Rosyjska ofensywa w Doniecku, perspektywa utraty przez stronę ukraińską miejscowości Lyman, a także - co niewykluczone - Sewierodoniecka wywołała zaniepokojenie części polskiej opinii publicznej. Wynika to po trosze z przesadnego optymizmu ostatnich tygodni, przekonania, że armia rosyjska jest już niemal unieszkodliwiona, z pewnością znacznie osłabiona i teraz tylko kwestią czasu miałoby być przejście sił zbrojnych Ukrainy do kontrofensywy i ostateczne pokonanie Rosjan.
CZYTAJ TAKŻE:
Wciąż za wcześnie, by przesądzać o wyniku wojny?
Obraz sytuacji nie jest jednak taki, jakim chcielibyśmy go widzieć i trzeba patrzeć bardziej realistycznie. Ukraina nie przegrywa wojny, choć póki co, ma niewielkie widoki na to, iż będzie ją w stanie wygrać.
Wizyta Andrzeja Dudy w Kijowie była działaniem (co postaram się wyjaśnić w dalszej części artykułu), które tę sytuację może zmienić. I na tym polegało jej rzeczywiste, być może historyczne, znaczenie.
Zacznijmy od obecnej sytuacji na froncie. Michael Kofman, ekspert wojskowy think tanku CNA jest zdania, że jeszcze zbyt wcześnie aby na podstawie wydarzeń kilku ostatnich dni przesądzać wynik wojny.
W jego opinii Ukraina może stracić Donbas, ale Rosja nie ma potencjału aby kontynuować natarcie, co w dłuższej perspektywie może oznaczać, iż Moskwa będzie miała problemy z utrzymaniem zdobyczy terytorialnych.
Zwraca on uwagę, że Rosjanie, atakując z okolic Iziumu w kierunku na Słowiańsk-Kramatorsk, pierwotnie planowali zamknięcie w okrążeniu sił ukraińskich broniących Sewierodoniecka w ramach ambitnego planu tzw. szerokiego okrążenia. Po niepowodzeniach prób sforsowania Północnego Dońca, kiedy ponieśli znaczne straty, znacząco ograniczyli skalę operacji. Przełamanie linii obrony Ukrainy w okolicach Papasnej jest groźne, ale mamy do czynienia z wydarzeniem o charakterze lokalnym.
Jak konkluduje Kofman:
Ogólna równowaga wojskowa w tej wojnie nadal jest na korzyść Ukrainy, biorąc pod uwagę skalę mobilizacji ochotniczej i dostęp do szerokiego zachodniego wsparcia wojskowego. To ujawni się z czasem. Ale równowaga lokalna w Donbasie na tym etapie to zupełnie inna historia.
„W obecnej fazie wojny Rosjanie zmienili sposób działania”
Warto też pamiętać, że w obecnej fazie wojny Rosjanie zmienili sposób działania: skrócili front, zwiększyli siłę ostrzału artyleryjskiego, są mniej skłonni do działań bez osłony, w sposób metodyczny niszczą ukraińskie węzły kolejowe i linie zaopatrzenia.
Działania wojenne toczą się w Donbasie, który - będąc sercem przemysłowym Ukrainy - jest jednocześnie obszarem z gęstą siecią kolejową, co zmniejsza rosyjskie problemy logistyczne i umożliwia prowadzenie intensywnych ostrzałów artyleryjskich oraz wykorzystanie przewagi ogniowej.
Siły rosyjskie ponoszą nadal znaczne straty, ale strona ukraińska również. Prezydent Zełenski w jednym z niedawnych wystąpień publicznych mówił, że każdego dnia na froncie ginie od 50 do 100 ukraińskich żołnierzy, co oznacza, iż zasadną może wkrótce okazać się kwestia zdolności strony ukraińskiej do uzupełnienia strat, a Rosja już obecnie ma na froncie w Donbasie, jak również powiedział Zełenski
20-krotną przewagę sprzętową nad Ukrainą.
Pojawiły się też pierwsze informacje o trudnościach w zaopatrzeniu wojsk ukraińskich, a Zelenski w jednym ze swoich ostatnich wystąpień mówił, że „najbliższe tygodnie będą trudne”
Komentatorzy ukraińscy zwracają uwagę, że siły rosyjskie w ostatnim czasie przeprowadziły 4 poważne uderzenia na froncie w Donbasie, a w rejonie Popasnej przełamały ukraińskie linie obrony. Zastanawiają się też, jak wpłynie to na przebieg wojny w najbliższej przyszłości.
Jeśli chodzi o pierwsze z uderzeń – na Lyman, to jego znaczenie nie jest wielkie. To niewielkie miasteczko położone jest na północnym brzegu rzeki Siewiernyj Doniec, który staje się linią oporu, a zatem utrzymanie tej pozycji, trochę w charakterze „przyczółku”, może mieć znaczenie dla ewentualnej kontrofensywy (na co na razie się nie zanosi), nie ma jednak decydującego wpływu na obronę.
