Jack Detsch, dziennikarz „Foreign Policy”, specjalizujący się w sprawach wojskowych na bieżąco informuje na temat formułowanych przez Pentagon ocen sytuacji na Ukrainie. Co wynika z ostatnich informacji? Po pierwsze Rosjanie rzucili do walki już 90 proc. zgromadzonych sił. Moskwa ma nadal znaczące z wojskowego punktu widzenia zasoby, ale w opinii amerykańskich ekspertów wojskowych nie ma świadectw, iż rozpoczęła ściąganie kolejnych oddziałów.
Pentagon nie dysponuje też dowodami na potwierdzenie pojawiających się informacji, że wojska Białoruskie miałyby wejść do wojny. Jeśli chodzi o sytuację na frontach, to Rosjanom znacznie lepiej wiedzie się na południu, zajęli już Chersoń i posuwają się w kierunku na Mikołajowa, co może zagrozić w perspektywie kilku dni Odessie. Wojska rosyjskie, dobrze osadzone - jak argumentuje Detsch - na Krymie mają też na południu krótsze łańcuchy zaopatrzenia i mniejsze problemy z jego dowiezieniem. Jeśli chodzi o ten ukraiński port to przygotowuje się on na inwazję. Na północy, Moskwa nie rezygnuje z prób okrążenia Kijowa, ale idzie jej na tym kierunku znacznie gorzej. Amerykański dziennikarz powołując się na informacje Pentagonu twierdzi też, o czym można było dziś przeczytać w kanałach informacyjnych na platformie Telegram, że ukraińskie siły zbrojne zaatakowały 40-kilometrową kolumnę rosyjskiego sprzętu wojskowego na północny-zachód od stolicy. Jak argumentuje, amerykańscy wojskowi są zdania, że ukraińskie siły zbrojne bardzo rozsądnie gospodarują posiadanym potencjałem w zakresie obrony przeciwlotniczej i nie utraciły, póki co, możliwości zwalczania rosyjskich celów. Oznacza to, że liczba 30 strąconych przez nie samolotów i 31 helikopterów, która pojawiła się w dzisiejszym porannym komunikacie ukraińskiego Sztabu Generalnego zapewne jeszcze wzrośnie. Jednak warto też przytoczyć opinię Franza-Stefana Gady, innego zachodniego analityka, eksperta IISS, codziennie opisującego sytuację na ukraińskich frontach, którego zdaniem Moskwa małymi krokami powiększa swoją przewagę w powietrzu u jest bliska osiągnięcia dominacji . Świadczyć ma o tym zauważone obniżenie poziomu przelotów rosyjskiego lotnictwa, bowiem ukraińscy żołnierze w większości dysponują już tylko ręcznymi wyrzutniami rakiet przeciwlotniczych. O tym, że w tym obszarze położenie Kijowa pogarsza się może też świadczyć to, iż mamy w ostatnich godzinach do czynienia z nasilającymi się apelami, formułowanymi pod adresem NATO i państw Zachodu o ustanowienie stref wolnych od przelotów. Z takim postulatem wystąpił Dmytro Kułeba, ukraiński minister spraw zagranicznych, o podjęcie podobnych działań apelował też Michaił Podoliak, doradca prezydenta Zełenskiego. Wydaje się jednak, że tu mamy do czynienia nie tylko z zasadniczą różnicą zdań, ale i interesów między Ukrainą a NATO, co raczej przesądza, że w sposób wrogi wobec Rosji, tego rodzaju działania nie zostaną podjęte. W największym skrócie rzecz ujmując w interesie Kijowa jest wciągnięcie NATO do wojny z Rosją, lub taki poziom eskalacji napięcia, iż Moskwa może myśleć, że konflikt jest realny, co osłabia jej pozycję w czasie trwających właśnie negocjacji. NATO, przy wielkich pokładach sympatii i podziwu wobec męstwa Ukrainy nie jest gotowe ryzykować starcia, co raczej przesądza, iż tego rodzaju operacja nie zostanie uruchomiona. Przynajmniej nie w sposób wrogi wobec Moskwy, być może w uzgodnieniu z Rosją, w wyniku porozumienia o utworzeniu korytarzy humanitarnych, choć to tez wątpliwe w związku z ryzykiem przypadkowego starcia.
