„Przejęcie przez nią [Rosję - red.] kontroli nad Donbasem nie będzie uznane za ustępstwo, porażkę czy podejście defensywne. Nie zamknie, a wręcz przeciwnie, zwiększy rosyjskie możliwości wobec Ukrainy. Aby zobaczyć jakie konsekwencje tego rodzaju krok może mieć dla wewnątrzpolitycznej sytuacji w sąsiadującym z nami państwem wystarczy porównać sytuację Gruzji w 2007 roku i obecnie. Wydaje się zatem, że ‘operacja Donbas’ jest z punktu widzenia Moskwy racjonalną opcją, co czyni ją bardzo prawdopodobną” - tak 13 lutego na łamach portalu wPolityce.pl pisał red. Marek Budzisz.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Czy Rosja pokona Ukrainę? W nowym „Sieci” odpowiada gen. Polko! A także m.in. „Ordynator w Senacie, czyli Grodzki na równi pochyłej”
Jak widzimy, scenariusz opisany przez naszego publicystę realizuje się właśnie na naszych oczach.
Przywódcy prorosyjskich separatystów w ukraińskim Donbasie, Denys Puszylin i Leonid Pasicznyk, zwrócili się w poniedziałek do prezydenta Rosji Władimira Putina z prośbą o uznanie niepodległości tzw. republik ludowych - donieckiej i ługańskiej. Kreml oskarża też Ukrainę o ataki i zagrożenie dla mieszkańców tychże terenów. Zorganizowano nawet propagandową akcję „ewakuacji” do Rosji. Czy sprawa Donbasu będzie dla Rosji poszukiwanym casus belli, pretekstem do inwazji na Ukrainę?
PRZYPOMINAMY PEŁNĄ TREŚĆ TEKSTU Z 13 LUTEGO:
Wiaczesław Wołodin, przewodniczący rosyjskiej Dumy Państwowej, powiedział, że zakończone zostały konsultacje w związku ze złożonym przez deputowanych komunistycznych projektem apelu do Władimira Putina, wzywającym rosyjskiego prezydenta do uznania niepodległości tzw. „republik ludowych” Donbasu.
Po tym jak projekt uchwały został 19 stycznia wniesiony pod obrady Dumy pisałem, że Moskwa może w ten sposób budować scenariusz rozwiązania obecnej sytuacji wokół Ukrainy. Już wówczas zauważono, że propozycje zapisów zostały skopiowane z analogicznych dokumentów poprzedzających uznanie przez Kreml Abchazji i Osetii Południowej, czego konsekwencją było zawarcie sojuszy wojskowych, a faktycznie oznaczało wprowadzenie na tereny tych separatystycznych formacji rosyjskich sił zbrojnych i finansowanie przez Rosję ich budżetów wojskowych. Teraz również w Moskwie najwyraźniej rozważą się podobny wariant, tym bardziej, że jak powiedział Wołodin, Jedna Rosja, czyli partia władzy, opowiada się za dostawami broni dla separatystów w Donbasie. Formalnie Duma ma, w związku z istniejącymi procedurami, dwie możliwości – albo wprowadzić projekt uchwały pod obrady, albo przesłać dokument do konsultacji w MSZ-cie. Jeśli wybrana zostanie ta druga opcja, to może oznaczać to zwłokę w podjęciu decyzji. Choć niekoniecznie. W ostatnich dniach pojawiło się bowiem w rosyjskich mediach sporo wystąpień mogących świadczyć o tym, że trwają przygotowania do „rozegrania” kwestii Donbasu. I tak w piątek pojawiła się informacja o tajemniczym wybuchu w bezpośredniej bliskości linii rozgraniczenia, choć po stronie kontrolowanej przez siły ukraińskie. Potem portal WarGonzo na platformie Telegram opublikował informację, jakoby żołnierze ukraińskich sił specjalnych zostali zauważeni w okolicach lotniska w Donbasie. WarGonzo nie jest żadnym wiarygodnym źródłem informacji, raczej zajmuje się dezinformacją i rosyjską propagandą, ale właśnie z tego powodu pojawienie się tam informacji tej natury świadczy o tym, że Moskwa rozpoczęła medialne przygotowanie posunięć polityczno-wojskowych związanych z Donbasem. Tym bardziej, że Denis Puszylin, „lider” Donieckiej „republiki ludowej”, w kilku wystąpieniach, jakie miał w ostatnich dniach, zaczął mówić o przygotowywanej przez Ukrainę prowokacji na linii rozgraniczenia. Ostatnio w rosyjskich mediach pojawiły się alarmistyczne w tonie doniesienia, iż wycofywanie się Amerykanów z misji obserwacyjnej OBWE, co ma związek z ostatnimi wypowiedziami Bidena i Sullivana na temat prawdopodobieństwa rosyjskiej agresji na Ukrainę, jest w istocie czymś w rodzaju zasłony dymnej. Głównym celem tej operacji narracyjnej, jak się uważa, jest przygotowanie uzasadnienia dla akcji wojskowej Kijowa przeciw „republikom” w Donbasie. Jeśli bowiem Rosja zostanie uznana za