„Myślę, że jak opadnie kampanijny kurz i do francuskiej opinii publicznej jeszcze szerzej popłyną informacje i zdjęcia tych bestialstw, których dopuszcza się putinowska Rosja na Ukrainie, o tyle myślę ten realizm zostanie jeszcze bardziej wzmocniony, zarówno w oczach pana prezydenta Macrona, jak i innych polityków, nie tylko francuskich, ale przede wszystkim niemieckich” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl eurodeputowany Joachim Brudziński (PiS).
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
wPolityce.pl: Wybory we Francji wygrał Emmanuel Macron. Czego należy się spodziewać po kolejnej kadencji jego prezydentury, szczególnie w kontekście trwającej wojny na Ukrainie?
Joachim Brudziński: Francuzi zdecydowali. To była decyzja samych Francuzów. Wygrał prezydent Macron. W normalnym, cywilizowanym, kulturalnym świecie należy po prostu pogratulować i odnieść się z szacunkiem do wyniku prezydenta Macrona, który uzyskał wskutek było nie było poparcia zdecydowanej większości Francuzów. Słowa uznania należą się również kontrkandydatce prezydenta Macrona, która uzyskała ponad 40 proc. poparcia społeczeństwa francuskiego. To jest też bardzo imponujący wynik. I możemy tylko wyciągnąć wnioski na przyszłość, a mianowicie, że o ile wygrywa jakikolwiek reprezentant jakiejkolwiek partii politycznej w takich krajach jak Niemcy, Francja, Belgia czy Holandia, to wszyscy w całej Europie podchodzą do tego wyniku z szacunkiem, natomiast jeżeli wygrywa ktoś w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, reprezentujący partie, które nie są z głównego nurtu dzisiaj dominującego w Unii Europejskiej, to wtedy czy to z takich państw właśnie jak wymieniona Francja, Niemcy, czy Holandia płyną głosy sceptycyzmu czy oburzenia. Nie ma państw równych i równiejszych. Demokracja ma taką samą wartość we Francji, jak i w Polsce i o ile podchodzimy z szacunkiem do wyniku prezydenta Macrona we Francji, to taki sam szacunek należy się w tych wszystkich państwach, w których wygrywają partie, czy politycy z przeciwległego końca sceny partyjnej. Czymś absolutnie niedopuszczalnym, czymś absolutnie oburzającym, dyskryminującym jest, kiedy podważa się wynik wyborów czy to w Polsce, czy na Węgrzech, czy w jakimkolwiek innym państwie.
Tak jak powiedziałem: panu prezydentowi Macronowi należą się słowa gratulacji, bo wygrał te wybory, ale oczekujemy takiego samego poszanowania wyników wyborów w innych państwach Unii Europejskiej. A tym wszystkim, którzy wpadają tutaj w Polsce - zarówno politykom, jak i dziennikarzom - w jakieś niezdrowe pobudzenie, chciałoby się powiedzieć wręcz kabaretowe poruszenie i wróżą tak jak Tusk, że jeszcze będziemy mieli w Polsce Paryż, chciałbym powiedzieć, że to Polacy decydują o tym, kto w Polsce będzie rządził, a nie redaktor Lis, redaktor Wielowieyska, czy Donald Tusk, czy jakikolwiek inny polityk. O ile w Polsce dwukrotnie wygrało Prawo i Sprawiedliwość, tylekroć w Paryżu, w Berlinie czy w innych stolicach, wśród tego lewicowego establishmentu, czy przede wszystkim w Brukseli - obserwuję to na co dzień w Parlamencie Europejskim - rozlegał się wręcz jazgot oburzenia: „Jak to możliwe, że Polacy wybrali kogoś, kto nie jest z ich politycznej bajki i nie chce się trzymać żakietu kanclerz Angeli Merkel, jak czynił to chociażby Tusk przez ostatnie lata?”.
A wracając do Macrona, jestem spokojny o nasze wzajemne relacje - jest to we wspólnym interesie zarówno Francji jak i Polski, żeby niezależnie od tego, kto jest u władzy, nasze państwa współpracowały, bo współpraca Polski i Francji jest wielowiekowa. Zażyłość i kulturowa i polityczna, a przede wszystkim gospodarcza jest na tyle silna, że nie ma większego znaczenia, czy prezydentem jest ktoś z prawej czy lewej strony francuskiej sceny politycznej. Tak samo, jak nie powinno dla Francuzów czy samego prezydenta Macrona mieć najmniejszego znaczenia, kto jest premierem czy prezydentem Polski, bo to autonomiczna decyzja Polaków, a nie lewicowego establishmentu takiego czy innego państwa, czy takiej czy innej redakcji.
