Mick Ryan, australijski dwugwiazdkowy generał w stanie spoczynku, obecnie wykładowca akademicki i autor wydanej w tym roku książki na temat transformacji wojny w XXI wieku (War transformed), opublikował na łamach „The Sydney Morning Herald” artykuł na temat ukraińskiej strategii w obecnym konflikcie, dzięki aplikacji której Kijów, w jego opinii, może tę wojnę wygrać.
Ryan opatruje ją mianem „pomysłowej” a określa mianem „strategii korozji”. Jak pisze:
W Australii zdolność do walki określamy jako „siłę bojową”. Składa się ona z elementów fizycznych, moralnych i intelektualnych. Podejście ukraińskie nadwyrężyło fizyczną, moralną i intelektualną zdolność Rosji do walki i zwycięstwa na Ukrainie, zarówno na polu bitwy, jak i w globalnym środowisku informacyjnym.
W praktyce strona ukraińska koncentrowała swe dotychczasowe wysiłki na poszukiwaniu i uderzaniu w słabe punkty przeciwnika, jednocześnie używając swych głównych sił przede wszystkim po to, aby spowolnić rosyjskie postępy w terenie. Takie podejście w myśleniu o wojnie nie jest żadną nowością, jeszcze przed II wojną światową, Basil Liddell Hart, w swym klasycznym dziś dziele poświęconym strategii określał je mianem „pośredniego”, choć dziś zapewne lepszym terminem byłoby nazwanie go mianem „asymetrycznego”. Strona słabsza wyszukuje słabe punkty przeciwnika, uderza nagle, z zaskoczenia, unikając jednego rozstrzygającego starcia. Wykorzystuje lepszą znajomość terenu, mobilność, to że „walczy u siebie”, ma zatem lepiej zorganizowane łańcuchy zaopatrzeniowe. Prowadząc operację nękania nie tylko spowalnia postępy wroga, ale również doprowadza do stopniowej redukcji jego potencjału i przede wszystkim morale zarówno na poziomie dowódczym jak i u zwykłych żołnierzy. Tym właśnie jest to co Ryan opatruje mianem „strategii korozji”.
W pierwszej fazie wojny strona ukraińska, jak dowodzi Ryan „zaatakowała najsłabsze systemy wsparcia fizycznego rosyjskiej armii w terenie – sieci komunikacyjne, szlaki zaopatrzenia logistycznego, tyły, artylerię i wyższych dowódców na stanowiskach dowodzenia.”. Co ciekawe, mimo, iż nasi eksperci są zdania, że obecna faza wojny w Donbasie jest już prowadzona według innych, bardziej tradycyjnych scenariuszy, to Ryan uważa, że i tam Ukraińcy stosują tego rodzaju strategię, modyfikując ją jedynie w związku ze zmieniającymi się warunkami teatru działań wojennych. Strona ukraińska nadal atakuje rosyjskie linie zaopatrzenia, ale jednocześnie uderza precyzyjnie w trudne do uzupełnienia „zasoby rzadkie” rosyjskiej armii. W tym wypadku chodzi o magazyny paliwa, niszczenie potencjału inżynieryjnego, dronów rozpoznania czy eliminowanie wyższych rangą oficerów. Rosyjski potencjał niezbędny aby prowadzić ofensywę w Donbasie znów w wyniku tych działań „koroduje”, ale jeszcze istotniejszym efektem jest to czego nie widać od razu – spadające morale rosyjskiej armii i intelektualnych zdolności dowództwa. Ten ostatni element jest związany z umiejętnością zaplanowania i realizacji operacji, tak aby przeciwdziałać atakom strony ukraińskiej. Póki co niewiele na to wskazuje, że Rosjanie, którzy zmienili sposób prowadzenia wojny w tej jej fazie, mieli plan jak przeciwdziałać ukraińskiej strategii.
