Ciekawą charakterystykę współczesnej kondycji mentalnej Rosjan przedstawił w wywiadzie dla Radia Swoboda rosyjsko-amerykański filozof i filolog Michaił Epstein. Jego punkt obserwacyjny jest wyjątkowy, ponieważ 40 lat swojego życia spędził w Związku Sowieckim, a następne 32 lata w Stanach Zjednoczonych, zajmując się m.in. semiotyką i kulturologią obu narodów oraz porównując odmienne zasady i porządki w nich panujące. To sprawia, że myśliciel, który wydał około 40 książek tłumaczonych na 24 języki świata, ma ogląd obu kultur zarówno od środka, jak i z zewnątrz.
Ideologia niebezpieczna i karykaturalna
Komentując stosunek społeczeństwa rosyjskiego do agresji na Ukrainę, Epstein dochodzi do wniosku, że wyznaje ono specyficzny światopogląd, na którego określenie nie ma adekwatnego pojęcia w słowniku terminów ideowo-politycznych. Proponuje więc zastosowanie nowej definicji: „schizo-faszyzmu”, czyli „faszyzmu przebranego za walkę z faszyzmem”. Przy czym mianem „faszyzmu” określa on „całościowy światopogląd, który łączy teorię wyższości moralnej, etnicznej lub rasowej, boskiej misji, imperializmu, nacjonalizmu, ksenofobii, dążenia do supermocarstwa, antykapitalizmu, antydemokracji i antyliberalizmu”. Ta agresywna i niebezpieczna, a zarazem karykaturalna ideologia jest – według niego – z jednej strony spuścizną postsowiecką, a z drugiej dziedzictwem o wiele starszych tradycji rosyjskich.
Dla obu tych nurtów głównym wrogiem był Zachód – i to pod różnymi postaciami: Polski, Szwecji, Francji, Niemiec czy Stanów Zjednoczonych. Przy czym stosunek do owego Zachodu zawsze pozostawał dwuznaczny. Z jednej strony kopiowano zachodnie wzory i korzystano z zachodnich osiągnięć, ale z drugiej gardzono tymi, od których pochodziły te zapożyczenia. Przejmowano tylko formy i narzędzia, a następnie często obracano je przeciw tym, którzy je wymyślili. Kwintesencją takiej postawy były rządy Piotra I, o którym mówiono, że buduje Azję europejskimi metodami. Albo spadkobierców Włodzimierza Lenina, który powtarzał, że kapitaliści powinni sprzedać bolszewikom sznur, na którym potem zostaną sami przez tych bolszewików powieszeni.
Schizofrenia znaczy rozszczepienie
Dziś ta dwoistość jest jeszcze bardziej paradoksalna, ponieważ przedstawiciele rosyjskiej elity władzy z jednej strony pomstują na zgniły, zdegenerowany, zdemoralizowany Zachód, a z drugiej mają konta w szwajcarskich bankach, kamienice w Londynie, wille w Toskanii, rezydencje na Lazurowym Wybrzeżu, a dzieci na amerykańskich uniwersytetach. To jest właśnie owa schizofrenia będąca komponentem „schizo-faszyzmu”.
Człowiek cywilizacji zachodniej dąży raczej do zintegrowania swojej osobowości i zlikwidowania stanu wewnętrznego rozdarcia. Dla Rosjanina jednak taka (z naszego punktu widzenia) dysfunkcja nie jest niczym niezwykłym. Dla niego jest oczywiste, że można – jak pisze Epstein – „być jednocześnie romantykiem i zbójcą, żyć szczerością kłamstwa, czyli kłamstwem bez oszustwa, jak wtedy, gdy mówi się nam, że postęp wojsk rosyjskich jest spowalniany przez tchórzostwo ukraińskich neonazistów”.
Na tej schizofrenii bazuje propaganda Kremla, która nie dba w ogóle nawet o najmniejsze pozory zgodności z rzeczywistością. Przykładem tego może być choćby słynna konferencja prasowa Siergieja Ławrowa, podczas której oświadczył on, że Rosja nie zaatakowała Ukrainy. Takie wypowiedzi – według Epsteina – nie odwołują się do faktów, lecz do wzorców idealnych, wykreowanych przez władze.
Pochwała kłamstwa
W tym kontekście rosyjsko-amerykański myśliciel mówi o zasadniczej różnicy między Rosjanami a Amerykanami:
„Rosjanie uwielbiają kłamców, podczas gdy Amerykanie nie mogą tego znieść i z tego powodu Rosjanie uważają ich za masę ludzi nieostrożnych”.
Według Epsteina, przesycenie życia kłamstwami, które da się rozszyfrować, jest dla Rosjan źródłem dumy i szacunku otoczenia, ponieważ oznacza przynależność do grona ludzi, którzy są w stanie zrozumieć rzeczy poza słowami. Z tego powodu przykładanie miar cywilizacji zachodniej do rosyjskiej rzeczywistości może okazać się zwodnicze.
Pod znakiem „pół-swastyki”
Podobne, choć nie tak pogłębione refleksje wyszły spod klawiatury wiedeńskiego teologa Jana-Heinera Tücka, który na austriackim portalu katolisch.at stwierdził, iż podczas swego przemówienia 16 marca Władimir Putin użył retoryki czysto nazistowskiej. Nazwał mianowicie prozachodnich Rosjan „zdrajcami narodu” i wezwał społeczeństwo do „oczyszczenia się” z tych elementów. Przede wszystkim jednak mówił w kontekście wojny na Ukrainie o „ostatecznym rozwiązaniu”, które trzeba osiągnąć wszelkimi dostępnymi środkami.
Tück zwraca uwagę na paradoks, że posługując się językiem nazistowskim, Putin wezwał do „denazyfikacji” Ukrainy. Zdaniem austriackiego teologa, jest to zamiar absurdalny, ponieważ w Kijowie wcale nie rządzą naziści, co więcej – krajem „rządzi prezydent żydowskiego pochodzenia, który stracił przodków w nazistowskich obozach”. W świetle tego, o czym mówił Epstein, dla Rosjan nie jest to jednak wcale tak absurdalne.
O ile symbolem nazizmu była swastyka, o tyle znakiem „schizo-faszyzmu” stała się litera „Z”, którą ukraiński publicysta Witalij Portnikow nazwał „pół-swastyką”. Jego zdaniem jeszcze niedawno porównywanie Władimira Putina do Adolfa Hitlera wydawało się publicystyczną przesadą, przenośnią lub metaforą. Gdyby prezydent Rosji zmarł 23 lutego 2022 roku, zapewne przeszedłby do historii jako jeszcze jeden antyzachodni autokrata rządzący na Kremlu, jak zauważa Portnikow. Napaść na Ukrainę zmieniła jednak wszystko – od tej pory będzie już na zawsze nazywany zbrodniarzem wojennym i stawiany w jednym rzędzie z Hitlerem.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/591102-schizo-faszyzm-o-meandrach-rozdwojonej-duszy-rosyjskiej