Artem Sulianow, rosyjski wicepremier i minister finansów, przedstawił pod koniec kwietnia najnowszą prognozę, w świetle której Rosja może w tym roku zmniejszyć, w efekcie sankcji i ograniczeń, swą produkcję ropy naftowej o 17 proc.
Niewykluczone, że rosyjski polityk po prostu przytoczył szacunki Reutersa, który kilka dni wcześniej sformułował podobne oceny argumentując, że łączne wydobycie spadnie w tym roku w Rosji do poziomu 433 mln ton, czyli z grubsza rzecz biorąc osiągnie wielkość z roku 2003. Jeśli zaś chodzi o prognozy dla rosyjskiej gospodarki, to jak szacował na niedawnym posiedzeniu Rady Ustawodawczej, które odbyło się w Petersburgu, Aleksiej Kudrin, niegdyś minister finansów a obecnie szef rosyjskiego odpowiednika NIK, to w tym roku PKB skurczy się od 8,8 do 12,4 proc., a zjawiska kryzysowe potrwają półtora – dwa lata. Inflacja ma mieć w tym roku ponad 20 proc., a interwencje z budżetu, po to aby stabilizować rosyjską gospodarkę, ma wynieść co najmniej 4 bln rubli, a wszystkie planowane tegoroczne dochody budżetowe z eksportu węglowodorów, które mają osiągnąć poziom 6,3 bln rubli, mają zostać przeznaczone na bieżące potrzeby. Z tego właśnie zapewne powodu rosyjskie Ministerstwo Finansów już poinformowało, że w tym roku odejdzie od prawidła budżetowego, w świetle którego dodatkowe dochody, jeśli cena baryłki ropy przekroczy założony pułap (w tym roku jest to 44,2 dolara), przekierowywane były na uzupełnienie rezerw. Teraz mają być one konsumowane na bieżąco przez rosyjski budżet, który i tak zamknie się w tym roku „na zero”, co jest istotną zmianą, bo pierwotnie założono jego nadwyżkę na poziomie 1,3 bln rubli. Działania te oznaczają wpompowanie w rosyjska gospodarkę tylko w tym roku od 5,3 do 6 bln rubli, co mam zmniejszać recesję. Generalnie jednak Moskwa może mówić, że póki co udało jej się przetrwać „sankcyjne tsunami”, rubel jest dziś mocniejszy (choć nie jest już walutą w pełni wymienialną) niźli przed wojną, a ostatnia decyzja o obniżeniu do 14 proc. podstawowej stopy kredytowej Banku Rosji, którą podniesiono po wybuchu wojny, jest symbolicznym sygnałem, iż Moskwa uważa się za zwycięzcę w pierwszym starciu z Zachodem. Oczywiście ocena sytuacji zależy od perspektywy z jakiej się spogląda. Władzom Rosji udało się uchronić gospodarkę przed załamaniem, co nie oznacza, że średnio i długoterminowe perspektywy są pozytywne czy optymistyczne.
Przyszłość rosyjskiego sektora węglowodorów stoi pod znakiem zapytania
Wydaje się, że tak być nie musi, bowiem przyszłość rosyjskiego sektora wydobycia węglowodorów stoi pod znakiem zapytania. I tak, już wprowadzone sankcje a także wycofanie się wielu światowych koncernów z udziału w rosyjskich projektach w praktyce oznacza zablokowanie dostępu do nowoczesnych technologii niezbędnych, aby eksploatować pokłady zlokalizowane w trudno dostępnych miejscach na Dalekiej Północy, ponadto znacznie spowalnia budowę rosyjskich instalacji do produkcji gazu skroplonego LNG. Wycofanie się z rosyjskiego rynku firm w rodzaju Schlumberger czy Halliburton, będzie oznaczało, wyłącznie w wyniku zablokowania dostępu dla rosyjskich firm zaawansowanych technologii wydobywczych, spadek od 4 do 7 proc. ich dotychczasowego wydobycia. Ograniczenia rynkowe i sankcje, np. mające zostać wprowadzone w Unii Europejskiej embargo na rosyjską ropę, jeszcze pogłębią te spadki. Znacznie bardziej dolegliwe niźli sankcje mogą być już rysujące się trendy rynkowe. Elisabeth Brew z America Enterprice Institute zwróciła na łamach The Wall Street Journal uwagę na zjawisko, które jej zdaniem może mieć znacznie poważniejszy wpływ na sytuację gospodarczą