuciem winy wobec Rosji, traktowanej jako główna ofiara II wojny światowej, stało się rosyjską bronią szczególnie po roku 2010
— uważa Snyder.
Jak wyjaśnia, dla Putina „nazista” - to ktoś, kto najechał Rosję lub, według rosyjskich przywódców, mógłby zagrozić Rosji lub być jej w jakikolwiek sposób przeciwny.
Z takiej perspektywy, Rosjanin jest z definicji antyfaszystą – nawet jeśli to, co robi, jest w oczywisty sposób faszystowskie. Dlatego we współczesnej Rosji o historii rosyjskiej kolaboracji z nazistami zupełnie się nie wspomina. Prawo zabrania dyskusji na temat paktu Ribbentrop-Mołotow, a trudny temat zbrodni stalinowskich, w tym głodu na Ukrainie, jest oficjalnym tabu
— podkreśla historyk.
Mimo że rosyjska polityka pamięci jest dokładnym przeciwieństwem niemieckiej, nigdy nie stanowiło to problemu dla Niemiec. Niemcy odczuwali poczucie winy, a „wina, jak doskonale wie Władimir Putin, jest narzędziem dominacji” – dodaje Snyder.
Putin i jego towarzysze broni bardzo lubili wykorzystywać niemiecką winę jako środek polityczny. W kraju zarzuty o nazizm wymierzane były w tych, którzy w jakikolwiek sposób sprzeciwiali się Putinowi. W polityce zagranicznej to oskarżenie miało na celu skłonienie innych do zrobienia tego, czego chciał Putin
— zauważa historyk.
Tragedia ostatnich lat polega na tym, że Niemcy szukali odkupienia za swój faszyzm u ludzi, którzy w oczywisty sposób sami są faszystami. Po raz kolejny pakt Ribbentrop-Mołotow był zwieńczeniem współpracy Berlina z Moskwą i zmienił świat
– twierdzi Snyder.
Jego zdaniem „dyskusje o zależności energetycznej Niemiec od Rosji potoczyłyby się inaczej, gdyby pakt odgrywał częstszą rolę we wspólnie projektowanej polityce pamięci Berlina i Moskwy”.
Gdyby niemieccy politycy byli świadomi wagi paktu Ribbentrop-Mołotow, trudno byłoby im moralnie uzasadnić zakup gazu ziemnego z Rosji. Zamiast tego, niemieckie płatności za paliwa kopalne pomogły sfinansować dwie kolejne rosyjskie agresje wojenne w Europie Wschodniej
— podkreśla Snyder.
Teraz, po drugiej inwazji Rosji na Ukrainę, Niemcy tłumaczą, że uzależnienie ich kraju od rosyjskiej ropy i gazu ogranicza ich opcje polityczne. Jednak „wejście w tę zależność było świadomą decyzją polityczną, były inne opcje” – zauważa historyk. Od tamtego czasu to ta zależność kształtowała niemiecki dyskurs, a „Gerhard Schroeder to tylko wulgarny symbol ogólnego zjawiska”.
Niemcy mają szansę zerwać z „kolonialnym podejściem” wobec Ukrainy
Jak podkreśla Snyder, Niemcy powinni byli rozpocząć debatę o Ukrainie co najmniej 30 lat temu, ale wciąż mają szansę zerwać ze swoim „kolonialnym podejściem” wobec Ukrainy i stanąć po właściwej stronie w wojnie z faszyzmem.
Demokracja niemiecka tego potrzebuje, a reszta z nas, nie tylko Ukraińcy, potrzebuje demokracji niemieckiej
— konstatuje.
Niemcy są dumne ze swojego antyfaszyzmu i polityki pamięci, mają rację uważając, że demokracja wymaga regularnego studiowania historii, zwłaszcza II wojny światowej i Holokaustu
— dodaje historyk, przypominając, że „podczas II wojny światowej Ukraina znajdowała się między Związkiem Radzieckim a Rzeszą Niemiecką, przy czym w czasach sowieckich na Ukrainie zginęło więcej cywilów, niż w Rosji. W walce z Niemcami poległo też więcej ukraińskich żołnierzy, niż amerykańskich, brytyjskich i francuskich razem wziętych”.
