Nasza redakcja otrzymała pełen tekst przemówienie premiera Węgier Viktora Orbána podsumowuje miniony rok. To wystąpienie o tyle ważne, że już 3 kwietnia na Węgrzech odbędą się wybory.
Poniżej publikujemy je w całości, a oto kilka najważniejszych wątków.
Język pogardy ze strony opozycji
Nas, którzy dziś się tu spotkaliśmy, łączy to, że jesteśmy Węgrami, ludźmi, których wspólną pasją są Węgry.
Jednak niespodziewanie dowiedzieliśmy się od lewicy, że mylimy się, ponieważ tak naprawdę jesteśmy grzybami. Grzybami hodowanym w ciemnościach, karmionymi obornikiem.
Dowiedzieliśmy się również, że my, pochodzący z małych miast i wsi, nie dajemy sobie rady nawet z rozwiązaniem krzyżówek. Wg lewicy o dziesiątej rano jesteśmy już pijani i otumanieni.
Dowiedzieliśmy się, że należenie do Fideszu świadczy o naszej aberracji. Lewica poinformowała nas również o tym, że w Fideszie są Żydzi, nawet jeśli nie ma ich w nim wielu. I poinformowała też o tym, że są wśród nas geje, ale ich przynajmniej jest wielu. Lewica wyliczyła: Żydów za mało, a gejów za dużo. Zagadka, jak do tego doszli? Zastanowiłem się nad tym, co mówi lewica i doszedłem do wniosku, że coś w tym jest. Grzyby się zgadzają. Tylko po spożyciu grzybków halucynków taki bełkot jest możliwy.
Pandemia była testem
Pojawiająca się jak grom z czystego nieba pandemia, stała się rodzajem próby wytrzymałościowej, swego rodzaju testem odporności na stres. Na wszystkich nas wywiera ogromną presję.
Jest próbą wytrzymałościową dla polityki i gospodarki krajowej. Sami mogliście doświadczyć, iż państwo węgierskie dzielnie stawiło pandemii czoła. Parlament nieprzerwanie obradował, zapewnił rządowi odpowiednie narzędzia i potrzebny zakres swobody do prowadzenia skutecznej obrony, a jednocześnie zachował kontrolę nad sytuacją.
Organy epidemiologiczne, szpitale, tak często bezpodstawnie protekcjonalnie traktowana i niedoceniana węgierska służba zdrowia funkcjonowała bardzo sprawnie; pracownicy administracji publicznej, policji i wojska działali szybko, w sposób skoordynowany i zdyscyplinowany. Rząd zachował jedność i zimną krew. Zdolność kraju do działania nie została ani na chwilę zagrożona.
Jak z tego wynika, nowy konstytucyjny porządek kierowania państwem wprowadzony w 2011 roku stanął na wysokości zadania.
W Europie upadał rząd za rządem, rozpadały się koalicje, wydawano chaotyczne rozporządzenia, a tysiące protestujących pacyfikowano z użyciem sił porządkowych. Ludzie tracili zaufanie powoli, ale w sposób coraz bardziej zdecydowany. My niczego takiego nie doświadczyliśmy. Udało nam się nie tylko zachować zaufanie społeczeństwa, ale nawet je wzmocniliśmy. Było to możliwe, ponieważ większość mieszkańców uważa, iż Węgry broniły się w sposób dobry.
Jednakże gwoli sprawiedliwości muszę wspomnieć też o tym, że Węgry zostały zaatakowane nie tylko przez wirusa, ale i przez lewicę, która miała nadzieję, iż w ten sposób doprowadzi do upadku rządu. Kiedy należało wprowadzać ograniczenia, lewica domagała się rezygnacji z restrykcji, a kiedy należało znosić ograniczenia, wtedy głośno propagowała obostrzenia i dyktaturę, organizowała zagraniczne oszczercze kampanie, rozpowszechniała spreparowane filmiki, fake newsy i siejące panikę wiadomości.
Gospodarka się obroniła
Kto chce pracować, ten ma pracę. Mimo światowej pandemii na Węgrzech pracuje tyle osób, ile jeszcze nigdy nie pracowało od czasu transformacji systemowej. Pracuje milion osób więcej, niż pracowało w czasie rządów Gyurcsánya. I to pracują nie na byle jakim poziomie, bo musimy produkować towary i świadczyć usługi, które są w stanie konkurować na rynkach światowych, które można tam sprzedawać. (…) Wartość eksportu Węgier wzrosła do 119 miliardów euro. Można zobrazować to tak: pod względem liczby ludności zajmujemy 95. miejsce na świecie, ale pod względem wartości eksportu jesteśmy na miejscu 34. Jeśli przeliczymy tę wartość na głowę mieszkańca, to będziemy na miejscu 27. Jest się czym cieszyć.
W roku 2010 postanowiliśmy unarodowić kluczowe sektory gospodarki. Kapitał zagraniczny w sektorze bankowym ograniczymy do poziomu niższego niż 50-procentowy, podobnie jak w mediach i sektorze energetycznym. Przypominam wszystkim, że zaczęliśmy od 60 procentowego poziomu kapitału zagranicznego w sektorze bankowym, 66-procentowego w mediach i 71-procentowego w sektorze energetycznym. Dziś już wszędzie tu przeważa kapitał węgierski.
Nawet w czasie epidemii koronawirusa – nie nazwałbym tego drobiazgiem – udało się nam zachować to, co wcześniej zdobyliśmy. Powiem więcej, kontynuujemy odkupywanie kluczowych dla gospodarki przedsiębiorstw, teraz kolej na dostawców gazu i energii elektrycznej w Kraju Zacisańskim (Tiszántúl). Objęte insurekcją części kraju są już wolne, czas na zachodnie Węgry (Panonię). Nie oglądając się na kryzys, nie tylko utrzymaliśmy, ale nawet zwiększyliśmy wysokość węgierskiego kapitału w zagranicznych inwestycjach.
(…) To nie mało, ale ja za największe osiągnięcie gospodarki węgierskiej uważam to, iż w czasie epidemii rodziny nie musiały zaciskać pasa.
Proszę, aby w dniu wyborów pamiętali Państwo, iż lewica nie poparła projektu ustawy covidowej, która służyła naszej ochronie. Nie poparła moratorium na spłatę kredytów. Nie zagłosowała za podwyższeniem płacy minimalnej. Nie poparła zwrotu podatku dochodowego dla rodzin. Nie zagłosowała za zwolnieniem od podatku młodzieży poniżej 25 roku życia. I nie poparła też obniżenia podatków.
Stosunek do konfliktu Rosji i Ukrainy
Tu też interesy Węgier są oczywiste. Najważniejsze jest to, aby uniknąć wojny. Przemawia przez nas w tej sprawie nie tylko nasze człowieczeństwo, ale i nasze interesy. Proszę pomyśleć: w przypadku wojny setki tysięcy, a może nawet milion uchodźców nadciągnie z Ukrainy, a to w sposób zasadniczy zmieniłoby sytuację polityczną i gospodarczą Węgier. Pamiętamy, jak w latach dziewięćdziesiątych z terenów dawnej Jugosławii przybyło do nas kilkadziesiąt tysięcy osób i to też nie było dla nas łatwe. Z Ukrainy przybyłyby większe tłumy i do tego takie, które pozbawione by były nadziei na powrót. My pracujemy dla pokoju, ale oczywiście wyznaczone organy państwowe rozpoczęły odpowiednie przygotowania. Na przypadek wojny mamy gotowy odpowiedni scenariusz i plan akcji.
