Wielu komentatorów, obserwując dotychczasową kampanię wojenną w Ukrainie, zadaje sobie pytanie o przyczyny tak wielkiej kompromitacji armii rosyjskiej. Żeby zrozumieć ten problem, należy uświadomić sobie podstawową prawdę: każda armia jest odzwierciedleniem społeczeństwa, w którym powstała.
Imperium kłamstwa
Swego czasu Ronald Reagan nazwał Związek Sowiecki „imperium zła”. Niedawno te same słowa powtórzył prezydent Andrzej Duda w odniesieniu do Federacji Rosyjskiej. Przede wszystkim jest to jednak imperium kłamstwa.
Wystarczy przypomnieć sobie Siergieja Ławrowa, który kilka dni temu w obecności dziennikarzy z całego świata, bez zająknięcia stwierdził, iż Rosja nie napadła na Ukrainę. Albo generała Zołotowa, który stojąc obok patriarchy Cyryla przekonywał bez mrugnięcia okiem, że na wojnie Ukraińcy używają cywilów jako żywych tarcz. W takich chwilach przypomina się słynne zdanie z Dostojewskiego:
I spojrzał nań tym szczerym, uczciwym, promiennym spojrzeniem, którym patrzy Rosjanin zawsze wtedy, kiedy kłamie.
Przykład idzie z góry. Skoro rządzący kłamią w żywe oczy, idąc w zaparte wbrew oczywistym faktom, to dlaczego nie mieliby tego robić ci, którzy stoją niżej w hierarchii społecznej? Nieważne, czy się mówi prawdę; ważne, by mówić to, co się podoba przełożonym i co chcą oni usłyszeć. Stąd rozpowszechniona na każdym kroku „pokazucha”. Jak się okazuje, dotyczy to także raportowania i sprawozdawczości.
Przez ostatnie miesiące Wydział 5 Federalnej Służby Bezpieczeństwa, odpowiedzialny za wywiad w Ukrainie, pracował nad raportem dla Kremla dotyczącym stanu ukraińskiego państwa, władzy i armii. Żeby dane były precyzyjne, skierowano do tego zadania kilkaset dodatkowych osób. To właśnie na podstawie tego dokumentu Putin podjął decyzję o ataku, przekonany, iż będzie to „operacja chirurgiczna”, zakończona błyskawicznym sukcesem. Rosyjscy żołnierze nie mieli ze sobą wystarczających zapasów amunicji i żywności, mieli natomiast paradne mundury, które mieli ubrać na defiladę zwycięstwa w Kijowie.
Treść raportu okazała się zafałszowana pod kątem tego, co chciał usłyszeć wódz. Błędne dane wyjściowe spowodowały zaś wybór błędnej strategii, co nie mogło skończyć się dobrze.
Rozkradzione imperium
Współczesna Rosja jest państwem ufundowanym na jednej wielkiej kradzieży, co opisał świetnie profesor Włodzimierz Marciniak w swej książce „Rozgrabione imperium”. Po upadku Związku Sowieckiego doszło tam do „prychwatyzacji”, czyli przejęcia za bezcen państwowego majątku przez nieliczne grono osób wywodzących się z pogranicza komunistycznej nomenklatury i służb specjalnych.
I znów przykład idzie z góry. Skoro rozkradanie państwowego majątku jest przepustką do bogactwa i władzy, to dlaczego ludzie stojący niżej na szczeblach drabiny społecznej nie mieliby pójść tą samą drogą? Dotyczy to także mienia wojskowego, zaś idealną okazją do „tunelowania” armijnego budżetu są manewry. Można np. symulować ćwiczenia na poligonie, wykazując większą liczbę wylatanych godzin lub przejechanych kilometrów, a w rzeczywistości sprzedawać na lewo hektolitry benzyny. Skoro czołg T-72 zużywa w trudnym terenie około 800 litrów na 100 kilometrów, to wpisanie dodatkowych 100 kilometrów przejazdu dla batalionu czołgów, które w rzeczywistości nigdzie się nie ruszały, to naprawdę złoty interes.
