Wczorajsza, trwająca 75 minut rozmowa Emmanuela Macrona i Olafa Scholza z Władimirem Putinem nie przyniosła, jak informują media, przełomu. „Der Spiegiel”, powołując się na przecieki z otoczenia prezydenta Francji napisał nawet, że przedstawiciele Zachodu „nie odnieśli wrażenia” aby Moskwa była gotowa na zakończenie działań wojennych, czy nawet zawieszenie broni.
Co więcej, jak informuje ukraiński portal Dzerkało Tyżnia strona rosyjska podtrzymuje sześć swoich głównych żądań pod adresem Ukrainy. Warto je przytoczyć – po pierwsze Kijów miałby oficjalnie zrezygnować z dążenia do członkostwa w NATO, kontentować się statusem państwa neutralnego i wielostronnymi, z udziałem Rosji, gwarancjami bezpieczeństwa. Po drugie język rosyjski miałby stać się drugim językiem urzędowym na Ukrainie, a wszystkie obowiązujące do tej pory ustawy, które w opinii Rosjan mogą być uznane za dyskryminacyjne, miałyby zostać unieważnione. Kolejne dwa rosyjskie warunki to uznanie przez Kijów aneksji Krymu oraz niepodległości separatystycznych „republik” Donbasu w ich terytorialnym i administracyjnym kształcie z 2014 roku. Dwa ostatnie punkty kończące tę moskiewską listę marzeń, to „denazyfikacja” Ukrainy, choć nie do końca dziennikarze wyjaśnili co pod tym terminem należałoby rozumieć, a aktualna interpretacja mówi nie tyle o zmianie władzy w Kijowie, czego Rosja chciała na początku wojny, ale wprowadzeniu odpowiednich zmian legislacyjnych i wreszcie, ostatnim żądaniem jest demilitaryzacja, czyli zrzeczenie się prawa do posiadania broni o charakterze ofensywnym. W tym ostatnim przypadku to zapewne Rosja miałaby określać jakie uzbrojenie zakwalifikować można do grupy zakazanych środków. Emmanuel Macron miał określić te żądania jako nie do wypełnienia, a ponadto wyrazić wątpliwość w to, czy Putin jest w stanie obecnie prowadzić jakiekolwiek poważne rozmowy i zmierzać do zakończenia wojny. Czyli jednym słowem, impas.
Rosyjski i ukraiński punkt widzenia
Tak by wynikało z przecieków w stolicach Zachodu. Jeśli jednak wsłuchać się w to co mówi Zełenski, jego doradcy i współpracownicy, a także Putin i jego rzecznik Pieskow, to wyłania się nieco inny obraz. Z komunikatu Kremla po telefonicznej rozmowie Putina z Scholzem i Macronem wynika, że negocjacje rosyjsko – ukraińskie trwają w formacie on-line cały czas, a Pieskow powiedział, iż rozmowy prowadzi Władimir Medinski stojący na czele rosyjskiej delegacji. W czasie spotkania z Łukaszenką, w otwartej dla mediów części Putin powiedział, że w czasie mających miejsce codziennie kolejnych rund negocjacji z Ukrainą „są pewne pozytywne zmiany”. Jeśli zaś chodzi o wypowiedzi strony ukraińskiej, to prezydent Zełenski mówił niedawno o możliwym spotkaniu z Putinem w Jerozolimie, a jego doradca i szef delegacji na negocjacje z Rosją Michaił Podolak udzielił wywiadu rosyjskiemu dziennikowi Kommiersant. Już ten fakt jest znaczący, jednak bardziej interesujące jest to, co powiedział. Otóż przyznał on, że negocjacje się toczą, a nawet jest zdania, iż osiągnięto w niektórych obszarach znaczący progres. Zaznacza przy tym, że obecnie eksperci stron pracują nad tekstem dokumentów, które miałyby zostać podpisane, co należy odczytywać w ten sposób, że porozumienie zostało osiągnięte, a teraz dogrywane są szczegóły formalne. Podpisanie dokumentów może nastąpić, nawet, jak się wyraził „jutro, pojutrze”. Jego zdaniem w końcowej