Rosji niż można przypuszczać. Chodzi o wycofywanie się światowych firm ubezpieczeniowych z asekurowania ryzyka związanego z inwestycjami czy wręcz wymianą handlową z rosyjskimi firmami. Jak argumentuje, niedostępność niektórych obowiązkowych dla zachodnich firm form ubezpieczenia, jak asekuracja ładunków czy należności, powoduje, że zawarcie jakiegokolwiek kontraktu staje się problematyczne. Oczywiście, jak zauważa Brew, istnieją rosyjskie firmy oferujące tego rodzaju ubezpieczenia, ale są one praktycznie nieznane na Zachodzie i już sam fakt współpracy z nimi może być oceniany jako ryzykowny. Jeśli zatem rośnie ryzyko, to nie tylko zmniejsza się liczba podmiotów chcących je podjąć, choć takie z pewnością się znajdą, ale również wzrosnąć musi marża będąca nagrodą za większą skłonność do ryzyka. W przypadku handlu rosyjskimi węglowodorami istotne znaczenie mieć będzie też wycofanie się z rosyjskiego rynku znaczących traderów, firm w rodzaju Trafigury, Vitol czy Glencore, które przez lata handlowały rosyjską ropą naftową. Budowa nowych więzi handlowych z krajami azjatyckimi, przede wszystkim Chinami czy Indiami jest możliwa, ale zajmuje to sporo czasu, a kupujący wiedząc w jakiej sytuacji znajduje się Rosja oczekują znacznych rabatów. Indie, które zwiększyły swe zakupy rosyjskich węglowodorów, choć jak argumentują tamtejsi eksperci nie pokrywają z tego kierunku więcej niż 2 proc. swego zapotrzebowania, pozyskiwały rosyjską ropę z rabatem wynoszącym 35 dolarów na baryłce. Jeśli zaś chodzi o perspektywy eksportu rosyjskiego gazu to Rosja, która inwestowała w transport tego surowca za pośrednictwem gazociągów, również w średniookresowej perspektywie może mieć problemy. Nie posiada wystarczającej liczby statków zdolnych do transportu gazu skroplonego, te, które budowane są w rosyjskich stoczniach (Zvezda) wykorzystują francuską i objętą sankcjami technologię skraplania, a w innych przypadkach, np. jeśli chodzi o gazowce zamówione w Korei Płd. problemem może być zapłata, w związku z sankcjami, za te jednostki. Wszystko to razem wzięte oznacza, że Rosja, która nieźle radzi sobie obecnie, wykorzystując cenową koniunkturę na rynku węglowodorów, znajdzie się niedługo w sytuacji przebywającego w zanurzeniu nurka, któremu zaczyna kończyć się tlen. Tym bardziej, że światowe ceny mogą zacząć spadać.
Niemożność importu niezbędnych komponentów i półproduktów
Władysław Inoziemcow, znany rosyjski ekonomista, mówi w wywiadzie dla Moskiewskiego Komsomolca, że nie zachodnie sankcje, nie problemy na rynku walutowym czy zablokowanie rosyjskich rezerw stanowi potencjalnie największe wyzwanie dla gospodarki. Jest nim już obecnie i będzie w przyszłości niemożność importu większości niezbędnych komponentów i półproduktów. Nawet w segmentach, takich jak choćby produkcja cukru, w których Rosja w świetle oficjalnych, pokrzepiających informacji jest samowystarczalna, sytuacja nie wygląda perspektywicznie różowo. Co prawda 99 proc. konsumowanego cukru produkowane jest w Rosji, ale niemal 100 proc. nasion buraków cukrowych pochodzi z importu, podobnie jak 99 proc. chmielu czy niemal 100 proc. kontenerów, których się w Rosji nie produkuje, a jedynie leasinguje importowane. Rosja nie produkuje też gwoździ, nie mówiąc już o częściach zamiennych do samochodów czy samolotów. Patriotyczne wzmożenie, któremu poddaje się rosyjska elita polityczna powoduje, iż lansowane są hasła substytucji importu, wytwarzania wszystkiego w Rosji a nie sprowadzania z zagranicy. Jednak nie jest to możliwe, bo wymaga dostępu do kapitału i technologii, a często przybiera karykaturalna formę, jak propozycja ministra