Tak, tylko że za poprzedniej kadencji pana prezydenta Macrona te stosunki z Polską - nie oszukujmy się - nie należały do najlepszych. Pytanie, na ile sytuację zmieni trwająca na Ukrainie inwazja rosyjska? Na ile ona będzie stanowiła impuls do pewnego przewartościowania francuskiej polityki zagranicznej?
Bardzo szybki kurs politycznego realizmu zaserwował Putin swoim do niedawna wielbicielom czy partnerom biznesowym. Bardzo szybko ten realizm polityczny został przywrócony przez takie zbrodnie, jak ta w Buczy. I chociaż panu prezydentowi Macronowi w trakcie kampanii wyborczej nie przechodziło przez usta określenie „ludobójstwo” względem tego, czego dopuszczają się putinowscy siepacze na Ukrainie, to myślę, że jak opadnie kampanijny kurz i do francuskiej opinii publicznej jeszcze szerzej popłyną informacje i zdjęcia tych bestialstw, których dopuszcza się putinowska Rosja na Ukrainie, o tyle myślę ten realizm zostanie jeszcze bardziej wzmocniony, zarówno w oczach pana prezydenta Macrona, jak i innych polityków, nie tylko francuskich, ale przede wszystkim niemieckich.
Natomiast co do naszych wzajemnych relacji, to trzeba też patrzeć na to realistycznie, bo nasze relacje były napięte w momencie kiedy okazało się, że nie będziemy przepłacać za francuskie Caracale. Natomiast kiedy współpraca gospodarcza między Polską a Francją została zacieśniona we wspólnym, obopólnym interesie - bo to nie może być tak, że w relacjach gospodarczych tylko jedna strona będzie korzystała, czy będzie dominująca - to wtedy i te stosunki między Paryżem, prezydentem Macronem a premierem Morawieckim, czy polskim rządem, czy prezydentem Andrzejem Dudą były cieplejsze. Na tym polega polityka. Na tym polega realizm.
Tak jak ja nie wpadam w żadne „dygotki” z tego powodu, że wygrał prezydent Macron, „dygotki” ani tak jak już powiedziałem w wypadku polityków czy to Platformy Obywatelskiej, czy niektórych redakcji, czy redaktorów wręcz niezdrowego pobudzenia, czy niezdrowej ekscytacji, tak samo nie jestem tutaj jakimś czarnowidzem. Jestem spokojny. Jeżeli prezydent Macron będzie w stanie szanować fakt, że polscy politycy kierują się interesem Polski, bo „jestem Polakiem i mam obowiązki polskie”, jak mówił Roman Dmowski, tak samo jak Francuzi dbają o swoje interesy, to jestem spokojny o nasze wzajemne relacje. I tak jak już pani redaktor sama zauważyła, ten realizm w wyniku tej agresji Rosji na Ukrainę co poniektórym politykom w Europie Zachodniej, takim jak właśnie pan prezydent Macron czy politycy niemieccy, holenderscy, belgijscy szybko po pierwsze został przywrócony i mam nadzieję, że zostanie jeszcze wzmocniony.
Czy to oznacza, że należy się spodziewać, że pan prezydent Emmanuel Macron po wyborach rzeczywiście podejmie dalsze działania w kwestii nałożenia sankcji na Rosję?
