„Gdy na codziennym niebie błyskają rakiety rosyjskiego wojska, a w telewizji widzisz Władimira Putina przekonującego, że twój naród nie istnieje, świat zdaje się przewracać do góry nogami, a niepewność chwyta za gardło. Gdy znikąd pojawiają się charyzmatyczni lokalni przywódcy, wraca porządek, ład i poczucie bezpieczeństwa. Na takich ludziach opiera się nieugięta Ukraina” – pisze w raporcie z oblężonego miasta Jakub Augustyn Maciejewski.
Maciejewski relacjonuje na łamach tygodnika „Sieci”, jak Ukraińcy organizują się, by bronić swojej ziemi. Opisuje historie charyzmatycznego Konstantyna, który w wieku 35 lat jest jednocześnie dowódcą, administratorem, sędzią i gwarantem bezpieczeństwa. Jego osiedle natomiast stało się prawdziwą twierdzą.
Konstantyn dowiedział się o wojnie, gdy w nieodległy blok uderzył pocisk. Był 24 lutego, 4.45 rano. Dwie godziny później już miał pod ręką kilku uzbrojonych ludzi, kilkunastu dodatkowych przygotowujących obronę dzielnicy, a pod wieczór gotowy bunkier i umocnienia. Wielu Ukraińców wciąż było w szoku po wybuchu pełnoskalowej wojny, rozległej inwazji Rosji na ich kraj. Ale nie Kostia. On, absolwent kijowskiej politechniki, pracownik Komitetu do walki z Przestępczością Zorganizowaną i Korupcją, który brał udział w specjalnych akcjach przeciwko baronom narkotykowym i mafii, przygotowywał się do walki od lat. Jakieś dwa tygodnie przed wybuchem wojny kupił za tysiąc dolarów karabin BTS-12. – Używają go tureckie służby specjalne – oświadczył, gdy już trzymałem go w rękach. Ale w sejfie przechowywał jeszcze inne rodzaje broni – teraz nadszedł czas próby
— relacjonuje.
Lojalność wobec lokalnego przywódcy
Autor reportażu zwraca uwagę, że lokalny przywódca cieszy się dużym szacunkiem i lojalnością.
Obserwuję, jak jego ludzie wysłuchują wszystkich rozkazów z gorliwością adiutantów Piłsudskiego, jak przychodzą do niego przedstawiciele lokalnych wspólnot. – Komandir, dajcie nam trochę broni! – Nie mam, dam wam kamizelki, kilka granatów może. Potrzebuję spirytusu do dezynfekcji i worków na cement – dwaj rośli Ukraińcy słuchają w pokorze, legitymują się w prowizorycznym biurze Konstantina, wychodzą spełnić jego polecenia. Sztab obsługują dwie młode kobiety. Marina to żona komandira, a Anastazja była jego… doradcą finansowym. Był jej klientem w banku, omawiali sprawy kredytów i lokat, a gdy wybuchła wojna, Konstantin ewakuował ją z niebezpiecznej dzielnicy i przydzielił jej zadania administracyjne w swojej świeżo powołanej strukturze. Teraz obie panie rejestrują kolejnych ochotników, prowadzą rozległą dokumentację, księgują wydawanie i przyjmowanie kolejnych towarów
— czytamy.
Dziennikarz ukazuje również, jak zmieniło się codzienne życie mieszkańców. Szczególnie po zmroku.
Od 20.00 zaczyna się „komandancki czas”, czyli po naszemu godzina policyjna. Nie wolno wówczas zapalać światła w oknach ani poruszać się po mieście. Mundurowi mają prawo zastrzelić wówczas człowieka, który nie zastosuje się do poleceń. Tu nie ma żartów, kilkunastoosobowe grupy rosyjskich dywersantów zbierają się w różnych miejscach stolicy i atakują wojskowe obiekty – lecą granaty, strzelają karabiny, huk w środku nocy rzuca blady strach na ludność cywilną. Na co drugim skrzyżowaniu w mieście stoją uzbrojone po zęby warty pilnujące rozciągniętych w poprzek jezdni barykad, drutów kolczastych, umocnień przeciwczołgowych
— opisuje.
Więcej w nowym, specjalnym wydaniu tygodnika „Sieci”. Artykuły z bieżącego wydania dostępne online od 14 marca br. w ramach subskrypcji Sieci Przyjaciół. Zapraszamy też do oglądania audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/590488-maciejewski-w-sieci-kozacka-twierdza-komandira-konstantina