Równolegle, obok działań wojennych, na Ukrainie toczą się nie mniej istotne rozgrywki o charakterze dyplomatycznym, które z pewnością będą mieć wpływ na to, co się dzieje na liniach frontu. Tym bardziej są one istotne, że wydaję się, iż mamy do czynienia z punktem przełomowym, kiedy podejmowane są ważne decyzje, może nie decydujące o losach wojny, ale już o charakterze tej jej fazy z pewnością tak.
Trzeba zgodzić się z opinią wyrażoną przez Michaela Kofmana, który jest zdania, że Rosjanie zaangażowali w walkach do tej pory ok. 1/3 sił, jakie zgromadzili wokół Ukrainy. Działania wokół Kijowa związane są z próbami wysadzenia desantów przez siły powietrzno – desantowe po to, aby zdobyć lotniska i uchwycić punkty przepraw, a także zniszczyć ośrodki dowodzenia. Chodzi również o ewentualną „likwidację” Wołodymira Zełenskiego. Jest to część tradycyjnej rosyjskiej strategii w pierwszej fazie konfliktu, kiedy celem ataku są obiekty infrastruktury krytycznej, w tym przede wszystkim ośrodki dowodzenia, zarówno wojskowego, jak i politycznego. Jednocześnie, co już eksperci zauważyli, wystrzelenie przez rosyjskie wojska 180 pocisków rakietowych wskazuje raczej na to, że realizowana jest szczególnego rodzaju taktyka, a nie to, iż Rosjanom brakuje zasobów. Warto również zauważyć, że nie są przeprowadzane bombardowania, a przewaga artyleryjska i generalnie w sile ognia strony rosyjskiej również nie jest wykorzystywana w pełnej skali. Chodzi najprawdopodobniej o to, że Moskwa chce uniknąć dużych strat wśród ludności cywilnej, co w oczywisty sposób wiązałoby się ze wzmożona intensywnością nalotów i ostrzałów. Nie dlatego Rosjanie obrali tego rodzaju taktykę działania, że cechują się jakąś szczególnym humanitaryzmem, o to nawet w Niemczech przestają ich już posądzać, ale chodzi o chłodną kalkulację polityczną. Jeśli chcemy doprowadzić do zmiany władzy w Kijowie, to nie można na masową skalę zabijać Ukraińców, bo taki marionetkowy, quislingowski rząd, który miałby objąć władzę, nie będzie miał poparcia. Wiele jednak wskazuje na to, że obecnie, w obliczu niepowodzenia rosyjskich operacji i silniejszego niźli się Moskwa spodziewała oporu Ukrainy, Putin i jego koledzy stoją wobec konieczności wyboru. Albo zwiększyć intensywność wojny, w tym wielkość zaangażowanych sił, albo zacząć rozmowy. To, że przed tego rodzaju dylematami stoją rosyjskie elity, wynika w dość oczywisty sposób z przebiegu wczorajszego dnia, różnych sygnałów napływających z Rosji, często ze sobą sprzecznych, a także z wypowiedzi Putina cytowanych przez media, na posiedzeniu Rady Bezpieczeństwa. Rosyjski prezydent miał powiedzieć, cytuję za prasą, bo oficjalna strona Kremla od wczoraj jest niedostępna, co samo w sobie jest ciekawym zjawiskiem, że Ukraińcy „ustawiają ciężką broń, w tym wiele systemów rakietowych, w centralnych obszarach dużych miast, w tym w Kijowie i Charkowie”. Nie należy słów Putina traktować w kategoriach krynicy prawdy, raczej przeciwnie, ale jego wypowiedź, tak jak ja ją odczytuję, jest raczej zapowiedzią intensyfikacji ostrzałów i generalnie działań wojennych. Choć trzeba też zauważyć, że mamy do czynienia z dość dwuznacznymi wypowiedziami przedstawicieli rosyjskiej elity władzy. I tak, rzecznik Kremla Pieskow powiedział, że Putin nakazał wczoraj (25 lutego) wstrzymać marsz rosyjskich kolumn pancernych oczekując na rozpoczęcie rozmów w Kijowem. Może to być oczywiście próba uzasadnienia post factum dlaczego możemy obejrzeć coraz większą liczbę filmów umieszczonych w sieci, na których widzimy unieruchomione z powodu braku paliwa rosyjskie czołgi i pojazdy opancerzone. Jednak nie można wykluczyć, iż w istocie mamy do czynienia z proponowaniem rozmów. To, że propozycje te składane są w rosyjskim stylu, tj. pod groźbą intensyfikacji działań wojennych nie zmienia faktu, że takie sygnały są wysyłane.
