Uprowadzenie przez reżim w Mińsku samolotu linii Ryanair z opozycjonistą Romanem Protasiewiczem na pokładzie równo rok temu było na ustach niemal całego zachodniego świata. Pod pretekstem rzekomego alarmu antyterrorystycznego lecącą z Aten do Wilna maszynę uziemiono a następnie aresztowano Protasiewicza i jego dziewczynę Sofię Sapiegę.
On był współautorem znanego kanału NEXTA informującego o działaniach białoruskiego reżimu, ona, obywatelka rosyjska, miała współprowadzić w internecie Czarną Księgę Białorusi, gdzie podawano dane funkcjonariuszy zaangażowanych w represje wobec społeczeństwa białoruskiego. Oboje znaleźli się w areszcie, zagrożeni bardzo wysokimi wyrokami. Mówiło się nawet o karach śmierci. Dla Protasiewicza za rzekome zaangażowanie w walki w Doniecku po stronie ukraińskiej, dla niej za Księgę, którą reżim uznał za „terroryzm”.
Szybko się okazało, że Protasiewicz zdecydował się na współpracę z reżimem - z jego organami śledczymi i jego propagandą.
Udzielił serii wywiadów w których odmalowywał opozycję i emigrację białoruską jako rzekomo wyłącznie zachłanną na pieniądze, skłóconą i bezsensowną, wyrażał szacunek dla Łukaszenki.
Pytaliśmy wtedy na tych łamach: Jeśli bieda-dyktator Łukaszenka może jawnie torturować Protasiewicza, to na co Zachód pozwoli o wiele silniejszemu Putinowi?
Po drodze był jeszcze wielokrotnie wykorzystywany propagandowo przez Mińsk i Moskwę. W międzyczasie przeszedł z aresztu do aresztu domowego. Sofia Sapiega właśnie usłyszała wyrok: sześć lat bezwzględnego więzienia. Ale mówi się o możliwości udzielenia łaski przez dyktatora.
Protasiewicz zaś postanowił zabrać głos i opisać swoją osobistą sytuację. Na swoim kanale w Telegramie opublikował obszerny wpis.
Od mojego „powrotu” na Białoruś minął prawie rok. Przyznaję, że czas leci diabelnie szybko, chociaż moje życie jest monotonne i nudne. W tym czasie wydarzyło się całkiem sporo. Myślę więc, że nadszedł czas, aby porozmawiać trochę o tym, co generalnie jest z moją sprawą i co wydarzyło się między mną a Sofią. Ponieważ, jak zauważyłem, wielu nie zrozumiało i nadal nie rozumie, co się dzieje
— pisze.
Zacytujmy najważniejsze watki.
O śledztwie
Śledztwo w mojej sprawie kontynuuje centrala Komitetu Śledczego Republiki Białoruś. Sprawa naprawdę okazuje się wyjątkowo obszerna – jej objętość już dawno przekroczyła sto tomów. Równolegle jestem świadkiem w kilkunastu innych i różnych sprawach. Najczęściej jestem przesłuchiwany nie jako bezpośredni świadek, ale raczej jako „ekspert” i osoba „po drugiej stronie”. Generalnie miałem już w sumie około stu przesłuchań.
Nie ogłoszono jeszcze konkretnych terminów zakończenia śledztwa. Dawno przestałem o to pytać, bo nikt tego nie wie. Mam tylko nadzieję, że do końca tego roku mój los choć trochę się wyjaśni. Bo życie w niepewności - takie sobie.
Z drugiej strony rozumiem, że mogło być gorzej. W końcu przebywanie w areszcie domowym jest przyjemniejsze niż w areszcie śledczym. Moim jedynym przywilejem jest to, że mogę iść do biura, do mojego miejsca pracy.
Protasiewicz w tym momencie zamieszcza zdjęcie z podpisem „tak teraz wyglądam”:
Podkreśla, że nie jest prawdą, o czym zdarza mu się czytać w internecie, że chodzi sobie swobodnie po świecie, jak wolna osoba.
Nie mam pojęcia dlaczego ktoś w ogóle rozpowszechnia takie bzdury. Gdyby rzeczywiście nastąpiły jakieś zmiany w moim statusie, sam bym o tym pisał
— stwierdza.
O relacjach z Sofią
Czas też pora porozmawiać o Sofii i o tym, co się z nami stało. Mnie też niemile zaskoczył jej wyrok związany z realnym pozbawieniem wolności. Mówiąc najprościej - prawdziwe 6 lat w kolonii karnej. Jednak w porównaniu z tym, że początkowo groziło jej nawet 20 lat… To przynajmniej trochę pocieszające.
Dodaje, że „jest kilka rzeczy, które warto wiedzieć o tej historii”.
Zwłaszcza dla tych, którzy krzyczeli, że kogoś tam zostawiłem, wystawiłem, a nawet wsadziłem do więzienia
— podkreśla. Dalej czytamy:
Zacznę być może od czegoś, o czym praktycznie nie pisze się w mediach, nawet opozycyjnych. Otóż Sofia nie została wcale skazana za to, że była moją dziewczyną. Głównym artykułem, wokół którego zbudowano jej oskarżenie, był art. 130 Kodeksu Karnego Republiki Białoruś (podżeganie do nienawiści). I nie za komentarze w Internecie, ale za administrację znanego kanału Czarna Księga Białorusi, który publikował dane osobowe sił bezpieczeństwa i urzędników państwowych. Najczęściej były to dane bardzo szczegółowe i zawierały zdjęcia, numery telefonów, adresy i szczegółowe dane paszportowe. W szczytowym momencie kanał centralny miał około 100 tys. abonentów.