W związku z wielkością terytorium Węgier oraz naszą siłą wojskową i gospodarczą nie jesteśmy w stanie wywierać decydującego czy nawet znacznego wpływu na stosunki Unii Europejskiej, Zachodu i Rosji. Ale to nie skazuje nas na bezczynność. Gramy odkrytymi kartami i nigdy nie ukrywaliśmy, że strategię Brukseli uważamy za chybioną, a sankcje wymierzone w Rosję za ślepy zaułek.
Jesteśmy członkami NATO i Unii Europejskiej, a jednocześnie utrzymujemy wyważone stosunki polityczne i gospodarcze z Rosją. Węgierski wzór świadczy o tym, że to jest możliwe.
Presja migracyjna
Czy wróci do naszych granic nowa fala migracyjna? Nie tylko wróci, ona cały czas jest obecna. Każdego dnia kilkaset osób próbuje przemocą przedostać się na terytorium Węgier.(…)
Życie kresów nigdy nie było łatwe. Dotychczas wydaliśmy ponad 600 miliardów forintów na obronę granic. 600 miliardów forintów! Przed kryzysem migracyjnym tę masę pieniędzy mogliśmy wpompować w gospodarkę albo dać je po prostu rodzinom. Dziś musimy je przeznaczyć na obronę. Hunyadi swego czasu zatrzymał oddziały sułtana pod Belgradem, a my zatrzymaliśmy oddziały Györgya Sorosa u naszych południowych granic. Ale właśnie przykład Belgradu uczy nas, że pojedyncze zwycięstwo samo w sobie nie rozwiązuje niczego i bardzo łatwo spod Belgradu trafić do Mohacza. Obrona granic wymaga ciągłej gotowości, nieustępliwości i wytrwałości. To ciężka, bardzo ciężka praca.
A na dodatek musimy mieć jeszcze oczy z tyłu głowy, bo ze strony Brukseli też nie możemy być spokojni. Tam zbierają się agenci Györgya Sorosa, judasze gotowe za trzydzieści srebrników na wszystko, wrogowie państw narodowych; banda uczonych w piśmie, ekspertów i doradców, którzy państwa narodowe w najlepszym wypadku mają za skazane na wymarcie resztki.
I oczywiście wilki globalnego kapitału, które jak we wszystkim, tak też i w migracji gotowe są wyniuchać kasę. Oni wszyscy pracują nad tym, abyśmy inwazję, potop Europy przedstawiany jako stan naturalny, przyjęli jako nieuniknioną historyczną konieczność. Są miejsca, gdzie im się tu już udało. Włoska granica jest dziurawa jak durszlak. Głowy Francuzów ledwo wystają nad wodę. A Niemcy z naiwną prostotą ogłosiły się krajem imigracji. Z Afganistanu się wycofaliśmy, w Afryce jest ogromna nadwyżka populacji, której fale mogą w każdej chwili przewalić się nad Morzem Śródziemnomorskim.
Chrześcijańska Europa ze względu na swoje wewnętrzne słabości i siłę zewnętrznych ciosów jest w bardzo trudnym położeniu. Wydaje się, sam też tak to widzę, iż łacińskie chrześcijaństwo w Europie nie może już ustać na własnych nogach. Prawosławie; mało prawdopodobne, że bez zawarcia przymierza ze wschodnimi chrześcijanami uda się nam przeżyć następne dziesięciolecia. Ceterum censeo, Europa potrzebuje ludów bałkańskich.
Proszę, zapamiętajmy to sobie dobrze, że węgierskie linie obrony będą stać na granicy dotąd, dopóki my rządzimy. Gyurcsány i jego ludzie wyraźnie powiedzieli:
„Migranci nikomu nie robią nic złego. Można nawet powiedzieć, iż po przeminięciu jednej-dwóch generacji sami staną się Węgrami i dlatego tak ważne jest, aby ci, którzy trafią tutaj, czuli się dobrze.”
Jeśli pozwolimy, żeby brukselscy biurokraci, zwolennicy migracji pomogli w dojściu do władzy zabawnym i jednocześnie niebezpiecznym uczestnikom show Gyurcsánya, to ci otworzą granice. A jeśli już raz ich się tu wpuści, to nie da się już tego odwrócić. Będzie tu takie otwarte społeczeństwo, że nawet nasze wnuki będą uginać się pod tym ciężarem, oczywiście jeśli jeszcze w ogóle tu będą.
O atakach z Brukseli
Dlaczego nie możemy znaleźć wspólnego mianownika z Brukselą oraz światem zachodnioeuropejskiej kasty intelektualnej, światem ekspertów, politycznych decydentów i opiniotwórczych autorytetów? Bo że nie znajdujemy wspólnego mianownika, to nie ulega wątpliwości.
Co innego uważamy za cenną tradycję europejską, co innego myślimy o przyszłości narodów i państw narodowych, co innego o globalizacji, a teraz już nawet co innego o rodzinie. Doszliśmy wręcz do tego, że co innego sądzimy o binarnej strukturze społeczeństwa opartego na kobietach i mężczyznach. I dla tego, że tak jest, a tak właśnie jest, w sposób nieunikniony wyobrażamy sobie różną przyszłość i różnej przyszłości życzymy sobie i naszym dzieciom. I chcę powiedzieć wyraźnie, że my tu nie ulegniemy. 3 kwietnia korzystając z referendum obronimy nasze dzieci, ojciec jest mężczyzną, a matka kobietą, a nasze dzieci niech zostawią w spokoju! (…)
Zamiast koła ratunkowego przyczepiono nam kamień na szyję. Szykują się do wprowadzenia na terenie całej Unii podatku karnego dla właścicieli mieszkań i pojazdów samochodowych. To jakiś absurd, że kraje członkowskie dotknięte wysokimi cenami muszą jeszcze prowadzić oddzielne walki z Brukselą. Czas, żeby wreszcie ktoś głośno powiedział: plan Brukseli, żeby bronić się przed niszczeniem klimatu wysokimi cenami energii wziął w łeb. Wziął w łeb, bo niszczy europejskie przedsiębiorstwa i europejskie rodziny. Ślepy zaułek. Potrzeba nam nowego planu!
CAŁOŚĆ TEKSTU
Przemówienie Viktora Orbána podsumowujące miniony rok
Budapeszt, 12 lutego 2022 r.
Szanowny Panie Przewodniczący Zgromadzenia Narodowego! Szanowne Panie! Szanowni Panowie!
Dobrze jest wreszcie być razem, tym bardziej, że dawno się nie spotkaliśmy. Nasze zeszłoroczne zwyczajowe spotkanie nie doszło do skutku z powodu epidemii koronawirusa. Teraz grozi nam pokusa oddania się radości z okazji ponownego spotkania, a przecież musimy mówić dziś o sprawach poważnych, w końcu od wyborów dzieli nas już tylko pięćdziesiąt dni.
Kiedy przygotowujemy do podsumowania minionego roku musimy jasno widzieć dwie sprawy: kim jesteśmy i o czym chcemy mówić. To naszej zbiorowości dotąd nie nastręczało problemu. Mnie, osobie, która szesnaście lat spędziła w opozycji i szesnaście lat sprawując władzę, mającej pięcioro dzieci i pięcioro wnucząt, naprawdę wypada wiedzieć, kim jestem. Nas, którzy dziś się tu spotkaliśmy, łączy to, że jesteśmy Węgrami, ludźmi, których wspólną pasją są Węgry.
Jednak niespodziewanie dowiedzieliśmy się od lewicy, że mylimy się, ponieważ tak naprawdę jesteśmy grzybami. Grzybami hodowanym w ciemnościach, karmionymi obornikiem.
