Brytyjski premier i jego pracownicy hucznie imprezowali na Downing Street, gdy w kraju obowiązywał surowy lockdown. Przeciwnicy Borisa Johnsona mówią o „thatcherowskim momencie” i przewidują jego upadek. On sam jest pewien, że i ten kryzys uda mu się przezwyciężyć. I może mieć rację.
Brytyjski premier Boris Johnson posiada – jeśli wierzyć mediom nad Tamizą – wiele talentów. To m.in. umiejętność stworzenia czegoś z niczego – jak 87-mandatową większość w wyborach do Izby Gmin z 2019 r. po dymisji Theresy May, które powinny być dla torysów przegrane, udana akcja szczepionkowa w szczycie pandemii COVID-19 czy błyskawiczny brexit po latach bezowocnych negocjacji między Londynem a Brukselą. Ale Johnson ma także inną zdolność, potrafi zręcznie się wykręcić z odpowiedzialności za własne błędy.
Wielokrotnie popełniał gafy, za każdym razem uważano, że to koniec jego kariery, a on się z tych kłopotów wydostawał niczym wielki Houdini…
Szanowny Czytelniku, możesz przeczytać cały artykuł PREMIUM - wystarczy, że dołączysz do subskrybentów Sieci Przyjaciół.
Jeżeli masz wykupiony dostęp do Sieci Przyjaciół zaloguj się na swoje Konto Czytelnika
Wybierz subskrypcję:
Wybierz cyfrową prenumeratę tygodnika Sieci, a dodatkowo otrzymasz dostęp do magazynu wSieci Historii i do artykułów Premium na portalu wPolityce.pl.

Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/swiat/584064-niczym-wielki-houdini-wykrecic-sie-z-odpowiedzialnosci
Komentarze do tej publikacji PREMIUM
są dostępne tylko dla subskrybentów Sieci Przyjaciół.
Aby przeczytać komentarze lub dodać własny zaloguj się na swoje Konto Czytelnika i dołącz do subskrybentów Sieci Przyjaciół
Wybierz subskrypcję: