Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski co kilka dni łączy się z kolejnym parlamentem narodowym, apelując o wsparcie dla Ukrainy. Im dłużej trwa wojna i im bardziej widać jak ograniczona jest akcja europejska, jego słowa nabierają ostrości i konkretności. Dziś Włochów zapytał, czy będą przyjmowali do swoich kurortów rosyjskich morderców. A wcześniej Francuzów, co się z nimi stało, gdzie ich „wolność, równość, braterstwo”, że tak jawnie przedkładają interesy z barbarzyńskimi najeźdźcami i gwałcicielami nad elementarną solidarność z napadniętym narodem?
Najchłodniej przyjęto Zełenskiego w Bundestagu - wrażenia iż był to po prostu punkt w programie do odfajkowania nie dało się już potem zetrzeć. A przecież jeszcze niedawno głoszono, że to Niemcy mają przewodzić Europie, że to one są fundamentem bezpieczeństwa i nas, i wszystkich dookoła. Polscy politycy (głównie PO) składali Berlinowi hołdy, domagali się by brały więcej władzy (Sikorski), głosili iż ich rządy są błogosławieństwem (Tusk).
Dziś Niemcy zawodzą na całej linii. Zdradziły Ukrainę przed napaścią, zdradzają każdego dnia, z trudem tylko ukrywając niecierpliwe oczekiwanie na powrót do status quo. Ich pomoc dla dzielnie walczącego narodu jest kompromitująco słaba. Co jest przyczyną tej postawy? Ekologiczne szaleństwo opierające wygaszanie energetyki na założeniu iż zastąpi się go rosyjskim gazem? Wielkie biznesy kręcone na współpracy z reżimem moskiewskim? Większość komentatorów wskazuje właśnie na ten czynnik.
Warto zwrócić uwagę na analizę Bronisława Wildsteina, który w najnowszym tygodniku „Sieci” odkrywa głębszą przyczynę niemieckiej postawy.
Publicysta stwierdza, że wprawdzie „reakcja Zachodu na rosyjską agresję przekroczyła oczekiwania, jakie można było żywić wcześniej”, bo „doprowadziło do tego bohaterstwo Ukraińców”.
Mimo to zachwycone sobą centra europejskie nadal blokują bardziej zdecydowane sankcje przeciw Rosji i pomoc walczącej Ukrainie. Pomimo lęku demokratycznych społeczeństw przed konfliktem, to one dziś domagają się większej pomocy dla broniącego się narodu, a przywódcy Niemiec czy Francji robią wszystko, aby ją ograniczać.
Powody?
Przyczyna tego wbrew powszechnym mniemaniom nie ma charakteru ekonomicznego. Biznesy z Rosją bywają korzystne dla pojedynczych korporacji, ale nie mają specjalnego przełożenia na stan gospodarek Europy. Wybór Rosji (i Chin) jako partnera ma polityczne powody i wynika z formy, którą przybrała Unia. Aby odgrywać samodzielną rolę na szachownicy świata, jej przywódcy usiłują ustawić się w równym dystansie do stron globalnego konfliktu, a więc kładą kres jedności Zachodu. Robią dużo, aby Rosja nie poniosła jednoznacznej klęski i w przyszłości znowu była ich ważnym politycznym kontrahentem.
Innymi słowy chodzi tu o plan strategiczny, zakładający powstanie europejskiego imperium, pomiędzy blokiem rosyjsko-chińskim a Stanami Zjednoczonymi. Stąd obawa przed porażką Rosji, stąd niechęć do interwencji amerykańskiej, dla nas i Ukraińców zbawiennej. I stąd unieważnianie jedności europejskiej.
Warto tu przywołać mrzonkę o której dużo przed wojną mówił europejski establishment: „suwerenność strategiczną Europy”. Nadal o tym śnią.
Wildstein celnie zauważa:
Okazało się, że wspólnota, która miała być ograniczeniem dla najsilniejszych, czyli głównie Niemiec, stała się ich narzędziem. UE przekształciła się w imperium zarządzane z Berlina, który wraz z francuskim junior partnerem forsuje kontynentalne porządki polityczne. Za parawanem wspólnych interesów silniejsi rządzą kosztem słabszych. Taka jest nieunikniona logika utopii. Kampania przeciw Polsce pod pretekstem walki o praworządność jest tego idealnym przykładem. (…)
Pod pretekstem obrony praworządności unijne centra chcą wymienić niezależny rząd w Warszawie na swoich klientów, którzy jak Donald Tusk funkcjonowali będą pod ich dyktando. Działanie to ma precedensy, jak choćby zmiana rządu we Włoszech kilkanaście lat temu, czy narzucenie przez Berlin morderczych rygorów dla Grecji. Polityka taka prowadzi do napięć wewnętrznych i narastania kryzysu w Europie.
Imperialne ambicje Niemiec, które przedstawiane są jako dążenia Unii, muszą prowadzić do dystansowania się jej od USA i rozbijania wspólnoty Zachodu. Rywalizacja ze Stanami Zjednoczonymi zbliża ją do chińsko-rosyjskiego tandemu, a ceną są ustępstwa wobec Moskwy: oddanie jej Ukrainy i neutralizacja Europy Środkowo-Wschodniej.
Ma rację Wildstein. Spoglądając z proponowanego przez niego punktu widzenia zaczynamy rozumieć, że nie o pieniądze tu tylko idzie, nie o interesy - w skali gospodarki niemieckiej czy francuskiej wcale nie największe - ale o chęć panowania nad kontynentem. Ukraina staje się ofiarą tego szaleńczego myślenia. A może stać się i Polska, bo w tej wizji jedyne dla niej miejsce to kraj zarządzany przez partię niemiecką, pozbawiony realnej suwerenności.
Jak zatem na to odpowiedzieć? Jak z tego wyjść?
Odbudowa Zachodu, który jedynie jako całość może przeciwstawić się neoimperialnej agresji rosyjskiej oraz chińskiej dominacji, może odbyć się wyłącznie po rozmontowaniu obecnej Unii, która stała się wehikułem globalnych aspiracji Niemiec. Europejski układ w kształcie obecnym skazany jest zresztą na narastające napięcie i odradzenie się antagonizmów narodowościowych, a więc załamanie się całego projektu wspólnoty, który był niezwykle obiecujący. Wojna w Ukrainie, którą umożliwiły światowe ambicje Berlina, jest ostatnim momentem dla likwidacji obecnego kształtu Unii po to, aby uratować Europę i Zachód jako cywilizację.
Jest faktem, że Unia w tym kształcie przestaje gwarantować nawet to, co miało być jej najważniejszym atutem: pokój w Europie.
Marzenie o niemieckim imperium znowu uruchamia demony.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/592071-wazna-uwaga-wildsteina-niemcom-wcale-nie-chodzi-o-biznes