Postawa Olafa Scholza wobec Rosji, która prowadzi barbarzyńską wojnę przeciwko Ukrainie, wzbudza zdumienie przemieszane ze wzgardą. - Jak można tak postępować, będąc przywódcą najpotężniejszego państwa w Europie? Jak można być tak ślepym? Albo udawać tak ślepego na wyrachowane bestialstwo, które prowadzi do eksterminacji narodu ukraińskiego?
Zamiast włączyć się w nurt działań, które mogą zapobiec dalszym przestępstwom przeciwko ludzkości, osiągających rozmiary niewyobrażalnego okrucieństwa, Olaf Scholz wykonuje gesty, które nic go nie kosztują, przedstawiając je jako swój aktywny udział w wysiłkach zmierzających do przerwania wojny. Trudno zrozumieć, dlaczego rozmawia z Putinem pod pozorem troski „o jak najszybsze doprowadzenia do zawieszenia broni i poprawy sytuacji humanitarnej”, wiedząc z góry, że nie osiągnie niczego. Po co dzwoni do Putina, by „poszukiwać sposobów dyplomatycznego rozwiązania konfliktu”? Czyżby już zapomniał, jak półtora miesiąca temu Putin prowadził gorące negocjacje z przywódcami Europy i świata? Jak karmił ich gotowością do ustępstw, mając już ustalony harmonogram kolejnych decyzji, a rozpoczęcie „wojskowej operacji specjalnej” było już przesądzone.
Inicjując obecnie rozmowę z Putinem, stworzył mu tylko komfortową platformę do przesłania w świat fałszywego obrazu mówiącego, że ma szlachetne intencje, by doprowadzić negocjacje do szczęśliwego finału. I tak pewnie szybko można by tę wojnę zakończyć, gdyby nie „reżim kijowski, który stara się wszelkimi możliwymi sposobami opóźniać proces negocjacyjny, wysuwając coraz bardziej nierealistyczne propozycje”. Właśnie ten przekaz Putina można zapisać na konto politycznego dorobku Olafa Scholza, będącego owocem jego postawy.
Wszakże to nie Olaf Scholz w dowód wdzięczności za dostarczaną przez Rosję za grube miliony dolarów gaz i ropę, chętniej rozmawia z Putinem niż pomaga realnie Ukrainie. Kanclerz jest tylko przysłowiowym wierzchołkiem góry lodowej, którą stanowią z pewnością obecnie rządzący politycy Niemiec i wspierający ich wielki biznes niemiecki. Świadczy o tym odrzucenie przez Bundestag propozycji poświęcenia posiedzenia sprawom Ukrainy, bezpośrednio po wstrząsającym apelu prezydenta Żeleńskiego do parlamentarzystów niemieckich.
Nie chcę osądzać społeczeństwa niemieckiego, ale wydaje mi się, patrząc na przeszłość Niemiec, że to zwykle wobec tego narodu sprawdzało się powiedzenie - ryba psuje się od głowy. Być może to zbyt daleko idącą gorzka uwaga.
Za to gotowy byłbym bronić tezy, że Niemcy mają kłopot ze zrozumieniem pojęcia solidarności.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/590522-a-co-to-jest-solidarnosc-pyta-olaf-scholz