Vladislav Surkov, nazywany na Zachodzie nieco na wyrost „ideologiem Kremla”, człowiek, który wymyślił rosyjską „suwerenną demokrację” i przez wiele lat w administracji rosyjskiego prezydenta nadzorował politykę wobec m.in. „republik ludowych” Donbasu napisał bardzo interesujący, zwłaszcza w kontekście obecnej sytuacji, artykuł poświęcony rosyjskiej geopolityce. Proponuje on zrewidowanie tradycyjnego podejścia, w myśl którego myślenie etnosów o przestrzeni własnego państwa, a w konsekwencji podejmowane wysiłki na rzecz jego określonego kształtu terytorialnego są wynikiem głównie czynników natury geograficznej. Nie kwestionując różnic, jakie łatwo dostrzec między „narodami morskimi” a zamieszkującymi bezkresne przestrzenie lądowe Eurazji, uważa on, że na wyobraźnię narodową w równym stopniu co warunki, wpływają doświadczenia historyczne narodów, przebyte traumy i złe lub dobre doświadczenia. Te banalne w gruncie rzeczy obserwacje skłaniają Surkova do podniesienia kwestii Traktatu Brzeskiego z 1918 roku, „bezwstydnego pokoju”, jak umowę między Bolszewikami a Niemcami kończącą dla Rosji I wojnę światową określiła ówczesna, nie zdławiona jeszcze, prasa opozycyjna. Klęska jaką wówczas doznała Rosja „zaprogramowała” myślenie jej ówczesnych elit na temat kształtu własnego państwa. Regulacje przyjęte w Brześciu udało się co prawda bardzo szybko zakwestionować i manu militari ZSRR zdobyło obszary zajmowane wcześniej przez wojska niemieckie, a potem w części polskie, ale to myślenie na temat tego co jest „rosyjskimi obszarami”, jądrem państwowości rosyjskiej zostało przeniesione na poziom niższy, wewnętrznej struktury ZSRR. Elity rosyjskie zgodziły się z ograniczeniem, w ramach państwa komunistycznego, ich obszaru narodowego do wielkości sprzed czasów imperialnych, sprzed nastania Piotra I, a w wielu przypadkach, nawet sprzed czasów Iwana Groźnego. Rozpad ZSRR w 1991 roku nastąpił, jak argumentuje Surkov, „po liniach” narodowych ustalonych w efekcie decyzji podejmowanych przez Rosjan osiemdziesiąt lat wcześniej.
Rozpad Rosji – argumentuje Surkov, - który rozpoczął się w latach 17-18 ubiegłego wieku i wydawał się być zatrzymany przez państwo komunistyczne kosztem kolosalnych ofiar, w rzeczywistości nie ustał. Wielki, potężny Związek Sowiecki okazał się nie fortecą, ale czymś w rodzaju czarnobylskiego sarkofagu, wewnątrz którego trwały reakcje podziału, rozkładu i wyobcowania.
Co dalej pyta rosyjski publicysta, niedwuznacznie sugerując, że wstająca z kolan Rosja Putina winna również zakwestionować negatywną spuściznę Traktatu Brzeskiego z marca 1918 roku? Jest to, w jego opinii tym bardziej uzasadnione, że wówczas Moskwa zrezygnowała z wielu ziem zamieszkałych przez mówiących po rosyjski współziomków, które znalazły się najpierw w republikach związkowych ZSRR, a po 1991 roku w niepodległych państwach. Jak dowodzi Surkov „na jego warunkach (Pokoju Brzeskiego – przyp. MB) Rosja opuściła należące do niej wcześniej rozległe terytoria Państw Bałtyckich, Białorusi i Ukrainy. Granica zachodnia cofnęła się daleko na wschód, popychając kraj w czasy sprzed Piotra, można nawet powiedzieć, przed Romanowów”. W obecnej sytuacji sugestie Surkova trudno traktować w innych kategoriach jak postulowanie nowego programu Imperialnego, kolejnego zbierania ziem ruskich, w wariancie najmniej ambitnym, wysunięcia pretensji terytorialnych wobec Bałtów, Białorusi, Ukrainy, również Kazachstanu.
Niezawisimaja Gazieta, dziennik redagowany przez Konstantina Remczukowa, w czasie poprzednich wyborów w Moskwie stojącego na czele honorowego komitetu wyborczego mera rosyjskiej stolicy Sobianina, wystąpił z otwartą krytyką poglądów wyrażonych przez Surkova, który reprezentuje, jak można przeczytać „wpływową grupę w rosyjskiej elicie władzy, która nie respektuje uznawanych przez społeczność międzynarodową granic i która jest znudzona życiem w nieprawidłowo urządzonym świecie”. Polemikę rozpoczęła redakcja dziennika, jak na rosyjskie warunki dość liberalnego, opowiadającego się za współpracą z Zachodem, choć na własnych warunkach i ostrożnego wobec sojuszu Moskwy z Chinami. Mamy zatem do czynienia z głosem, nie pierwszym zresztą świadczącym o różnicy zdań w rosyjskiej elicie na temat pożądanego kierunku polityki zagranicznej i oceny tego co Rosji udało się osiągnąć w czasie ostatnich 3 miesięcy. Autorzy artykułu redakcyjnego stawiają sprawę jasno – co Rosja mogłaby zyskać, pytają, w wyniku rozpoczęcia wojny z Ukrainą? Miałaby zająć Kijów, zmienić władze, okupować cały kraj? Ale w jaki, sposób zastanawiają się Autorzy Niezawisimej Gaziety, rosyjskie siły poradziłyby sobie ze sprzeciwem samych Ukraińców, milionowymi demonstracjami, partyzantką, oporem?
