Jack Watling i Nick Reynolds eksperci brytyjskiego think tanku strategicznego RUSI napisali raport podsumowujący dotychczasowy przebieg wojny na Ukrainie i jednocześnie, co ważne, kreślący prognozy na temat tego, jak sytuacja może rozwinąć się w przyszłości.
Jest to opracowanie ważne również z innego powodu. Otóż eksperci wykorzystali w swym opracowaniu źródła wywiadowcze, zarówno brytyjskie jak i ukraińskie, w tym zdobyte dokumenty rosyjskich władz, byli na Ukrainie gdzie przeprowadzali ekspertyzy rosyjskiego sprzętu i broni, rozmawiali również z przedstawicielami ukraińskich sił zbrojnych. Ta wielość źródeł z których korzystali w połączeniu z ich wiedzą i erudycją w kwestiach wojskowych, czyni z opracowanego przezeń raportu ważny dokument, którego nie należy pozostawić niezauważonym.
Zaczynają od opisu dotychczasowego przebiegu wojny i źródeł rosyjskiej porażki. Jak piszą, „kiedy siły rosyjskie zaczęły zbliżać się do granicy z Ukrainą 23 lutego wieczorem w Dzień Obrońcy Ojczyzny, Moskwa oczekiwała zdobycia Kijowa w ciągu trzech dni” i w oparciu o taki scenariusz, co ma kluczowe znaczenie, opracowany został plan wojny. Do 9 maja na Ukrainie miał „zapanować pokój”, co oznacza, że do tego terminu miał zostać spacyfikowany opór, zakończona wojna, również partyzancka, zainstalowane nowe władze (denazyfikacja) i zbudowane nowe status quo.
24 lutego, pierwszego dnia wojny, rosyjskie uderzenia rakietowe, które skutecznie unieszkodliwiły na odcinku kijowskim ukraińską obronę przeciwlotniczą, miały na celu przede wszystkim umożliwienie zajęcia lotniska w Hostomelu przez siły powietrzno – desantowe, „gdzie rosyjscy spadochroniarze mieli nadzieję stworzyć szpicę uderzeniową w celu szybkiego przemieszczenia sił do Kijowa”. Jak argumentują Jack Watling i Nick Reynolds, już w grudniu te rosyjskie oddziały, które miały uderzyć na lotnisko w Hostomelu, ćwiczyły operacje „czyszczenia” i łamania oporu ludności pod kierunkiem 9-tego Zarządu Operacyjnego 5-tego Departamentu FSB, co sugerowałoby, że ta część wojennej operacji rosyjskiej przygotowana była, a może nawet zaprojektowana nie przez Sztab Generalny, ale przez służby specjalne. To do pewnego stopnia wyjaśnia, choć oczywiście jest to hipoteza wymagająca weryfikacji, dlaczego z wojskowego punktu widzenia pierwsza faza operacji była źle przygotowana i zdaniem wielu zachodnich obserwatorów Rosjanie postępowali niezgodnie z własnymi zasadami sztuki wojennej.