transportu Witalija Sawieliewa, aby wrócić do wykorzystywania w wewnątrzrosyjskich przewozach cargo samolotów Ił-86, konstrukcji z 1986 roku, albo ciężarówek Kamaz, które dobrze sprawdziły się ponoć na „wielkich budowach socjalizmu” za czasów Breżniewa. Rosyjscy eksperci są delikatnie sprawę ujmując sceptyczni co do skuteczności ogłoszonej przez władze polityki substytucji importu, zdania się na produkcję wszystkiego w Rosji, pod patriotycznymi hasłami „my też potrafimy”. Poprzednia fala tego rodzaju projektów, która rozpoczęła się w 2014 roku i była nagłaśniana w mediach nie dała w efekcie zmniejszenia uzależnienia rosyjskiej gospodarki od importu. Wręcz przeciwnie, jak obliczyli specjaliści z moskiewskiej Wyższej Szkoły Gospodarki import w 2021 roku był wyższy niż w 2013. Między rokiem 2015 a 2021 rosyjski ekspert wzrósł o 43 proc. a import o 62 proc. O ile na początku realizowania przez Moskwę polityki zastąpienia importu własną produkcją jego wielkość w relacji do rosyjskiego eksportu wynosiła 53 proc. to po siedmiu latach wspierania rodzimej produkcji i odgradzania się od zachodnich dostawców było to już 60 proc.
Rosyjski przemysł w zapaści
Przedsiębiorcy, również związani z władzą, w rodzaju Anastazji Tatułowej, rosyjskiego „ombudsmana” dla małych i średnich firm, są sceptyczni co do perspektyw i możliwości zrezygnowania przez Rosję z importu. Przede wszystkim dlatego, że rosyjski sektor produkcyjny, przemysł, w tym najszybciej adaptujący się do nowych realiów, prywatny jest w zapaści. Napisała ona, że po 2017 roku w Rosji zmniejsza się liczba firm produkcyjnych, nie związanych z wydobyciem surowców. Są w Rosji regiony, gdzie nie ma już ani jednego przedsiębiorstwa produkującego cokolwiek na rynek. Co więcej 10 do 15 proc. istniejących to jej zdaniem „firmy zombie”, nieefektywne przedsiębiorstwa na krawędzi upadłości. W 2020 roku deficytowymi było 25 proc. rosyjskich firm produkcyjnych, a z 6 mln firm małych i średnich działających w Rosji tylko 300 tys. (5 proc.) to takie, które można zaliczyć do sektora produkcyjnego, pozostałe działają w usługach. W jej opinii nawet jeśliby rząd Miszustina konsekwentnie realizował politykę substytucji importu, to i tak nie ma komu produkować wystarczającej ilości, nie mówiąc już o asortymencie, potrzebnych w Rosji produktów.
Wszystko to razem wzięte oznacza, że średniookresowe perspektywy rosyjskiej gospodarki są znacznie gorsze niźli obecnie to wygląda. Mówi się już o rychłym wprowadzeniu czterodniowego tygodnia pracy, co ma rozładować problem wzrostu bezrobocia, a najbliższe 3 lata to ma być trudny czas związany z koniecznością dostosowania się rosyjskiej gospodarki do nowych realiów.
Problemy zaczną się nawarstwiać
Gdyby patrzeć na politykę Rosji przez pryzmat jej obecnej sytuacji gospodarczej i perspektyw w średnim okresie, to wnioski są dość oczywiste. Sankcje nie zdestabilizowały rosyjskiego systemu finansowego ani nie spowodowały wybuchu paniki rynkowej. Jednak problemy zaczną się nawarstwiać już w trzecim kwartale tego roku i mogą być coraz większe. Z tego punktu widzenia do września Putin musi albo złamać opór Ukrainy albo rozbić jedność Zachodu, najlepiej jedno i drugie. Jeśli się nie uda, to na Kremlu będą musieli zacząć myśleć jak wyjść z konfliktu, który Rosję kosztuje coraz więcej, zarówno politycznie jak i ekonomicznie. Jeśliby ta perspektywa okazała się słuszną, to w najbliższym czasie możemy mieć do czynienia raczej z eskalacją rosyjskich ataków na Ukrainie niż z ich słabnięciem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/597043-kontynuowanie-wojny-przez-rosje-perspektywa-ekonomiczna