„Rosjanie nie byli przygotowani na wojnę, tylko na demonstrację zbrojną z założeniem, że państwo ukraińskie jako struktura i jego armia rozpadną się i skapitulują niczym na Krymie. To świadczy fatalnie przede wszystkim o rosyjskim wywiadzie, rozpoznaniu sytuacji, obrazie rzeczywistości w oczach rosyjskich polityków, decydentów” - mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl politolog, wykładowca Uniwersytetu Łódzkiego, prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski.
CZYTAJ TAKŻE: TYLKO U NAS. Rosyjska agresja w obliczu polityki Putina. Prof. Żurawski vel Grajewski: „Ukraina obroni się przed tą inwazją”
wPolityce.pl: Po dziesięciu dniach wojny na Ukrainie, Rosja nadal nie osiągnęła strategicznych celów, a Ukraińcy skutecznie bronią większych miast. Jakie są Pańskie przewidywania na kolejne dni konfliktu?
Prof. Przemysław Żurawski vel Grajewski: Na razie nic nie wskazuje na to, żeby nastąpił przełom w którąkolwiek stronę, jeśli chodzi o wojnę. Rosjanie nie wykazali zdolności zdobywania dużych aglomeracji miejskich. To wymaga zaangażowania wojsk w walki uliczne, które z natury tego rodzaju boju rokują olbrzymie straty wśród nacierających i oczywiście także ludności cywilnej. Obraz wojny, w tej fazie, w którą teraz wkroczyła na razie polega na tym, że Rosjanie wykorzystują swoją przewagę technologiczną w zakresie uderzeń lotniczo-rakietowych powodujących straty wśród cywilów i w tym sensie są psychologicznym naciskiem na decydentów ukraińskich. Chodzi o to, aby skłonić ich do kapitulacji, nie wskutek rozerwania wojskowego pierścienia obrony ukraińskiej, tylko wskutek rosnących strat wśród ludności cywilnej, które będą rosły, jeśli opór będzie kontynuowany. Natomiast nic nie wskazuje na to, żeby rosyjskie wojska lądowe były w stanie zapewnić osiągnięcie rosyjskich celów politycznych, czyli jakichś wielkich aglomeracji i zainstalowania tam marionetkowych rządów. W związku z tym, w istocie starcie odbywa się pomiędzy dwoma scenariuszami – podjęcia przez Rosję próby opanowania dużych miast poprzez uderzenie wojskami lądowymi (co zapewne zostanie złamane przez armię Ukraińską za cenę wysokich strat rosyjskich) albo scenariuszem natężenia ataków lotniczo-rakietowych z zamiarem zabicia tak dużej ilości cywilów, aby rząd ukraiński wydał wojskom rozkaz zaprzestania oporu. Myślę, że Ukraińcy w związku z faktem, że rozumieją czym będzie okupacja rosyjska (innymi słowy: eksterminacją elit ukraińskich, aby resztę sprowadzić do statusu poddanych), nie mają wyjścia i muszą się bronić bez względu na straty. Rosjanie nie będą w stanie ponosić tych strat w skali, która jest niezbędna do zdobycia miast.
Chyba można powiedzieć, że ostatecznie upada mit o wielkości rosyjskiej armii. Skąd się w ogóle wziął i dlaczego Rosja ma takie problemy w starciu z Ukraińcami?
Armia rosyjska nie zetknęła się jeszcze po 1991 roku, a tak naprawdę w ogóle od 1945 roku z przeciwnikiem, który choćby zbliżał się poziomem potęgi wojskowej do poziomu rosyjskiego, byłby nie tyle równorzędnym przeciwnikiem, co stanowił istotne wyzwanie. Ani potencjał Gruzji, ani Czeczenii nie pozwalał na rzucenie wyzwania Rosji i zakwestionowania tego, czy Rosja jest w stanie je pobić, czy nie. Bo wiadomo, że jest. Czeczeńców jest około miliona, Gruzinów około 4 milionów. Ukraińców jest 44 miliony i mają terytorium wielkości większej niż Francja. Opanowanie tego przez sto klikadziesiąt - dwieście tysięcy żołnierzy jest po prostu niemożliwe. Innymi słowy: Rosjanie nie byli przygotowani na wojnę, tylko na demonstrację zbrojną z założeniem, że państwo ukraińskie jako struktura i jego armia rozpadną się i skapitulują niczym na Krymie. To świadczy fatalnie przede wszystkim o rosyjskim wywiadzie, rozpoznaniu sytuacji, obrazie rzeczywistości w oczach rosyjskich polityków, decydentów. Stan armii jest osobnym zagadnieniem, również wypadł kompromitująco. Według mnie na ten obraz, który teraz mamy złożyły się rozmaite czynniki.
Jakie to czynniki?
