W Polsce dyplomacja religijna pozostaje niemal czymś zupełnie nieznanym. Inaczej jest w Rosji, gdzie od wieków stanowi ona część polityki międzynarodowej imperium. To właśnie kwestia wyznaniowa dawała Petersburgowi pretekst do mieszania się w wewnętrzne sprawy Rzeczypospolitej. To ochrona ludności prawosławnej na Bałkanach była przez długie lata jednym z kluczowych elementów w wojnach rosyjsko-tureckich. W czasach komunistycznych Światowa Rada Kościołów stała się obiektem wywierania wpływu przez Moskwę za pomocą zinfiltrowanych przez KGB struktur prawosławnych.
W wielu krajach, gdzie splot między polityką a religią jest ścisły, a sojusz między tronem a ołtarzem dość oczywisty, dyplomacja wyznaniowa jest jednym z narzędzi uprawiania polityki zagranicznej. Dotyczy to praktycznie wszystkich krajów islamskich, ale także Izraela, Stanów Zjednoczonych, Indii czy właśnie Rosji, czego najnowszym przykładem jest Afryka, gdzie rozgorzała właśnie „zimna wojna religijna”.
Wielki rozłam w prawosławiu
Prawosławny Patriarchat Aleksandrii ostrzega dziś przed „rosyjską inwazją”, która dokonuje się na naszych oczach. Nie chodzi jednak o inwazję militarną na Ukrainę, lecz o inwazję religijną na Afrykę. Żeby zrozumieć naturę tego konfliktu, musimy wyjaśnić, że w świecie prawosławnym nie ma takiej instytucji jak papiestwo, która swą jurysdykcją obejmowałaby wszystkich wiernych na kuli ziemskiej. Istnieją tam poszczególne Kościoły narodowe, które mają swoje terytoria kanoniczne. Jeszcze do niedawna Ukraina była częścią terytorium kanonicznego, podlegającą Patriarchatowi Moskwy i żaden prawosławny Kościół na świecie nie kwestionował tego.
Sytuacja zmieniła się w latach 2018-2019. Patriarcha Konstantynopola Bartłomiej wyszedł wówczas naprzeciw oczekiwaniom milionów prawosławnych Ukraińców, którzy nie chcieli już dłużej podlegać Patriarchatowi Moskwy, ponieważ uważali go za narzędzie wpływów politycznych Kremla. Konstantynopol nadał więc Kijowowi autokefalię. W ten sposób powstał Kościół Prawosławny Ukrainy, całkowicie niezależny od wschodniego sąsiada.
W Rosji odebrano to jak wypowiedzenie zimnej wojny religijnej. Patriarchat Moskiewski zerwał wszelkie stosunki, a nawet jedność duchową z Patriarchatem Konstantynopola. Ogłosił też, że zrobi to samo z każdym, kto poprze niezależność Kijowa od Moskwy. Niedługo potem za autokefalią dla Ukraińców opowiedziały się Kościoły prawosławne w Grecji i na Cyprze, a także patriarcha Aleksandrii Teodor II. W odpowiedzi patriarcha Cyryl nie tylko spełnił swoje groźby, lecz także przeszedł do kolejnego etapu konfrontacji. Uznał, że skoro naruszona została integralność terytorium kanonicznego rosyjskiego prawosławia, on sam może uczynić to samo wobec tych, którzy poparli Konstantynopol i Kijów.
Dlatego Patriarchat Moskiewski ogłosił powstanie własnego egzarchatu obejmującego całą Afrykę. Oznacza to nowy etap zimnej wojny z Patriarchatem Aleksandrii, któremu do tej pory podlegały wszystkie parafie prawosławne na Czarnym Lądzie. Już teraz ponad stu księży w Afryce zerwało z Teodorem II i przeszło na stronę Moskwy. Koordynatorem tej akcji jest mianowany przez patriarchę Cyryla nowy egzarcha Afryki – biskup Leonid Gorbaczow. W jego życiorysie jak w soczewce ogniskuje się wspomniany splot interesów państwa i Kościoła.
