Dwa lata temu amerykański historyk Helmut Walser Smith opublikował ponad 600-stronicową historię Niemiec w czasach nowożytnych pt. „Germany. A nation in its time. Before, During and After Nationalism 1500-2000”. Warto z tej bogato udokumentowanej pracy przywołać wyniki badań opinii publicznej przeprowadzonych w RFN kilka lat po II wojnie światowej i dotyczących stosunku niemieckiego społeczeństwa do Trzeciej Rzeszy.
Stara miłość nie rdzewieje
W 1949 roku 57 proc. mieszkańców Niemiec uważało, że narodowy socjalizm był dobrą ideą, tylko został źle wcielony w życie.
W październiku 1951 roku 40 proc. ankietowanych uznało, że lata 1933-1939 były najlepszym okresem w całej niemieckiej historii (na drugim miejscu znalazł się przełom XIX i XX wieku, czyli okres panowania cesarza Wilhelma II).
W 1952 roku jedna trzecia respondentów uważała Adolfa Hitlera na największego działacza państwowego w dziejach Niemiec albo przynajmniej za wybitnego przywódcę, aczkolwiek dopuszczającego się pewnych błędów.
W 1952 roku 37 proc. respondentów uważało, że w Niemczech będzie się lepiej żyło bez Żydów (w 1965 roku odsetek osób tak uważających spadł do 19 proc.).
Członek NSDAP – kanclerz Niemiec
Powyższe dane pokazują, jak trudno jest zmienić świadomość społeczną w krótkim czasie. A przecież przywoływane wyniki badań opinii publicznej dotyczą okresu, gdy narodowy socjalizm poniósł całkowitą klęskę, doprowadzając kraj do ruiny, a naród niemiecki do kompromitacji w oczach świata.
Żeby doszło do zmian w mentalności społecznej, musiało odejść pokolenie, które utożsamiało się z nazizmem, musiała pojawić się generacja, która zaczęła zadawać trudne pytania o przeszłość swych ojców i dziadków, musiało nastąpić ujawnienie i potępienie niemieckich zbrodni oraz publiczne osądzenie narodowego socjalizmu, czego przejawem były sądowe procesy m.in. przywódców Trzeciej Rzeszy w Norymberdze, Eichmanna w Jerozolimie czy załogi Auschwitz we Frankfurcie nad Menem. Wszystko to zaś działo się w okresie spokoju i dobrobytu, w którym nostalgia za „starymi, dobrymi czasami” powoli wyparowywała.
Był to proces rozłożony w czasie. Najbardziej symbolicznym wydarzeniem w tym okresie był epizod, do którego doszło 7 listopada 1968 roku podczas kongresu CDU w Berlinie Zachodnim. Na scenę wkroczyła wówczas 29-letnia dziennikarka Beate Klarsfeld, która publicznie spoliczkowała kanclerza RFN Kurta Georga Kiesingera, wykrzykując: „Nazi! Nazi! Nazi!” Jeszcze tego samego dnia została skazana na rok więzienia.
Kim był Kiesinger? Był członkiem NSDAP od roku 1933. W latach 1940-1945 pracował w ministerstwie spraw zagranicznych Trzeciej Rzeszy, kierowanym przez Joachima von Ribbentropa, gdzie zajmował stanowisko dyrektorskie, określane jako „bezpośrednio poniżej poziomu przywództwa politycznego”. To pozwoliło mu po wojnie uniknąć odpowiedzialności politycznej z racji sprawowanych funkcji. Nazistowska przeszłość nie przeszkodziła mu jednak w zrobieniu politycznej kariery w RFN. W latach 1966-1969 został nawet kanclerzem Niemiec.
Co z tą Rosją?
Powyższy przykład jest pouczający zwłaszcza w kontekście pytań o to, kiedy w Rosji zmieni się świadomość tamtejszego społeczeństwa. Trudno jednak oczekiwać zmian, gdy Putin nie poniósł jeszcze klęski, polityka imperialna nie została skompromitowana, nie było niczego porównywalnego w kapitulacją Berlina lub procesami w Norymberdze.
Dziś nawet odejście Putina w niczym nie zmieniłoby mentalności społecznej. Najpierw bowiem musiałyby zostać spełnione odpowiednie warunki, a potem minąć dostatecznie długi czas na utrwalenie procesów społecznych. Po upadku Związku Sowieckiego wydawało się, że taki okres nastąpi za rządów Borysa Jelcyna. Tak się jednak nie stało. Nastawmy się więc raczej w tej sprawie na długie trwanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/599747-pozegnanie-z-totalitaryzmem-w-mentalnosci-spolecznej