Po pierwsze trzeba pamiętać, że armia rosyjska od paru miesięcy prowadziła manewry na Białorusi. Należy wyciągnąć wnioski nie teoretyczne, tylko rzeczywiste z faktu, że Rosja jest krajem głęboko skorumpowanym. Jeśli wojska 2-3 miesiące manewrowały na Białorusi, to oczywiste, że istotna część ich zasobów (np. paliwa) została zdefraudowana, rozsprzedana na lewo. W wykazach jednostek te materiały, amunicja, itd. istniały, a w rzeczywistości były sprzedawane przez żołnierzy. Oczywiście nie meldowano o tym dowodzącym, więc oni mieli obraz, że są w stanie działać.
Drugim bardzo ważnym elementem jest skuteczność ukraińskiej obrony terytorialnej, która atakuje rosyjskie kolumny zaopatrzeniowe. To są po prostu ciężarówki, cysterny, a zatem coś, co jest wrażliwe na ogień, nawet broni małokalibrowej. To nie są czołgi i wozy pancerne. Je też oczywiście można niszczyć, ale doniesienia, które do nas dochodzą dotyczą przecież w znacznej mierze niewydolności rosyjskiej logistyki nie będącej w stanie zaopatrywać wojsk. Z kolei to powoduje, że ofensywy grzęzną i część sprzętu jest porzucana z uwagi na brak paliw.
Trzecim czynnikiem jest morale wojsk rosyjskich, a także białoruskich. O ile dobrze rozumiemy sytuację, to w ogóle morale armii białoruskiej jako siły, którą można by użyć do agresji na Ukrainę w zasadzie nie istnieje. Natomiast morale wojsk rosyjskich jest słabe. Znacznie słabsze niż morale wojsk ukraińskich, które wiedzą czego bronią.
Te wszystkie czynniki powodują, że postępy ofensywy lądowej są słabe. Prestiż armii rosyjskiej upadł. Należy także zwrócić uwagę na fakt, że armia rosyjska po raz pierwszy musiała zadziałać w skali masowej, czyli wyciągnąć to, co ma z magazynów, a nie to, co jest w stanie pokazać na paradzie na Placu Czerwonym. Musiała zatem wyciągnąć starsze egzemplarze sprzętu, które po pierwsze są w rozmaitym stanie technicznym, a po drugie sam ich wiek powoduje, że na współczesnym polu walki nie są tą siłą przełamującą. Wszystkie wspomniane wyżej czynniki sprawiają, że cel polityczny wojny, dla którego została rozpoczęta, nie jest wykonalny. Faktycznie przed Rosją stoi zadanie wycofania się z tego konfliktu przy minimalizacji strat. Natomiast Putin nie może tego zrobić, bo straciłby władzę. A jakby stracił władzę, to pewnie i życie, zatem woli, żeby jego żołnierze ginęli na wojnie niż on miałby zginąć. Tym samym konflikt będzie trwał aż do momentu wywołania kryzysu wewnętrznego w Rosji, który sądzę, nastąpi szybciej niż na Ukrainie, bo Ukraińcy wiedzą czego bronią, za co się poświęcają i jaki będzie ich los w niewoli rosyjskiej.
Wspomniał Pan, że Rosjanie posiadają przewagę w powietrzu. Czy istnieje szansa, by Ukraińcy zniwelowali ją poprzez dostawy sprzętu od państw NATO?
Fizycznie jest taka szansa. Jest problem woli po stronie państw NATO-wskich, czy dostarczą ten sprzęt ryzykując jakieś kroki rosyjskie. Wydaje mi się, że Rosja nie jest w stanie w tej chwili (poza odwołaniem się do broni jądrowej, co jest mało prawdopodobne) skutecznie przeciwdziałać decyzjom NATO w zakresie dostaw broni. Raczej nierealistyczne jest ustanowienie zakazu lotów, albowiem słusznie sekretarz generalny NATO, a także wojskowi, przecież nie chodzi o wydanie deklaracji tylko egzekwowanie tego zakazu. A ono musi polegać na zestrzeliwaniu samolotów, które ten zakaz będą naruszać. Innymi słowy: samoloty państw Sojuszu Północnoatlantyckiego powinny rozpocząć patrolowanie nieba nad Ukrainą i zestrzeliwanie samolotów rosyjskich. Żeby wprowadzić samoloty NATO-wskie na niebo ukraińskie trzeba by obezwładnić rosyjską obronę przeciwlotniczą, czyli konieczne byłoby ostrzelanie jej rakietami manewrującymi z okrętów NATO-wskich, a to oznacza po prostu wojnę z Rosją. Dlatego NATO nie zdecyduje się na taki krok. Jeśli państwa Sojuszu Północnoatlantyckiego same nie zostaną zaatakowane, to do takiej wojny nie wejdą. Natomiast dostawy sprzętu dla Ukrainy jak najbardziej. Myślę, że to w końcu nastąpi. Chodzi raczej o to, żeby nastąpiło wcześniej niż później. Oczywiście mówimy o dostawach samolotów, bo inny sprzęt jest już dostarczany.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
mm
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/588615-zurawski-konflikt-bedzie-trwal-do-momentu-kryzysu-w-rosji