Daniel Henniger, komentator dziennika The Wall Street Journal napisał, że agresja rosyjska na Ukrainę już spowodowała, iż jesteśmy w stanie wojny światowej 2½.
Amerykański komentator powołał się przy tym na wypowiedzi dwóch ostatnich prezydentów Stanów Zjednoczonych, Bidena i Trumpa, którzy odwołując się do takich porównań opisywali obecną sytuację. Henninger zwraca w swym komentarzu uwagę zarówno na to, że konflikt ma wielki potencjał eskalacyjny, wręcz rozlania się na inne kraje, ale również podkreśla to, co zdaje się umykać naszej uwadze. Otóż jego zdaniem weszliśmy właśnie w konflikt nowego rodzaju, który toczy się w sytuacji zdominowania przez media społecznościowe światowego przekazu na temat wojny. Przewaga reakcji emocjonalnych, nawet histerycznych, co jest zresztą cechą charakterystyczna nowego porządku medialnego, powoduje, zwłaszcza w społeczeństwach demokratycznych narastającą presję na rządzących, aby ci reagowali na to, co można każdego dnia oglądać na ekranach smartfonów. W efekcie mamy do czynienia ze znaczną i lawinowo narastającą społeczną presją eskalacyjną, a Henninger wręcz pisze, że „zachowanie świata sugeruje, na razie, że zdecydowaliśmy, iż wszyscy jesteśmy teraz Organizacją Traktatu Północnoatlantyckiego, związaną pewnego rodzaju globalnym Artykułem 5: zmasowany, niesprowokowany atak na jednego z nas jest atakiem na wszystkich nas.” A zatem narastająca presja społeczeństw na rządzących skłania ku tezie, że i teraz będziemy mieli do czynienia z eskalacją konfliktu, wzrostem zaangażowania na Ukrainie Zachodu, co w konsekwencji może, choć oczywiście nie ma tu determinizmu, doprowadzić do wybuchu III wojny światowej.
Chiny zaangażują się w wojnę?
Skala reakcji państw, nawet tych oddalonych od Ukrainy, wskazuje na to, że wojna stała się triggerem przyspieszającym rekonfigurację sił i aliansów w skali globalnej, co też obiektywnie rzecz biorąc przyspiesza perspektywę konfliktu światowego. Zwróćmy uwagę na najistotniejsze symptomy tych trendów. Jak informuje Politico powołując się na źródła w europejskiej dyplomacji, ta ma „bardzo wiarygodne” świadectwa tego, że Pekin ma zamiar zaangażować się wojskowo w konflikt na Ukrainie po stronie rosyjskiej, dostarczając Moskwie broń, amunicję i żywność. Portal przytacza też opinie anonimowych dyplomatów w Brukseli, którzy zapowiedzieli wprowadzenie antychińskich sankcji, jeśli Chiny podejmą taką decyzję. A zatem konflikt handlowy może już w najbliższym czasie rozlać się szerzej.
Jeśli już jesteśmy przy decyzjach podejmowanych w stolicy Belgii, to warto też odnotować, iż rząd tego kraju właśnie postanowił o wstrzymaniu wygaszania ostatniej czynnej elektrowni atomowej, co oznacza, że w najbliższym czasie, z oczywistych względów, Unia Europejska stanie wobec konieczności rewizji swej polityki energetycznej i klimatycznej. Wskazują na to też deklaracje rządu w Sofii, którego przedstawiciel w randze wicepremiera powiedział, że Bułgaria nie przewiduje możliwości przedłużenie kontraktu z Gazpromem, który, co warto przypomnieć, wygasa w 2022 roku. W opinii Asena Wasliliewa wicepremiera nadzorującego energetykę Sofia już rozpoczęła rozmowy z Grecją i Turcją, których celem jest zawarcie umowy o wykorzystaniu istniejącej infrastruktury rurociągowej po to, aby zwiększyć import gazu ziemnego przede wszystkim z Azerbejdżanu, ale również z Kataru i innych państw basenu Morza Śródziemnego. Bułgaria jest też, jak powiedział Wasiliew, zainteresowana wspólnymi, europejskimi zakupami gazu ziemnego, który to mechanizm, zgodnie z zapowiedziami Komisji Europejskiej ma być niedługo uruchomiony po to aby m.in. zmniejszyć uzależnienie państw Unii od rosyjskiego gazu.
Warto pamiętać, że w przypadku Bułgarii niemal 100 proc. gazu pochodzi z Rosji, a niedawno zakończona została budowa bułgarskiego odcinka gazociągu będącego przedłużeniem Tureckiego Potoku, który umożliwia dostawy rosyjskiego gazu m.in. do Serbii i na Węgry. Tak nawiasem warto zauważyć, że aresztowany niedawno za gigantyczną korupcję i sprzeniewierzanie funduszy unijnych były premier Bojko Borysow, będący zwolennikiem kooperacji z Gazpromem, przez lata korzystał z politycznej ochrony, choć należałoby w tym kontekście raczej użyć terminu „krysza” którym w Rosji określa się patronat i współprace polityków z mafią, ze strony kanclerz Merkel i Europejskiej Partii Ludowej.
