Aleksiej Arestowicz, doradca prezydenta Zełenskiego, napisał, że „nikt nie będzie siedział i bezczynnie czekał przyglądając się, jak Rosjanie uderzają”. Zadeklarował, że druga faza wojny zacznie się szybciej niźli ktokolwiek przewiduje, od kontruderzeń ukraińskich sił zbrojnych, które podejmą zarówno próbę odblokowania oblężonego i nadal heroicznie broniącego się Mariupola, jak i atakować będą w kierunku na południe od Charkowa i w obwodzie Mikołajowskim, gdzie celem ma być odbicie Chersonia.
Siły ukraińskie na południu od Charkowa zdobyły ostatnio ważne miejscowości Bazylivka i Liebiaże, których znaczenie polega na tym, iż w perspektywie może to oznaczać próbę przecięcia rosyjskich linii zaopatrzeniowych z Biełgorodu. Bardziej na południe, co potwierdzają komunikaty ukraińskiego Sztabu Generalnego, inicjatywa jest, jak się wydaje, w rękach Rosjan. Dziś poinformowano, że Rosjanie zdobyli miasteczko Kremmienna, na północny-zachód od Siewierodoniecka. Trwają tam jeszcze walki, a w opinii ukraińskich wojskowych celem operacji w tej części frontu jest zablokowanie możliwości przyjścia z odsieczą Mariupolowi. Obraz sytuacji na froncie jest zatem złożony, ale z pewnością należy zgodzić się z opinią Kiryłła Budanowa, szefa ukraińskiego wywiadu wojskowego, który powiedział, że z dostępnych mu informacji wynika, że „Rosjanie bardzo się spieszą”, chcąc jeszcze przed Wielkanocą, która dla Prawosławnych przypada w tym roku 24 kwietnia, osiągnąć „taktyczny sukces”. Powiedział on też, iż jego zdaniem wśród rosyjskich wojskowych „nie ma zgody” co do tego, jakiego rodzaju operację należy prowadzić, a spory związane są również z faktem, że nikt nie chce iść na pierwszy ogień, bojąc się dużych strat. Z wielu informacji i wypowiedzi ukraińskich czynników oficjalnych wyłania się obraz wojny, którego głównym rysem jest zarówno to, że decydująca bitwa o Donbas już się rozpoczęła, jak i perspektywa ukraińskich kontrataków. W najdalej idącym scenariuszu, rozważanym przez amerykańskich ekspertów, główne siły rosyjskiej grupy uderzeniowej, znajdujące się w okolicach miejscowości Izium, mogą nawet zostać okrążone, a wcześniej pozbawione zaopatrzenia i będą stopniowo niszczone. Do tego jeszcze dość daleko, ale już obecnie, na tym etapie wojny, można zastanowić się, jakie scenariusze wchodzą w grę.
Anthony Blinken stwierdził niedawno, że wojna może potrwać do końca roku. Podobną opinię wyraził też Jake Sullivan, który powiedział w minionym tygodniu stacji telewizyjnej CNN, że wojna może „się przeciągnąć” i trwała będzie przez najbliższe miesiące. Podobny pogląd ma większa grupa przedstawicieli amerykańskiej administracji, których pytali o to dziennikarze tej stacji telewizyjnej.
Te opinie związane są, jak można przypuszczać, nie tylko z oceną dotychczasowego przebiegu kampanii, ale również z analizą tego, jakie siły Rosjanie zgromadzili na głównych kierunkach natarcia i czy są oni w stanie przełamać ukraiński opór. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na opracowanie Phillipa Wsilewskiego, byłego oficera amerykańskich służb specjalnych, z 31 letnim stażem, dla think tanku Foreign Policy Research Institute. Przeprowadził on - wychodząc z konserwatywnych założeń, zatem biorąc wyłącznie pod uwagę potwierdzone przypadki - straty rosyjskich sił zbrojnych. Poddał też analizie dotychczasowy przebieg wojny, szczególnie biorąc pod uwagę problemy logistyczne Rosjan i na tej podstawie sformułował kilka prognoz – scenariuszy dalszego przebiegu wojny. Zacznijmy od strat. Wasilewski jest zdania, że w trwającej do niedawna, do połowy marca, intensywnej fazie wojny Rosjanie tracili tygodniowo od 3 do 3,5 tys. zabitych żołnierzy i oficerów. To oznacza, w jego opinii, że od momentu, kiedy działania wojenne nieco osłabły i weszliśmy w statyczną, pozycyjną fazę wojny na Ukrainie, straty po stronie rosyjskiej, nawet jeśli będziemy liczyć konserwatywnie, wyniosły nie mniej niźli 10 tys. zabitych. Jeśli chodzi o rannych, to w opinii Wasilewskiego, należy w przypadku sił rosyjskich przyjąć wskaźnik 1:2,3 co oznacza, że na jednego zabitego przypada średnio 2,3 rannych i kontuzjowanych żołnierzy, którzy nie mogą uczestniczyć w dalszych walkach. Ten wskaźnik jest mniejszy od przyjmowanego normalnie, kiedy uważa się, że na jednego zabitego przypada od 3 do 4 rannych żołnierzy, ale Wasilewski jest zdania, iż w przypadku wojsk rosyjskich mamy do czynienia z nadreprezentacją zgonów, również w wyniku odniesionych ran, bo słaba logistyka rosyjskich sił zbrojnych powoduje, że pomoc medyczna nie dociera na czas. Ale to nie koniec rachunku rosyjskich strat. Do tej liczby 33 tys. zabitych i rannych żołnierzy i oficerów, co i tak jest dość konserwatywnym szacunkiem, należy dodać, jego zdaniem, tych, którzy zginęli w wyniku wypadków i innych incydentów na tyłach, znajdują się w niewoli, zaginęli, oddalili się od swoich oddziałów czy po prostu zdezerterowali, także tych, który przeszli załamanie psychiczne, co uniemożliwia kontynuacji walki. W połowie marca oficjalnie strona Ukraińska informowała o 550 rosyjskich jeńcach. Tę liczbę należy, w jego opinii, powiększyć o ok. 900 wypadków śmiertelnych nie związanych z walką na każde 10 tys. zabitych rosyjskich żołnierzy. Łącznie, licząc bardzo konserwatywnie, Rosjanie, w opinii Wasilewskiego, stracili do tej pory, czyli do końca drugiej dekady marca kiedy przeprowadzał on swoje rachunku, ok. 38 tys. żołnierzy i oficerów, co oznacza, że Rosjanie ponosili największe straty od II wojny światowej. Strona ukraińska, choć w tym wypadku dostępność do informacji jest nawet mniejsza niźli w przypadku Rosjan, w opinii Wasilewskiego straciła w tym samym czasie 16 do 18 tys. żołnierzy. Jeśli chodzi o straty w sprzęcie, to amerykański ekspert zestawia tu zarówno potwierdzone dane na temat zniszczonych rosyjskich czołgów, wozów pancernych etc., jak i analizuje - co wydaje się kluczowym dla opisania przyszłych scenariuszy - możliwości rosyjskiej logistyki. Wnioski, jakie wyciąga, są pokrzepiające – Rosjanie tracą więcej niż są w stanie uzupełnić przy osłabionych, rozciągniętych i atakowanych liniach zaopatrzenie. A to wpływa na możliwy rozwój wydarzeń. Mamy, w jego opinii, do czynienia z kilkoma możliwymi scenariuszami tego, co się będzie działo w najbliższych tygodniach w wojnie rosyjsko – ukraińskiej.
Scenariusz nr 1, czyli zwycięstwo Rosji, polegające na zmuszeniu Kijowa do akceptacji politycznych warunków Moskwy, jest w obecnej sytuacji możliwe, choć mało prawdopodobne. „Aby tak się stało – argumentuje Wasilewski - rosyjska efektywność wojskowa musiałaby się radykalnie poprawić, a wojna musiałaby trwać, dopóki Rosja nie zdoła pokonać ukraińskich sił zbrojnych. Zakłada to spokojną sytuację wewnętrzną Rosji, a także to, że jej gospodarka może wspierać przedłużającą się wojnę pomimo sankcji. Zwycięstwo Rosji jest możliwe, ale na korzyść Rosji i na niekorzyść Ukrainy musiałoby ułożyć się wiele czynników”. Musiałoby to oznaczać złamanie woli oporu ze strony Ukrainy i dramatyczną, na niekorzyść Kijowa, zmianę sytuacji na polu walki. W obecnych realiach jest to mało prawdopodobne, chyba, że Putin zdecyduje się odwołać do strategii „eskalacji celem deeskalacji” i użyć taktycznych ładunków jądrowych.
Znacznie bardziej prawdopodobnym jest, w opinii, amerykańskiego eksperta, scenariusz nr 2, który oznacza ogłoszenie przez Moskwę „zwycięstwa” w wojnie, realizację rosyjskich celów politycznych i zaprzestanie aktywnych działań wojennych. „Ponieważ Ukraina nigdy nie zgodzi się na tę aneksję (Donbasu i kontrolowanych obecnie przez Rosję obszarów – przyp. MB), rosyjska deklaracja zwycięstwa i wycofanie się na ufortyfikowaną linię obrony postawiłaby Ukrainę przed dylematem: zaakceptować zawieszenie broni na niesprzyjających warunkach lub kontynuować wojnę. Putin mógłby twierdzić, że Ukraina została „ukarana” (…) Ten ruch może również zapobiec zniszczeniu rosyjskiej armii i zapobiec niepokojom wewnętrznym, które mogłyby zagrozić władzy Putina”.
W scenariuszu 3, to Ukraina wygrywa wojnę z Rosją. Aby był on realny, jej siły zbrojne musiałyby pokonać Rosjan na polu walki wypychając agresora co najmniej na linię z 24 lutego. Akceptacja przez rosyjskie elity władzy takiego rozwoju wydarzeń jest możliwa, choć w obecnych realiach, mało prawdopodobna. Musiałby mieć miejsce przewrót na Kremlu i dojście do głosu nowych sił politycznych w Rosji. Ale - jak zauważa Wasilewski - nawet ten, najbardziej z punktu Kijowa optymistyczny scenariusz oznacza, że Ukrainę „czekać będą lata odbudowy i przesiedlania uchodźców i wewnętrznych migrantów”, pojawia się zatem problem środków dających szansę odbudowy i tego jak długo ten proces będzie trwał.
Jest też możliwy scenariusz 4, polegający na osiągnięciu zawieszenia broni, kompromisu, w którym obie strony zgadzają się, że są sprawy w których nie mogą osiągnąć porozumienia (np. status Krymu i Donbasu), ale ze względów politycznych uznają pokój, choć raczej zawieszenie broni, za lepsze rozwiązanie niż kontynuowanie walki. Wreszcie scenariusz 5 – wojna na wyniszczenie. „Choć jest to straszne, pisze Phillip Wasilewski, ta wojna nie musi się szybko zakończyć, jeśli oba kraje będą miały wolę dalszej walki, jeśli nawet nie zwycięstwa, to chcąc uniknąć porażki. Front mógłby się ustabilizować, a rosyjska armia nie byłaby w stanie posuwać się naprzód, a Ukraina nie byłaby w stanie go przełamać. W miarę trwania wojny ucierpiałyby zarówno gospodarki Rosji, jak i Ukrainy, a miliony uchodźców mogłyby pozostać w Europie. Podobnie jak wcześniej Korea Południowa i Wietnam Południowy, Ukraina stałaby się gorącym centrum nowej zimnej wojny”.
Analizując możliwe scenariusze, amerykański ekspert pisze, że w najlepszym wypadku Moskwa jest w stanie odnieść co najwyżej „pyrrusowe zwycięstwo”, straty będą większe niż korzyści, co oznacza, że rosyjskie perspektywy nie są różowe.
