Ile czasu potrwa konfrontacja Rosji z Ukrainą? Odpowiedź na to pytanie w największym stopniu zależy od zdefiniowania strategicznych celów obu państw. W tej wojnie nie chodzi o przebieg granic przy przynależność jednego lub drugiego miasta czy regionu, lecz o coś więcej.
Rosja, czyli imperium
Moskwa nie chce pogodzić się z istnieniem Ukrainy jako niezależnego od niej bytu państwowego, który pragnie samodzielnie decydować o swojej przyszłości. Jest skłonna uznać państwowość Ukrainy, ale pod warunkiem, że będzie ona czymś na kształt Białorusi, czyli wasala Rosji. Wynika to z traktowania Ukraińców nie jak odrębnego narodu politycznego, lecz pewnej grupy etnicznej należącej do żywiołu rosyjskiego. Dlatego rozprawa z krnąbrnym Kijowem traktowana jest w kategoriach wewnętrznej sprawy Rosji, do której zagranica nie ma prawa się wtrącać.
Dla większości Rosjan jedyna forma państwowości, z którą się identyfikują, to imperium. Imperium zaś nie może pogodzić się ze utratą Ukrainy, ponieważ wówczas straciłoby swój status. Dlatego tak wielu zwolenników wojny traktuje jej wynik w kategoriach „być lub nie być Rosji”.
Ukraina, czyli niepodległość
Z drugiej strony Ukraińcy nie chcą zgodzić się na wyrzeczenie niepodległości, podporządkowanie się Moskwie oraz narzucenie sobie „russkiego mira”. Mamy do czynienia z narodem o ukształtowanej świadomości i mocnej tożsamości, który nie zamierza być częścią obcego (i coraz bardziej znienawidzonego) świata.
Podobnie było z Polakami w XIX wieku, którym Petersburg odmawiał prawa do samodzielnego bytu państwowego. Gdy nad Wisłą wybuchały kolejne powstania, rosyjskie elity mówiły, że jest to wewnętrzny problem cesarstwa, bunt w rodzaju sporu w rodzinie, do którego mocarstwa zachodnie nie powinny się wtrącać.
Rosyjskie imperium czy ukraińska niepodległość
Te dwa cele, Moskwy i Kijowa, są ze sobą nie do pogodzenia. Bo albo Rosja będzie musiała zrezygnować z imperialnego statusu i podporządkowania swojego sąsiada, albo Ukraina ze swej niepodległości. Przy takim nastawieniu obu stron każdy kompromis, rozejm czy pokój będzie tylko odłożeniem wojny w czasie, dopóki Rosja nie nabierze sił do kolejnego ataku. Jeśli nawet nie będzie kampanii militarnej, to będzie trwała zimna wojna.
Co to oznacza? Że Ukraina będzie musiała być nieustannie gotowa do odparcia agresji. Stanie się państwem frontowym, a więc silnie zmilitaryzowanym i rządzącym się nieco innymi prawami niż reszta Europy (podobnie jak jest dziś z Izraelem). Bronić będzie zarazem nie tylko siebie, lecz także Polski i całego kontynentu przed inwazją obcej cywilizacji.
Dzikie Pola w ogniu
W ten sposób na naszych oczach wydaje się powracać historia sprzed stuleci, kiedy na Dzikich Polach, w dalekich, stepowych stanicach bitni Kozacy, tworzący specyficzną społeczność wojskową, stali na straży Rzeczypospolitej oraz ówczesnej Europy, broniąc je przed nawałami najeźdźców ze wschodu, reprezentujących wrogą cywilizację.
W XVII wieku władze Rzeczypospolitej popełniły błąd, nie uznając Kozaków za część narodu politycznego oraz wykluczając ich z systemu ustrojowego wspólnego państwa. Trzymając się tej analogii i wyciągając wnioski z historii, należałoby uznać, że w interesie naszego kontynentu jest integracja Ukrainy ze strukturami europejskimi i transatlantyckimi oraz włączenie jej do architektury bezpieczeństwa kolektywnego Zachodu.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/598949-wracamy-do-czasow-gdy-kozacy-strzegli-wschodnich-rubiezy