Piątkowa konferencja prasowa generała Sergieja Rudskoja, dowódcy operacyjnego rosyjskich sił zbrojnych jest istotna, bo jak się wydaje odsłania kontury planu politycznego Moskwy, tego w jaki sposób Kreml chce rozegrać i ma nadzieję wygrać obecne starcie z Zachodem.
Przypomnijmy, że rosyjski generał poinformował o zakończeniu pierwszego etapu wojny na Ukrainie i przejściu do kolejnej fazy. Ważna jest też interpretacja dotychczasowego przebiegu konfliktu, który, w opinii rosyjskich sztabowców przebiega „zgodnie z planem”. Na czym zatem miał polegać tenże plan? Rudskoj zaznaczył, iż głównym wojennym celem Moskwy było „wyzwolenie” terenów Donbasu, czyli osiągnięcie granic administracyjnych z roku 2014 obydwu „republik ludowych”. To już się prawie stało, bo - jak powiedział - rosyjskie wojska kontrolują już 93 proc. obszaru „republiki” ługańskiej i 54 proc. donieckiej. W Ługańsku już zapowiedziano referendum w sprawie przyłączenia do Rosji, co oznacza, że możemy mieć do czynienia z politycznym planem inkorporacji zajętych przez Rosjan terenów Ukrainy. Teraz, i na tym polega druga faza planu wojennego rosyjskich sztabowców, wojska mają koncentrować się przede wszystkim na walkach na południu Ukrainy, po to aby zacząć kontrolować cały Donbas. To co zachodni analitycy uznali za zmianę celów wojennych Moskwy, wymuszoną wielkimi stratami i zatrzymaniem ofensywy na Kijów, rosyjski generał ocenia zupełnie inaczej. Otóż jego zdaniem działania Sztab Generalny miał dwie opcje – przeprowadzenie ograniczonej operacji w rejonie Donbasu, ale wtedy zawsze groziłyby kontrataki strony ukraińskiej lub mógł wybrać inny wariant, szerzej zarysować uderzenie, związać siły Kijowa na północy, po to aby uzyskać przewagę na południu.
Jaka jest strategia Moskwy?
Po pierwszym miesiącu wojny rosyjskim siłom zbrojnym, jak argumentuje generał Rudskoj, udało się też doprowadzić do faktycznej demilitaryzacji Ukrainy, niszcząc w znacznym stopniu jej potencjał wojenny, ale również infrastrukturę przemysłową niezbędną do jego odbudowy. Wypowiedzi te, w oczywisty sposób będące czymś w rodzaju racjonalizacji post factum, rosyjskich niepowodzeń na północy Ukrainy i w rejonie Charkowa, warte są odnotowanie nie dlatego, że należy przywiązywać większą wagę do kłamstw wypowiadanych przed dowódcę rosyjskich wojsk operacyjnych, ale dlatego, że odsłaniają strategię Moskwy, która podlega pewnej ewolucji.
Wydaje się, że Rosja zrezygnowała nie tylko z idei zdobycia kontroli nad Ukrainą i ustanowienia w Kijowie przyjaznego jej rządu, ale również godzi się z myślą, iż demilitaryzacja Ukrainy, narzucona jej w ewentualnym traktacie pokojowym, nie będzie miała miejsca. Słowa generała Rudskoja o „demilitaryzacji de facto” są potwierdzeniem zarówno takiego rodzaju podejścia jak i tego, że Moskwa po tym jak osiągnie zadowalające postępy na południu Ukrainy (zdobycie Mariupola) może po prostu ogłosić zakończenie operacji i utrzymując znaczące siły w zajętych przez siebie ukraińskich prowincjach próbować skłonić Kijów do zaprzestania działań zbrojnych. Ta strategia zamrożonego konfliktu, trochę na wzór trwającego już 70 lat rozejmu między obydwoma Koreami, może pozwolić Putinowi na ogłoszenie „zwycięstwa” na użytek sterroryzowanej i ogłupionej propagandą wewnętrznej publiczności.