agresora zanim jakiekolwiek działania wojenne się rozpoczęły, to nie ma znaczenia kto wykona pierwsze uderzenie, winna i tak będzie Moskwa. W tej interpretacji wycofanie się misji OBWE ma utrudnić światu zdobycie wiedzy na temat genezy konfliktu i jest częścią strategii Zachodu. Taką linię rozumowania przedstawił choćby Władimir Sołowiew, znany rosyjski propagandysta powiązany z administracją Kremla. W tym wypadku nie ma znaczenia, czy tego rodzaju wersja zdarzeń ma jakikolwiek związek z rzeczywistością, bo w sposób oczywisty nie ma. Liczy się co innego, a mianowicie do jakiego rodzaju sekwencji kroków może przygotowywać się Moskwa. Dzisiaj Izwiestia przytacza słowa Denisa Puszylina z donieckiej „republiki ludowej”, który powiedział, że separatyści są przygotowani do wojny, liczą na własne siły, ale może okazać się, że będą zmuszeni „poprosić o pomoc Rosję”. Ta pomoc, jak można przypuszczać, zostanie im udzielona. Świadczyć o tym mogą co najmniej dwie informacje, które pojawiły się również w ostatnim czasie. I tak, po pierwsze, Agencja RIA Novosti pod koniec stycznia poinformowała, że już 720 tys. rosyjskich paszportów zostało wydanych obywatelom Donbasu. Wasilij Gołubiew, gubernator sąsiadującej z Donbasem Guberni Rostowskiej, powiedział że jego administracja utworzyła 8 specjalnych centrów, gdzie zainteresowani mogą składać wnioski o rosyjskie obywatelstwo. Jego słowa, jak również sam fakt, że akurat teraz Moskwa zdecydowała się ujawnić dane na temat zaawansowania procesu „paszportyzacji” w Donbasie, świadczy o tym, że rosyjskie władze postrzegają ten obszar w kategoriach terenu zamieszkałego przez znaczącą, w świetle rosyjskiego prawa, mniejszość rosyjską i czują się zobowiązane bronić jej interesów. Druga informacja pochodzi również z końca stycznia. Otóż po spotkaniu z przedstawicielami Rady ds. Praw Człowieka Putin polecił w trybie przyspieszonym zmienić rosyjskie ustawodawstwo tak, aby mieszkańcy Donbasu mogli ubiegać się o rosyjskie emerytury i świadczenia socjalne oraz uczestniczyć w wyborach do organów władzy Federacji Rosyjskiej. To, że decyzje takie podjęte zostały po spotkaniu z oficjalnymi rosyjskimi obrońcami praw człowieka ma też istotne znaczenie w rosyjskiej narracji na temat polityki wobec Donbasu. Moskwa od dawna buduje przekaz, w myśl którego motywy jej działalności wobec separatystycznych republik mają charakter humanitarny, w żadnym wypadku nie imperialistyczny.
Możliwość eskalacji działań w Donbasie
Tak zatem możemy mieć do czynienia z następującą sekwencją wydarzeń. Na linii rozgraniczenia w Donbasie następuje eskalacja działań, o co nietrudno, niemal każdego dnia rozlegają się tam strzały. Rosjanie oskarżają stronę ukraińską o agresywne działanie, „republiki ludowe” ogłaszają mobilizację i zaczyna się eskalacja konfliktu. Szybko Donieck i Ługańsk zwracają się z prośbą o pomoc, a rosyjski MSZ, w związku z perspektywą „katastrofy humanitarnej”, pozytywnie opiniuje projekt apelu do Putina o uznanie niepodległości separatystycznych „republik ludowych”. Potem wydarzenia toczą się już szybko. Moskwa podejmuje stosowne decyzje, nie tylko uznając obydwa „państwa”, ale też zawierając z nimi stosowne alianse wojskowe, które, co warto przypomnieć, zazwyczaj zawierają zapisy, iż atak na sojusznika Rosji traktowany jest w tych samych kategoriach, jak gdyby zaatakowana została Federacja Rosyjska. Ten krok zmienia, w sposób zasadniczy, sytuację.
Warto w tym kontekście zmierzyć się z kolejnym mitem, szeroko rozpowszechnionym w środowisku zachodnich ekspertów. Rosja, gdyby zdecydowała się na tego rodzaju scenariusz w istocie, ich zdaniem, niczego nie osiąga, konserwuje jedynie sytuację, formalnie przejmując kontrolę nad separatystycznymi republikami, które i tak kontroluje i utrzymuje. Z perspektywy Ukrainy, tego rodzaju opcja może być nawet, paradoksalnie, korzystna, bo powoduje likwidację niekorzystnych Porozumień Mińskich. Odwołanie się przez Rosję do groźby użycia siły nie przynosi jej wiele, a nawet, biorąc pod uwagę wielkość mobilizacji i nakładów i to co Rosji, realizującej „wariant Donbasu” udałoby się osiągnąć, można mówić o prestiżowej porażce, utracie twarzy i generalnie klęsce.