Ksiądz do specjalnych poruczeń
54-letni biskup Leonid Gorbaczow jest prawosławnym duchownym, związanym od 1997 roku z Siłami Zbrojnymi Federacji Rosyjskiej. W 1998 roku przebywał jako kapelan wojsk rosyjskich w ramach sił pokojowych ONZ w Bośni i Hercegowinie, gdzie – jak wspominał – po raz pierwszy zetknął się z „bezprecedensową i rażącą niesprawiedliwością w odniesieniu do całego narodu prawosławnego”. Chodziło mu oczywiście o potraktowanie przez Zachód, a zwłaszcza przez NATO, narodu serbskiego. To doświadczenie w dużym stopniu zaważyło na jego postrzeganiu rywalizacji geopolitycznej we współczesnym świecie.
W 2002 rozpoczął pracę w Wydziale Zewnętrznym Stosunków Cerkiewnych Patriarchatu Moskwy i Wszechrusi. Służył m.in. w Jerozolimie, a następnie w Aleksandrii i Kairze. W stolicy Egiptu dał się poznać jako organizator spotkania między patriarchą aleksandryjskim Teodorem II a prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem w czerwcu 2009 roku. Tam też w 2011 roku był bezpośrednim świadkiem kolejnego znaczącego wydarzenia, a mianowicie wybuchu rewolucji, zwanej „arabską wiosną”. Obserwował z bliska najpierw destabilizację i chaos, potem dojście do władzy islamistów, a w końcu prześladowanie chrześcijan i niszczenie kościołów. W owych dniach jeszcze bardziej utwierdzał się w swych przekonaniach na temat współczesnych konfliktów cywilizacyjnych i religijnych.
Tak opisuje późniejszą drogę życiową ks. Leonida Gorbaczowa na swoim blogu Mondo Russo włoski analityk Stefano Caprio:
„Jego podwójna funkcja: wojskowa i kościelna była ważnym kluczem do jego kariery zawodowo-ministerialnej (…) Nowy egzarcha przyczynił się do organicznej integracji duszpasterstw prawosławnych w armii rosyjskiej, pełnił funkcje dyplomatyczne na wszystkich szerokościach geograficznych: jako przedstawiciel patriarchatu w Argentynie, został także mianowany egzarchą Armenii, działał na terenach kaukaskich położonych bliżej Moskwy, zawarł porozumienie z katolikosem Ormiańskiego Kościoła Apostolskiego Gareginem II. Śledził z bliska wydarzenia w Kościele Etiopii i prowadził dwustronny dialog między rosyjskim prawosławiem a Malankarskim Kościołem w Indiach, ostatecznie uzyskując również tytuł wikariusza patriarchalnego jako biskup Klinu, miasta w prowincji moskiewskiej. Wszystkie te tytuły i stanowiska gorączkowo kumulowały się zgodnie z typową procedurą „rozdzierania”, charakterystyczną dla patriarszego stylu zarządzania Cyryla, który porusza swoimi najbliższymi współpracownikami niczym figurami w grach komputerowych”.
W 2019 roku biskup Leonid Gorbaczow został zastępcą przewodniczącego Wydziału Zewnętrznych Stosunków Cerkiewnych Patriarchatu Moskiewskiego, a więc de facto prawą ręką osoby numer 2 w Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej biskupa Hilariona Ałfiejewa.
Rywalizacja polityczna jako konflikt duchowy
Warto w tym miejscu zrobić małą dygresję, by wspomnieć, że dla wielu ludzi wierzących w Rosji rywalizacja z Zachodem ma nie tylko wymiar geopolityczny, lecz także cywilizacyjny, a nawet wręcz duchowy. Postrzegają oni prawosławie jako jedyną prawdziwą religię chrześcijańską, zaś katolików uważają za schizmatyków, a protestantów za heretyków. W związku z tym Rosja jako największe państwo prawosławne na świecie staje się głównym i najważniejszym ośrodkiem obrony prawdziwej, ortodoksyjnej wiary przed światem zachodnim, który już dawno zdradził i wyparł się Chrystusa. Według nich Rosja jako naród „Bogonositiel” (nosiciel Boga) ma do spełnienia niepowtarzalną misję w historii zbawienia. W takiej perspektywie obrona Rosji przed wpływami Zachodu staje się wręcz nakazem religijnym.