Tutaj nie byłbym aż tak nadmiernie optymistyczny, dlatego że ten moment, kiedy te sankcje powinny zostać natychmiast nałożone, został że tak powiem już przekroczony i być może nie byłoby zbrodni w Buczy, w Irpieniu czy w innych miastach Ukrainy, gdyby ta reakcja Europy była od samego początku bardziej stanowcza. Ale i tak należy to zauważyć - z gorzką satysfakcją, ale jednak z satysfakcją - że to, czego nie uczyniono w 2014 roku po agresji i aneksji Krymu, jednak po zaatakowaniu przez Putina Ukrainy zostało wdrożone - w sposób dalece niewystarczający, ale jednak odczuwalny i dotkliwy dla putinowskiej Rosji. Czy te sankcje będą kontynuowane? Mam nadzieję, że tak. Czy będą ostrzejsze? Mam nadzieję, że tak. Czy będą tak stanowcze, jak postuluje to chociażby strona polska, jak postuluje to premier Mateusz Morawiecki? Tego dzisiaj nie wiem, ale wiem, że historia przyznała rację Jarosławowi Kaczyńskiemu, a nie kanclerz Angeli Merkel, czy prezydentowi Macronowi w realistycznej przede wszystkim ocenie celów Putina i putinowskiej Rosji. Jestem przekonany, że również w kolejnych tygodniach, miesiącach mam nadzieję - a nawet jestem pewien - ta racja będzie przyznana premierowi Mateuszowi Morawieckiemu w ocenie Putina, a nie prezydentowi Macronowi. Ale tak jak powiedziałem, dzisiaj naszym wrogiem jest Putin, a Francja, niezależnie od tego, czy prezydentem jest Emmanuel Macron, czy byłby nim ktokolwiek inny, jest naszym sojusznikiem. Tak samo, jak naszym sojusznikiem, pomimo różnic zdań i różnych napięć są Niemcy, jest Belgia, jest Holandia, jest Hiszpania, bo tworzymy wspólnie zjednoczoną Europę. Naszym wrogiem jest dzisiaj putinowska Rosja i powinniśmy uczynić wszystko, żeby wspierać Ukrainę. Mam nadzieję, że nowemu-staremu prezydentowi będzie bliżej do prezydenta Zełenskiego niż do prezydenta Putina.
Ten obraz, który Pan przed chwilą nakreślił jest bardzo zero-jedynkowy i bardzo czarno-biały, a przecież są też odcienie szarości w postaci francuskich interesów, co do których rodzi się pytanie, czy zostaną złożone na ołtarzu solidarności w walce z reżimem Putina?
Proszę pani, jeżeli nie zostaną złożone, to będzie to skutkowało tym, że - nie daj Panie Boże - w tym najczarniejszym scenariuszu po raz kolejny Francuzi mogą usłyszeć w Paryżu: „Bystro, bystro”, ale nie będzie to bistro, do którego chodzą na kawę czy croissanta, tylko będzie to powtórka z czasów, kiedy to słowo po raz pierwszy na ulicach Paryża padało z ust carskich Kozaków.
Czy kanclerz Angela Merkel, czy kanclerz Schroeder, dzisiaj tak bardzo krytycznie oceniani przez opinię publiczną w Niemczech - nie w Warszawie, ale w Berlinie czy przez prasę berlińską - mieli rację, kiedy robili interesy i deale z Gazpromem i z Putinem? Czy rację miał śp. Lech Kaczyński czy Jarosław Kaczyński? Rację miał śp. Lech Kaczyński, ale niestety oznacza to, że dzisiaj giną ludzie na Ukrainie. Jeżeli się nie zatrzyma Putina, jeżeli nie będzie stanowczej reakcji cywilizowanego świata, jeżeli interesy poszczególnych państw nie będą podporządkowane celowi najważniejszemu, jakim jest bezpieczeństwo, jakim jest ochrona cywilizacji europejskiej, europejskich wartości - tych prawdziwych, nie tych, o których bredzą lewicowi politycy w PE w Brukseli, ale tych wartości, które legły u podstaw tej wspólnoty, jaką jest wspólnota europejska, czyli wartości, o których mówił Adenauer, Schuman, de Gaspari, to będziemy mieli wartości Iwana Groźnego, Piotra Wielkiego, carycy Katarzyny, a tak naprawdę ich jednego wielkiego poprzednika czyli Czyngis-chana. Bo to, co dzisiaj robią rosyjscy żołnierze - i to nie tylko ci z Buriacji, Kałmucji czy Jakucji - te bestialstwa, te gwałty na dzieciach, staruszkach, te morderstwa kobiet, niewinnych cywilów, to jest nic innego, jak sięganie do spuścizny tej azjatyckiej dziczy, która przed wiekami uformowała - wszystko na to wskazuje - dzisiejsze sumienia i wrażliwość tych, którzy na Kremlu podejmują decyzje. Putin w sensie cywilizacyjnym jest nieodrodnym prawnukiem mongolskich hord, które wcześniej przez wieki kształtowały duchowość współczesnej Rosji.
Dziękuję za rozmowę.
Rozmawiała Anna Wiejak
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/595822-brudzinski-realizm-macrona-wzmocnia-zdjecia-z-ukrainy