W obliczu trwającej wojny na Ukrainie cały świat każdego dnia zadaje sobie pytanie – czy i kiedy Rosja zdecyduje się na użycie broni nuklearnej, która przesądzi o militarnej przewadze w tym konflikcie. Prawdopodobny scenariusz eskalacji rosyjskiej agresji rozpisuje na łamach „Sieci” Jan Rokita.
Jak pisze publicysta, dwa lata temu Rosja przyjęła dokument „Zasady polityki państwowej Federacji Rosyjskiej w sferze odstraszania nuklearnego”, w myśl którego w razie wybuchu wojny Moskwa użycie broni jądrowej traktuje nie jako zwiastun armagedonu, którego za wszelką cenę należy uniknąć, ale raczej jako standardowy środek zarządzania konfliktem zbrojnym. Rodzi to zatem przypuszczenia, że wykorzystanie na Ukrainie wszelkich dostępnych środków do neutralizacji wroga jest bardzo prawdopodobne. Europie jednak w dalszym ciągu trudno jest w to uwierzyć.
W zachodniej Europie o możliwości użycia broni jądrowej przez Rosję dyskutuje się co prawda cały czas, ale (przyznać trzeba) jest to dyskusja dość jałowa, jako że argument ów używany jest jako straszak ze strony tych, którzy woleliby widzieć szybką i miękką kapitulację Kijowa. Tak jak np. ostatnio liczni niemieccy pisarze i intelektualiści, grożący własnemu kanclerzowi, iż to on poniesie moralną winę za wojnę jądrową, jeśli zamiast skłonić Zełenskiego do kapitulacji, będzie dostarczać mu niemiecką broń. Użycie broni atomowej przeciw Ukrainie uznał ostatnio za „rzecz w obszarze możliwości” sekretarz generalny ONZ António Guterres, zazwyczaj powściągliwy w stawianiu radykalnych hipotez. Podobnie jak prezydent Zełenski, który nie kryje, iż taki wariant zdarzeń bierze bardzo serio pod uwagę
— pisze Jan Rokita.
Autorzy raportu instytutu CNA (Center for Naval Analyses), sporządzonego w 2020 r. dla amerykańskiej armii, stwierdzają, że Rosja rozwinęła „dojrzałą doktrynę odstraszania i spójną strategię zarządzania eskalacją, integrującą broń konwencjonalną i jądrową”. Co to oznacza? W najprostszym ujęciu, jak wyjaśnia to Rokita:
(…) atom wchodzi do gry nie jako groźba, ale jako realny użytek. Doktryna „силового сдерживания” nakazuje użyć taktycznych pocisków jądrowych wespół z, a nie zamiast broni tradycyjnej, ale – co kluczowe w tej kwestii – „dla celów demonstracyjnych”. Taktyczna broń jądrowa jest tu zatem traktowana nadal jako część bardzo szeroko rozumianego przez rosyjskich strategów „odstraszania”. Jej użycie nie ma na celu zniszczyć wroga, ale skłonić go do politycznej uległości. Jeśli więc uzbrojona w mały ładunek atomowy rakieta Iskander albo Kalibr spadnie pewnego dnia na Ukrainę, to może to będzie gdzieś na stepie, gdzie nie ma miast, a rośnie pszenica i odbywają się tylko przemarsze wojsk. No i po to, aby Zełenski i jego ekipa w końcu na serio się przestraszyli, a za przyczyną owego przestrachu okazali uległość wobec politycznych żądań, które wcale nie muszą być aż tak drastyczne, jak środki użyte dla ich osiągnięcia. Być może na przykład byłby to „tylko” Donbas oraz korytarz na Krym i do Naddniestrza? I amnestia dla kolaborujących z Moskwą ukraińskich polityków?
Zakładając na poważnie, że konflikt zbrojny na Ukrainie może zakończyć się użyciem broni masowego rażenia, należy zdać sobie sprawę z tego, jakimi możliwościami Rosja faktycznie dysponuje.
Rosja posiada ok. 2 tys. taktycznych pocisków jądrowych, czyli takich, które można uznać za względnie mało szkodliwe. Przenoszone są głównie przez rakiety typu Kalibr, instalowane na okrętach i łodziach podwodnych i wtedy mogą razić na odległość 2,5 tys. km, albo przez znane dobrze z polskiego pogranicza Iskandery, lokowane na samochodach, ale o zasięgu tylko ok. 500 km. Wiadomo, że jedne i drugie stoją albo pływają wokół Ukrainy, po to by teraz każdego dnia niszczyć kilkadziesiąt obiektów ukraińskiej infrastruktury. Traktowane są oczywiście jako część konwencjonalnej, a nie nuklearnej siły wojskowej. Z informacji dostępnych w domenie publicznej wynika, że żadna z nich nie jest ponoć do dziś dnia uzbrojona w głowicę atomową, gdyż te, choć Putin zrobił spektakl ze „stanem gotowości” sił jądrowych, nadal spokojnie spoczywają zamknięte w silosach. Podobno wywiad amerykański ma pełną zdolność monitorowania wszystkiego, co się dzieje wokół tych silosów. Na razie tylko telewizja Rossija 1 domaga się ich natychmiastowego otwarcia i zapewne nie czyni tego wyłącznie na własną rękę
– podsumowuje Rokita.
Więcej w nowym numerze tygodnika „Sieci”. Artykuły z bieżącego wydania dostępne są online w ramach subskrypcji Sieci Przyjaciół: https://wpolityce.pl/tygodniksieci/wydanie-biezace.
Zapraszamy też do oglądania audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/597785-rokita-w-sieci-kontrolowana-atomowa-eskalacja