Ale jak wygrać wojnę z Zachodem, skłaniając go do akceptacji nowych warunków i nowego układu sił? Nieco światła na to jak myślą rosyjskie elity rzucają dwa wywiady, które udzielili Andriej Suszencow, dyrektor programowy Klubu Wałdajskiego i dziekan wydziału stosunków międzynarodowych MGiMO oraz Fiodor Łukianow, również dyrektor programowy w Klubie Wałdajskim a zarazem redaktor naczelny periodyku „Rossija w Globalnoj Politikie”. Obydwaj, to eksperci bliscy Kremlowi, zapewne ich opinii wysłuchują w administracji rosyjskiego prezydenta, ale to co mówią ważne jest również z innego powodu – przedstawiają oni nie tylko interpretację polityki rosyjskiej, ale również linię argumentacji, która ma, w moim odczuciu, przekonać szeroko rozumiane elity Federacji Rosyjskiej, iż zarówno obecną wojnę z Ukrainą, jak i starcie z Zachodem, Moskwa ma szansę wygrać. Suszencow mówi w wywiadzie, jakiego udzielił Moskiewskiemu Komsomolcowi, iż głównym osiągnięciem Rosji, w obecnej fazie konfliktu, jest przekonanie Zachodu, że „nie żartuje”, deklaracje związane z poszanowaniem dla jej interesów musza być brane poważnie i ich lekceważenie skończy się wojną. Jak mówi:
Po 24 lutego wszystkie takie prowokacyjne działania wojskowe państw NATO wzdłuż naszych granic nagle ustały: nagle zdali sobie sprawę, że Rosja zareaguje.
W takim rozumieniu, celem Rosji ma być osiągnięcie czegoś w rodzaju „zbrojnego pokoju” z Zachodem. Dlaczego niezbędny był atak na Ukrainę? Przede wszystkim z tego powodu, że z racji swego położenia, ale również potencjału ludnościowego i gospodarczego, jest to państwo będące, w przyszłości, w stanie zagrozić Federacji Rosyjskiej. Z perspektywy Moskwy, Ukraina jest tym czym Pakistan dla Indii. Państwem będącym stałym zagrożeniem, z którym rywalizacja porządkuje na lata cała geostrategię i porządek wewnętrzny. Organizmem, którego nie da się kontrolować a który może być zawsze wykorzystany przez czynniki zewnętrzne chcące zagrozić Rosji. Przeto lepiej wykonać uderzenie kiedy jest względnie słaby, zniszczyć rodzące się zagrożenie, niż latami borykać się wyzwaniem u swoich granic. Kolejną kwestią, którą porusza Suszencow jest odpowiedź na otwarcie postawione przez rozmawiającego z nim dziennikarza pytanie – czy obecnie Rosja ma jakąkolwiek szansę aby uniknąć przeobrażenia w chińskiego junior partnera, państwo podporządkowane woli Pekinu? Udziela na nie ciekawej i wartej dostrzeżenia odpowiedzi. Po pierwsze, zauważa, sojusz chińsko – rosyjski jest z perspektywy Moskwy lepszą opcja niż ewentualna „zgoda” z Zachodem, nawet jeśli miałby oznaczać zmianę charakteru relacji z Państwem Środka. To jednak nie jest czymś nieuchronnym, bo jak zauważa, zarówno Rosja jak i Chiny, „patrzą w inną stronę”. Polem zainteresowania Moskwy jest Europa, a interesy Pekinu skoncentrowane są przede wszystkim na rejonie Indo – Pacyfiku, nie ma zatem perspektywy ich konfliktu a oba państwa są zainteresowane współpracą o wyraźnym wektorze antyamerykańskim. Na postawę Chin i skłonność elit tego państwa aby uprzedmiotowić Moskwą powściągliwie wpływa też rosyjski potencjał nuklearny, system wczesnego ostrzegania przed ewentualnym amerykańskim uderzeniem. Suszencow jest przy tym zdania, że Chiny w dłuższej perspektywie zainteresowane są osłabieniem Ameryki, co nie musi oznaczać czynnego wsparcia Rosji w obecnym konflikcie. Ale też, i to jedna z najważniejszych konkluzji rosyjskiego eksperta, nie mamy do czynienia z krótkotrwałym starciem. Wojna na Ukrainie jest dopiero początkiem globalnej rywalizacji, dwóch wrogich sobie obozów. W jednym ze względu na wspólnotę interesów strategicznych znajda się Chiny i Rosja, ale to z czym obecnie mamy do czynienia oznacza też polaryzację która dotknie i inne państwa. W jego opinii antyrosyjskie sankcje, przede wszystkim blokada aktywów Moskwy, spowoduje w dłuższej konsekwencji upadek światowego systemu opartego na dolarze jako na walucie rozliczeniowej i rezerwowej oraz powstanie dwóch bloków, wrogich sobie, również w obszarze gospodarki i finansów.