Źle zaplanowana i źle przygotowana rosyjska „operacja”
Brytyjscy eksperci piszą, że dopiero na 3 dni przed rozpoczęciem wojny oddziały uderzeniowe, w tym siły powietrzno – desantowe, otrzymały dokładne instrukcje i zadania związane z celami ataku. Tego rodzaju informacje pojawiały się już wcześniej, wymagają one również potwierdzenia, ale jeśli są prawdziwe, to mielibyśmy wyjaśnienie dlaczego, co w toku pierwszej fazy wojny dziwiło wielu obserwatorów, Rosjanie byli tak słabo przygotowani – nie znali topografii terenu, ich koordynacja zawodziła, żołnierze i oficerowie byli często zdezorientowani. Źle zaplanowana i źle przygotowana rosyjska „operacja”, która w świetle tych informacji miała mieć bardziej charakter policyjny niż wojskowy nie mogła się powieść, tym bardziej, w sytuacji kiedy strona ukraińska dobrze zdiagnozowała gdzie będzie zlokalizowany „punkt ciężkości” (center of gravity) działań wojennych. W efekcie na lądujących rosyjskich spadochroniarzy czekały siły ukraińskie, w tym ciężkie i artyleria a nacierające z północy po obu stronach Dniepru regularne oddziały wojsk rosyjskich, którym towarzyszyła Rosgwardia zostały „wpuszczone” przez Ukraińców w głąb terytorium. To spowodowało, jak argumentują brytyjscy eksperci, że „rosyjskie siły zmechanizowane i oddziały Rosgwardii, które otrzymały rozkazy niecałe 24 godziny przed inwazją nie walczyły metodycznie, zgodnie z zasadami operacji przełamania i zniszczenia przeciwnika, przechodząc przez kolejne szczeble, jak nakazuje rosyjska doktryna, ani też nie byli wspierani w wystarczającym stopniu przez artylerię. Zamiast tego rosyjskie siły zostały przesunięte naprzód wzdłuż dwóch głównych tras zaopatrzenia (MSR) w kierunku odległych celów bez rozpoznania lub osłony na ich flankach”. Mieliśmy zatem do czynienia już w pierwszych dniach wojny z rozciągniętymi łańcuchami zaopatrzeniowymi i dużymi stratami w oddziałach na rosyjskiej szpicy, które przemieszczając się głównie po drogach (ruch skanalizowany) znalazły się w nierozpoznanym terenie, bez należytej ochrony piechoty i bez wsparcia lotnictwa. Kiedy Rosjanie zdali sobie sprawę z sytuacji ich potencjał uderzeniowy został unieruchomiony i zaczął być metodycznie niszczony, co w efekcie spowodowało, że kiedy zaczęli działać bardziej metodycznie (intensyfikacja ostrzałów i działań lotnictwa) straty były już tak znaczące, że atakujące Kijów siły okazały się zbyt słabe aby w ogóle myśleć o okrążeniu dużego miasta, nie mówiąc już o jego zdobywaniu. Strona ukraińska miała lepszą świadomość sytuacyjną, korzystała ze wsparcia ludności dostarczającej informacji o przemieszczających się Rosjanach, lepiej znała teren walki, dane rozpoznania i zwiadu elektronicznego dostarczane im przez Amerykanów też odegrały swoją rolę. Siły ukraińskie, działające na północy były rozproszone, bardziej ruchliwe, atakowały z zaskoczenia. Jednak to nie one zniszczyły rosyjskie oddziały uderzeniowe, jak argumentują Watling i Reynolds powołując się na rozmowy z doradcami generała Załużnego, ale ukraińska artyleria atakując dobrze rozpoznane cele. Zadaniem oddziałów lekkiej piechoty było przede wszystkim spowolnienie marszu Rosjan w stronę Kijowa, zniszczenie sił rosyjskich było zadaniem cięższych formacji.
Opór ponad oczekiwania
Warto też zauważyć, że ukraińskie dowództwo, po to aby bronić Kijowa, ściągnęło znaczne siły zarówno z Donbasu, jak i z południa kraju. Zawsze jest „coś za coś” i w tym wypadku skuteczna obrona Kijowa odbyła się kosztem strat terytorialnych na południu i na Ługańszczynie. Chersonia i Mikołajowa nie „było czym bronić”, Rosjanie posuwali się zajmując te tereny praktycznie nie napotykając w pierwszej fazie wojny oporu. „Żołnierzom w Donbasie i Mariupolu kazano „kupić czas” – argumentują Brytyjczycy - ale zabrakło im kluczowej amunicji. Na południu Ukraińcy wiedzieli, że są bezbronni. Jak zauważył przed inwazją starszy rangą ukraiński oficer sztabowy: „Po prostu nie mamy tam nic, co mogłoby ich powstrzymać. Zajmą duże obszary. Obrońcy Mariupola w swoim oporze znacznie przeszli oczekiwania ukraińskiego Sztabu Generalnego”.