A jak to jest w przypadku Ukrainy? Stawiam to pytanie, bo z ostatnich szacunków Banku Światowego wynika, że tylko w tym roku krajowy PKB zmniejszy się tam o 45 %, i już w tym roku 70 % obywateli Ukrainy znajdzie się poniżej poziomu ubóstwa. Nawet jeśli wojna szybko się zakończy, na co się niestety nie zanosi, i zacznie się okres powojennej odbudowy, czemu towarzyszyć będzie przyspieszony wzrost, to i tak, nawet jeśli przekraczał on będzie 7 % w skali roku, do 2025 roku liczba Ukraińców mających dochody poniżej progu ubóstwa wynosić będzie 60 %, z czego 20 % społeczeństwa będzie musiało przeżyć za mniej niż 5,5 dolarów dziennie. Przedłużająca się wojna, nawet jeśli widoki Kijowa na zwycięstwo będą rosły, oznacza pogłębienie się niekorzystnych zjawisk. Już obecnie zniszczenia infrastruktury szacowane są na ponad 500 mld dolarów, nie działa większa część przedsiębiorstw – na wschód od Dniepru jedynie 1/3 dotychczas pracujących ma nadal zajęcie. W spokojniejszej, zachodniej części kraju sytuacja jest lepsza, ale i tak bezrobocie w dłuższej perspektywie pozostanie tam wysokie, bo dziś w skali całego kraju 41 % obywateli Ukrainy straciło pracę.
A zatem, jeśli wojna będzie się przedłużała, a ten scenariusz wydaje się na razie najbardziej prawdopodobnym, to zderzymy się, my Polska i my świat Zachodu, z dramatycznymi problemami natury gospodarczej. Uchodźcy z Ukrainy nie wrócą szybko do siebie, bo zwyczajnie nie będą mieli gdzie wracać. Walczący kraj, nawet jeśli będzie miał widoki na sukces, może niestety stać się cywilizacyjną i gospodarcza pustynią, zdegradowaną przestrzenią bez perspektyw i bez szans na szybki rozwój. Plany kolejnego Planu Marshalla, dość mgliste, bo nie widać chętnych na jego sfinansowanie, niewiele pomogą, jeśli wojna nie zakończy się trwałym pokojem. Obaw inwestorów nie zastąpią deklaracje polityczne, a nawet w przypadku Polski, państwa będącego częścią NATO i rodziny Zachodu, liczyć się musimy ze spadkiem aktywności inwestycyjnej, bo po 24 lutego staliśmy się państwem frontowym. Co dopiero jeśli chodzi o perspektywy Ukrainy? A w jaki sposób odbudować wojskowe zdolności Kijowa, co będzie niezbędne, jeśli wojna nie zakończy się pełnym zwycięstwem?
Nie znamy odpowiedzi na te wszystkie pytania. Ale już, choćby pobieżne ich wyliczenie, pokazuje z jakimi wyzwaniami mierzyć będziemy się w najbliższych latach. Fala entuzjazmu zachodniej opinii publicznej aby wspierać walczącą Ukrainę osłabnie, zresztą solidarność elit politycznych Berlina i Paryża z Kijowem, prócz retoryki, już nie jest przytłaczająca. Jeśli Niemcy nie chcą odciąć się od dostaw surowców energetycznych z Rosji, bo ich wzrost gospodarczy może zmniejszyć się w świetle najbardziej pesymistycznych prognoz, o 1,5 %, to na jakiej podstawie poważnie oczekiwać, iż zgodzą się na wpompowanie w zrujnowaną Ukrainę setek miliardów dolarów? Dziś myśląc, i słusznie, o tym jak wygrać wojnę z Rosją, nie możemy zapominać o kwestiach związanych z powojennym ładem. Problemem jest wszakże to, że obecnie nie ma perspektywy, a to należałoby zrobić, aby zmusić Federację Rosyjską i wszystkich jej obywateli aby przez następne dziesięciolecia, w ramach reparacji, odbudowywali Ukrainę. Możemy zatem stanąć wobec dylematu – albo wojna z Rosją „do końca”, albo to nie tylko Rosja, ale również Zachód i my, będziemy odbudowywali Ukrainę. Wątpię czy uda się przełamać egoizmy państw zachodniej części Europy. Z pewnością będziemy mieć do czynienia w związku z tym z napięciami, które jeśli nie zostaną rozładowane, mogą doprowadzić do rozsadzenia Unii Europejskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/594897-w-obliczu-przedluzajacej-sie-wojny-na-ukrainie