Wyznaczona data - 16 lutego 2022 roku, 2 w nocy czasu polskiego - za nami. Rosjanie nie uderzyli na Ukrainę. Wciąż nie wiadomo, czy zgromadzone wzdłuż ukraińskich granic wojska - według Amerykanów 150 tys. żołnierzy - wracają do swoich baz, czy też pozostaną, by dalej straszyć Kijów i cały zachód. Jedno jest pewne: Amerykanie rozegrali tę partię koncertowo, i spektakularnie „upupili” władców na Kremlu. Można nawet powiedzieć, że ich ośmieszyli.
Wczoraj wieczorem o 21.30 czasu polskiego prezydent USA Joe Biden raz jeszcze zabrał głos, wyraźnie ostrzegając Rosję przed działaniami militarnymi. Kilkukrotnie groził bardzo bolesnymi sankcjami:
Jeśli Rosja przeciwstawi się podstawowym zasadom, zmobilizujemy wszystkich sojuszników do odpowiedzi na ten atak. Mamy w zanadrzu pakiet długoterminowych sankcji, których nie użyto nawet w czasie aneksji Krymu.
Nie miejsce cienia wątpliwości. Jeżeli Rosja zdecyduje się uderzyć na Ukrainę, reakcja świata będzie zdecydowana. Musimy walczyć o przyszłość świata.
Biden mówił to w chwili, gdy napięcie powoli spadało. Co więcej, byłoby dziwne, gdyby Moskwa uderzyła w chwili wskazanej przez Waszyngton; w ten sposób pozbywałaby się przecież jakiegokolwiek elementu zaskoczenia. A jednak Amerykanie podkręcali temperaturę, także poprzez inne działania, w tym ewakuację ambasady z Kijowa do Lwowa. Amerykanie zagrali odważnie i pomysłowo. Zamiast drżeć przy każdym wiście Putina, zamiast - tak jak większość przywódców europejskich - pielgrzymować z błagalnymi prośbami o „danie szansy dyplomacji”, powiedzieli: no dobra, jak konfrontacja, to konfrontacja. Złamali drabinę eskalacji Putina, sami decydując się na eskalację - na swoich warunkach, w tempie, które uznali za stosowne. Byli zawsze o krok przed przeciwnikiem. Wybili Putinowi z ręki jego najgroźniejszą broń, czyli zdolność zastraszania świata. Pokazali także - to ważny element - pełne panowanie w sferze wywiadowczej.
Polska rozegrała swoją partię doskonale. Prezydent Andrzej Duda uczestniczył w rozmowach na najwyższym szczeblu, minister Rau bardzo dobrze rozegrał niezwykle trudną partię w Moskwie, a zachodnie media dostrzegły, że nie jesteśmy „rusofobami”, ale po prostu realistami. Pozycja Polski jako strategicznego sojusznika Ameryki została mocno potwierdzona. Co ważne, stało się jasne, że jest to sojusz mocno wykraczający poza logikę sporów politycznych, sojusz wyrastający z obiektywnych interesów obu państw. A takie sojusze są najtrwalsze. Wreszcie, głębokie i serdeczne porozumienie rosyjsko-niemieckie stało się widoczne dla całego świata. Niemcy nie będą już mogły tak sprawnie i skutecznie udawać, że są lojalnym członkiem zachodu, jednocześnie wspierając Moskwę. Będą musiały coś wybrać.
Nie wiemy, czy to już koniec tej wielkiej gry. Nie wiemy też, czy Rosja nie wyjdzie mimo wszystko z tej rozgrywki z potężnymi łupami. Jak dotąd jednak, sprawy nie wyglądają źle. Nie możemy jednak zapominać o najważniejszym wniosku: żyjemy na wulkanie, i Rosja będzie w przyszłości wracała do strategii eskalacji nie raz i nie dwa. I Polska, i Ukraina, muszą mieć armie zdolne do odstraszenia przeciwnika. Bo choć tym razem Ameryka zdała egzamin, to nie ma pewności, że w przyszłości zachowa się tak samo.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/585773-amerykanie-spektakularnie-i-koncertowo-upupili-putina