fazie są też proceduralne uzgodnienia w kwestii spotkania Zełenski – Putin, a związane z nim negocjacje na poziomie szefów MSZ-ów zakończyły się. Jak powiedział „Rosja bardziej adekwatnie ocenia dziś sytuację niż miało to miejsce na początku wojny”, ale jeszcze musi minąć „trochę czasu” aby była możliwa korekta rosyjskiego stanowiska umożliwiająca zawieszenie broni i rozpoczęcie negocjacji, w tym dotyczących bezpieczeństwa Ukrainy i jej geostrategicznego statusu po wojnie. Podolak mówi w tej rozmowie o powołaniu „grup roboczych” negocjujących szczegóły porozumienia mającego obejmować – wycofanie się wojsk rosyjskich z Ukrainy, odszkodowania za zniszczoną infrastrukturę i szczegóły porozumienie pokojowego. Odniósł się też w rozmowie z Kommiersantem do informacji na temat sześciu rosyjskich warunków, o których informowano po rozmowie telefonicznej Putina z przywódcami Francji i Niemiec. Otóż, jak zaznaczył, „o denazyfikacji w ogóle już nie ma mowy”. Kwestie tę Rosja podnosiła na początku rozmów, ale teraz już nie wraca do tematu. Jeśli chodzi o demilitaryzację Ukrainy, to doradca Zełenskiego stwierdził, że trwają rozmowy na temat gwarancji bezpieczeństwa dla Kijowa, ale przy tym podkreślił, iż „chcemy mieć pełnoprawną, dobrą armię, która będzie miała defensywny potencjał obronny. Widzimy, że jest to konieczne we współczesnym świecie. I będziemy mieli gwarancje polityczne i wojskowe, aby nie znaleźć się w sytuacji, w której staniemy twarzą w twarz z poważnymi kryzysami. Mam na myśli wojnę. Wszystko co dotyczy takich sformułowań jak demilitaryzacja brzmi absurdalnie. W rzeczywistości wyniki procesu negocjacji pokażą, że sformułowania będzie znacznie bardziej adekwatne”. To ciekawa uwaga, bo wynika z niej co najmniej kilka konsekwencji, oczywiście o ile uznamy, że deklaracje Podolaka odpowiadają prawdzie i nie chodzi tylko o grę słów mającą wprowadzić w błąd ukraińską i światową opinię publiczną. Jeśli potraktować to co mówi poważnie, to oznaczałoby to, iż Kijów nie ma zamiaru rezygnować z silnej armii, nawiasem mówiąc w tym duchu wypowiadał się też ostatnio Zełenski, a ponadto jest przekonany o możliwości uzyskania tego co ukraińskie elity określają mianem „międzynarodowych gwarancji”. Już wcześniej, pisałem o tym, była mowa o udziale w regionalnym systemie bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii, a także sąsiadów Ukrainy – przede wszystkim Turcji i Polski. O uczestnictwie Turcji rozmawiał niedawno w Antalyi minister Kułeba, jeśli chodzi zaś o Polskę to w ten sposób należy odczytywać słowa prezydenta Zełenskiego skierowane do naszego Zgromadzenia Narodowego, kiedy mówił on, że „jest nas razem 90 milionów”. A gdzie tu Francja i Niemcy? Jeśli poważnie traktować deklaracje Podolaka, że na uzgodnienie szczegółów potrzeba jeszcze kilku dni, to wygląda na to, że Paryż i Berlin mogliby się co najwyżej dołączyć do konstruowanego właśnie porozumienia, ale nie mają w tej materii wiele do powiedzenia. Podolak mówi, iż państwa, które wraz z Ukrainą i Rosją będą rozwiązywać problemy związane z perspektywą podpisania porozumienia pokojowego już teraz „w 100 proc. są zaangażowane w trwający proces”, „W każdej chwili – dodał - mogą usiąść (te państwa – przyp. M.B.) do stołu negocjacyjnego i dosłownie od razu włączyć się w prace końcowe, w podpisanie wstępnego dokumentu końcowego. Nie widzę tu żadnych problemów”.