Watling i Reynolds obalają też kolejny mit, czy może złudzenia. Otóż ich zdaniem walki na Północy były bardzo intensywne. Strona ukraińska poniosła duże straty, przede wszystkim jeśli chodzi o doborowe, najlepiej wyszkolone oddziały. Rosyjskie systemy ogniowe generalnie się sprawdziły w walce, dowodząc swej skuteczności, ale jak zauważył jeden z ukraińskich dowódców w rozmowie z Brytyjczykami „rosyjski sprzęt działa tak skutecznie, jak się obawialiśmy, ale był nieumiejętnie wykorzystany”. A zatem nie potwierdza się przeświadczenie, żywione przez niektórych naszych „ekspertów”, że wyposażenie Rosjan to złom, jakieś zakurzone, powyciągane z magazynów, starocie jeszcze z czasów ZSRR.
W tym kontekście pojawia się pytanie o możliwości strony ukraińskiej w II fazie wojny. Są to kwestie związane zarówno z wyposażeniem jak i ukompletowaniem zdziesiątkowanych pododdziałów, tym bardziej, że ogłaszając II fazę operacji Rosjanie nie tylko zrewidowali swe cele wojenne (na jak długo jest kwestią otwartą), ale również wykonali szereg posunięć, które świadczą o tym, że uczą się na własnych błędach. Po pierwsze mianowali dowódcę – generała Aleksandra Dwornikowa, co zapewne ma zaradzić pojawiającym się problemom z koordynacją i dowodzeniem. Skrócili fronty, działają w lepiej rozpoznanym terenie z dobrze przygotowanym od strony logistycznej zapleczem. Dwornikow już rozpoczął operację postępując zgodnie z zasadami rosyjskiej sztuki wojennej od przygotowania ogniowego. Watling i Reynolds formułują przy tym interesującą i ważną hipotezę. Otóż ich zdaniem pojawiająca się w zachodniej narracji data 9 maja, jako punktu kulminacyjnego wojny nie ma związku z perspektywą jej zakończenia i ogłoszenia przez Kreml „zwycięstwa”. Chodzi o coś zupełnie innego. Korzystając z kremlowskich tajnych dokumentów pozyskanych przez wywiad, analizując działania rosyjskich sił zbrojnych, a także zmiany w narracji publicznej są zdania, że Rosjanie przygotowują się do długiej wojny i w rocznicę zakończenie II wojny światowej Putin ogłosi zakończenie „specjalnej operacji” i rozpoczęcie wojny, która toczyć się będzie na Ukrainie, ale w której przeciwnikiem będzie Zachód i przede wszystkim Stany Zjednoczone. A to, ich zdaniem oznacza, że wynik operacji w Donbasie „nie będzie decydującym” dla przebiegu tego konfliktu. Nawet jeśli Rosjanie zrealizują swe cele na południu Ukrainy, to Kijów nie zaakceptuje tego faktu i wojna trwać będzie nadal, zmienią się też rosyjskie cele wojenne i Moskwa będzie dążyła do anektowania Ukrainy „po kawałku”. Jeśli Rosjanie przegrają operację w Donbasie to też nie oznacza to zakończenia wojny, będą się bowiem przygotowywać do kolejnego uderzenia.