Sygnały dyplomatyczne z Zachodu
Tym bardziej w tym kontekście istotne są sygnały dyplomatyczne i to nie przede wszystkim te, które napływają z Zachodu. O ile bowiem Moskwa przygotowana jest, jak można sądzić z oficjalnych wypowiedzi, na długotrwałe zmaganie się z presją Stanów Zjednoczonych i ich sojuszników, o tyle w rosyjskiej strategii politycznej, istotną rolę odgrywa postawa państw nie uważanych za sojuszników kolektywnego Zachodu. Ich postawa może zmienić strategiczną kalkulację Kremla, który liczył na to, że Ameryce nie uda się izolować Rosji. Po pierwsze warto zwrócić uwagę, że Kazachstan, a osobiście prezydent Tokajew, mimo „bratniej pomocy”, jaką otrzymał w styczniu od Moskwy nie zgodził się na wysłanie wojskowej „misji humanitarnej” do Donbasu, ani też nie uznał obydwu separatystycznych „republik”. Informacje te, oczywiście jeśli się potwierdzą, pozwalają zrozumieć, dlaczego Rosja nie zdecydowała się na realizacji w Donbasie operacji „pod fałszywą flagą”, a rozpoczęła działania wojenne na większą skalę.
Interesujące doniesienia z Chin
Najbardziej jednak interesujące są doniesienia z Chin. Po niedawnej rozmowie telefonicznej Putina z Xi Jinpingiem rosyjskie media donoszą, że Pekin zaproponował swoje pośrednictwo w rozpoczęciu negocjacji między Moskwą a Kijowem. Przy czym, co tez warto podkreślić, w chińskim przekazie dominują dwa wątki. Z jednej strony mowa jest o konieczności uwzględnienia rosyjskich obaw w kwestii rozszerzania NATO na wschód, z drugiej zaś, co nie mniej, zwłaszcza w obecnej sytuacji jest istotne, o poszanowaniu dla suwerenności państwowej i nienaruszalności terytorialnej, jako twardych zasadach chińskiej polityki zagranicznej. Nawet jeśli nie wprost, oznacza to krytykę ostatnich posunięć Moskwy, w tym jest odmową oficjalnego uznania LNR i DNR. Warto też zwrócić uwagę, że ambasador Chin, w trakcie niedawnego głosowania w Radzie Bezpieczeństwa ONZ wstrzymał się od głosu, co oczywiście nie jest krytyką polityki Moskwy wprost, ale też nie można tego uznać za jej poparcie. Jak się wydaje, z perspektywy Pekinu obecną sytuację, związaną z rosyjską napaścią na Ukrainę, można określić mianem win – win. Oczywiście o ile działania wojenne zakończą się teraz lub na relatywnie wczesnym etapie i wojna nie będzie eskalowała. Rosja jeśli nie osiągnie swoich celów politycznych będzie z pewnością osłabiona, międzynarodowe sankcje też, obiektywnie rzecz biorąc spowodują większe uzależnienie Rosji od Chin. Wsparcie dla Kijowa ze strony Pekinu, zwłaszcza teraz, może tylko zwiększyć chińskie wpływy nad Dnieprem. Chińczycy również z pewnością uważnie obserwują politykę państw NATO i reakcję Stanów Zjednoczonych. Jeśli uznają ją za słabszą niż się spodziewali, to mogą chcieć to zdyskontować w swej polityce wobec Tajwanu. Psychologiczny szok, który jest udziałem Europy zwiększy też presję na wzrost zaangażowania na wschodniej flance NATO i powstrzymywania Rosji, co może zmniejszyć, choćby czasowo, koncentracje amerykańskiej uwagi na regionie Indo-Pacyfiku. Zresztą zapowiedziane przez Wendy Sherman w wywiadzie dla dziennika Kommiersant zawieszenie rozmów między Waszyngtonem a Moskwą w kwestiach strategicznych jest też, obiektywnie, w interesie Pekinu.