Kontekst geostrategiczny sytuacji na Ukrainie
Opisując kontekst geostrategiczny tego co dzieje się na Ukrainie, 18 dnia wojny nie można nie dostrzec niezwykle interesującego artykułu, który napisał Hu Wei, wiceprezes chińskiego Centralnego Instytutu Historii i Kultury. To placówka założona w 1951 roku przez Mao Zedonga, która jest dziś głównym ośrodkiem analitycznym Rady Państwa, najwyższego organu władzy wykonawczej w Chinach. Wystąpienie eksperta porusza kluczową kwestię – konsekwencji wojny rosyjsko-ukraińskiej dla Chin i decyzji, które w związku z sytuacją niezwłocznie winien podjąć Pekin. Punktem wyjścia rozważań Hu Wei jest przekonanie, że Putin nie jest w stanie osiągnąć swych celów strategicznych na Ukrainie. Blitzkrieg się nie udał i teraz Moskwie pozostają rokowania pokojowe i nadzieja, że przy stole rokowań będzie można osiągnąć znaczące koncesje ze strony Kijowa. Jednak jak zauważa „czego nie można osiągnąć na polu walki równie trudno uzyskać w rokowaniach”. Generalnie, jak ocenia chiński ekspert, „rozpoczęcie akcji militarnej było nieodwracalnym błędem” Moskwy. Jakie będą geostrategiczne konsekwencje tego błędu? Konflikt będzie eskalował i jak pisze Hu Wei „nie można wykluczyć” zaangażowania się Zachodu. Tym bardziej, że możemy mieć do czynienia z eskalacją do poziomu konfliktu regionalnego a nawet nuklearnego. To zaś, czyli wzrost zaangażowania Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, w jego opinii, czyni perspektywę sukcesu Moskwy, zważywszy na różnicę potencjałów, jeszcze mniej prawdopodobną niż obecnie. Rosja nie ma wystarczających sił, aby kontrolować wojskowo i politycznie Ukrainę, która stanie się w jej rękach „gorącym kartoflem”, a sankcje, poczucie klęski i pogarszający się poziom życia mogą w konsekwencji prowadzić do destabilizacji sytuacji wewnętrznej w Rosji. Innymi słowy, geostrategiczne położenie Moskwy nie będzie się poprawiać, a na dodatek już widoczne procesy będą miały wpływ na układ sił w świecie, w tym sytuację Chin. Stany Zjednoczone odbudowały swa pozycję lidera świata Zachodu, co więcej siła obecnej konfrontacji będzie porządkowała również sytuację, wpływając na orientację, w Azji. Europa już zrewidowała swe marzenie o „strategicznej suwerenności”, należy się też spodziewać opuszczenia „żelaznej kurtyny” odcinającej Rosję od świata. Tylko, jak zauważa Hu Wei, teraz podział nie będzie przebiegał po linii kapitalizm – socjalizm, ale demokracja – państwa autorytarne, przy czym decyzja kogo zaliczyć do obozu wrogiego zapadała będzie w Waszyngtonie. „Siła Zachodu znacznie wzrośnie – argumentuje chiński ekspert - NATO będzie się dalej rozszerzać, a wpływy Stanów Zjednoczonych w świecie niezachodnim będą wzrastać. Po wojnie rosyjsko-ukraińskiej, bez względu na to, czy i jak Rosja dokona transformacji politycznej, znacznemu osłabieniu ulegną siły antyzachodnie na świecie”. A to oznacza, że Chiny, w rezultacie wojny Rosji z Ukrainą mogą znaleźć się w politycznej i przede wszystkim ekonomicznej izolacji. Tego rodzaju konstatacja winna skłaniać Pekin, postuluje Hu Wei, do podjęcia aktywnych działań, których celem byłaby ochrona własnych interesów. Jak pisze „Chiny nie mogą być przywiązane do Putina i te związki trzeba jak najszybciej przeciąć” (Warto na marginesie zauważyć, że pisze on o Putinie a nie o Rosji). Pekin winien