Atak na Siewierodonieck też był spodziewany, tym bardziej, że już 2 tygodnie temu Rosjanie zdobyli Rubieżnoje. I znów, podobnie jak w przypadku Lymanu.
Siewierodonieck leży na lewym brzegu rzeki Siewiernyj Doniec, co oznacza, że ukraińskie linie obronne mogą zostać przesunięte na Lisyczańsk. Nieco poważniej wygląda sytuacja w okolicach Popasnej, ale Ian Matwiejew, którego analizą się posiłkuję argumentuje, że trzeba pamiętać, że miejscowość tę Rosjanie zdobyli 8 maja, skoncentrowali na tym kierunku znaczne, szacowane na 10 BTW siły, a niewielka skala dotychczasowych postępów pokazuje zarówno to, jak intensywne są walki, jak i to, z jak powolnym przesuwaniem się rosyjskich sił mamy do czynienia.
W jego opinii, aby zamknąć pierścień okrążenia, Rosjanie potrzebować będą jeszcze do 3 tygodni, a strona ukraińska zachowuje zdolność do planowego wycofania się i zorganizowana nowych rubieży obrony.
„Czwarte uderzenie – pisze Matwiejew –jednostki rosyjskie przeprowadziły w rejonie Swietłodarska. Zajęli oni całe terytorium aż do rzeki Ługań, w tym Swietłodarsk. Ale najwyraźniej tutejsze oddziały ukraińskie natychmiast wycofały się na drugą jej stronę, nie stawiając oporu. Przeszli na drugą linię obrony”.
Z tego, co się wydarzyło w ostatnim czasie na froncie w Donbasie, potencjalnie najgroźniejszym jest przełamanie w rejonie Popasnej, ale ono jeszcze niczego nie przesądza.
Decyzje, które rozstrzygną o losach wojny
Wydaje się nawet, że do rozstrzygnięcia wojny bardziej przyczynią się decyzje, które zapadają obecnie w stolicach państw Zachodu (przede wszystkim w Waszyngtonie), a nie sytuacja na froncie w Donbasie.
Straty po obu stronach, tzw. attrition rate, są znaczne, a to oznacza, że coraz bardziej liczyć się będzie zdolność państw uczestniczących w wojnie i ich sojuszników do uzupełniania strat zarówno w sprzęcie, jak i w ludziach. Ta strona, która zrobi to szybciej, lepiej i na większą skalę, prędzej czy później osiągnie przewagę.
Jest to ważne tym bardziej w sytuacji, kiedy Rosja nie zmniejsza presji w Donbasie, co więcej, rosyjscy eksperci wypowiadający się na temat wojny są zdania, że będzie to długi konflikt, a pierwsze rozstrzygnięcia będziemy mieli.
Trwające w rosyjskich elitach dyskusje na temat modelu mobilizacyjnego gospodarki, tak aby być w stanie nie tylko kontynuować, ale i wygrać starcie na Ukrainie, również nie wskazuje na gotowość przejścia do fazy politycznej, chyba że Ukraina zgodziłaby się - o czym niemal otwarcie mówił w wywiadzie dla AP Aleksander Łukaszenka kreujący się na osobistego wysłannika Putina - na straty terytorialne, na co nikt w Kijowie nie ma ochoty.
Jednocześnie obecnie strona ukraińska informuje o przygotowaniach Rosjan do przejścia do defensywy szczególnie na południu w okolicach Chersonia, jak i w rejonie Charkowa, co również potwierdza tezę, że wojna może wejść w fazę o mniejszej intensywności działań. Oczywiście, o ile żadna ze stron - na co dziś niewiele wskazuje - nie uzyska potencjału przełamaniowego.
W tym scenariuszu zdolność Ukrainy do kontynuowania obrony, nie mówiąc już o przejściu do kolejnej fazy działań polegających na próbie wyparcia Rosjan co najmniej na linię 24 lutego, zależy przede wszystkim od skali i charakteru dostaw z Zachodu, co znów na plan pierwszy wysuwa kwestie związane z jednością i stopniem zaangażowania państw wspierających Kijów.
Jeśli zaopatrzenie dla ukraińskich sił zbrojnych zwolni albo będzie kontynuowane na obecnym poziomie, a jednocześnie impet rosyjski będzie ulegał wyczerpaniu, to może okazać się, że najbardziej prawdopodobnym scenariuszem będzie zmniejszenie intensywności działań wojennych po obu stronach, w wyniku zmęczenia i wyczerpywania się zasobów.