Brak entuzjazmu u rosyjskich ekspertów
Jeśli chodzi o pierwsze wypowiedzi rosyjskich ekspertów na temat sytuacji, to warto odnotować, że nie daje się dostrzec entuzjazmu, nie ma euforii, nie ma przekonania, że Rosja atakując Ukrainę na tym dobrze wyjdzie. Dmitrij Trenin, szef moskiewskiego biura Centrum Carnegie, którego uznać wypada za przedstawiciele liberalnego skrzydła pro-kremlowskiego rosyjskiego establishmentu napisał, że konsekwencje dla Rosji obecnej wojny będą poważne. W polityce wewnętrznej umocni się skrzydło konserwatywne, kraj będzie w większym stopniu uzależniony od Chin, zwycięży też linia oznaczająca próbę przekształcenia „świata języka rosyjskiego” w geopolityczną jedność i rozpoczęcie energicznej polityki zbierania ziem ruskich. To też, w jego opinii, oznacza koniec świata postsowieckiego i dotychczasowej polityki jaką Moskwa uprawiała wobec republik byłego ZSRR.
Andriej Kortunow, dyrektor w Radzie ds. Polityki Zagranicznej, którego też zaliczyć należy do przedstawicieli liberalnego skrzydła w rosyjskim obozie władzy, napisał komentując sytuację, że rozpoczęcie wojny z Ukrainą oznacza również rozpoczęcie „bezterminowej konfrontacji” Moskwy z Zachodem. W jego opinii, w odróżnieniu do sytuacji z 2014 roku, czyli aneksji Krymu, obecnie świat euroatlantycki jest lepiej przygotowany do rozgrywki z Rosją. Ma zarówno więcej doświadczenia jak i determinacji. Ten ostatni czynnik zwiększyła tylko skala żądań Putina, które z oczywistych powodów są nie do przyjęcia. Kortunow napisał swój artykuł jeszcze zanim materializować się zaczęły sankcje w postaci coraz bardziej prawdopodobnego odłączenia Rosji od systemu SWIFT. Z tego też względu formułował pogląd, iż inne narzędzia presji, do jakich Zachód zdecyduje się odwołać nie odniosą natychmiastowego skutku, a w związku z tym przyjęta zostanie długofalowa strategia oddziaływania na Rosję. W obszarze wojskowym, w jego opinii, oznacza to przyspieszenie wyścigu zbrojeń, po to, aby Zachód mógł powiększyć swoją przewagę technologiczną. Będzie miał tez miejsce ilościowy wyścig zbrojeń i zwiększenie wydatków na bezpieczeństwo. W gospodarce zostaną podjęte próby odcięcia Rosji od nowoczesnych technologii, tłumienia jej tempa wzrostu i wypierania Moskwy ze strategicznych dla niej rynków. „Skala niezbędnego wysiłku – prognozuje Kortunow - jest dość porównywalna ze skalą zadań, jakie Zachód postawił przed sobą we wczesnych latach zimnej wojny w połowie ubiegłego wieku. Najprawdopodobniej główne oczekiwania wiązać on będzie z decydującą gospodarczą, finansową, naukową i techniczną wyższością nad Rosją”. Główną nadzieją Moskwy, jak zauważa rosyjski ekspert, jest to, że we współczesnym świecie w którym dominacje kolektywnego Zachodu nie jest podobna do sytuacji po II Wojnie Światowej, nie uda się Ameryce i jej sojusznikom skutecznie izolować Rosji. Jednak, jak pisze, te rachuby, mogą okazać się strategicznym błędem Moskwy.
Klucz do zaprzestania działań wojennych może znajdować się m.in. w rękach Chin
A zatem, paradoksalnie, dziś klucz do zaprzestania działań wojennych na Ukrainie może znajdować się w rękach państw, takich jak Chiny, które trudno uznać za sojuszników Zachodu. Ten musi utrzymać swoją twardą pozycję, a nawet winien, co zdaje się następuje, otwarcie informować Moskwę, że jest gotowy na eskalację, zarówno sankcji (SWIFT) jak i znaczące zwiększenie skali pomocy wojskowej dla Kijowa. Równolegle winny mieć miejsce znaczące posunięcia dyplomatyczne. Proponuję, aby Polska i kraje Bukaresztańskiej 9, postawiły na porządku dziennym kwestię wypowiedzenia przez NATO umowy Rosja – NATO z 1997 roku. Czas też na manewr w stylu Kissingera, którego celem winno być pozostawienie Rosji osamotnionej. Wówczas Moskwa mogłaby, być może, zdecydować się na rozpoczęcie rokowań.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/587349-wojna-na-ukrainie-zaczyna-sie-gra-dyplomatyczna