Wkroczenie nie oznacza kontroli
Jeśli chodzi o kwestie wojskowe to warto też, opisując sytuację na Ukrainie, przytoczyć opinię Lawrence’a Freedmana, profesor strategii w Kings College, uznawanego za „dziekana brytyjskich studiów strategicznych”, który napisał pod koniec pierwszego tygodnia rosyjskiej agresji, że wejście rosyjskich oddziałów do ukraińskich miast nie oznacza jeszcze kontroli przez Moskwę obszarów zaznaczanych najczęściej na mapach jako opanowane. Wobec sprzeciwu ludności cywilnej gotowej gołymi rękoma bronić swoich miast i miasteczek Rosjanie, póki co są zupełnie bezradni. Nie przewidzieli bowiem takiej sytuacji i nie ściągnęli w wystarczającej liczbie oddziałów policji wojskowej, a używanie regularnego wojska do wykonywania zadań policyjnych przynosi fatalne najczęściej rezultaty, osłabiając i tak już niewysokie w rosyjskiej armii morale. W planie politycznym, jak napisał Freedman „to wojna, której Władimir Putin nie może wygrać, niezależnie od tego, jak długo trwa i jak okrutne są jego metody.” Nie chodzi w tym wypadku o kwestie wojskowe, ale polityczny sukces, jako że wojna, powtarzając przesłanie Clausewitza, jest tylko narzędziem polityki, brutalnym i krwawym, ale odwołanie się do środków militarnych, o czym warto pamiętać, ma przyspieszyć osiągnięcie celów politycznych. O nastawieniu, a raczej rosnącej determinacji Putina mówią nam informacje, które pojawiły się po trzeciej już, w ciągu tygodnia, jego rozmowie z Emmanuelem Macronem. Otóż rosyjski prezydent miał zagrozić że „przeciąganie” przez Kijów rozmów pokojowych, czyli innymi słowy dalszy opór, doprowadzi do postawienia przez Moskwę nowych żądań politycznych. W jeszcze twardszy sposób wypowiadał się szef rosyjskiego MSZ-u Ławrow na specjalnej konferencji prasowej w toku której przedstawił on rosyjskie stanowisko wobec wojny z Ukrainą. Ten z kolei, najwyraźniej rozzłoszczony siłą ukraińskiego oporu, stwierdził, że to poparcie Zachodu przedłuża konflikt, co należy w gruncie rozmieć jako oskarżenie o prowadzenie z Rosją wojny typu proxy. Sankcje, którymi Moskwa została objęta, a z wielu wypowiedzi przedstawicieli tamtejszego establishmentu wynika, że nie spodziewano się takiej skali retorsji, Ławrow nazwał „podatkiem od suwerenności”, który przyjdzie płacić wszystkim obywatelom Federacji Rosyjskiej. Rosyjski minister podniósł też kwestię ewentualnego konfliktu jądrowego przy okazji narzekania, że Zachód słyszy Rosję, ale jej nie słucha. Powiedział też, że „Wszyscy rozumieją, że trzecia wojna światowa może być tylko nuklearna. Ale zwracam uwagę na to, że to w głowie zachodnich polityków ciągle kręcą (się myśli – przyp. MB) o wojnie nuklearnej, a nie w głowach Rosjan. Dlatego zapewniam, że nie dopuścimy, aby ta prowokacja zmusiła nas do zakwestionowania równowagi, ale jeśli rozpęta się przeciwko nam prawdziwa wojnę, to ci, którzy snują takie plany, powinni chyba się nad tym zastanowić, a moim zdaniem takie plany wykluwają się.” Ta wieloznaczna wypowiedź rosyjskiego mówi z pewnością o jednym – Rosja zmierza używać straszaka nuklearnego nie wiadomo tylko jak daleko się posuwając. O podobnym podejściu napisał też niedawno Fiodor Łukianow z Klubu Wałdajskiego, ekspert zbliżony do Kremla argumentując, że w obliczu asymetrii potencjałów między Rosją a Zachodem, Moskwa w ostatecznym rachunku będzie musiała się odwołać do argumentów związanych z jej jądrowym potencjałem strategicznym.