Suszencow jest przekonany, mówi o tym otwarcie, iż to zagrożenie, skłoni z czasem kolektywny Zachód do poszukiwania dróg poprawy relacji z Rosją. Utrzymywanie sankcji przez długi czas będzie bowiem powodowało groźną sytuację dla państw korzystających z obecnego systemu rozliczeniowego, ale przede wszystkim, jak uważa, Stany Zjednoczone nie mogą pozwolić aby Rosja „przegrała w większym stopniu niż to konieczne”, bo taka ewentualność będzie wpychała Moskwę w trwały sojusz z Chinami, co nie leży w amerykańskim interesie strategicznym. Trzeba zatem, argumentuje, przetrwać obecny stan emocjonalnego wzburzenia liderów Zachodu, bo z czasem, w związku z kosztami jakie ponosi gospodarka ich państw i z szeroko rozumianym własnym interesem strategicznym, zaczną poszukiwać nowego „punktu równowagi” z Rosją. Nie oznacza to przyjaźni, raczej jak mówi na początku wywiadu, zbrojny pokój z jasno określonymi „czerwonymi liniami”, ale też nie jest perspektywą wojny do końca i zaduszenia przez zachód rosyjskiej gospodarki oraz państwowości. Jak mówi, „może nie będzie u nas drogich czerwonych win francuskich, ale będziemy mieli dochody ze sprzedaży gazu i niklu do Niemiec”.
W jego opinii Zachód może zacząć eksperymentować szukając innych kierunków zaopatrzenia w źródła energii, ale tych nie ma w świecie w nadmiarze. Liczą się też koszty, i za trzy lata, jak argumentuje „trudno będzie wytłumaczyć obywatelowi Niemiec, że musi za gaz płacić dwa razy drożej” tym bardziej jeśli „kryzys ukraiński zakończył się już 3 lata temu”. Z tych opinii wyłania się jasny program dla rosyjskich elit – przetrwać. Szybko rozstrzygnąć wojnę z Ukrainą, a potem czekać na zmianę polityki zachodu wykorzystując możliwości obejścia blokad – handlując z Indiami, Chinami, Brazylią, państwami Bliskiego Wszystkimi, które nie wsparły czynnie antyrosyjskich sankcji. Relacje z Zachodem będą złe, raczej przez lata będziemy mieć do czynienia ze „zbrojnym pokojem”, ale rosyjskie interesy będą, ze strachu, uwzględniane, a kraj pozostanie strategicznym graczem w skali świata, co nie było takie pewne gdyby Moskwa przyjęła opcję porozumienia z Ameryką. Warto zwrócić uwagę na coś jeszcze. A mianowicie Suszencow mówi, iż obecnie mamy do czynienia z czymś w rodzaju „naturalnego eksperymentu”, zderzyły się strategie Rosji, Ukrainy i Zachodu. Każdy dąży do osiągnięcia fundamentalnych, ze swojej perspektywy, celów. Kto wybrał lepszą drogę? Będzie to wiadomo, jak argumentuje, z końcem tego roku. To co się w tej wypowiedzi rzuca w oczy to inna perspektywa czasowa. W Polsce, w Europie raczej jesteśmy skłonni myśleć o kryzysie w związku z wojną rosyjsko – ukraińską w kategoriach najbliższych tygodni, może dwóch – trzech miesięcy. Rosjanie już planują swe działania obliczone na trwanie w konflikcie przez lata.
Co zrobią Chiny?