Jeśli tylko chodzi o przyłączenie samozwańczych republiki Doniecka i Ługańska, to ta akcja nie wymaga takiej ilości sprzętu wojskowego – piszą autorzy artykułu wstępnego - Bo uznanie tych podmiotów to przede wszystkim akt polityczny. Jednocześnie będzie to oznaczać dobrowolną rezygnację Rosji z Porozumień Mińskich, których projekt, jak wiadomo, napisał sam Władimir Putin. Dlaczego mielibyśmy utracić prawomocne rosyjskie stanowisko polityczne, usankcjonowane rezolucją Rady Bezpieczeństwa ONZ?
Wojna z Ukrainą, oznacza, zarówno międzynarodowe sankcje, jak i nieuchronne dalsze obniżenie się poziomu życia Rosjan. Stanie się tak zarówno dlatego, że Rosja będzie izolowana, jak i z wynikać będzie z faktu, że na zdobytą, ale nie ujarzmioną Ukrainę trzeba będzie łożyć niemałe środki. W efekcie, jak argumentuje Niezawisimaja Gazieta, będziemy mieli do czynienia zarówno z dalszą etatyzacją rosyjskiej gospodarki jak i wezwaniami, właśnie po to aby przezwyciężyć trudności jakie będą następstwem wojny, „skupienia się wokół lidera”. Tranzyt władzy zostanie zablokowany, prawa i wolności obywatelskie zamrożone, a polityczne znaczenie rosyjskiego „bloku siłowego” jeszcze wzrośnie. To zresztą, doprowadzenie do takiej ewolucji rosyjskiego systemu politycznego, może być zdaniem dziennikarzy, jednym z głównych motywów „partii wojny” w obozie rosyjskiej władzy.
Dziennik porównuje Surkova, co swoją drogą w Rosji jest niezwykle ostrą krytyką, do zwolenników zbudowania islamskiego kalifatu. Oni również kierowali się „prawidłową” w swym mniemaniu ideologią, dążeniem do zastąpienia starego zgniłego porządku, nowym, opartym na wartościach.
Publikacja tekstu Surkowa – argumentują - jest ważna jako ilustracja niepodważalnego faktu, że w Rosji istnieją pewne wpływowe „grupy interesów”, których interesy mogą być sprzeczne z narodowymi interesami Rosji jako państwa. I narodu rosyjskiego jako całości. Te grupy interesu bojowników przeciwko „obscenicznemu światu” najprawdopodobniej należą do rodzaju fanatyków, dla których subiektywna idealistyczna wartość ich własnych poglądów na temat prawidłowego porządku świata zawsze przeważa nad względami dobra ludzi.
W charakterze memento redakcja Niezawisimej Gaziety przywołuje doświadczenia rosyjskiej rewolucji, która również została poprzedzona wojną imperialistyczną, ale ta przekształciła się w wojnę domową, w której po jednej ze stron, jak piszą dziennikarze, znaleźli się podobni fanatycy, zwalczający religię prawosławną, niszczący cerkwie i ikony w imię nowego, lepszego, porządku.
Ton tej polemiki, jak na rosyjskie standardy, uznać należy za niesłychanie emocjonalny. To zresztą nie pierwsze wystąpienie o podobnych charakterze. Opisywane już przeze mnie stanowisko generała Leonida Iwaszowa, stojącego na czele związku emerytowanych oficerów utrzymane jest w podobnym duchu. Padają w nim określenia, iż Putin rozpoczynając wojnę o Ukrainę w efekcie doprowadzi do zguby Rosji, nowej Smuty, rozczłonkowania państwa. Poglądom tym przeciwstawia się niemała grupa publicystów i ekspertów argumentujących, że Rosja „nie ma innego wyjścia” i musi dążyć do rozszerzania swej strefy wpływów, w ten bowiem sposób wyzyskuje „okienko możliwości” i potwierdza swój mocarstwowy status. Paradoksalnie obydwa te, na pierwszy rzut oka wykluczające się stanowiska, jedno łączy. Otóż zarówno zwolennicy rosyjskiej ekspansji, polityki neoimperialnej, jak i jej przeciwnicy, zdają się być przekonani, iż Rosja ma przed sobą kilka lat bo najpóźniej po roku 2030 i tak pogrąży się w wewnętrznych problemach. Stanie się tak zarówno w efekcie nieuchronnego tranzytu władzy, w związku z starzeniem się obecnej elity, jak i nieodwracalnych procesów gospodarczych w skali światowej. Rosja nie jest w stanie nadążyć za szybko jej uciekającymi państwami nadającymi ton rozwojowi świata, a zmiany w zakresie polityki klimatycznej i energetycznej, jeszcze ten dystans powiększą. Zwolennicy odbudowy Imperium i rosyjskiej strefy wpływów, w rodzaju Surkova i umownej „partii wojny” uważają, że właśnie z tego powodu Moskwa musi energicznie dążyć do „uporządkowanie” swej przestrzeni, czyli odtworzenia strefy buforowej. Przeciwnicy tego poglądy, do których należy redakcja Niezawisimej Gaziety i patronujące jej kręgi w rosyjskim obozie władzy są najwyraźniej zdania, że właśnie z powodu zbliżających się trudności, dziś Rosja nie może sobie pozwolić na agresywną politykę i raczej winna stawiać na współpracę. Ich zdaniem agresja nie przyniesie oczekiwanych efektów, wręcz przyspieszy niekorzystne trendy. Od tego kto wygra w tej wewnątrzrosyjskiej debacie, czy będzie to umowna „partia wojny” czy jej przeciwnicy zależy kształt europejskiej polityki najbliższego dziesięciolecia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/585872-w-rosji-partia-wojny-kontra-zwolennicy-pokoju