Zmiana sojuszy na Bliskim Wschodzie?
Deklaracje Bułgarii są istotne nie tylko ze względu na zapowiedź rewizji unijnej polityki energetycznej. Mają one też kontekst geostrategiczny. Jeśli bowiem mówimy o zwiększeniu dostaw gazu z Azerbejdżanu do Europy, to nie będą one możliwe bez udziału Turcji. Reuters poinformował właśnie, że władze Kataru, państwa blisko współpracującego z Ankarą chcą zwiększyć dostawy gazu ziemnego do Europy, po to aby uniezależnienie się od Rosji było możliwe. Taką deklarację władz Kataru uznać wypada za zapowiedź przegrupowania sił na Bliskim Wschodzie. Tym bardziej, że Arabia Saudyjska i Zjednoczone Emiraty Arabskie, które przez lata starały się politycznie izolować Katar, nie odpowiedziały pozytywnie na wezwania i zabiegi Waszyngtonu, aby zwiększyć wydobycie ropy naftowej zmniejszając w ten sposób presję cenową i pomóc izolować Rosję. Mało tego, niedawne zapowiedzi Rijadu, o gotowości przejścia w rozliczeniach z Pekinem na chińską walutę, wskazują na to, że na Bliskim Wschodzie może dojść do zmiany sojuszy. Arabia Saudyjska i związane z nią kraje (w tym tez zapewne Egipt) mogą zbliżyć się do ewentualnego bloku chińskiego i oddalić od Zachodu. To zaś wzmacnia pozycję Turcji, bez współpracy z którą nie ma mowy o zbudowaniu alternatywnych źródeł zaopatrzenia Europy w energię. Ankara jest zresztą obiektem zabiegów Waszyngtonu i w innym obszarze. Jak ujawnił dziennik The New York Times Wendy R. Sherman, osoba nr 2 w amerykańskim Departamencie Stanu, przebywając dwa tygodnie temu w Ankarze namawiała władze Turcji, aby te przekazały Ukrainie rosyjskie systemy S-400, których zakup przez ostatnie lata powodował ochłodzenie relacji amerykańsko – tureckich. Póki co rozmowy te nie dały większego efektu, ale w tym wypadku może chodzić o coś zupełnie innego. Ważne jest zarysowanie przez Waszyngton takiej perspektywy, to istotny sygnał strategiczny wysyłany Moskwie, bo gdyby Ankara zdecydowała się na takie posunięcie, to mielibyśmy do czynienia z tektoniczną zmianą zarówno w tureckiej jak i w amerykańskiej polityce. Warto pamiętać, że jeszcze niedawno przedstawiciele Stanów Zjednoczonych raczej podkreślali perspektywy współpracy z Grecją, a trzeba też pamiętać, iż Ateny niedawno podpisały z Francją antyturecki sojusz wojskowy. W posiadaniu Grecji jest też rosyjski system S-300, o którym obecnie cicho, choć potwierdzają się doniesienia, że analogiczne systemy zostaną przekazane Ukrainie przez Słowację, której przestrzeń powietrzną mają chronić niemieckie i holenderskie baterie rakiet Patriot. Trudno w tym wypadku mówić o definitywnych zmianach, rekonfiguracji sojuszy, czy wręcz ich odwróceniu, ale skala tego co się dzieje skłania do tezy, iż agresja Rosji na Ukrainę wymusza rewizję dotychczasowej polityki wielu państw, przemyślenie swego zaangażowania, aliansów i związków. Idźmy dalej.
Wezwanie do organizacji „nowego porządku światowego”
Premier Japonii, który niedawno wezwał do organizacji „nowego porządku światowego” w związku z rosyjską agresją i poinformował o przyłączeniu się Tokio do antyrosyjskich sankcji, a pamiętajmy, że ani aneksja Krymu, ani wojna w Donbasie nie skłoniła władz Japonii do takich posunięć, teraz poszedł jeszcze dalej. W czasie zakończonej w piątek wizyty w Indiach jednocześnie zapowiedział japońskie inwestycje, warte 42 mld dolarów ale także zaapelował do premiera Modi, aby ten zrewidował swą politykę wobec Rosji. Do tej pory Delhi stało z boku, uchylając się od jednoznacznych deklaracji, co w Moskwie odczytywane było jako gotowość współpracy z Rosją, również w działaniach, które miałyby na celu obejście sankcji Zachodu. Teraz, w świetle deklaracji Fumio Kishidy Indie muszą dokonać wyboru, polityka niezaangażowania nie jest już możliwa. Co ciekawe japoński polityk rozszerzył swoje oczekiwania mówiąc o formacie QUAD, co z perspektywy Indii, mającej nierozstrzygnięty spór o przebieg granicy z Chinami w Himalajach, jest istotnym sygnałem. Dla porządku odnotujmy, że Kishida w jednej z niedawnych wypowiedzi podniósł też kwestię rosyjskiej okupacji Archipelagu Kurylskiego a jego słowa, zwłaszcza teraz, zostały przyjęte w Rosji z dużą nerwowością.