Dowiedzieliśmy się również, że my, pochodzący z małych miast i wsi, nie dajemy sobie rady nawet z rozwiązaniem krzyżówek. Wg lewicy o dziesiątej rano jesteśmy już pijani i otumanieni. Dowiedzieliśmy się, że należenie do Fideszu świadczy o naszej aberracji. Lewica poinformowała nas również o tym, że w Fideszie są Żydzi, nawet jeśli nie ma ich w nim wielu. I poinformowała też o tym, że są wśród nas geje, ale ich przynajmniej jest wielu. Lewica wyliczyła: Żydów za mało, a gejów za dużo. Zagadka, jak do tego doszli? Zastanowiłem się nad tym, co mówi lewica i doszedłem do wniosku, że coś w tym jest. Grzyby się zgadzają.
Tylko po spożyciu grzybków halucynków taki bełkot jest możliwy.Ale nie da się wykluczyć, że to strategia, rodzaj nowej politycznej strategii. Znieważać ludzi, drwić z osób z niepełnosprawnością, szydzić z mieszkańców małych miejscowości, grozić rencistom i lekceważyć kobiety. Od niepamiętnych czasów nikt tak nie rozmawiał z Węgrami. Nie wierzymy własnym uszom. Jeśli to strategia, to na pewno zasługuje na patent międzynarodowy. De Gaulle pewnie miał rację: mówić potrafi każdy, ale prawdziwi przywódcy wiedzą też, kiedy należy milczeć.
Jak na to nie patrzeć, jest to żenujące – nie tylko trochę, ale bardzo. Nawet dla nas, bo lewica, jaka jest, taka jest, ale przecież jest częścią narodu, podobnie jak wspomnienie obcej przemocy pojawiające się w hymnie. Przecież to dla nich jeszcze większa żenada. Gyula Horn przewraca się w grobie, Medgyessy nie wie, gdzie podziać oczy, a zmieszani byli członkowie SZDSZ-u płoną ze wstydu. To wszystko nie przeszkadza tylko Gyurcsányowi i Bajnaiemu, bo w końcu to oni ściągnęli nam na głowę ten cały show. To oni wysyłają na scenę marionetki, żeby nie było widać, iż tak naprawdę sami szykują się do powrotu: przywódcy najbardziej skorumpowanego rządu węgierskiego – Gyurcsány, Bajnai i jeden spec od grzybków. To ten dream team, zgłosił się do rządzenia Węgrami. To oferta lewicy dla Węgier. Nie wiadomo, śmiać się, czy płakać.
Drodzy Przyjaciele, powinienem już wreszcie odpowiedzieć na pytanie, o czym zamierzam dziś mówić. Przychodzi chłopiec do domu po mszy. Pytają go: „Jak było?”. „Jak zawsze. Ksiądz głosił.” „Na jaki temat?” „O grzechu.” „I co powiedział?” „Nie popierał.” Podobne uczucie towarzyszy mi w związku z moim przekazem. Dziś po południu ja też będę mówił o tym, co zawsze: Węgry muszą iść do przodu, nie do tyłu. Ale gdzie jest przód, a gdzie tył? Wydaje się to proste, a jednak: co to jest przód? A co tył? Właśnie o tym będę dziś mówił.
Szanowne Panie! Szanowni Panowie!
Pozostawiamy za sobą razem przeżyte dwa trudne lata. Światowa pandemia, fale migracyjne, kryzys energetyczny, imperialne wybuchy gniewu Brukseli, chłodny powiew zimnej wojny na karku i niepokojący cień wojny padający na Europę Wschodnią i Środkową. W tych warunkach musieliśmy zorganizować ochronę przed koronawirusem. W tych warunkach musieliśmy pobudzić rozwój gospodarczy, zastąpić utracone miejsca pracy nowymi, udzielić wsparcia i zabezpieczyć młodych, rodziny i osoby starsze. Trochę za dużo tych łakoci, że nie wspomnę o zadaniach przed nami stojących. Wyrażam podziękowanie lekarzom, pielęgniarkom, pielęgniarzom i ratownikom medycznym za ich nadludzki wysiłek, podobnie jak organizatorom szczepień i współpracownikom sztabu operacyjnego. Wyrażam podziękowanie prezydentowi Jánosowi Áderowi i jego małżonce za pracę włożoną w niesienie pomocy dzieciom osieroconym podczas epidemii. Dziękujemy, za to też dziękujemy, panie Prezydencie!
Drodzy Przyjaciele!
Pojawiająca się jak grom z czystego nieba pandemia, stała się rodzajem próby wytrzymałościowej, swego rodzaju testem odporności na stres. Na wszystkich nas wywiera ogromną presję. Jest próbą wytrzymałościową dla polityki i gospodarki krajowej. Sami mogliście doświadczyć, iż państwo węgierskie dzielnie stawiło pandemii czoła. Parlament nieprzerwanie obradował, zapewnił rządowi odpowiednie narzędzia i potrzebny zakres swobody do prowadzenia skutecznej obrony, a jednocześnie zachował kontrolę nad sytuacją. Organy epidemiologiczne, szpitale, tak często bezpodstawnie protekcjonalnie traktowana i niedoceniana węgierska służba zdrowia funkcjonowała bardzo sprawnie; pracownicy administracji publicznej, policji i wojska działali szybko, w sposób skoordynowany i zdyscyplinowany. Rząd zachował jedność i zimną krew. Zdolność kraju do działania nie została ani na chwilę zagrożona.
Jak z tego wynika, nowy konstytucyjny porządek kierowania państwem wprowadzony w 2011 roku stanął na wysokości zadania. W Europie upadał rząd za rządem, rozpadały się koalicje, wydawano chaotyczne rozporządzenia, a tysiące protestujących pacyfikowano z użyciem sił porządkowych. Ludzie tracili zaufanie powoli, ale w sposób coraz bardziej zdecydowany. My niczego takiego nie doświadczyliśmy. Udało nam się nie tylko zachować zaufanie społeczeństwa, ale nawet je wzmocniliśmy. Było to możliwe, ponieważ większość mieszkańców uważa, iż Węgry broniły się w sposób dobry.
Jednakże gwoli sprawiedliwości muszę wspomnieć też o tym, że Węgry zostały zaatakowane nie tylko przez wirusa, ale i przez lewicę, która miała nadzieję, iż w ten sposób doprowadzi do upadku rządu. Kiedy należało wprowadzać ograniczenia, lewica domagała się rezygnacji z restrykcji, a kiedy należało znosić ograniczenia, wtedy głośno propagowała obostrzenia i dyktaturę, organizowała zagraniczne oszczercze kampanie, rozpowszechniała spreparowane filmiki, fake newsy i siejące panikę wiadomości.
Drodzy Przyjaciele!
To ogromna nieodpowiedzialność, a może nawet więcej. Nie bójmy się ostrych słów. Wykorzystywanie związanych ze śmiertelną pandemią obaw milionów rodzin w celu obalenia rządu to czyn, którego nie sposób bronić przed jakimkolwiek sądem. Oba nadejdą: jeden 3 kwietnia, a drugi zgodnie z wolą Bożą.
Szanowne Panie! Szanowni Panowie!
Od roku 2010 nie tylko zreformowaliśmy państwo, ale również zbudowaliśmy nową węgierską gospodarkę. Teraz zdała ona egzamin. W 2010 roku postanowiliśmy, że zamiast zasiłków damy ludziom pracę. Kto chce pracować, ten ma pracę. Mimo światowej pandemii na Węgrzech pracuje tyle osób, ile jeszcze nigdy nie pracowało od czasu transformacji systemowej. Pracuje milion osób więcej, niż pracowało w czasie rządów Gyurcsánya. I to pracują nie na byle jakim poziomie, bo musimy produkować towary i świadczyć usługi, które są w stanie konkurować na rynkach światowych, które można tam sprzedawać. To nasze być albo nie być, ponieważ zbudowaliśmy gospodarkę, podstawą której jest sprzedaż zagraniczna, czyli eksport. W zeszłym roku pobiliśmy nowy wyśrubowany rekord. Wartość eksportu Węgier wzrosła do 119 miliardów euro. Można zobrazować to tak: pod względem liczby ludności zajmujemy 95. miejsce na świecie, ale pod względem wartości eksportu jesteśmy na miejscu 34. Jeśli przeliczymy tę wartość na głowę mieszkańca, to będziemy na miejscu 27. Jest się czym cieszyć.