Fiodor Łukianow też sporo mówi o nadchodzących miesiącach, również w kontekście polityki Chin wobec wojny rosyjsko – ukraińskiej. Podobnie jak Suszencow jest on zdania, że strategiczne interesy plasują Pekin po stronie Rosji, co nie oznacza, że Chiny zaangażują się w konflikt na Ukrainie, dostarczając np. Moskwie zaopatrzenie. Do jesieni, do wrześniowego zjazdu PKCH, nic takiego najprawdopodobniej nie nastąpi. Xi Jinping zabiega obecnie o wybór na trzecią kadencję, co, gdyby mu się to udało, byłoby ewenementem w chińskiej historii, w związku z tym nie zaryzykuje, zdaniem Łukianowa, niczego co utrudniałoby mu zjazdowe zwycięstwo. Ale po tym jak umocni on swa władzę większe zaangażowanie Pekinu w budowanie nowego porządku światowego nie jest wykluczone. Stanie się tak również i dlatego, że jak zauważa rosyjski ekspert Waszyngton niczego nie proponuje Pekinowi, ograniczając swe obecne oddziaływanie do gróźb i ostrzeżeń. Oznacza to jego zdaniem, że Amerykanie nadal uważają, iż to Chiny są głównym rywalem, co z kolei zmusza Pekin do twardej gry i przygotowywania się na presję ze strony Waszyngtonu. Tego rodzaju perspektywa jest korzystna dla Rosji, choć z Ukrainą będzie musiała poradzić sobie sama. Ale, w opinii Łukianowa nie to jest obecnie głównym wyzwaniem dla Moskwy, a raczej zachodnie sankcje, które on określa mianem „wojny ekonomicznej” z Rosją. Sukces w tym konflikcie, który będzie trwał znacznie dłużej niźli gorąca wojna na Ukrainie, zależy od postawy Chin, od woli Pekinu, aby współuczestniczyć i współkształtować nową globalną gospodarkę, sferę wymiany wolną od dolara i wpływu Amerykanów czy szerzej rozumianego Zachodu.
Chiny wychodzą z tego, że konfrontacja ze Stanami Zjednoczonymi jest nieunikniona. To już się dzieje i będzie się tylko pogłębiać. A w tej konfrontacji Chiny potrzebują, aby Rosja była przynajmniej niezawodnym obrońcą zaplecza, a najlepiej by była częścią tej konfrontacji po ich stronie. Przed kryzysem ukraińskim, jego ostrą fazą, Rosja miała pewne pole manewru. Teraz tak nie jest – sami musimy upierać się, że razem z Chińczykami jesteśmy gotowi działać przeciwko Ameryce w niemal każdej formie
— diagnozuje nowe realia Łukianow.
Innymi słowy, starcie dwóch globalnych bloków jest nieuniknione, Rosja na trwałe znalazła się w orbicie chińskiej, ale nie mając wyboru musi zaakceptować rolę junior – partnera, która wydawała się jeszcze niedawno sprzeczna z jej interesami. Moskwa ma już obecnie mniejsze pole manewru, będzie musiała też zrezygnować z prób uprawiania w Azji polityki balansowania, równoważenia dobrą współpraca z Indiami, Japonią czy Wietnamem chińskiej przewagi. Również w przestrzeni postsowieckiej, w Azji Środkowej i na Kaukazie Południowym Moskwa musi liczyć się ze spadkiem swych wpływów. Taka jest geostrategiczna cena „operacji” przeciw Ukrainie ale dziś Moskwa nie ma wyboru, musi ją rozstrzygnąć po swojej myśli i przygotować się na bardzo długą rywalizację z Zachodem. Paradoksalnie podział świata na dwa wrogie sobie, rywalizujące na każdym polu, bloki jest obecnie w interesie Rosji, zwiększa jej szanse przetrwania. Choć raczej należałoby napisać, że w rosyjskim interesie jest powstanie silnego bloku chińskiego, w którym znalazłaby się Moskwa i słabego, zróżnicowanego i niekonsekwentnego w swej polityce bloku państw Zachodu. Tylko w takiej perspektywie Rosja jest w stanie przesądzić obecny konflikt na swoją korzyść, wojnę, która jeszcze długo się nie skończy, nawet jeśli na Ukrainie działania bojowe ustaną lub zostaną zakończone. W tym ujęciu Rosja przeszła Rubikon, nie ma już dzisiaj nic do stracenia i musi ostatecznie, aby przetrwać, wywrócić stary porządek światowy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/591816-rosyjski-plan-zwyciestwa-na-ukrainie-i-w-wojnie-z-zachodem