Na zapowiedzi przekazanie Ukrainie słowackich systemów S-300, Moskwa odpowiedziała użyciem, po raz pierwszy w historii na polu boju, hipersonicznej rakiety Kindżał. W świetle deklaracji rzecznika rosyjskiego MON miała ona zniszczyć podziemny skład broni na zachodniej Ukrainie w rejonie Iwano – Frankiwska (Stanisławów), ale jej użycie można też odczytać jako wyraźny sygnał pod adresem Zachodu, iż Moskwa na działania, które uzna za eskalacyjne, odpowie agresywnie i ma wystarczające w tym zakresie możliwości.
Czy tak będzie oczywiście nie wiemy, mamy bowiem do czynienia też z grą, strategicznym teatrem, kiedy wszyscy chcą umocnić pokazując stanowczość i determinację swoje pozycje przed oczekiwanymi negocjacjami w sprawie zawieszenia broni. Nie ulega jednak wątpliwości, i tu trzeba zgodzić się z dziennikarzami CNN, którzy argumentują, że zbliżająca się europejska podróż Bidena będzie miała kluczowe znaczenie dla pokazania jedności politycznej Zachodu, choć, ich zdaniem, łatwiej będzie osiągnąć wspólny pogląd w jaki sposób pomagać walczącej Ukrainie. Również i z tego względu, że to przede wszystkim Ameryka dostarcza broń, a póki co administracja Bidena, zwraca uwagę aby nie przekroczyć pewnych granic eskalacji. Dlatego np. Waszyngton był przeciwny dostawom MIG-ów i nie przewiduje zaopatrzenia Kijowa w ciężkie drony a wysyła jedynie amunicję krążącą. Zarówno MIG-i, jak i ciężkie drony są to bowiem, w opinii amerykańskich wojskowych i polityków, systemy, które mogą być wykorzystane przez Kijów w celach ofensywnych, do przeprowadzenia uderzeń na terenie Rosji, a to mogłoby eskalować konflikt nawet do poziomu wojny regionalnej, czy wręcz światowej. Jednak Biden jest pod presją zarówno własnej opinii publicznej, wojskowych, strony ukraińskiej jak i sojuszników z Europy Środkowej i Północnej. Przeciągająca się wojna będzie też wzmacniała tych, którzy myślą o „dobiciu bestii”, ale przede wszystkim wyborców przerażonych skalą okrucieństwa i ofiar wśród ludności cywilnej. Co więcej, dotychczasowe działania Zachodu nie doprowadziły do zakończenia rosyjskiej agresji, ani nawet nie „zmiękczyły” stanowiska Putina, który nadal, w świetle deklaracji dyplomatów tureckich obecnych w trakcie rozmów Erdoğan – Putin chce, aby Ukraina uznała aneksję Krymu i niepodległość „republik Donbasu” w granicach administracyjnych z 2014 roku. To blokuje porozumienie, choć nie można wykluczyć czasowego zawieszenia ognia. Jednak jak powiedział niedawno doradca Zełenskiego Michaił Podolak negocjacje mogą trwać jeszcze przez kilka tygodni.
Drugi Kryzys Kubański?
W tym czasie, jeśli ten scenariusz się potwierdzi, będą podejmowane kolejne kroki mogące eskalować konflikt i kolejne państwa będą określać swą politykę, zarówno wobec Rosji, jak i wobec powojennego świata, w tym i relacji z Chinami. Jeśli w ciągu tych kilku tygodni nie dojdzie do przełomu i faktycznego zakończenia działań wojennych, to znajdziemy się w krytycznym punkcie – trzeba będzie albo eskalować wojnę, albo ustąpić, czyli zgodzić się ze strategiczną przegraną, na co nikt na Zachodzie nie wydaje się dzisiaj mieć ochoty. Ta perspektywa oznacza zaś, że za kilka tygodni możemy znaleźć się w oku drugiego Kryzysu Kubańskiego, tylko teraz wojna już trwa, a także zderzają się ze sobą interesy państw położonych na wszystkich kontynentach świata.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/590701-kilka-tygodni-do-iii-wojny-swiatowej