Wracając do kwestii rokowań Rosji z Ukrainą, to warto zwrócić uwagę na to, że odbywają się one w Puszczy Białowieskiej, w rezydencji w której w 1991 podpisano porozumienie o rozwiązaniu ZSRR. Wybór takiego miejsca nie jest oczywiście kwestią przypadku. Putin chciał, w ten symboliczny sposób, już po przyjęciu kapitulacji Ukrainy, pokazać, że likwiduje geostrategiczne skutki upadku Rosji Sowieckiej i wygrania przez Amerykę zimnej wojny. Problemem jest wszakże to, że Kijów nie przejawia chęci do kapitulacji. Nie ustępuje ani ukraińska elita ani zwykli ludzie. O rewolucyjnej, w obliczu wojny, zmianie nastrojów świadczy choćby to, że walcząca w czasach pokoju z Zełenskim Platforma Opozycyjna - Za życiem, przez wielu, słusznie zresztą oskarżana o to, iż jest rosyjską V kolumną usunęła właśnie z własnych szeregów deputowanego Ilię Kiwę, który uciekł do Hiszpanii i z tego bezpiecznego miejsca wzywał swych rodaków do poddania się Moskwie.
Determinacja Kremla
Podobnie zdeterminowane są władze w Rosji, wydaje się, że nawet rosnąca ekspresowo liczba ofiar, a wczoraj rzecznik tamtejszego MON musiał po raz pierwszy obwieścić, że już zginęło w toku działań na Ukrainie niemal 500 rosyjskich żołnierzy i oficerów (strona ukraińska utrzymuje, że 9 000) nie doprowadzi szybko do zmiany polityki Moskwy. Tatiana Stanovaya, mieszkająca we Francji rosyjska analityk, mająca bardzo dobre kontakty w kręgach rosyjskiej władzy, napisała, że w Moskwie „nie ma nastrojów kapitulacyjnych”, wręcz przeciwnie, panuje przekonanie, że wojnę można wygrać. Może potrwa ona dłużej, będzie kosztowniejsza i przyniesie więcej ofiar, ale tym bardziej należy zjednoczyć się wokół władzy. Pierwsze posunięcia, zarówno rządu jak i Dumy, pokazują na czym to jednoczenie może polegać. Wiaczesław Wołodin, spiker Dumy, zagroził twórcom i artystom aby ci „do poniedziałku się określili czy są za czy przeciw operacji na Ukrainie”. Jeśli chcą protestować, to jego zdaniem powinni odejść z finansowanych przez państwo instytucji kultury. Niepokorne media są właśnie likwidowane. Rada Dyrektorów radiostacji Echo Moskwy, a warto przypomnieć, że była to pierwsza niezależna rosyjska stacja radiowa, podjęła właśnie decyzję o jej likwidacji. Komitet Śledczy Federacji Rosyjskiej przypomniał, że za kolportowanie niesprawdzonych informacji, a o tym co jest prawdą a co nie jest decyduje przecież władza, grozi w Rosji do 15 lat więzienia. Z kolei Sergiej Ławrow mówi, że trzeba przygotować się do życia za żelazną kurtyną.
Rosja Putina chce wygrać tę wojnę, a Ukraińcy nie mają zamiaru kapitulować. Konflikt zatem będzie się przedłużał i będzie bardziej krwawy. Chyba, że uda się, i o tym zdaje się przede wszystkim mogli rozmawiać Macron z Putinem, otworzyć korytarze humanitarne i ewakuować ludność cywilną, a przynajmniej tych, którzy na taką ewakuację się zdecydują. O tym, że tego rodzaju ewentualność wchodzi w grę świadczą też słowa Michaiła Podoliaka, doradcy Zełenskiego, który po zakończeniu dzisiejszych rozmów z Rosjanami powiedział, iż „wystarczająco szczegółowo omówiono kwestie humanitarne”. W oficjalnym komunikacie pojawiły się też słowa o korytarzach humanitarnych umożliwiających ewakuację ludności cywilnej, dostawy żywności, leków i środków opatrunkowych. Co do innych kwestii to zaznaczył, że „Ukraina nie jest zadowolona” z rezultatów negocjacji. Wojna zatem będzie trwała, a w związku z ewakuacją cywilów, pokaże zapewne jeszcze bardziej brutalne oblicze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/588237-ukraina-nie-kapituluje-rosja-chce-wygrac-co-to-oznacza