Po 74 dniach wojny na Ukrainie gołym okiem widać, że konflikt nie zakończy się szybko. Rokowania zamarły, a dodatkowo mamy do czynienia z redefinicją celów wojennych po obu stronach, które ulegają zaostrzeniu, co dodatkowo utrudnia znalezienie jakichkolwiek punktów wspólnych. Co gorsze, zarówno Ukraina, Zachód, jak i Rosja myślą, że wojnę wygrywają, szala zwycięstwa przesunie się na ich stronę, co raczej nie skłania do refleksji na temat ustępstw, a te są niezbędne, aby myśleć o osiągnięciu jakiegokolwiek kompromisu.
Zatem wojna będzie trwała. Rosjanie zdobywają teren w Donbasie, ale bardzo wolno. Jak napisał prof. Phillips P. O’Brien siła ich uderzenia w ostatnich dniach znacząco osłabła, co ma związek ze znacznymi stratami, a na dodatek strona ukraińska wzmocniona dostawami sprzętu z Zachodu zaczęła metodycznie niszczyć rosyjskie stanowiska artyleryjskie, co zdaniem brytyjskiego eksperta może być wstępem do kontrofensywy ukraińskiej, która, choć na niewielką skalę już rozpoczęła się w okolicach Charkowa. Obie walczące strony przygotowują na 9 maja niespodzianki. Nie wiadomo jakie, ale intensywne bombardowania, zarówno przy użyciu dronów jak i lotnictwa ukraińskiego Wyspy Węży (Żmijnyj Ostrow), a także uderzenia rakietowe Rosjan na Odessę, i zaostrzająca się sytuacja w Naddniestrzu mogą sugerować, że Kijów zaczyna myśleć o kwestii odblokowania portu w Odessie, a Rosjanie o czymś zupełnie odmiennym.
Przedłużająca się wojna, bo dziś nawet optymiści w tej kwestii mówią o jej zakończeniu w perspektywie tegorocznej jesieni, nakazuje nam postawienie pytań o sytuacje ekonomiczną Ukrainy. Nie tylko dlatego, że jak głosi amerykańskie powiedzenie, w realiach wojny na wyniszczenie „gruby schudnie a chudy zdechnie”, ale również z tego względu, że działania należy zacząć planować już teraz, po to, aby ich skutki odczuć za kilka miesięcy.
Premier Ukrainy Denis Szmychal w artykule opublikowanym na łamach brytyjskiego tygodnika The Economist napisał, iż według rządowych szacunków PKB Ukrainy w tym roku skurczy się od 30 do 50 proc., co oznacza, że z 200 mld dolarów, bo tyle wyniósł on w 2021 roku, zostanie 100 – 140 mld. Jeśli wojna przeciągnie się na przyszły rok, to zarówno ze względu na emigrację kilku milionów obywateli, blokadę handlu zagranicznego, zniszczenia przemysłu te perspektywy jeszcze się pogorszą. Ale to oczywiście nie koniec opisu sytuacji. W ciągu 6 tygodni wojny straty Ukrainy z powodu zniszczeń infrastruktury, przedsiębiorstw, domów (do tej pory zniszczono 7 tys. budynków) etc. według szacunków z grubsza zamknęły się kwotą 500 mld dolarów, a w opinii Szmychala do końca roku może to być nawet 1 bln dolarów. Igor Burakowski, ukraiński ekonomista kierujący think tankiem Instytut Badań Ekonomicznych i Konsultacji Politycznych szacuje, że aby „odrobić” dotychczasowe straty, jakie poniosła w czasie wojny ukraińska gospodarka, gdyby konflikt zakończył się jutro, musiałaby rosnąć przez najbliższe 5 lat w tempie 15 proc. rocznie lub przez 10 lat co najmniej 7 proc. W Europie nie jest to łatwe, nawet jeśli wziąć pod uwagę, że obiektywnie na korzyść Ukrainy będzie działał niski punkt startu.