W roku 2010 postanowiliśmy unarodowić kluczowe sektory gospodarki. Kapitał zagraniczny w sektorze bankowym ograniczymy do poziomu niższego niż 50-procentowy, podobnie jak w mediach i sektorze energetycznym. Przypominam wszystkim, że zaczęliśmy od 60procentowego poziomu kapitału zagranicznego w sektorze bankowym, 66-procentowego w mediach i 71-procentowego w sektorze energetycznym. Dziś już wszędzie tu przeważa kapitał węgierski. Nawet w czasie epidemii koronawirusa – nie nazwałbym tego drobiazgiem – udało się nam zachować to, co wcześniej zdobyliśmy. Powiem więcej, kontynuujemy odkupywanie kluczowych dla gospodarki przedsiębiorstw, teraz kolej na dostawców gazu i energii elektrycznej w Kraju Zacisańskim (Tiszántúl). Objęte insurekcją części kraju są już wolne, czas na zachodnie Węgry (Panonię). Nie oglądając się na kryzys, nie tylko utrzymaliśmy, ale nawet zwiększyliśmy wysokość węgierskiego kapitału w zagranicznych inwestycjach.
Może pamiętają Państwo, że już wcześniej zdecydowaliśmy, iż zysk wywożony z Węgier przez działające tu firmy zagraniczne musi być równoważony zyskiem przywożonym do kraju przez węgierskie przedsiębiorstwa działające za granicą. Tak i tylko tak można zachować równowagę węgierskiej gospodarki. Mamy w tej sprawie jeszcze wiele do zrobienia, ale nawet podczas pandemii nie zawróciliśmy z wytyczonej drogi, szliśmy do przodu, nie do tyłu. Mol rozprzestrzenia się, np. w Polsce kupił 417 stacji benzynowych. Bank OTP działa na terenie całych Bałkanów. Węgierska firma tworzy system opłat drogowych w liczącej 270 milionów mieszkańców Indonezji. W Czechach Magyar Villamosművek (firma energetyczna) zapewnia prąd 1 600 000 użytkowników. Ale można wspomnieć też o węgierskiej firmie przetwórstwa drobiu działającej w Wietnamie, wytwórni pasz i fabryce asfaltu gumowego prowadzących produkcję w Rosji oraz o będącej własnością węgierską firmie telekomunikacyjnej działającej w Albanii i Czarnogórze. Naprzód Węgry!
To nie mało, ale ja za największe osiągnięcie gospodarki węgierskiej uważam to, iż w czasie epidemii rodziny nie musiały zaciskać pasa. Co więcej, zwolniliśmy od płacenia podatku dochodowego młodzież poniżej 25 roku życia, rodziny dostaną zwrot podatku dochodowego, a emeryci właśnie w tych dniach otrzymali trzynastą emeryturę. Trzynasta emerytura nie jest tylko wynikiem osiągnięć gospodarczych, to także rodzaj prawdziwej rekompensaty. Oddajemy to, co zabrały rządy Gyurcsánya i Bajnaiego. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kraj pracował przez 12 lat, aby naprawić historyczny grzech lewicy. Uszanujmy to! Mieszkający za granicą Węgrzy również doświadczyli tego, iż należą do nas nie tylko w pogodne dni, ale i w czarną godzinę. Kontynuujemy programy ich dotyczące, odnowiliśmy poza granicami kraju 790 przedszkoli i zbudowaliśmy 170 nowych. Naprzód Węgrzy!
I jak zawsze od roku 2010, nawet podczas kryzysu, podążaliśmy własną drogą. Do ponownego ożywienia gospodarki zastosowaliśmy kurację Matolcsyego i Vargi a nie receptury brukselskie. Nie zaczęliśmy hamować, nie szukaliśmy schronienia, ale odważnie wyprzedzaliśmy na zakręcie. Podjęliśmy ryzyko. Ryzyko nie było małe, ale, jak Państwo wiedzą, ono tak naprawdę nigdy nie jest małe. W polityce gospodarczej ostrożniacy prędzej czy później, ale zawsze trafiają na szary koniec. To tak, jak z jazdą na rowerze. Nie pedałujesz, pada. No, nasz nie padł. Już w roku 2021 odnotowaliśmy 7-procentowy wzrost gospodarczy i z nawiązką nadrobiliśmy straty wynikłe z epidemii. Panie i Panowie, podsumowując miniony rok, bez względu jak drętwo by to brzmiało, muszę posłużyć się też językiem liczb.
Udało się nam nie przekroczyć 80 procentowego zadłużenia państwa, a pod koniec roku zmniejszymy je nawet do poziomu 77 procentowego. W tym czasie zadłużenie Francji wyniosło 115%, Hiszpanii 120%, a Włoch 154%. I wydarzyło się coś takiego, czego niewiele osób się spodziewało, ja na przykład na pewno nie. Dług publiczny Austrii przekroczył poziom zadłużenia Węgier. Mimo pandemii w roku 2022 płaca minimalna wzrosła o 20%, a opodatkowanie pracy zmniejszyliśmy o 4%. Doprowadziliśmy do stworzenia wielkiego porozumienia narodowego, którego sygnatariuszami są związki zawodowe, pracodawcy oraz rząd, a które zostało uprawomocnione przez parlament. Oczywiście nie przez lewicę, bo ta, głosując, nie popiera niczego.
Proszę, aby w dniu wyborów pamiętali Państwo, iż lewica nie poparła projektu ustawy covidowej, która służyła naszej ochronie. Nie poparła moratorium na spłatę kredytów. Nie zagłosowała za podwyższeniem płacy minimalnej. Nie poparła zwrotu podatku dochodowego dla rodzin. Nie zagłosowała za zwolnieniem od podatku młodzieży poniżej 25 roku życia. I nie poparła też obniżenia podatków. Mam nadzieję, że wyborcy w dniu wyborów nie zagłosują za nimi. Proszę pamiętać też o tym, że rząd Gyurcsánya i Bajnaiego wybrał zupełnie inną drogę niż my. Oni szli do tyłu. Zabrali trzynastą emeryturę, zabrali jedną miesięczną pensję, skrócili o rok urlop macierzyński, zlikwidowali program mieszkaniowy i zniżkę podatkową dla rodzin. Wprowadzili odpłatność za usługi publicznej służby zdrowia. Doprowadzili do podwójnego wzrostu cen prądu i potrójnego wzrostu cen gazu dla gospodarstw domowych. Ale jeszcze przyjdzie kryska na Matyska. Teraz, 3 kwietnia mogą Państwo wystawić im rachunek. Summa summarum: z odpowiednią dozą skromności, ale zdecydowanie możemy stwierdzić, iż nawet w czasach zarazy nie zrezygnowaliśmy z naszych celów i dzięki temu Węgry wyszły z obecnego kryzysu silniejsze, niż były przed nim.
Szanowne Panie! Szanowni Panowie!
Jeśli chodzi o przyszłość, pojawiają się przed nami trudne pytania. Czy dojdzie do wojny? Czy starczy nam pieniędzy? Czy pojawią się nowe epidemie? Czy wróci fala migracyjna?