Jak podkreśla Snyder, „wszystko to bardzo aktywnie ignorowano po zakończeniu II wojny światowej, zarówno w Bonn, jak i w Moskwie”. Zamiast tego w Bonn „wzmocniono historyczne mity, (…) jako główne ofiary wojny (po Żydach) uznając Rosjan”.
Dlatego to do Moskwy „pojechano po rozgrzeszenie (i gaz ziemny), a kontakty z moskiewskimi autokratami były moralnie uzasadniane II wojną światową
— podkreśla amerykański historyk.
Koalicjanci SPD „coraz bardziej sfrustrowani”
Irytacja, złość, a czasem zwykła bezradność - taki nastrój panuje, gdy w dyskrecji pyta się posłów koalicji SPD, Zielonych i FDP o kanclerza Olafa Scholza i jego politykę wobec Ukrainy - pisze w sobotę „Berliner Zeitung”. Głównie posłowie z FDP i Zielonych są coraz bardziej sfrustrowani. „Nastrój nie jest dobry” - mówią.
Chodzi o dostawy ciężkiej broni, których Urząd Kanclerski uporczywie unika „choć od końca kwietnia istnieje nawet odpowiednia uchwała Bundestagu” - wyjaśnia gazeta.
Jednak Federalna Rada Bezpieczeństwa nie wydała jeszcze pozwolenia na eksport 100 czołgów Marder, choć wniosek w tej sprawie jest rozpatrywany od początku marca.
„Berliner Zeitung” zwraca uwagę, że „od kanclerza nie słyszy się nic konkretnego. Wciąż wygłasza to samo przemówienie na ten temat, ostatnio na Światowym Forum Ekonomicznym w Davos w tym tygodniu”.
W swoim wystąpieniu „nie skomentował jednak w ani jednym zdaniu dostaw broni z Niemiec” - zauważa dziennik i podkreśla, że „niezdecydowanie jest oczywiście taktyką”.
Przewodnicząca parlamentarnej komisji obrony Marie-Agnes Strack-Zimmermann (FDP) jest coraz bardziej poirytowana tym, jak sama to określa, „bałaganem”. Zażądała, by w Urzędzie Kanclerza powołano koordynatora, który połączyłby różne podmioty.
Wydaje się, że nie ma innej drogi
— napisała w piątek na Twitterze.
Musimy robić więcej z tego, co postanowiliśmy
— powiedział przewodniczący grupy roboczej ds. obrony w grupie parlamentarnej FDP Marcus Faber w wywiadzie dla „Berliner Zeitung”, odnosząc się do rezolucji Bundestagu.
Musimy też robić to szybciej.
Polityk partii Zielonych Anton Hofreiter również nie rozumie taktyki kanclerza.
Mamy wyraźną uchwałę Bundestagu, że Republika Federalna będzie wspierać Ukrainę także w zakresie dostaw broni ciężkiej
— powiedział w piątek gazecie „Berliner Zeitung”.
Trzeba to teraz wprowadzić w życie. Dotyczy to również zgody na dostawę 100 czołgów Marder.
„Empatia nie jest domeną Olafa”
Scholz najwyraźniej „lepiej komunikuje swoje poglądy posłom SPD za zamkniętymi drzwiami niż obywatelom” - pisze gazeta.
Empatia nie jest domeną Olafa
— mówi jeden z posłów SPD w odpowiedzi na krytykę raczej niechętnego do komunikowania się kanclerza.
Większość członków grupy parlamentarnej jest jednak przeciwna dostawom ciężkiej broni na Ukrainę. Większość z nich uważa, że to dobrze, iż Scholz opóźnia dostawę
— relacjonuje dziennik.
Przewodniczący komisji spraw zagranicznych Michael Roth, członek SPD, jest obecnie dość osamotniony w swojej grupie parlamentarnej. Wraz z Marie-Agnes Strack-Zimmermann i Antonem Hofreiterem był pierwszym niemieckim parlamentarzystą, który odwiedził Ukrainę - co nie spotkało się z przychylnością jego grupy parlamentarnej
— zauważa „Berliner Zeitung”.
aja/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/600409-od-2-miesiecy-berlin-wyslal-tylko-2-dostawy-broni-na-ukraine