Zasadniczo dane te były wykorzystywane głównie do ataków spamowych i połączeń z groźbami, ale też do sporządzania list sankcji [na Zachodzie] oraz przez oddziały (uznawanych za terrorystyczne) organizacji, do popełniania różnych działań, np. podpaleń.
Ten ostatni fragment można odczytywać jako odcięcie się od działalności Sapiegi. Potem wypowiada się w podobnym tonie:
Byłem przeciwnikiem państwa jako całości i politykiem, ale ona bezpośrednio działała przeciwko siłom bezpieczeństwa. [W Mińsku zatem] z oczywistych względów do niej, zwłaszcza ze strony zwykłych pracowników, mogło być znacznie więcej nienawiści niż do mnie. Dlatego bez względu na to, jak śmiesznie to zabrzmi, byłem wdzięczny, że trafiła do systemu KGB, a nie MSW.
Protasiewicz podkreśla zresztą, że ich działalności opozycyjne nie były ze sobą w żaden sposób związane.
Wspomina, że poznali się pod koniec października 2020 r. w jednym z wileńskich barów („Biblioteka Piwa”), kiedy przeprowadził się do Wilna z Warszawy. Zaznacza, że Sofia w tym czasie pracowała już jako jeden z moderatorów Czarnej Księgi Białorusi.
A potem zaczęło się kręcić i szybko zaczęliśmy żyć razem. Ciężko pracowaliśmy i praktycznie nie zaglądaliśmy sobie wzajemnie w pracę – każdy zajmował się swoją. Tyle tylko, że udało mi się zbudować dobre, a nawet przyjacielskie relacje z niektórymi chłopakami z zespołu Czarnej Księgi.
Dalej były opozycjonista przechodzi do opisu relacji osobistych z Sapiegą.
Mieszkaliśmy więc razem, aż do maja 2021 roku, kiedy i tak postanowiliśmy wyjechać na wakacje. Ale nie tylko na relaks, ale także dla podjęcia ostatniej próby ratowania związku, bo przechodziliśmy przez wyjątkowo trudne i emocjonalne chwile. Sytuacja nie zmieniła się jednak podczas wakacji, więc postanowiliśmy, że po powrocie do Wilna nasze drogi się rozejdą. Jednak do Wilna nigdy nie dotarliśmy.
Miesiąc po porwaniu samolotu i zatrzymaniu obojga, przeniesiono ich do aresztu domowego i od tego momentu mieszkaliśmy razem, choć pod strażą.
Nie doprowadziło to jednak do ponownego nawiązania osobistej relacji. Ponadto ciągła obecność dwojga w ciasnej przestrzeni, a nawet w bardzo stresującej sytuacji, wyraźnie nie przyczynia się do harmonii w związkach. Który, przypomnijmy, faktycznie zakończyliśmy przed lądowaniem w Mińsku.
Nic więc dziwnego, że sprawy między nami bardzo szybko się pogorszyły. Już we wrześniu banalnie koegzystowaliśmy obok siebie. A ponieważ liczba sytuacji konfliktowych stale rosła, w październiku zostaliśmy rozdzieleni. Od tego czasu nie kontaktowaliśmy się już i nie komunikowaliśmy się bezpośrednio, chociaż okresowo komunikowałem się z jej rodzicami. Czyli przez około 7 miesięcy praktycznie nic nas nie łączy. Nawet sprawy karne i zarzuty są zupełnie inne, po prostu się nie przecinają.
Dlaczego o tym piszę? Po pierwsze, aby opowiedzieć trochę więcej o tym, co się wydarzyło. A po drugie dlatego, że jestem szczerze zdziwiony, że Sofia, niezależna osoba i osobowość, przez zdecydowaną większość mediów jest opisywana nie jako samodzielny człowiek, ale rodzaj dodatku do mnie. Okazuje się, że jest po prostu „dziewczyną Protasiewicza”. Taka rola społeczna i nic więcej. Zaskakujące jest to, że obrońcy praw kobiet nie zwrócili uwagi na tę sytuację.
Tu były redaktor NEXTY raz jeszcze wraca do wyroku, jaki otrzymała jego była partnerka.
6 lat w kolonii ogólnego reżimu to z pewnością ciężki wyrok. Jednak na tle tego, jak bardzo była początkowo straszona, jest to dalekie od najgorszego możliwego wyroku.
Jeśli mi ktoś nie wierzy, niech poszuka w Internecie, ile lat dali ludziom, którzy po prostu przesłali dane osobowe urzędników bezpieczeństwa na kanały takie jak Czarna Księga Białorusi. Pracownicy jednej z firm telekomunikacyjnych otrzymali 11 lat więzienia o zaostrzonym reżimie. Różnica jest zauważalna, prawda?
Sofia została skazana za swoją prawdziwą działalność, a nie za bycie ze mną w związku. Dlatego zanim ktoś zacznie mnie obwiniać i przeklinać w komentarzach, niech włączy przynajmniej część swojego mózgu. I zamiast wylewać pomyje, niech napisze list do Sofii. Z pewnością ucieszy się ze słów wsparcia. I ja też do niej na pewno napiszę, jak tylko nadarzy się okazja. Bo bez względu na trudności zawsze będę ją traktował wyjątkowo ciepło
— pisze protasiewicz. A w ostatnim zdaniu ujawnia sensację:
Nawet jeśli jestem żonaty. Ale o tym innym razem.
I zdjęcie:
I tak to wygląda rok po słynnym porwaniu samolotu lecącego z Aten do Wilna z dwójką białoruskich opozycjonistów na pokładzie. Inna sprawa, że świat bardzo się w tym czasie zmienił.
gim
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/597854-pamietacie-protasiewicza-wlasnie-oglosil-kilka-sensacji