Pytanie o możliwości rosyjskiego sektora przemysłowego
Jeśli zatem uprawnioną jest teza, że Rosjanie chcą toczyć „długą wojnę”, to pojawia się kolejna, niezwykle istotna kwestia, a mianowicie pytanie o możliwości ich sektora przemysłowego. I tu mamy ciekawe, a nawet rewelacyjne informacje. Otóż brytyjscy eksperci już teraz, w czasie wojny, poddali analizie rosyjskie rakiety pozyskane od strony ukraińskiej, zarówno najnowocześniejsze, manewrujące 9M727 wystrzeliwane z systemów Iskander-K, jak i mniej zaawansowane technicznie, o mniejszym zasięgu. Z analiz tych wynika, że podstawowe systemy sterowania ich lotem i naprowadzania zbudowane są niemal w całości w oparciu o zachodnie podzespoły. W przypadku rakiety 9M727, jak argumentują „z siedmiu portów niezbędnych do wprowadzania danych do jej systemu komputerowego, jeden pochodzi z czasów ZSRR a sześć jest produktem amerykańskim”. Podobne wnioski Brytyjczycy wyciągnęli analizując mniej zaawansowaną rosyjską amunicję rakietową i typy broni. Co z tego wynika? Otóż ich zdaniem w realiach przeciągającej się wojny Rosjanie będą mieli narastające problemy z uzupełnianiem swego potencjału. Dotyczy to zarówno rakiet, jak i zapewne sprzętu, w którym kluczowe systemy, np. optyczne w czołgach, pochodzą z importu. To jednak oznacza też, że szczelność systemu sankcyjnego stanie się już niedługo ważnym czynnikiem warunkującym ewentualne zwycięstwo Zachodu. Osiągnięcie pełnej blokady nie będzie łatwe, ponieważ wykorzystywane przez Rosjan podzespoły i elektronika, to są często systemy podwójnego przeznaczenia, Kreml przez lata przygotowywał się do obchodzenia sankcji budując sieć firm pośredniczących i korumpując przedstawicieli zachodniego sektora przemysłowego właśnie po to, aby móc skutecznie obchodzić blokady. Już jesienią, bo wówczas Rosjanie zaczną w większym stopniu odczuwać braki, pojawi się kwestia uszczelnienia blokady a to oznacza konieczność „zwarcia szeregów” państw Zachodu i w związku z tym na porządku dziennym stanie kwestia jedności politycznej. Rosjanie liczą na to, iż będą państwa, które wyłamią się z tego bloku, tym bardziej, że obawy związane z nadchodzącą niełatwą zimą i kryzysem energetycznym wzmocnione zostaną przez zbliżający się światowy kryzys żywnościowy, który pociągnie za sobą kolejny kryzys, tym razem migracyjny. Tak długo jak Rosjanie eksportują swój gaz ziemny do Europy, to są w tej rozgrywce, w związku z faktem, że otrzymują znaczne zastrzyki finansowe, stroną bezpieczną i potencjalnie nawet silniejszą. Pieniędzy tych nie wystarczy na poprawienie poziomu życia przeciętnego Rosjanina, ale w zupełności umożliwi import paralelny i przemyt podzespołów i komponentów dla sektora zbrojeniowego. Jednocześnie Brytyjczycy uważają, że FSB przygotowuje kolejną operację destabilizacyjną, której celem będzie Mołdawia. Ten wątek trzeba pozostawić na inną okazję i bardziej szczegółowe omówienie, tym bardziej, że w rosyjskiej narracji pojawiły się informacje w świetle których to my, Polska, ma w ramach rzekomego, tajnego porozumienia ze Stanami Zjednoczonymi, przygotowywać operację wojskowego zajęcia Naddniestrza (co samo w sobie, pozostawiając na boku kwestię naszego zaangażowania, może nie jest złym pomysłem).
NATO będzie musiało zdefiniować swą teorię zwycięstwa
W konkluzji swego raportu brytyjscy eksperci piszą: „Początkowa euforia związana z odparciem ataku armii rosyjskiej przez Ukrainę wywołała w niektórych częściach Europy przekonanie, że zwycięstwo Ukrainy jest już zapewnione lub że wyczerpana Rosja może wkrótce usiąść do stołu negocjacyjnego. Zwycięstwo Ukrainy jest możliwe, ale przez jakiś czas będzie wymagało to ciężkiej walki”. A zatem mamy do czynienia z perspektywą dłuższego konfliktu, który wymagał będzie od Zachodu podjęcia niepopularnych, zwłaszcza w Niemczech i we Francji, decyzji. NATO i państwa sojusznicze będą musiały nie tylko pogłębić i uszczelnić blokadę Rosji, ale również zdefiniować swą teorię zwycięstwa w tej wojnie. Trzeba wiedzieć jak zarządzać eskalacją i jak doprowadzić do „śmierci projektu imperialnego Putina”. To jest wielkie zadanie, nie tylko dlatego, że nie można popełnić błędu, ale również, a może przede wszystkim dlatego, że zwycięstwo w wojnie z Rosją oznacza konieczność, i o tym należy już zacząć myśleć, przebudowania całego ładu światowego.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/595688-jak-wygrac-wojne-z-rosja-potrzeba-definicji-zwyciestwa