„Chciałbym, abyśmy kiedyś wszyscy mogli spotkać się 10 kwietnia, upamiętniać wspólnie ofiary katastrofy smoleńskiej, niezależnie od tego, jakie mamy poglądy. Być może są niewielkie szanse, aby rzeczywiście doszło do takiego spotkania, ale tę nadzieję warto mieć” - mówi portalowi wPolityce.pl poseł Prawa i Sprawiedliwości, Jacek Świat, który w katastrofie smoleńskiej z 10 kwietnia 2010 r. stracił żonę, Aleksandrę Natalli-Świat, również posłankę PiS.
CZYTAJ WIĘCEJ:
-RELACJA z wojny dzień po dniu
wPolityce.pl: Minister Antoni Macierewicz zapowiedział, że 11 kwietnia opinii publicznej ujawniony zostanie raport dotyczący przyczyn katastrofy smoleńskiej. Jak odniósłby się Pan do tej informacji?
Jacek Świat: Czekamy na ten raport. Pewne rzeczy oczywiście od dawna już wiadomo, ale na pewno warto będzie szczegółowo go przestudiować, bo tak potężnego, obszernego materiału nie da się objąć jednym rzutem oka. Dobrze, że raport zostanie upubliczniony.
Mówi Pan, że pewne rzeczy są od dawna znane, ale najwyraźniej nie dla wszystkich. Część polityków opozycji mówi o „graniu” katastrofą smoleńską, jej politycznym wykorzystaniu, w ostatnim czasie pojawiały się także zaczepki ze strony Rosji, np. pod adresem prezesa PiS, którego były wicepremier Rosji Dmitrij Rogozin „zapraszał do Smoleńska”. Czy upublicznienie raportu wstrząśnie sumieniami?
Tego można się było spodziewać. Nie wiem, co trzeba byłoby zrobić, aby opozycja przyjęła raport. Zapewne politycy opozycji zawsze będą opowiadać, że jest niewiarygodny, nieprawdziwy, zmanipulowany i tak dalej. Trudno jednak, żeby dziś, nagle wycofali się z tego, co robili przez ostatnie 12 lat, żeby przyznali się wreszcie do swojej politycznej i moralnej odpowiedzialności za tamtą tragedię.
Jest oczywiście też pewna grupa osób zaślepionych, do których nic nie trafi i które do końca świata będą wierzyć w „pancerne brzozy”.
Czy w tej chwili, kiedy obserwujemy wszystkie tragiczne obrazy z Ukrainy, gdy widzimy, jak Rosjanie dopuszczają się ludobójstwa na cywilach, kobietach, dzieciach, możemy przypuszczać, że Putin byłby zdolny również do zamordowania 96 osób - w tym urzędującego prezydenta sąsiedniego kraju?
Musimy wziąć pod uwagę dwie rzeczy. Po pierwsze: Putin i jego ekipa byli i są zdolni do tego, by zamordować z zimną krwią swoich przeciwników. Po drugie: Rosja już od lat realizuje swój plan ekspansji politycznej i wojskowej.
Prezydent Lech Kaczyński przeszkadzał Putinowi w realizacji tego scenariusza - i to bardzo przeszkadzał. Bo mówimy przecież nie tylko o mocnym wystąpieniu w Tbilisi, ale i również bardzo mocnym wystąpieniu na forum ONZ. Zresztą cała nasza formacja pod wodzą Lecha Kaczyńskiego była barierą w realizacji tego scenariusza, który ma swój ciąg: Czeczenia, Gruzja, Krym, Donbas, a teraz pełnowymiarowa wojna.
Myślę, że Rosja bardzo chciała pozbyć się tej przeszkody. Ale sądzę, że gdyby prezydent Kaczyński żył, do tej wojny dziś by nie doszło.
Kiedy dziś przypominamy politykę europejskich elit wobec Rosji, ale również rządu PO-PSL, expose Donalda Tuska, określanie PiS mianem „rusofobów”, zwolennicy obecnej opozycji próbują tłumaczyć: ale wtedy nie było wojny, nikt nie mógł tego przewidzieć. Czy rzeczywiście po wszystkich tych zdarzeniach, które wymienił Pan powyżej, jak i tym zdarzeniu, o którym rozmawiamy, nie można było przewidzieć, że zamiary Putina nie są pokojowe? Bo przecież inwazji na Ukrainę nie dokonał z dnia na dzień, „z nudów”, przecież to kolejna, tylko już o wiele bardziej brutalna, odsłona jego wcześniejszych działań.
Jak widać, nie było trudno przewidzieć, co planuje i co zamierza Rosja. Przewidział to śp. prezydent Lech Kaczyński i nasze środowisko polityczne. Można było to przewidzieć, ale trzeba było włączyć pamięć historyczną, zdrowy rozsądek, a nie czysto merkantylne, krótkowzroczne, biznesowe interesy. Tak wiele i zarazem tak niewiele.
Czego oczekiwałby Pan, jako osoba, którą katastrofa smoleńska dotknęła osobiście, po kolejnej już, 12. rocznicy tego tragicznego wydarzenia?
Przede wszystkim po każdej rocznicy oczekuję godnego upamiętnienia wszystkich tych wspaniałych ludzi, którzy reprezentowali całe polskie społeczeństwo, różne środowiska ideowe, polityczne, zawodowe. Chciałbym, abyśmy kiedyś wszyscy mogli spotkać się 10 kwietnia, upamiętniać wspólnie ofiary katastrofy smoleńskiej, niezależnie od tego, jakie mamy poglądy. Być może są niewielkie szanse, aby rzeczywiście doszło do takiego spotkania, ale tę nadzieję warto mieć.
Mam również nadzieję, że jutro w Warszawie będzie nas bardzo wielu, a ten głos z Warszawy będzie także dla świata sygnałem, że mieliśmy rację, że warto w swoim spojrzeniu na Rosję, politykę, świat, kierować się uczciwością, a nie krótkowzrocznym interesem.
Bardzo dziękuję za rozmowę.
Rozm. Joanna Jaszczuk.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/593755-swiatchcialbym-bysmy-mogli-10-kwietnia-spotkac-sie-wszyscy