Ta ocena sytuacji obarczona jest kilkoma fundamentalnymi błędami. Po pierwsze Rosja uznając „niepodległość” republik ludowych Donbasu nie zamyka sobie, ani formalnie ani faktycznie, możliwości grania w dalszym ciągu tą kartą. Uznanie niepodległości tych „państw” nastąpić może w ich formalnym, terytorialnym kształcie, z czasów, kiedy były one częścią Ukrainy. A to może oznaczać, że w rosyjskiej wykładni część obszarów sojuszniczych państw okupowanych jest obecnie przez Kijów. Nie zamyka to możliwości kontynuowania wojny, a nawet czyni ją bardziej prawdopodobną, nawet pożądaną. Tym bardziej, jeśli o inicjowanie konfliktu oskarżony zostanie Kijów, to Rosjanie będą chcieli wyraźnego wyznaczenia linii do jakich posuną się ich wojska. Granica „niepodległych” państw jest korzystną, z rosyjskiej perspektywy zmianą, a nawet może spełniać kryteria „mniejszego wtargnięcia”. Posunięcie tego rodzaju trudno uznać za ruch deeskalacyjny, jak się często na Zachodzie zdaje uważać (Rosja zadowoliła się mniejszymi zdobyczami), wręcz przeciwnie jest to krok w zupełnie innym kierunku, a zatem w Rosji nie będzie traktowany w kategoriach ustępstw, utraty twarzy etc. Tym bardziej jeśli, a tak najprawdopodobniej się stanie, krok ten wywoła w Kijowie polityczne trzęsienie ziemi. Trzeba pamiętać, że Zełenski wygrał wybory obiecując Ukraińcom pokój na wschodzie, a przed rokiem zaczął stawiać postulat uzyskania przez Kijów Planu Członkostwa w NATO i latem ubiegłego roku uruchomił Platformę Krymską, jako formułę dyplomatycznego odzyskiwania anektowanego półwyspu. Jeśli spojrzeć na te polityczne cele z dzisiejszej perspektywy, a rozdźwięk między planami a osiągnięciami, jeszcze się pogłębi po tym jak Rosja uzna niepodległość „republik ludowych” Donbasu i być może przesunie ich granice. Trudno mówić o sukcesie.
Błąd w myśleniu zachodnich ekspertów o rosyjskiej strategii
Wreszcie podstawowy błąd myślenia zachodnich ekspertów o rosyjskiej strategii sprowadza się do jej postrzegania przez pryzmat deklarowanych celów, na co nakładana jest zazwyczaj zachodnia racjonalność. W świetle takiego rozumowania jeśli Putin mówi, iż chciałby deklaracji Zachodu o tym, iż Kijów nie będzie członkiem NATO i w tym celu, aby wywrzeć presję ściąga nad granice stutysięczną armię, a takich gwarancji nie uzyskuje, to ponosi porażkę. Zaangażował, w tej interpretacji duże środki, niewiele uzyskał. Piszą na ten temat, bardzo trafnie zresztą, Ofer Friedmann i Vera Michlin-Shapir. Ich zdaniem rosyjska kultura strategiczna jest nieliniowa, asymetryczna i pragmatyczna. Oznacza to, że skuteczność działania nie jest postrzegana przez pryzmat realizacji deklarowanych wcześniej celów, ale wykorzystania obecnych, zmiennych możliwości. Bardziej liczy się wyzyskanie chwilowych przewag, minimalizacja ryzyka, uzyskanie korzystnych zmian przy możliwie najmniejszym zaangażowaniu. Takie podejście nie zakłada też logiki „jednej bitwy”, decydującego starcia wojskowego czy politycznego, po którym można odpocząć uznając, że osiągnęło się swe cele strategiczne. Przeciwnie rysem tej strategii jest jej ciągłość. Ewoluują cele doraźne, ale już nie strategiczne i środki do których się Moskwa odwołuje. Zmieniać się może horyzont czasowy, w jakim Rosja chce osiągnąć swoje zdobycze. Jeśli relacja sił i środków rozkłada się nie po myśli Moskwy, albo przeciwnik okazuje się bardziej zdeterminowany niż sądzono na Kremlu, to nie wpływa to na fundamentalną rewizję celów strategicznych, ale na chwilową „pauzę” w ich realizacji, przeczekanie, po to, aby pojawiło się nowe „okienko możliwości”. W tym ujęciu zupełnie inaczej wygląda rachunek nakłady – efekty po stronie Rosji. Przejęcie przez nią kontroli nad Donbasem nie będzie uznane za ustępstwo, porażkę czy podejście defensywne. Nie zamknie, a wręcz przeciwnie, zwiększy rosyjskie możliwości wobec Ukrainy. Aby zobaczyć jakie konsekwencje tego rodzaju krok może mieć dla wewnątrzpolitycznej sytuacji w sąsiadującym z nami państwem wystarczy porównać sytuację Gruzji w 2007 roku i obecnie. Wydaje się zatem, że „operacja Donbas” jest z punktu widzenia Moskwy racjonalną opcją, co czyni ją bardzo prawdopodobną.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/586482-rosyjski-scenariusz-donbas-o-tym-pisalismy