Czy dojdzie do wojny? Teraz wszyscy o tym mówią. Czas wydaje się ponury, a sytuacja niestabilna. Znają Państwo sytuację geopolityczną. Węgry otoczone są niestabilnymi regionami: Bałkanami Zachodnimi i Ukrainą. Na Bałkanach obecnych jest też kilku kolosów: Stany Zjednoczone, Unia Europejska, Rosja i Turcy. I to wszystko przy naszych granicach. Nie zapominajmy, iż Bośnia oddalona jest o 70 kilometrów od naszej południowej granicy. Dziś 665 żołnierzy węgierskich stacjonuje na Bałkanach.
Recepta na zaprowadzenie pokoju i uspokojenie sytuacji na Bałkanach jest prosta: szybkie członkostwo w UE, ugoda z Serbią i unijny, wspólnoeuropejski plan Marshalla. Szkoda, że nie jest realizowana. Węgry w ciągu kilku ostatnich lat wzrosły w siłę. I dlatego wspominam Państwu o tym, ponieważ nie będziemy czekać z założonymi rękami i patrzeć, jak wielka, mocarstwowa polityka wyrządza szkody naszym sąsiadom. Ani Berlin, ani Bruksela nie może prowadzić wbrew nam polityki na Bałkanach, jak i nie może jej prowadzić bez nas. Nie będziemy akceptowali takich decyzji Brukseli, które sprzeczne są z interesem Węgier.
Interesem Węgier jest pokój, rozwój gospodarczy i wprowadzenie regionu w ramy Unii Europejskiej. Dlatego nie może być mowy o sankcjach, polityce dyscyplinowania, pouczeniach czy jakichkolwiek innych przejawach arogancji mocarstwowej. Musimy rozmawiać z Bałkanami, a nie o Bałkanach i musimy działać wspólnie z nimi. Bałkany teraz, zresztą jak zawsze, są nadzwyczaj skomplikowane, a jednak przyjęcie pokojowych, akceptowalnych dla wszystkich regulacji jest możliwe.
Jeszcze bardziej palącym problemem jest konflikt Rosji i Ukrainy. Tu też interesy Węgier są oczywiste. Najważniejsze jest to, aby uniknąć wojny. Przemawia przez nas w tej sprawie nie tylko nasze człowieczeństwo, ale i nasze interesy. Proszę pomyśleć: w przypadku wojny setki tysięcy, a może nawet milion uchodźców nadciągnie z Ukrainy, a to w sposób zasadniczy zmieniłoby sytuację polityczną i gospodarczą Węgier. Pamiętamy, jak w latach dziewięćdziesiątych z terenów dawnej Jugosławii przybyło do nas kilkadziesiąt tysięcy osób i to też nie było dla nas łatwe. Z Ukrainy przybyłyby większe tłumy i do tego takie, które pozbawione by były nadziei na powrót. My pracujemy dla pokoju, ale oczywiście wyznaczone organy państwowe rozpoczęły odpowiednie przygotowania. Na przypadek wojny mamy gotowy odpowiedni scenariusz i plan akcji.
Panie i Panowie!
W związku z wielkością terytorium Węgier oraz naszą siłą wojskową i gospodarczą nie jesteśmy w stanie wywierać decydującego czy nawet znacznego wpływu na stosunki Unii Europejskiej, Zachodu i Rosji. Ale to nie skazuje nas na bezczynność. Gramy odkrytymi kartami i nigdy nie ukrywaliśmy, że strategię Brukseli uważamy za chybioną, a sankcje wymierzone w Rosję za ślepy zaułek. Jestem przekonany, że bez współpracy gospodarczej z Rosją Europa pozostanie anemiczna i blada. Rezygnacja ze współpracy i podarowanie Chinom ogromnych możliwości gospodarczych jest strategicznym błędem. Ale w minionych latach zrozumiałem, że nie jesteśmy w stanie zmienić kierunku polityki zagranicznej Unii Europejskiej i dla tego zamiast tracić czas na jałowe dyskusje wypracowaliśmy i prowadzimy model węgierski. Jesteśmy członkami NATO i Unii Europejskiej, a jednocześnie utrzymujemy wyważone stosunki polityczne i gospodarcze z Rosją. Węgierski wzór świadczy o tym, że to jest możliwe.
Panie i Panowie!
Wojna, bez względu na to czy zimna, czy gorąca; napięcia między Wschodem a Zachodem oraz konflikty dotychczas sprowadzały na Europę Środkową tylko kłopoty, cierpienia i ogromne straty. Zrozumiałe więc, że nie chcemy ponownie wejść do tej rzeki. Dlatego podjąłem się misji pokojowej w Moskwie.
Trzeba łamać lód zamrożonych relacji i otwierać drogę negocjacjom. To prawda, Węgry nie mają lodołamacza o napędzie atomowym, ale kilofem dysponujemy i czasem wystarczy kilka szczelin, żeby na powierzchnię wypłynął zdrowy rozsądek. To, że dziś przywódcy europejscy jedni po drugich przybywają do Moskwy, służy naszemu wspólnemu dobru. My, Węgrzy, zrozumieliśmy już, iż bezpieczeństwo nie zależy od przyjaźni, tylko od siły. Wynikają z tego dwie rzeczy. Po pierwsze zawsze powinien istnieć odpowiednio szeroki i głęboki teren pomiędzy Rosją a Węgrami. Dziś jest to Ukraina, której niepodległość i żywotność dlatego – dlatego! – bezpośrednio służą interesom węgierskim.
Po drugie: siła wojskowa Europy powinna być porównywalna z siłą Rosji, dopóki tak nie będzie, o bezpieczeństwie narodów europejskich będziemy decydować nie my, Europejczycy, ale Amerykanie i Rosjanie. Dlatego Węgry popierają stworzenie europejskiego potencjału wojskowego i uformowania sił obronnych. W tym duchu rozpoczęliśmy budować nowoczesną armię węgierską i należący do niej przemysł zbrojeniowy. Niestety nie udało nam się dokonać przełomu. Musimy jeszcze powiązać przemysł zbrojeniowy z gospodarką, uczelniami wyższymi, instytutami badawczymi i parkami innowacji. No i oczywiście potrzebujemy młodzieży, która gotowa jest służyć, a w razi potrzeby, bronić ojczyzny. Wypłacane w tych dniach tzw. żołnierskie pieniądze (dodatkowe wynagrodzenie w wysokości sześciu pensji miesięcznych) dobrze wyrażają szacunek i znaczące uznanie ze strony społeczeństwa, ale to samo w sobie nie jest wystarczające.
Czeka nas jeszcze ogrom pracy. Potrzebujemy własnej siły, potrzebujemy własnej armii narodowej. Nikt, żaden z naszych sojuszników nie będzie zamiast Węgrów ryzykował życia za Węgry. Członkostwo NATO członkostwem, ale nie ma takiego sojusznika na świecie, który obroniłby za nas naszą ojczyznę. Obok nas, z nami – może, ale zamiast nas na pewno nie. Jeśli nie jesteśmy wystarczająco silni, to Węgry nie mogą być bezpieczne. Wiemy dzięki Clintowi Eastwoodowi, że jeśli w pobliżu jest broń, to lepiej, żeby była w naszej dłoni.
Szanowne Panie! Szanowni Panowie!