Załamanie morale spowodowało spadek dyscypliny na polu walki, dezercje, odmowy udziału w atakach i zbrodnie wojenne. Złe morale i słaba dyscyplina, jeśli problem ten nie zostanie rozwiązany, mogą stać się zjawiskiem endemicznym w armii. Ukraińcy powoli osłabiali wolę walki Rosji. Kolejna poważna przegrana na polu bitwy może doprowadzić do całkowitego załamania rosyjskiej determinacji
— argumentuje Ryan.
Stała presja strony ukraińskiej powoduje, paradoksalnie, narastanie nacisku na rosyjskich dowódców liniowych, aby ci za wszelką cenę odnieśli sukces co z kolei wpływa na obniżenie progu akceptowalnego ryzyka, podejmowanie operacji brawurowych, słabo przygotowanych, przechodzenie dowódców na pierwszą linię walk aby osobiście nimi dowodzić i mobilizując żołnierzy odnieść osobisty sukces. To z kolei prowadzi do kolejnych porażek, tak jak to było ostatnio podczas nieudanej próby forsowania przez Rosjan rzeki Siewiernyj Doniec. Ryan kończy swój artykuł maksymą, która zachowuje swą wagę również w naszym przypadku. Pisze - „tak wygląda wojna XXI wieku. Ukraińcy okazali się w niej mistrzami. Każdy średniej wielkości kraj o ograniczonych zasobach (w tym Australia) może się od nich wiele nauczyć.”
Putin wziął wszystko w swoje ręce?
Jest sprawą wymagającą dalszych analiz i dyskusji, czy wnioski generała Ryana wyczerpują kwestię dlaczego Rosjanom idzie na Ukrainie słabo a obrońcom nadspodziewanie dobrze, ale pozostańmy na chwilę przy sprawie rosyjskich systemów dowodzenia. Brytyjski Guardian przyniósł w ostatnich dniach informację, powołując się na nieujawnione, zapewne wywiad, źródła wojskowe, że Putin zaangażowany jest w dowodzenie operacjami na szczeblu taktycznym. Ma on, działać wespół zresztą z generałem Gierasimowem, co by przeczyło pogłoskom o niełasce szefa rosyjskiego Sztabu Generalnego. Nie to jednak jest w tych doniesieniach istotne, ale informacja, że to sam Putin wydaje rozkazy, w normalnie funkcjonujących armiach, zastrzeżone dla dowódców w stopniach pułkowników, na poziomie brygady. Rosyjski prezydent już wcześniej przejawiał takie skłonności. W jednym z wywiadów minister Szojgu mówił, że w najgorętszej fazie rosyjskiej operacji w Syrii, dwa razy w ciągu dnia rosyjskie centrum dowodzenia miało odprawy on-line w których uczestniczył Prezydent Federacji Rosyjskiej, a każdego dnia wieczorem osobiście składał mu meldunek z przebiegu walk. Wydaje się, że niepowodzenia na Ukrainie wzmocniły tego rodzaju podejście Putina, który być może postanowił wszystko „wziąć w swoje ręce”. Tylko, że takie nastawienie ma fatalny skutek dla rosyjskiego systemu dowodzenia.