wspierać Moskwę, bo jej wojna odciąga zainteresowanie Zachodu od Chin, ale tylko do momentu, kiedy nie rysuje się jej klęska. Perspektywa odniesienia przez Rosję sukcesu wygląda dziś blado co skłania chińskiego eksperta do przypomnienia zasady, iż „nie ma wiecznych sojuszników, są tylko wieczne interesy”. Kierownictwo Chin musi zatem uważnie obserwować rozwój sytuacji i dobrze wybrać moment, kiedy trzeba będzie zatroszczyć się o własne interesy a nie „siedzieć w tej samej łódce” z Putinem. „Chiny powinny dokonać jak największego strategicznego przełomu i nie być dalej izolowane przez Zachód. Odcięcie się od Putina i rezygnacja z neutralności pomoże odbudować międzynarodowy wizerunek Chin i ułatwić poprawę ich relacji z USA i Zachodem”. Ciekawe to propozycje zwłaszcza w kontekście tego, że jak pisze chiński ekspert, w elicie władzy w Pekinie trwa teraz dyskusja między dwoma obozami – jednym opowiadającym się za kontunuowaniem prorosyjskiej linii i drugim postulującym zwrot strategiczny, o którym pisze Hu Wei.
Politycznie Rosja zaczyna przegrywać tę wojnę
Politycznie Rosja zaczyna przegrywać tę wojnę. Zawęża się pole manewru Kremla, dochodzą też informacje, na razie trudne do zweryfikowania, o narastającym fermencie w rosyjskim obozie władzy. Putin miał nakazać umieszczenie w areszcie domowych kierującego V Zarządem FSB i jego zastępcę, w związku z błędnymi informacjami na temat słabości ukraińskiej armii i szerzej, systemu politycznego, są także doniesienia o czystkach wśród generałów. Zresztą potwierdzone informacje o tym, że stronie ukraińskiej udało się: „zlikwidować” co najmniej trzech oficerów w stopniu generalskim mogą potwierdzać, rosyjskie siły zbrojne mają poważne problemy z dowodzeniem, skoro wojskowi tej rangi uczestniczą w działaniach liniowych. Wydaje się zatem, ze Kreml stoi przed bolesnym dylematem – kontynuowania wojny, a nawet jej eskalacji, po to aby w polu osiągnąć sukces i poprawić swą pozycję negocjacyjną, albo liczenia się z koniecznością zaakceptowania niekorzystnych, w świetle pierwotnych planów, rozstrzygnięć. Ten pierwszy scenariusz jest trudny, musi bowiem oznaczać mobilizację, co w oczywisty sposób zakwestionuje narrację na temat ograniczonej operacji wojennej, którą Rosja prowadzi na Ukrainie. Formalne przygotowanie do mobilizacji rezerwy już się jednak rozpoczęły, Duma ma bowiem rozpatrywać nowelizację stosownej ustawy. Do tej pory kartę mobilizacyjną trzeba było wręczyć do rąk własnych powołanemu do służby, teraz będzie można wysłać ją pocztą na adres znany komisji uzupełnień, a poborowi niech się sami martwią czy nie zostaną zakwalifikowani do grona dezerterów.
Możemy mieć do czynienia nawet z próbami eskalacji konfliktu
Wojna może jeszcze trwać długo, determinacja Putina i odmowa nawiązania przezeń kontaktu z rzeczywistością może utrudnić osiągnięcie nowego punktu równowagi. Nawet możemy mieć do czynienia z próbami eskalacji konfliktu. Może też on skończyć się nagle. O tym co się stanie zdecyduje raczej kontekst geostrategiczny i polityczny niźli wojskowy. Już obecnie Rosja nie jest w stanie osiągnąć swych celów na polu boju, a czas wyraźnie pracuje na rzecz Ukrainy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/589681-rosja-zaczyna-politycznie-przegrywac-wojne-z-ukraina
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.