Czy starczy nam pieniędzy? Żelazna Dama powiedziała kiedyś: problem z socjalistami polega na tym, że ostatecznie kończą im się cudze pieniądze. I rzeczywiście: najpierw w postaci wysokiego podatku odbierają pieniądze tym, którzy zapracowali na nie, potem szybko je wydają i dlatego biorą kredyty, które chcą spłacać tymi pieniędzmi, które zabiorą ludziom w postaci jeszcze wyższych podatków. Kończy się to tym, że i podatki, i zadłużenie sięgają nieba, a załamana pod ciężarami gospodarka pada na ziemię. Bezrobocie, zaciskanie pasa, Himalaje podatków, IMF, brak pieniędzy. Kiedy lewica rządzi, pieniędzy nie ma. Ciągle ten sam refren.
A dziś prowadzone jest kilka tysięcy miliardowych projektów. Maleje liczba ludzi żyjących w biedzie, a klasa średnia jest coraz silniejsza. Dziś płaca minimalna jest wyższa niż płaca średnia w czasach rządów Gyurcsánya i Bajnaiego. Innymi słowy: pieniądze są i jeśli będziemy mogli kontynuować rządzenie, to będą nadal. Na przykład na rozwój obszarów wiejskich przeznaczymy trzy razy więcej środków niż dotychczas. W gospodarce opartej o pracę pieniądze biorą się z pracy. Podatki są niskie, dochody rosną, ludzie robią zakupy, inwestują, opłaca się pracować.
Już moglibyśmy świętować, gdyby gospodarki europejskie nie zostały zranione wzrostem cen, inflacją, która, jak wszystkim wiadomo, drogo kosztuje. W Stanach Zjednoczonych osiągnęła najwyższy poziom od 40 lat i wzrosła do 7,5%. Są już takie kraje należące do Unii Europejskiej, w których inflacja przekroczyła próg 10-procentowy. My mielibyśmy to samo, gdybyśmy w sposób ciągły nie bronili rodzin. Nadzwyczajna sytuacja wymagała nadzwyczajnych decyzji i dlatego nie patrzyliśmy bezczynnie na galop cen, ale wprowadziliśmy politykę czterech ograniczeń. Ograniczenie cen opłat za media, ograniczenie cen paliw, ograniczenie oprocentowania kredytów i ograniczenie cen żywności. Coś takiego nie miało miejsca na Węgrzech od trzydziestu lat.
Dziś sprawy mają się tak, że u nas jest najniższa cena prądu w całej Unii Europejskiej, a cena gazu jest trzecią najtańszą. Model polegający na obniżeniu cen opłat za media działa, właśnie teraz przejmuje go od nas Francja i Hiszpania. Mamy piątą najtańszą cenę paliw. Dziś płacimy za nie 480 forintów, a bez ograniczenia ceny płacilibyśmy znacznie powyżej 500 forintów. Ograniczenie cen też się sprawdziło i dlatego przedłużymy je o kolejne trzy miesiące. Ograniczenie oprocentowania kredytów chroni rodziny, które spłacają kredyt hipotetyczny. Ograniczenie cen żywności pomaga wszystkim, ale szczególnie ludziom mającym niskie dochody.
Panie i Panowie!
Ograniczenie cen opłat za media obniżyło inflację o 1,5 procent, ograniczenie cen paliw o pół procent, ograniczenie cen żywności o 0,9 procent. Wg właśnie wydanego unijnego sprawozdania w tym roku inflacja na Węgrzech ma wynieść 5,4%, a w roku przyszłym 3,6%. Tegoroczną wysokość inflacji znacznie przekroczyły podwyżki zarobków, a wysokość przyszłoroczną znacznie przekroczą. Innymi słowy, pieniędzy wystarczy, bo Węgry w przyszłości też będą pracowały. Wsparcie dla rodzin utrzymamy, a nawet je zwiększymy. Nie zrezygnujemy z tego, aby posiadanie dzieci zamiast trudności oznaczało korzystną sytuację materialną. Będą dzieci, będą pieniądze, a rodziny obronimy. Tędy prowadzi droga do przodu!
Panie i Panowie!
Ale w sprawie inflacji jest jeden szkopuł, ograniczający naszą prędkość próg zwalniający. Nazywa się Bruksela. Zliberalizowano rynki gazu i energii elektrycznej, ale nie opracowano i nie wprowadzono przepisów, które ograniczałyby występowanie nerwowych zmian. Tym samym oddano Europę w ręce finansowych spekulantów. To potworny błąd, bo ceny energii są odpowiedzialne za 50 procent inflacji.
Toczyliśmy ogromne boje, żeby Bruksela wreszcie uznała energię jądrową i gaz za zielone źródła energii. W końcu nam się to udało, ale straciliśmy wiele czasu, którego potem zabrakło brukselskim biurokratom na ustalenie cen. Ich kroki były spóźnione i niedostateczne, nie pozwolą na rozwiązanie zaistniałego już kryzysu. Stąd biorą się wysokie ceny energii, które – wg naszej wiedzy – jeszcze przez lata będą nam towarzyszyły. Całe szczęście, że udało nam się w samą porą podpisać dobrą umowę z Rosjanami na dostawę gazu. Dokładniej: nie zawdzięczamy tego szczęściu, tylko natarczywość i zdecydowaniu Pétera Szijjártó.
Ale, drodzy przyjaciele, kłopotów nam w Brukseli nie ubyło, jest ich jeszcze więcej. Zamiast koła ratunkowego przyczepiono nam kamień na szyję. Szykują się do wprowadzenia na terenie całej Unii podatku karnego dla właścicieli mieszkań i pojazdów samochodowych. To jakiś absurd, że kraje członkowskie dotknięte wysokimi cenami muszą jeszcze prowadzić oddzielne walki z Brukselą. Czas, żeby wreszcie ktoś głośno powiedział: plan Brukseli, żeby bronić się przed niszczeniem klimatu wysokimi cenami energii wziął w łeb. Wziął w łeb, bo niszczy europejskie przedsiębiorstwa i europejskie rodziny. Ślepy zaułek. Potrzeba nam nowego planu!
Szanowne Panie! Szanowni Panowie!
A teraz zastanówmy się, czy pojawią się nowe epidemie. Świat musi dziś przywyknąć, iż oprócz epoki wędrówki ludów zawitała do nas epoka epidemii. Pandemia przybrała wymiary ogólnoświatowe. Pochłonęła życie wielu osób, zaatakowała miejsca pracy i sparaliżowała gospodarkę światową. Nas też nie oszczędziła, ale my przynajmniej jako jedni z pierwszych się przebudziliśmy. U nas powstał pierwszy w Europie sztab operacyjny. Jako jedni z pierwszych zdobyliśmy respiratory i przygotowaliśmy szpitale na przyjęcie zakażonych chorych. Jako jedni z pierwszych zdobyliśmy potrzebne szczepionki i zaszczepiliśmy nimi ponad połowę ludności. Jako jedni z pierwszych pobudziliśmy kraj do ponownego działania. Wydaje się, że to, co najtrudniejsze, mamy za sobą. W omawianym okresie wdrożyliśmy głębokie zmiany w sposobie działalności szpitali. Uporządkowaliśmy sprawę wynagrodzeń lekarskich.
Wyeliminowaliśmy nieformalne płatności (tzw. pieniądze wdzięczności), oddzieliliśmy świadczenia państwowe od opieki prywatnej. Wszystko zostało dokonane podczas trwania światowej pandemii: harmonijnie, bez protestów, zgodnie z porozumieniem zawartym z izbą lekarską. Dzięki za to! Już w czasie epidemii rozpoczęliśmy rozwijać krajowy przemysł medyczny. Dziś już sami produkujemy to, co jest nam potrzebne lub co może być potrzebne w przypadku nowej epidemii: maski, respiratory i inne medyczne środki pomocnicze. Oczywiście największym wyzwaniem jest budowana za 55 miliardów forintów w Debreczynie fabryka szczepionek, która być może rozpocznie produkcję jeszcze przed końcem roku.