Trzeba pamiętać, że przed agresją na Ukrainę armia rosyjska przez parę miesięcy prowadziła manewry na Białorusi. Byłoby czymś naprawdę nadzwyczajnym, gdyby część jej zasobów nie została wówczas zdefraudowana.
Tego rodzaju podejście odbija się nie tylko na brakach materiałowych, amunicji czy paliwa, lecz także na stanie technicznym sprzętu wojskowego, który wygląda, jakby nie był konserwowany od lat. A trzeba przecież dokonywać stałych przeglądów, wymieniać olej, mieć w zapasie części zamienne itd. Wiele znamienne są zwłaszcza zdjęcia pokazujące popękane opony rosyjskich wozów bojowych, które ugrzęzły w ukraińskich błotach. Gumy sprawiają wrażenie, jakby były niewymieniane przez całe lata. Po co zresztą wymieniać stare opony na nowe, skoro można pieniądze przeznaczone na ich zakup wziąć sobie do kieszeni? Najważniejsze, żeby liczba sztuk się zgadzała.
I tak wygląda rosyjska armia: liczba sprzętu się zgadza, lecz jego zdolność bojowa jest poniżej oczekiwań.
Jedna armia, dwa światy
Rosja jest państwem, gdzie panuje olbrzymie rozwarstwienie społeczne. Jest kasta oligarchów, posiadająca całe gałęzie przemysłu, własne jachty i odrzutowce czy rezydencje na Lazurowym Wybrzeżu. Otacza ją warstwa pomniejszych bogaczy, działających na styku biznesu i władzy oraz będących beneficjentami systemu powstałego po upadku komunizmu. Jednak zdecydowana większość obywateli Rosji, zwłaszcza tych mieszkających na prowincji, gdzieś w „głubince”, klepie biedę i ledwo wiąże koniec z końcem.
Struktura społeczna współczesnej Rosji przypomina więc republiki bananowe, w których odgrodzeni od reszty ludu miliarderzy pozostają obojętni na los biedoty, nie dbając o bardziej sprawiedliwą redystrybucję bogactwa.
Skoro armia jest odzwierciedleniem społeczeństwa, to podobne dwa światy, których wydaje się nic nie łączyć, obserwujemy także w wojsku. By się o tym przekonać, wystarczy posłuchać przechwycone przez SBU nagrania rozmów zwykłych rosyjskich żołnierzy. Nie mają oni żadnego szacunku do swych przełożonych. Uważają, że ci ostatni porzucili ich samych sobie i nie interesują się w ogóle ich losem.
Oczywiście, w wojsku zawsze istniała sztywna hierarchia oraz podział na oficerów i szeregowych żołnierzy. Jednak na polu walki musieli stanowić jeden organizm. Dowódca musiał mieć autorytet i posłuch wśród podwładnych. Tak jak tytułowy bohater słynnej piosenki „Komandir bataliona”, wykonywanej przez grupę Lube (ulubiony zespół rockowy Władimira Putina).
Na tej wojnie tego nie widać. Stopień nieskrywanej pogardy i ilość siarczystych przekleństw skierowanych pod adresem kadry oficerskiej przez żołnierzy liniowych (na przechwyconych nagraniach) pokazują, że rosyjscy dowódcy nie mają żadnego autorytetu i szacunku wśród swych podwładnych. Nie ma tam tego, co Amerykanie nazywają „team spirit”. Taki duch musi jednak zbudować dowódca. A takich dowódców brakuje.
Podobnych przykładów pokazujących, jak kondycja społeczeństwa wpływa na stan armii, można podać więcej. Wniosek jest oczywisty: jeśli naród drążą patologie, to nie można oczekiwać, że ominą one także wojsko. To ujawnia się później na polu boju.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/589898-przyczyna-blamazu-rosjan-jakie-spoleczenstwo-takie-wojsko