Ale to nie koniec historii. W niewiele lepszym stanie są, z oczywistych powodów, ukraińskie finanse publiczne. W marcu, według oficjalnych danych, deficyt budżetowy Ukrainy wzrósł z 2,7 mld dolarów do 5 mld. A trzeba pamiętać, że mowa jest o deficycie miesięcznym. To dlatego niewiele później prezydent Zełenski powiedział, że Ukraina potrzebuje 5 mld dolarów każdego miesiąca aby przetrwać czas wojenny. Ale ten rachunek może okazać się nadmiernie optymistyczny. Jak argumentuje w Dzerkale Tyżnia Julia Samajewa deficyt ukraińskiego budżetu w marcu wyniósł 5 mld dolarów, bo trafiły doń dochody podatkowe za okres jeszcze przedwojenny. W kolejnych miesiącach strumienie podatkowe, z oczywistych powodów, będą się kurczyły, co oznacza, że sytuacja. wraz z przeciąganiem się wojny, ulegała będzie pogorszeniu. I tak o ile w kwietniu 2021 roku z tytułu podatku VAT od towarów importowanych ukraiński budżet otrzymał 28 mld hrywien, to w kwietniu 2022 było to 7,9 mld. Przychody z „wewnętrznego” podatku VAT spadły z 24,7 mld hrywien w kwietniu 2021 roku do 15,6 mld w tym roku. Pozostałe dochody, w tym podatki od osób prawnych, zarówno prywatnych jak i publicznych również szybko spadają. W efekcie, o ile po pierwszych czterech miesiącach 2021 roku deficyt budżetu Ukrainy wyniósł 27,2 mld hrywien, to w tym roku, również po czterech miesiącach było to 146,6 mld. Ukraina potrzebuje więcej pieniędzy, aby funkcjonować normalnie jako państwo, a ma ich coraz mniej. Rząd, jak argumentuje Samajewa, oczekuje od Banku Centralnego druku pieniędzy, ale to może oznaczać skokowy wzrost inflacji i wśród ekonomistów wzbudza oczywisty sprzeciw. Na dodatek pogarszają się perspektywy Ukrainy na pożyczenie potrzebnych jej pieniędzy na rynkach zagranicznych. Nie tylko dlatego, że dziś ukraińskimi obligacjami rządowymi handluje się na światowych rynkach na poziomie 30 proc. ich nominalnej wartości, ale również z tego względu, że w ekspresowym tempie pogarszają się wszystkie fundamentalne wskaźniki ukraińskich finansów publicznych. Zadłużenie wzrosło tylko w kwietniu o 4 proc., a na koniec roku relacja długu do PKB, która przed wojną była na akceptowalnym przez rynki poziomie 50 proc. przekroczy 100 proc. PKB.
Na to nakłada się trudna sytuacja ukraińskiego sektora rolniczo – przetwórczego, najsilniejszej gałęzi eksportowej kraju. Świat z przerażaniem patrzy na blokadę ukraińskich portów, bo to oznacza głód o skali, która nie wydarzyła się od czasów II wojny światowej. Tym bardziej, że wydajność w światowym rolnictwie spadnie z powodu braku nawozów (skokowy wzrost ich cen) i suszy w wielu krajach będących ważnymi producentami (np. Indie), ale jak to wygląda z perspektywy ukraińskiej gospodarki? Ocenia się, że w tym roku Ukraina wyprodukuje 18,2 mln ton pszenicy, podczas gdy w roku ubiegłym było to 32 mln. Powierzchnia zasiewów jarych, a to przede wszystkim kukurydza i słonecznik (również soja) zmniejszy się, ze względu na działania wojenne o 30 proc. W tym roku Ukraina może zebrać tyle, aby być w stanie wyeksportować ok. 35 mln ton zboża, nasion roślin oleistych, kukurydzy, soi. Tylko, że trzeba to wywieźć. Obecnie w ukraińskich portach zablokowane jest, jak oświadczył premier Szmychal (90 mln ton zboża) (https://zn.ua/ECONOMICS/rossija-zablokirovala-v-portakh-ukrainy-milliony-tonn-zerna-shmihal.html) Ta wielkość wydaje się przesadzona, ale problem istnieje realnie, bo wszystkie drożne alternatywne kanały eksportu ukraińskiej produkcji rolnej (przez Polskę, przez rumuńską Konstancę czy przez bułgarską Warnę) umożliwiają obecnie miesięczny eksport na poziomie 600 tys. ton. Wielkość ta, jeśli oczywiście „zagrają” negocjowane właśnie kontrakty może wzrosnąć do 2 mln ton miesięcznie. Ale Rosjanie już zbombardowali most nad limanem Dniestru łączący Odessę z portami czarnomorskimi Rumunii i Bułgarii.