Nawet bez formalnego zawieszenia broni czy rozpoczęcia rozmów pokojowych możemy mieć do czynienia z przeciągającym się, dalekim od rozstrzygnięcia, ale wyczerpującym i destabilizującym konfliktem, co może zostać wykorzystane przez niektórych graczy w Europie po to, aby wymusić nową formułę polityczną w rodzaju Mińska 3.
Tego rodzaju perspektywa wydaje się bardzo prawdopodobna, jeśli nie uda się doprowadzić do sytuacji, kiedy mógłby urzeczywistnić się kolejny scenariusz, którym jest przejście Ukrainy do ofensywy.
Od czego zależy zwycięstwo Ukrainy?
Andrij Zahorodniuk dowodzący ukraińskimi siłami zbrojnymi mówił niedawno w wywiadzie dla Kiev Independent, ze Ukraina jest w stanie tę wojnę wygrać, ale jednocześnie podkreślał, iż zależy to od tego „w jaki sposób nasi partnerzy, w tym USA, będą wysyłać broń, sprzęt i amunicję”.
Podobny przekaz formułował doradca Zełenskiego, Oleksij Arestowicz, mówiąc, że jeśli Rosjanie nie przystąpią do poważnych negocjacji w kwestii przyszłości Donbasu i Krymu, po tym jak ukraińskie wojsko wyprze jej wojska na linię 24 lutego, to wówczas Moskwa musi liczyć się z tym, że zostanie siłą wyparta z tych terenów.
Andrij Jermak, szef administracji prezydenckiej, oświadczył z kolei, że Kijów sam będzie w stanie odblokować tor wodny do Odessy i wznowić dostawy zboża, przeciwdziałając w ten sposób zagrożeniu związanemu z wybuchem głodu w skali światowej, jeśli otrzyma od Zachodu niezbędne w tym celu systemy rakietowe do zwalczania okrętów.
Zaś Ołeksij Reznikow, minister obrony Ukrainy, w trakcie niedawnych rozmów z szefami resortów obrony państw UE powiedział, że jego zdaniem wojna z Rosją będzie długa, Ukraina może ją wygrać, ale ta perspektywa zależy od tego czy uda się jej zbudować i odpowiednio wyposażyć armię rezerwową, niezbędną aby przejść do kontrofensywy.
Reznikow apelował o lepszą koordynację sojuszników Kijowa w zakresie dostaw sprzętu i kładł nacisk nie na dostarczanie poszczególnych systemów, ale przyjęcie filozofii zapewnienia Ukrainie „jednostki organicznej”, czyli szkolenie i wyposażanie całych oddziałów w ramach planów krótko, średnio i długookresowych. Przy takim podejściu na Ukrainie, ale również zapewne poza jej granicami, musiałyby być formowane oddziały, które byłyby kompleksowo wyposażone i przez instruktorów z Zachodu szkolone tak, aby wdrożyć NATO-wskie procedury.
To nie tylko zwiększyłoby zdolności sił zbrojnych Ukrainy i przyspieszyło perspektywę przejścia do kontrofensywy, ale również doprowadziło do stopniowej modernizacji ukraińskiej armii.
Deklaracje te oznaczają, że Ukraina (zarówno społeczeństwo, jak i kierownictwo polityczne państwa) ma wolę walki, jednak warunkiem realizacji takiego scenariusza jest zmiana charakteru dostaw z Zachodu i przede wszystkim ich skali. Z pierwszych informacji po tzw. konferencji Ramstein 2, w której uczestniczyło 47 państw donatorów, wynika, że następuje powolne przesunięcie w zakresie tego, co się dostarcza (m.in. Dania przekazuje rakietowe systemy Harpoon do zwalczania okrętów), jednak skala dostaw jest jeszcze niejasna.
Tym, co również rzuca się w oczy, jest fakt, iż nowe dostawy, ale także naprawy uszkodzonego i „zdobycznego” sprzętu strony ukraińskiej oraz szkolenie oddziałów, zaproponowało 20 z 47 państw uczestniczących w konferencji, przy czym na liście tej nie ma ani Francji, ani również Niemiec.
Ukraińskie media twierdzą wręcz, że Berlin - mimo deklaracji i publicznych zapowiedzi na ten temat - w rzeczywistości blokuje i opóźnia dostawy sprzętu wojskowego na Ukrainę, a także uniemożliwia włączenie się niemieckiego sektora zbrojeniowego w jej wysiłek wojskowy.
Oznacza to, że niezależnie od determinacji strony ukraińskiej, dziś nie posiada ona potencjału, aby myśleć o przejściu do kontrofensywy w wymiarze większym niźli taktyczny. Uzyskanie takich zdolności zależy od skali i charakteru dostaw Zachodu i od podjęcia kluczowych decyzji, które, jak się wydaje, jeszcze nie zapadły.