Po pierwsze w bunkrze na Uralu, gdzie ponoć ma przebywać rosyjski prezydent, czy w Moskwie, nie zdobędzie się wiedzy o morale, stopniu zmęczenia i osłabieniu własnych jednostek uczestniczących w walkach. To pozwala wyjaśnić dostrzeżony już przez wielu obserwatorów fenomen polegający na tym, że Rosjanie powtarzają, nie licząc się ze stratami, w sposób uporczywy, ataki na tych samych kierunkach. Koszty, w tym i koszty ludzkie nie mają w tym wypadku większego znaczenia, liczy się osiągnięcie celów taktycznych i operacyjnych. Po drugie, niezależnie od tego jak zaawansowanymi środkami technicznymi dysponujemy, tak silnie scentralizowany system zmniejsza tempo reakcji. Rosjanie zanim decyzja zostanie podjęta i przesłana z powrotem na linię frontu często znajdują się już w zupełnie innej sytuacji, a mobilne i szybko przemieszczające się oddziały ukraińskie znajdują się już zupełnie gdzie indziej. Po trzecie, im bardziej scentralizowany jest system dowodzenia tym dowódcy liniowi słabiej są zmotywowani, nie rośnie, w ich przypadku, skłonność do przejawiania inicjatywy, taktycznej chytrości. Ma to też zastosowanie w przypadku zwykłych żołnierzy, którzy raczej nie chcą być traktowani w kategoriach „mięsa armatniego”. Dlatego też morale spada. Taki system dowodzenia, czy szerzej, prowadzenia wojny raczej skłania Rosjan, na poziomie dowódczym, aby liczyć na przewagę liczebną i sprzętową, nie zaś polegać na umiejętnym zaplanowaniu, przygotowaniu i prowadzeniu operacji. Tylko, że w ten sposób, jak argumentuje Dara Massicot z RAND na łamach [Foreign Affairs] (https://www.foreignaffairs.com/articles/russian-federation/2022-05-18/russian-militarys-people-problem) wojen się nie wygrywa, a z pewnością nie z państwem mającym taki potencjał i wole walki, jak to jest w przypadku Ukrainy. Pisze ona, i tę opinię uważam za kluczowe przesłanie jej wystąpienia i naukę na temat tego jak reformować siły zbrojne, że Rosjanie „pomimo zaawansowanego sprzętu wojskowego i wielu zalet na papierze potknęli się na Ukrainie strategicznie, operacyjnie i taktycznie”.
Stało się tak z powodu błędnych założeń w fazie planowania, przyjęcia nierealistycznych terminów i niewykonalnych celów. (Rosyjski plan – MB) Ucierpiał z powodu niewystarczających dostaw, złej logistyki i niewystarczającej ochrony własnych sił. Został osłabiony przez słabe dowództwo. Problemy te nie kończą się na problemach ze sprzętem, złym szkoleniu lub korupcji. Łączy je raczej podstawowy motyw przewodni: brak troski armii o życie i dobro swojego personelu.
Głównym powodem rosyjskich niepowodzeń jest właśnie ten bark troski o zdrowie i życie własnych żołnierzy. Nie są oni ani odpowiednio wyszkoleni, ani nie byli przygotowani do wykonania zadań, które przed nimi stawiano, często nawet nie wiedzieli co, kiedy i dlaczego mają robić. A to żołnierz, nie zaś technika wojskowa, nawet nowa, decydują o sile i możliwościach armii.
Ta kultura obojętności wobec jej personelu zasadniczo zagraża skuteczności rosyjskiego wojska, bez względu na to, jak bardzo armia została zmodernizowana
— pisze Massicot.
W Stanach Zjednoczonych dobry żołnierz to szczęśliwy żołnierz, który jest odpowiednio karmiony, opłacany i traktowany z szacunkiem. Ale rosyjskie naczelne dowództwo zachowuje się, podejmując taktyczne decyzje tak, jakby mogło po prostu rzucać ludźmi na źle zaprojektowane cele, dopóki nie odniesie sukcesu. Jest to postawa autodestrukcyjna, która zarówno obniża morale żołnierzy, jak i obniża skuteczność walki
— podkreśla.