Drodzy Przyjaciele!
Nikt nie może nam zagwarantować, że w czasach gospodarki globalnej połączonej milionami wzajemnych powiązań nie będą wybuchały co jakiś czas nowe epidemie. Ale gwarantujemy, że węgierska służba zdrowia i przemysł medyczny, jeśli będzie to konieczne, przywita je w pełnym uzbrojeniu.
Szanowne Panie! Szanowni Panowie!
I na koniec: czy wróci do naszych granic nowa fala migracyjna? Nie tylko wróci, ona cały czas jest obecna. Każdego dnia kilkaset osób próbuje przemocą przedostać się na terytorium Węgier. Rok temu było to 122 tysiące osób. W tym roku w styczniu już ponad 12 tysięcy. Przez pewien czas mieliśmy nadzieję, ja sam też ją podzielałem, że jeśli uda nam się szybko zamknąć granice, to migranci sami zauważą, iż przynajmniej granic węgierskich nie warto próbować przekraczać. Nie zauważyli. Możliwe, że powodem tego jest to, iż Węgry dziś, podobnie jak dawniej, czy nam się to podoba czy nie, czy mamy tego świadomość czy nie, rzeczywiście stanowią kresy wnętrza Europy, a dokładniej kresy ziem niemieckich. A migranci właśnie do tych ziem starają się dotrzeć.
Życie kresów nigdy nie było łatwe. Dotychczas wydaliśmy ponad 600 miliardów forintów na obronę granic. 600 miliardów forintów! Przed kryzysem migracyjnym tę masę pieniędzy mogliśmy wpompować w gospodarkę albo dać je po prostu rodzinom. Dziś musimy je przeznaczyć na obronę. Hunyadi swego czasu zatrzymał oddziały sułtana pod Belgradem, a my zatrzymaliśmy oddziały Györgya Sorosa u naszych południowych granic. Ale właśnie przykład Belgradu uczy nas, że pojedyncze zwycięstwo samo w sobie nie rozwiązuje niczego i bardzo łatwo spod Belgradu trafić do Mohacza. Obrona granic wymaga ciągłej gotowości, nieustępliwości i wytrwałości. To ciężka, bardzo ciężka praca.
A na dodatek musimy mieć jeszcze oczy z tyłu głowy, bo ze strony Brukseli też nie możemy być spokojni. Tam zbierają się agenci Györgya Sorosa, judasze gotowe za trzydzieści srebrników na wszystko, wrogowie państw narodowych; banda uczonych w piśmie, ekspertów i doradców, którzy państwa narodowe w najlepszym wypadku mają za skazane na wymarcie resztki. I oczywiście wilki globalnego kapitału, które jak we wszystkim, tak też i w migracji gotowe są wyniuchać kasę. Oni wszyscy pracują nad tym, abyśmy inwazję, potop Europy przedstawiany jako stan naturalny, przyjęli jako nieuniknioną historyczną konieczność. Są miejsca, gdzie im się tu już udało. Włoska granica jest dziurawa jak durszlak. Głowy Francuzów ledwo wystają nad wodę. A Niemcy z naiwną prostotą ogłosiły się krajem imigracji. Z Afganistanu się wycofaliśmy, w Afryce jest ogromna nadwyżka populacji, której fale mogą w każdej chwili przewalić się nad Morzem Śródziemnomorskim. Chrześcijańska Europa ze względu na swoje wewnętrzne słabości i siłę zewnętrznych ciosów jest w bardzo trudnym położeniu. Wydaje się, sam też tak to widzę, iż łacińskie chrześcijaństwo w Europie nie może już ustać na własnych nogach. Prawosławie; mało prawdopodobne, że bez zawarcia przymierza ze wschodnimi chrześcijanami uda się nam przeżyć następne dziesięciolecia. Ceterum censeo, Europa potrzebuje ludów bałkańskich.
Drodzy Przyjaciele!
Proszę, zapamiętajmy to sobie dobrze, że węgierskie linie obrony będą stać na granicy dotąd, dopóki my rządzimy. Gyurcsány i jego ludzie wyraźnie powiedzieli:
„Migranci nikomu nie robią nic złego. Można nawet powiedzieć, iż po przeminięciu jednej-dwóch generacji sami staną się Węgrami i dlatego tak ważne jest, aby ci, którzy trafią tutaj, czuli się dobrze.”
Jeśli pozwolimy, żeby brukselscy biurokraci, zwolennicy migracji pomogli w dojściu do władzy zabawnym i jednocześnie niebezpiecznym uczestnikom show Gyurcsánya, to ci otworzą granice. A jeśli już raz ich się tu wpuści, to nie da się już tego odwrócić. Będzie tu takie otwarte społeczeństwo, że nawet nasze wnuki będą uginać się pod tym ciężarem, oczywiście jeśli jeszcze w ogóle tu będą.
Szanowne Panie! Szanowni Panowie!
Może właśnie teraz warto, abym mówił o tym, dlaczego nie możemy znaleźć wspólnego mianownika z Brukselą oraz światem zachodnioeuropejskiej kasty intelektualnej, światem ekspertów, politycznych decydentów i opiniotwórczych autorytetów. Bo że nie znajdujemy wspólnego mianownika, to nie ulega wątpliwości. Co innego uważamy za cenną tradycję europejską, co innego myślimy o przyszłości narodów i państw narodowych, co innego o globalizacji, a teraz już nawet co innego o rodzinie. Doszliśmy wręcz do tego, że co innego sądzimy o binarnej strukturze społeczeństwa opartego na kobietach i mężczyznach. I dla tego, że tak jest, a tak właśnie jest, w sposób nieunikniony wyobrażamy sobie różną przyszłość i różnej przyszłości życzymy sobie i naszym dzieciom. I chcę powiedzieć wyraźnie, że my tu nie ulegniemy. 3 kwietnia korzystając z referendum obronimy nasze dzieci, ojciec jest mężczyzną, a matka kobietą, a nasze dzieci niech zostawią w spokoju!