Już obecnie mamy do czynienia z oporem części państw europejskich, które preferują zakończenie wojny w tej fazie. Musimy też się liczyć z niezdecydowaniem wśród amerykańskich decydentów. Warto tej ostatniej kwestii poświęcić nieco uwagi, bo naszą perspektywę, jak sądzę, zaburza rosnąca skala amerykańskiej pomocy wojskowej (mierzonej w dolarach) dla Ukrainy.
Rzeczywiście mamy w tym zakresie do czynienia z pozytywnym trendem. Na początku Ukraina otrzymywała lekkie, głównie przenośne systemy, zgodnie z przyjmowanymi założeniami o szybkim zwycięstwie Rosji i przejściu wojny w fazę działań partyzanckich. Przebieg konfliktu zwaloryzował te oceny, co skłoniło elity strategiczne Stanów Zjednoczonych zarówno do zwiększenia skali pomocy, odejścia od klasyfikacji systemów na ofensywne i defensywne, dostarczanie przede wszystkim tych ostatnich, jak i stopniowego zwiększenia dostaw sprzętu ciężkiego. Jednak te pozytywne zmiany nie mogą nam przysłonić faktu, że przełom jeszcze nie nastąpił i decyzja o budowie potencjału sił zbrojnych Ukrainy, niezbędnego aby wygrać wojnę z Rosją, jest dopiero przed nami.
Przypomnę przywoływaną przeze mnie opinię amerykańskich ekspertów, którzy argumentują, iż mamy do czynienia z „uporczywą odmową administracji zdjęcia z ukraińskiego rządu ograniczeń, tak, aby mógł on rozpocząć prawdziwą kontrofensywę, która mogłaby zmusić Rosję do zakończenia wojny. Zamiast tego pakiet zbrojeniowy sugeruje, że celem Bidena jest utrzymanie Ukrainy w walce, dopóki Moskwa nie będzie gotowa do negocjacji”.
„Zmiany muszą nastąpić nie na Ukrainie, ale w Waszyngtonie”
Jeśli zatem chcemy zwycięstwa Ukrainy w wojnie z Rosją, a nie tylko skutecznej obrony zakończonej mniej lub bardziej dogodną formułą zawieszenia broni, które można byłoby opatrzeć określeniem Mińsk 3, to zmiany muszą nastąpić nie na Ukrainie, ale w Waszyngtonie.
Musi zostać podjęta decyzja o zmianie skali i charakteru pomocy wojskowej udzielanej Ukrainie. Głosem w toczącej się w tej kwestii dyskusji była niedawna wizyta Andrzeja Dudy na Ukrainie, która miała pokazać determinację Polski i jej poparcie dla zwycięstwa Kijowa.
To dlatego nasz prezydent był owacyjnie witany, bo w ukraińskiej stolicy doskonale zdają sobie sprawę z tego, że losy wojny, w tym perspektywa zwycięstwa, właśnie się decydują.
Relacje sojusznicze, w tym również z sojusznikiem amerykańskim, na tym właśnie polegają. Państwa znaczące i zainteresowane wygraną Ukrainy pokazują na różne sposoby (Dania, wysyłając systemy Harpoon, Wielka Brytania podejmując podobne kroki) swoje zaangażowanie i wolę rozszerzenia pomocy. Warszawa - spełniająca kluczową rolę we wspieraniu wysiłku wojennego Ukrainy - przez kijowską wizytę Andrzeja Dudy pokazała gotowość do poniesienia znacznych ciężarów, wielkiego ryzyka i nie mniejszego zaangażowania, aby można było mówić o zwycięstwie.
Rzeczywiste polityczne znaczenie wizyty Andrzeja Dudy w Kijowie
Nie bez powodu Andrzej Duda przyjechał do Kijowa na krótko przed kolejną konferencją państw udzielających Ukrainie pomocy wojskowej. Czy ta kolektywna presja grupy państw europejskich przeważy wysiłki innych, które - tak jak Niemcy, Francja i Włochy- chciałyby już teraz zakończyć gorącą fazę wojny na Ukrainie, nawet jeśli miałoby się to odbywać kosztem cesji części jej terytorium na rzecz Rosji, to dopiero się okaże.
Ale właśnie na tym polegało rzeczywiste polityczne znaczenie wizyty Andrzeja Dudy w Kijowie. Może być ona wydarzeniem przesądzającym o zwiększeniu pomocy wojskowej i zmianie jej charakteru, a tym samym o zwycięstwie Ukrainy w wojnie z Rosją i dlatego może mieć wymiar zarówno historyczny jak i rewolucjonizujący charakter relacji na linii Kijów – Warszawa.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/600005-wojna-na-ukrainie-w-punkcie-zwrotnym-realny-obraz-sytuacji