Ewentualne zaostrzenie sytuacji w Naddniestrzu może oznaczać, że ta droga transportu ukraińskiego zboża będzie niedrożna, a to równa się postawieniu na porządku dnia kwestii odblokowania Odessy, co może oznaczać rozszerzenie wojny, albo pogodzenie się sytuacją, tak jak ona wygląda obecnie. W efekcie tego drugiego scenariusza ukraińskie magazyny, zapełnione rekordowymi zeszłorocznymi zbiorami będą się opróżniać bardzo powoli, co wpłynie na decyzje tamtejszych farmerów planujących jesienne zasiewy. Niewykluczone, że część tegorocznych zbiorów może się wręcz zmarnować. Zwróćmy uwagę na dodatkowe czynniki pogarszające sytuację. Po pierwsze im bardziej na południe tym żniwa, a co za tym idzie siew ozimin mają miejsce wcześniej. Nie tak jak w Polsce, gdzie zaczyna się siewy pszenicy, w zależności od regionu, od trzeciej dekady sierpnia, tylko już w lipcu rolnicy są po żniwach i pracują na rzecz plonów kolejnego roku. W realiach wojennych, gdzie część najbardziej urodzajnych terenów rolniczych na Ukrainie wręcz objęta jest walkami, ani tegoroczne żniwa ani tym bardziej siew nie będzie to „bułka z masłem”. Tym bardziej, że już w całym kraju odczuwa się brak rąk do pracy i przede wszystkim brak paliwa. Kolejnym niekorzystnym czynnikiem jest to, że ukraińskie rolnictwo jest zdominowane przez wielkie holdingi, które operują na wielkich areałach (70 największych firm kontroluje przeszło 6 mln ha ziemi), a te stają się celem rosyjskich ataków i celowej grabieży. To co w czasach pokoju było atutem, bo skoncentrowanie produkcji rolnej w wielkich holdingach umożliwiało szybką modernizację i wzrost produkcji, w realiach wojny jest obciążeniem. Mały farmer szybciej się adaptuje, operuje na małych areałach, nawet jeśli straci swe maszyny to w skali kraju nie ma to większego znaczenia. Rosjanie celowo niszczą duże ukraińskie firmy, w tym również rolnicze, grabiąc sprzęt, zapasy i bombardując ich bazy. To też negatywnie wpłynie na zdolności produkcyjne ukraińskiego rolnictwa. Nawet jeśli ten rok oznacza w skali świata drożyznę a z perspektywy Ukrainy znaczący spadek dochodów z eksportu produkcji rolnej, to jeśli wojna się przedłuży, przyszły rok może być jeszcze trudniejszy. Choćby z tego względu, że przyszłoroczne oziminy będą siane już za 3 miesiące.
Wszystko to razem wzięte oznacza, że mamy do czynienia z gospodarczą, infrastrukturalną, wręcz cywilizacyjną degradacją Ukrainy. Już obecnie trzeba myśleć nad planem odbudowy, który w realiach ukraińskich należałoby połączyć z deoligarchizacją, co nie jest zadaniem łatwym, tym bardziej, że pierwsze przymiarki władz w Kijowie do odbudowy zniszczonych miast wskazują raczej na rozluźnienie a nie zaostrzenie procedur antykorupcyjnych i przejrzystości w zakresie zamówień publicznych. Obawy związane z procesem odbudowy czują zresztą sami obywatele Ukrainy, którzy w świetle ostatnich badań opinii publicznej opowiadają się za tym, aby międzynarodowe fundusze przeznaczane na ten cel były kontrolowane nie przez Kijów, a przez tych którzy są donatorami. To są realne problemy, bo warto pamiętać co stało się z międzynarodową pomocą przeznaczaną na odbudowę Iraku. Ale jeśli to kolektywny Zachód będzie kontrolował skalę pomocy i sposób jej wykorzystanie, to trzeba nie tylko przygotowywać się do tego już obecnie, ale asekurować na najpoważniejsze, z punktu widzenia polskich interesów, zagrożenia. Jeśli o rozdysponowaniu kontraktów mają decydować państwa darczyńcy, to kontrakty na odbudowę raczej otrzymają koncerny z Niemiec, nawet jeśli kontrolowane są kapitałowo przez rosyjskich oligarchów, a nie firmy z Polski. A zatem skala problemów, rysujące się wyzwania i zagrożenia nakazują równoległe koncentrowanie naszych wysiłków na co najmniej trzech obszarach – jak wygrać wojnę z Rosją, jak nie dopuścić aby sąsiadująca z nami Ukraina stała się państwem cywilizacyjnie i gospodarczo zdegradowanym i wreszcie co zrobić aby program odbudowy był zarówno adekwatny do potrzeb jak i umacniał więzi między Warszawą a Kijowem. Jeśli zatem mówimy, że obecnie zachodzą zmiany o charakterze historycznym i potrzebna jest koncentracja wysiłku narodowego na celach fundamentalnych dla naszej przyszłości, to kwestie związane z przyszłością ukraińskiej gospodarki i jej odbudowa, do takich właśnie należą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/597616-wojna-i-pokoj-na-ukrainie-przez-pryzmat-gospodarki