Nie marzę o ich współczuciu, ale prawdą jest, iż już od trzydziestu lat pracuję razem z nimi i wydaje mi się, a opieram się na własnym doświadczeniu, że na dnie różnic między nami leży to, iż my zupełnie inaczej niż oni przeżyliśmy, a tym samym inaczej interpretujemy koniec zimnej wojny, inaczej niż oni, pochodzący z zachodnich krajów nie zajętych przez Związek Radziecki (do nich zaliczam też Amerykanów). Tu jest pies pogrzebany. Chodzi o to, że oni nie żyli w dyktaturze, a wolność – jak mówi Márai – otrzymali w spadku. My natomiast w niej, to znaczy w dyktaturze, żyliśmy, a wolności nie dostaliśmy, tylko walczyliśmy o nią. Nie lekceważymy wkładu ludzi Zachodu, ale dla nas jest jasne jak słońce, że zimną wojnę wygrali Polacy, Czesi, Węgrzy, Niemcy, Bułgarzy, Rumuni, Estończycy, Łotysze i Litwini, to znaczy my. My wiemy, że antykomunizm i idea narodowa wygrały zimną wojnę w ten sposób, że przywróciły państwa narodowe. Według nas to naród pokonał klasę społeczną, wiara w Boga pokonała ateizm, a własność prywatna zwyciężyła nad własnością socjalistycznego państwa. Oni widzą to zupełnie inaczej. Są przekonani, że to ich demokracje liberalne zwyciężyły komunizm. W ich głowach ani wtedy, ani teraz w centrum nie było państw narodowych, tylko stoi tam i stał globalny świat, którym kierują globalne organizacje, instytucje i sieci. Świat, który łączą ogólnoświatowe handlowe i technologiczno-komunikacyjne sieci. To dlatego ich bohaterem szczerze jest György Soros, oczywiście jakieś drobne też się przydadzą. Dlatego nie możemy porozumieć się w sprawie praworządności ani w sprawie demokracji. My wszyscy wiemy, że żyjemy w konstytucyjnym, praworządnym ustroju, który jasno określa i chroni ustawa zasadnicza. Dla nich praworządność jest narzędziem, którym próbują nas przerobić na własne podobieństwo. Dlatego nie interesują ich nawet fakty ani nasze argumenty. Oni prowadzą teraz świętą wojnę, praworządnościowy dżihad. A w starciu z dżihadem, drodzy przyjaciele, słowa rzadko pomagają. Tu trzeba pokazać siłę, niech nadejdzie więc rekonkwista! Podobnie jest z demokracją. Oni widzą ograniczanie demokracji, jej cofanie się, a my nasze codzienne życie. Z wyborami, z referendum, ze złośliwą, aktywną lewicową prasą i ostrymi politycznymi dyskusjami. Oni są tacy, jak ta kobieta we freudowskim dowcipie, która ucieka przed goniącym ją potwornym cieniem. Kiedy cień ją dogania, kobieta pyta łamiącym się głosem: „Czego chcesz od mnie?” Na to cień odpowiada: „Ja? Przecież ty śnisz o mnie!” Taki jest nasz wzajemny stosunek, i prawdą jest, iż nie chcemy stać się takimi, jakimi oni są, a jednocześnie trudno nam uwierzyć, że oni chcieliby upodobnić się do nas. Bezsensowne jest zaprzeczanie różnicom. Ten spór wewnątrz zachodniego świata jest nieunikniony. Spór jest oczywiście ważny, ale nie najważniejszy. Najważniejsze jest to, czy chcemy zostać razem. Szczególnie tu w Europie, bo Unia Europejska tylko wtedy będzie miała przyszłość, jeśli mimo rosnącego kulturowego wyobcowania potrafimy pozostać razem. Z naszej strony chcemy utrzymać Unię Europejską w całości. Dlatego już wielokrotnie proponowaliśmy Brukseli i Berlinowi tolerancję. Nie oczekujemy, że przyjmą i zatwierdzą na poziomie unijnym węgierską politykę migracyjną, węgierską politykę rodzinną, czy węgierską politykę zagraniczną i narodową, ale oni też nie mogą żądać od nas, abyśmy my przejęli i uczynili swoją ich politykę. Nie ma innego rozwiązania, tylko tolerancja. Tylko w ten sposób znajdziemy wspólną drogę, a przecież Unia też musi iść do przodu, nie do tyłu.
Szanowne Panie, Szanowni Panowie!
Tak więc mają się nasze sprawy zimą 2022 roku, pięćdziesiąt dni przed wyborami. Widzimy, że stawka wyborów jest ogromna, dla Węgrów to być albo nie być. O, jak chciałoby się chociaż raz takich wyborów, których stawką nie byłby nasz byt, ale po prostu wybranie dobrego rządu! Bolesna sprawa, ale teraz to niemożliwe. Te wybory będą też o tym, że Gyurcsány i Bajnai chcieliby powrócić do władzy. Wczoraj Ferenc Gyurcsány zapowiedział, że są gotowi do powrotu. Jeśli wróci, znów zaciągnie nas tam, gdzie już raz byliśmy i gdzie nie chce trafić ani jedna nasza cząstka.
Przypomnijmy jaki zawód sprawiły mieszkańcom stolicy nowe, lewicowe władze Budapesztu. Po dziewięciu latach spędzonych w opozycji dostali możliwość pokazania, co potrafią. Na dokładkę rząd rozwija stolicę w stopniu przekraczającym możliwości kraju. I co? Chaos, brud, bezdomni i korki, korupcja, niekompetentne kierownictwo, zarozumiałość i lenistwo.
Ludzie Gyurcsánya usiedli w kasie, a Bajnai po cichutku prowadzi system prowizyjny. I wystarczyły do tego dwa spartaczone lata lewicowych rządów. Wszyscy mogą zobaczyć, że oni idą do tyłu, nie do przodu. Oczywiście prawdą jest, że w świetle słońca i przy pomyślnych wiatrach nawet pijany kapitan potrafi sterować okrętem. A przy pogodzie bezwietrznej wystarczy nawet to, że ktoś jest wysoki, szczupły i lubi długo pospać. Ale przy silnym, zmiennym wietrze, kiedy ogłoszono alarm sztormowy, proszę uwierzyć mi, potrzebny jest dobry marynarz. I możliwe, że mamy skórę wysmaganą wiatrem, bruzdy na twarzy, szorstki uścisk dłoni; nasze maniery też nie zawsze nadążają za etykietą dworską, a nasze ruchy nie przypominają gracji tancerza baletowego, ale pływanie jest naszą pasją i niczego nie kochamy tak jak statku, za który jesteśmy odpowiedzialni. Znamy fale i szanujemy morze. Widzieliśmy już ogromne wichury, sterowaliśmy przy silnym wietrze, a co najważniejsze: wiemy, dokąd zamierzamy się udać. O, tu jest przede mną napisane: do przodu, nie do tyłu!
Przyjaciele!
Lewica wciska nam teraz, że ci, którzy dołączają do niej, tak zostawiają za sobą wcześniejsze życie, jak uczniowie Chrystusa zostawili sieci rybackie. Pojawił się kolejny lewicowy kandydat na zbawiciela. Ja pamiętam, podobnie zaczynał Ferenc Gyurcsány. Ale ten nowy kandydat bardziej mi przypomina leczącego przez ekran telewizora hochsztaplera, który obiecuje wyzdrowienie, ale w rzeczywistości chce ci sprzedać w ramach promocji 3 płyty DVD za cenę jednej. A kiedy uwierzyłeś w te wszystkie bzdury, kupiłeś wszystkie produkty, uda się z twoimi pieniędzmi na Bahamy, a ty dalej będziesz chory, z pustą kieszenią i mnóstwem kiczowatych DVD.
Przyjaciele!
Po raz czwarty od roku 2010 próbują nam sprzedać bajkę o zmienionej, odnowionej, zreorganizowanej i zorganizowanej lewicy. Jestem pewien, że żołądki Węgrów nie strawią tego raz jeszcze. Przyznam, że mam nadzieję, iż bez względu na to, jak bardzo nieustępliwi są prowadzący walkę klasową komuniści, jak bardzo rozwinięta jest ich technika klonowania, to jeżeli teraz ich pokonamy, nie będą w stanie wyprodukować tylu miniatur Ferenców, żeby chociaż raz jeszcze mogli stanąć w szranki. Znamy przeciwnika. Spadochroniarzy, których zrzuca do nas wujek Soros powoli znamy po imieniu. Z usług przybywających do nas z Brukseli i działających przeciwko nam najemników też nie korzystają pierwszy raz, ale my wiemy, jak ich przepędzić. A teraz nie musimy zajmować się nimi, czas na nasz obóz. Przyjaciele, jeszcze nigdy nie byliśmy tacy silni, dobrze zorganizowani i nieugięci jak teraz. Podwińmy rękawy i postawmy kropkę nad i. Siodłajcie konie, kampania się rozpoczęła, czas wyruszyć.
Spodziewajcie się nas za pięćdziesiąt dni, przybędziemy z prawej strony! Dobry Bóg jest nad nami wszystkimi, a Węgry ważniejsze niż cokolwiek innego! Naprzód Węgry, naprzód Węgrzy!
mk
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/585970-mocne-przemowienie-orbana-o-agentach-sorosa