W dłuższej perspektywie, już powojennej, taka postawa blokować będzie możliwości odbudowania rosyjskiego potencjału wojskowego, nawet jeśli uda się wyprodukować odpowiednią liczbę nowych czołgów, samolotów czy rakiet. W obecnym konflikcie, to zakorzenione w mentalności rosyjskiego przywództwa politycznego i kadry dowódczej nieliczenie się z ofiarami w ludziach przełożyło się na uporczywe realizowanie planów ataku, które zostały ujawnione jeszcze przed wojną, przez zachodni wywiad. Ale nie tylko, bo uderzenie przez skażony radioaktywnie obszar elektrowni atomowej w Czarnobylu wyraźnie dowodzi, że bardziej niż życiem żołnierzy na Kremlu przejmują się realizacją celów operacyjnych. Takie nastawienie potwierdzają też informacje o przeterminowanych racjach żywieniowych, słabo zaopatrzonych indywidualnych pakietach medycznych czy wręcz braku niezbędnych zasobów i służb aby ewakuować rannych. Oznakami upadającego morale armii jest maruderstwo, bestialstwo, plądrowanie mieszkań i sklepów, czy niszczenie własnego sprzętu a nawet samookaleczenia, czyli wszystko to z czym mamy do czynienia na Ukrainie. Armia przestaje przypominać sprawny mechanizm, który dobrze dowodzony jest w stanie precyzyjnie wykonywać zadania, a staje się hordą wygłodniałych i żadnych krwi dzikusów. Massicot pisze, że jest rzeczą niemożliwą, aby Rosjanie zmienili swój „wojskowy kod kulturowy” w czasie trwania tej wojny, zresztą na Zachodzie już od dawna uważa się, że siły zbrojne są „lustrem” społeczeństwa a nawet działając w ekstremalnych warunkach wzmacniają utajone i na co dzień słabo widoczne jego cechy i bolączki. W dłuższej perspektywie straty jakie ponosi rosyjska armia na Ukrainie wywołają, jak prognozuje analityczka RAND, wstrząs społeczny, co negatywnie wpłynie zarówno na stabilizację społeczną, zdolności mobilizowania nowych sił, po to aby uzupełnić straty czy wręcz negatywnie odbije się na możliwościach odbudowy przez Moskwę swego potencjału wojskowego.
Ołeksij Reznikow, minister obrony Ukrainy, w trakcie wczorajszych rozmów z szefami resortów obrony państw UE powiedział, że ukraińska armia zniszczyła całkowicie w ciągu 80 dni wojny 17 rosyjskich Batalionowych Grup Bojowych (BTG), obecnie w walkach, po stronie rosyjskiej uczestniczy 97 BTG, a biorąc pod uwagę całość rosyjskich możliwości w zakresie „cichej mobilizacji” Moskwa może przysłać na front w ciągu najbliższego miesiąca – dwóch 55 BTG. To zaś oznacza, że Rosjanie nie będą mieli potencjału przełamaniowego, może jedynie o charakterze taktycznym i przygotowują się do obrony na niektórych odcinkach frontu. Wojna będzie długa i wyniszczająca, chyba, że Ukraina uzyska przewagę, ale do tego potrzebne jest, o co apelował Reznikow, lepsza koordynacja wśród sojuszników Kijowa w zakresie dostaw sprzętu i położenie nacisku nie na poszczególne systemy, ale przyjęcie filozofii dostarczenia Ukrainie „jednostki organicznej”, czyli szkolenie i wyposażanie całych oddziałów w ramach planów krótko, średnio i długookresowych.
Przy takim podejściu na Ukrainie, ale również zapewne poza jej granicami musiałyby być formowane oddziały, które byłyby kompleksowo wyposażone przez Zachód i szkolone, tak aby wdrożyć NATO-wskie procedury. To nie tylko zwiększyłoby zdolność Ukrainy aby przejść do kontrofensywy, ale również doprowadziło do stopniowej modernizacji ukraińskiej armii. Wydaje się, że mamy też do czynienia w przypadku wypowiedzi Reznikowa z ważna deklaracją o charakterze politycznym. Otóż gdyby przyjąć ten plan, to Zachód sprawowałby kontrolę nad dostawami i wyposażeniem wchodzących do walki oddziałów, co zarówno, obiektywnie rzecz biorąc, zwiększałoby zaangażowanie sojuszników w wojnę z Rosją, jak i minimalizowało możliwość korupcji i sporów kompetencyjnych w ukraińskiej armii. Decyzja nie została jeszcze podjęta, ale jeśli zostanie, to zarówno wojna, jak i położenie Ukrainy, w ramach systemu sojuszniczego Zachodu, wejdą w nową fazę.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/599007-jak-walcza-i-jak-chca-walczyc-ukraincy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.