W Polsce ludzie często pytają ze zdumieniem, jak to się dzieje, że tak wielu prawosławnych Rosjan popiera reżim Putina. Najczęściej pada odpowiedź, że wynika to z faktu, iż Patriarchat Moskiewski został zinfiltrowany przez KGB, a obecnie służy FSB, zaś hierarchowie są skorumpowani przez moskiewskie władze. Przyjęcie tej wersji za wyczerpującą odpowiedź jest jednak ułatwianiem sobie zadania, tym bardziej, że pytanie dotyczy także licznych wiernych, nie uwikłanych w sieci zależności ze strukturami władzy.
Wspomnianego fenomenu nie da się zrozumieć bez wzięcia pod uwagę autentycznego komponentu ideowego. Ma on, podobnie jak w carskiej Rosji w XIX wieku, bardzo silny rys antyzachodni, obecny chociażby w poglądach i twórczości Dostojewskiego. Wielu prawosławnych Rosjan po prostu wierzy dziś gorąco, że Zachód stanowi śmiertelne zagrożenie dla jedynej prawdziwej wiary chrześcijańskiej. I to właśnie jest najgłębsze spoiwo owej więzi państwa z Cerkwią, więzi, która jest znacznie starsza niż rządy Putina i sięga kilka wieków wstecz.
Kapitał społeczny, polityczny i finansowy
Wróćmy jednak do biskupa Leonida Gorbaczowa. 29 grudnia 2021 roku hierarcha, który wykonywał w przeszłości ważne misje kościelne, dyplomatyczne i wojskowe, otrzymał nowe wyjątkowe zadanie: rozszerzenie wpływów Patriarchatu Moskwy i Wszechrusi na całym kontynencie afrykańskim, uważanym do tej pory za terytorium kanoniczne Patriarchatu Aleksandrii. Skoro ten ostatni został uznany przez Rosjan za dotknięty schizmą, oznacza to, że w Afryce otworzyła się nowa przestrzeń do stworzenia z niej własnego terytorium kanonicznego.
Jak oświadczył biskup Hilarion Ałfiejew, powołanie do życia rosyjskiego egzarchatu Afryki było odpowiedzią na prośby wielu księży na Czarnym Lądzie, którzy po skandalu „schizmy ukraińskiej” sami zaczęli zwracać się do Moskwy, by wzięła ich pod swoją opiekę. To retoryka znana aż nazbyt dobrze z historii rosyjskiej dyplomacji. To prawda, że część owych kapłanów stanowią rosyjscy misjonarze, jednak wielu z nich to miejscowi duchowni.
Trzeba przy tym pamiętać, że Rosja cieszy się na Czarnym Lądzie raczej dobrą opinią. Nigdy nie była tam mocarstwem kolonialnym, a w czasach sowieckich wspomagała wiele ludów i narodów afrykańskich w walce o zrzucenie zależności od państw zachodnich. Na Uniwersytecie im. Lumumby w Moskwie kształciła się też kadra przywódcza wielu państw afrykańskich. Kontakty, więzi i sympatie z tamtych czasów przetrwały do dziś.
Ów kapitał społeczny przekłada się na kapitał polityczny i finansowy. Warto wspomnieć, że głosy krajów z tego kontynentu stanowią 25 proc. wszystkich głosów w Zgromadzeniu Ogólnym ONZ i tradycyjnie Rosja może na nie liczyć. To symptomatyczne, że żadne państwo afrykańskie nie przyłączyło się do sankcji wobec Moskwy. Z drugiej strony dostawy broni do Afryki stanowią od 30 do 40 proc. rosyjskiego eksportu zbrojeniowego rocznie. Rosyjscy żołnierze, instruktorzy i najemnicy są też coraz częściej obecni w różnych krajach afrykańskich, np. w Libii, gdzie rozstrzyga się walka o kontrolę nad tamtejszymi polami naftowymi, czy w Republice Środkowoafrykańskiej, bogatej w złoto i diamenty.
Od tego roku obecność Rosjan na Czarnym Lądzie wzbogaca się o dodatkowy wymiar. De facto ogłosili oni cały kontynent afrykański terytorium kanonicznym Patriarchatu Moskiewskiego. Wiele wskazuje na to, że nie skończy się na stu parafiach, które uznały zwierzchnictwo Rosji. Dyplomacja religijna rozwijać się będzie w najlepsze.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/586383-rosyjska-inwazja-religijna-w-afryce