Ukraiński wywiad wojskowy twierdzi, że rosyjskie elity planują obalenie Władimira Putina. Manewr ten ma być obliczony na przywrócenie więzi gospodarczych z krajami Zachodu. Jeżeli rzeczywiście do tego dojdzie, będzie to nic innego jak zwód dający Rosji czas na leczenie ran i zebranie kolejnych sił do następnej inwazji. Jeżeli bowiem ktokolwiek liczy, że ewentualne ustąpienie Władimira Putina zmieni wektory rosyjskiej polityki zagranicznej, to jest w grubym błędzie. Pozory zmiany władzy będą pułapką, a jej pierwszą ofiarą Europa Środkowo-Wschodnia.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Putin zostanie obalony przez oligarchów? Ukraiński wywiad wojskowy podaje nazwisko możliwego następcy. Kim jest?
Wystarczy zwrócić uwagę na to, kogo wymienia się jako następcę obecnego władcy Kremla - jest to ni mniej ni więcej tylko Aleksandr Bortnikow, obecny szef FSB, który 28 lat spędził służąc w KGB, również po przekształceniu tej jednostki w obecne struktury. Nawet zatem przy zmianie przywódcy, u steru rządów pozostałaby klika kagiebistów o stalinowskich sentymentach i wielkorosyjskich aspiracjach, co oznacza, że Rosja po zebraniu sił dalej parłaby na Zachód.
Czerwona ideologia
Sowieccy aparatczycy nigdy nie pogodzili się z rozpadem Związku Radzieckiego, chociaż może niekoniecznie tęsknili za ostatnim okresem jego istnienia, gdyż skutkował porażką w postaci odłączenia się od bloku sowieckiego poszczególnych republik i krajów satelickich, które korzystając z dziejowej szansy wybiły się na niepodległość. Klika kagiebistów tęskniła za okresem Związku Radzieckiego uginającego się pod krwawą ręką Józefa Stalina - pomniki zbrodniarza wyrastały niczym grzyby po deszczu przy akceptacji zdecydowanej większości Rosjan. Pragnienie wielkości zdecydowanie wyparło pamięć o terrorze, mordach politycznych, gwałtach i wielu patologiach, które ustrój komunistyczny skrzętnie pielęgnował jako ideologiczne wyznaczniki życia społecznego i gospodarczego.
I tak na wiele lat po upadku Związku Radzieckiego rozkwitał kult jego największego zbrodniarza, który liczbą pomordowanych ofiar przewyższył nawet Adolfa Hitlera. O to, aby ten kult się rozwijał dbał również sam Bortnikow, co zresztą część elit mu wypominała. W grudniu 2017 w liście otwartym opublikowanym przez „Kommersant” ponad 30 rosyjskich naukowców skrytykowało Bortnikowa za próby legitymizowania stalinowskiej wielkiej czystki w wywiadzie, którego udzielił „Rosssiiskaya Gazeta” w setną rocznicę ustanowienia Czeki. Zresztą cała polityka historyczna Putina i jego współpracowników, której symbolem jest tępienie stowarzyszenia Memoriał, to jedna wielka laudacja okresu stalinizmu. Totalitaryzm w Rosji ma się dobrze, nawet jeżeli stara się zachowywać przynajmniej pozory demokracji.
Co więcej, klika kagiebistów ewidentnie nie zamierza prowadzić Rosji drogą demokracji, ale zabetonować istniejący totalitaryzm, który ze względu na potrzeby kontaktów z Zachodem nigdy nie jest nazywany po imieniu.
Kosmetyczna zmiana w celu mydlenia oczu
Rządzący na Kremlu świetnie rozumieją sytuację, w jakiej się znaleźli: blitzkrieg na Ukrainę się nie powiódł generując nieprzewidziane wcześniej konsekwencje, a wynikła z tego trudna sytuacja kluczowego partnera Rosji czyli Niemiec wymaga pewnych kosmetycznych posunięć, aby dalsza współpraca mogła być kontynuowana przy ukontentowaniu obydwu stron. Owe kosmetyczne zmiany - zastąpienie Putina Bortnikowem, czy kimkolwiek innym z tej kliki - pozwoliłoby bowiem na nowe otwarcie i uspokojenie relacji z Zachodem. To nic innego jak sposób na zapewnienie Rosji dostatecznej ilości czasu, aby mogła się podnieść z klęski na ukraińskim froncie, zebrać nową armię, uzbroić - najlepiej za niemieckie euro - a następnie pójść na Zachód już nie tylko po trupie Ukrainy, ale i Polski czy państw bałtyckich. I nie jest to wcale political fiction. Taki pozorowany pucz dałby gigantyczne możliwości manewru zarówno Rosji, jak i Niemcom, w świat bowiem poszedłby przekaz, że dyktator-Putin został obalony i można wrócić do business as usual. I należy się obawiać, że mało kto wyciągnąłby wnioski z ukraińskiej lekcji tym bardziej, że takim krajom jak Francja czy Niemcy z różnych względów zależy na współpracy z Rosją i dla tego celu są gotowe poświęcić naprawdę wiele - również swój prestiż, czego dowiodło złamanie embarga i regularna sprzedaż broni do Rosji.
Jeżeli zatem oligarchowie rzeczywiście doprowadzą swój plan do końca i obalą Putina, zastępując go Bortnikowem w żaden sposób nie zmniejszy to poziomu zagrożenia ze strony Rosji, ani nie osłabi jej imperialnych apetytów. Taka zmiana przywódców byłaby pułapką - zręcznie wyreżyserowanym spektaklem obliczonym na naiwność Zachodu. Jeżeli Zachód podda się tej ułudzie, konsekwencje poniesie Europa Środkowo-Wschodnia, niezależnie od jej sojuszniczych uwarunkowań.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/590945-obalenie-putina-nie-bedzie-skutkowac-zmiana-wektorow-kremla